- Dziś być może w końcu przestaniemy się bać – szepnęła, przenosząc wzrok na Artura, który pogrążony był w śnie.
***
Albus Dumbledore w zamyśleniu przeczesywał dłonią swoją długą, szorstką, śnieżnobiałą brodę. Nie miał nawet bladego pojęcia, że od ponad dwudziestu minut zamiast spać, gapi się w okno w kierunku, w którym, gdzieś za tymi lasami znajdował się Hogwart. Powinien przekręcać się dopiero na drugi bok, by oszczędzić jak najwięcej sił, ale nadzwyczajnie w świecie się bał. Prowadził ludzi na wojnę, wiedząc doskonale, jakie mogą ponieść straty. Był w pozycji patowej. Westchnął ciężko i otarł dłonią czoło, na którym widniało wiele zmarszczek, po czym zwrócił się do Faweksa:
- Dziś, mój drogi, będziemy musieli poświecić zbyt wiele.
***
Artur wyczuł niepokój żony, więc udawał, że śpi. Wyczuł jej ciepłą, delikatną, ale i spracowaną dłoń na swoim policzku, ale nawet nie drgnął. Bał się, że gdy tylko otworzy oczy, będąc z nią sam na sam, wywiąże się rozmowa, której nie zniesie. Podczas, której się rozklei. Zacisnął mocniej powieki i spróbował odwieźć od siebie świadomość, tego, co nieuniknione. Jednak to nie było możliwe. Dręczony przez wszelakie wizje, po wielu próbach ponownego zaśnięcia otworzył oczy natrafiając od razu na tęczówki swej małżonki.
- Arturze obudziłam cię?
- Ależ nie. Chyba jak każdy w tym miejscu, nie mogę spać – westchnął i objął Molly. – Dziś raczej nikt spokojnie już nie śpi.
***
Minerwa trzęsącymi dłońmi upinała włosy w ciasny kok, by elegancko zmieścił się pod kapeluszem. Spinka, co chwila wypadała jej z rąk. Kosmyki niesfornie nie chciały się jej podporządkować, a to wszystko przez nerwy, które tego ranka wręcz rozszarpywały ją od środka. Jej wąskie, ściśnięte usta, były dziś jeszcze węższe i jbardziej ściśnięte, a surowy wyraz twarzy, jeszcze surowszy. To wszystko by zatuszować stres. Niepotrzebnie. Oczy zdradzały wszystko. Widać w nich było niepokój. Odzwierciedlały jej emocje niczym lustro. Gdy uporała się z fryzurą, wygładziła szatę i skinęła do swojego odbicia.
- Byle tylko Merlin miał nas w swojej opiece.
***
Harry nieprzytomnie wpatrywał się w sufit, wsłuchując się w nerwowe postukiwanie stopy Rona o brzeg szafki, co o dziwo nie zirytowało go do tej pory. Nie było czasu na kłótnie o byle głupoty. Przetarł oczy i założył na czubek nosa swoje okulary, by lepiej ujrzeć płaty odchodzącej zielonej farby ze ścian. Mógłby to naprawić jednym zaklęciem, ale czy miało to już znaczenie? Pokręcił głową i przewrócił się na lewy bok, by widzieć przyjaciela, który tak samo jak on przeżywał to, co miało dziś nastąpić. Może nawet i bardziej. Nagle poczuł paraliżujący ból blizny. Zacisnął mocno dłonie na pościeli, a jego ciało oblał zimny pot. Wszystko zniknęło w ułamku sekundy. Ron nawet tego nie zauważył, był zbyt pochłonięty własnymi zmartwieniami.
***
Ginny przyjrzała się bliżej swojej różdżce. Ostrożnie przejechała palcem po kawałku drewienka, w którym drzemała wielka moc. Nie wyczuła żadnej nierówności. Uniosła przedmiot na wysokość swoich oczu, skupiła na nim całą swoją uwagę. Wydało jej się dziwne, że od tej mało imponującej, przynajmniej z wyglądu zewnętrznego, rzeczy ma zależeć życie jej i innych. Westchnęła ze zrezygnowania i odłożyła różdżkę na szafkę obok łóżka, po czym wygramoliła się z niego i z nerwowym bólem brzucha poczłapała do łazienki.
***
Puchaty kot przemknął przez korytarz w kierunku schodów, prowadzących na wyższe piętra. Poruszał się niczym drapieżnik… cicho i niezauważalnie. Sierść jeżyła się na grzbiecie zwierzęcia ilekroć, usłyszał jakikolwiek dźwięk. Dało się wyczuć w jego zachowaniu coś dziwnego. Napięcie, emocje, coś na kształt zdenerwowania. Zwierzę zatrzymało się u szczytu schodów, by znów stać się człowiekiem. Laurencja dumnie przemaszerowała na szczyt wieży, skąd miała doskonały widok na las. Usiadła na murku i opanowując drżenie rąk oraz zbyt szybkie bicie serca uniosła oczy ku niebu, chcąc ujrzeć, choć przez chwilę, wśród tych szarych chmur, choć odrobinkę słońca.
***
Hermiona po raz kolejny przewróciła się na drugi bok, zaplątując się tym samym w kołdrę. Nie mogła spać. Ba, całą noc przeleżała z otwartymi oczami próbując opanować burzę myśli w swojej głowie, która nie pozwalała jej zmrużyć oka ani na chwilkę. Jej myśli przeskakiwały między wojną, a Severusem. I o ile te dotyczące mężczyzny były przyjemne i powodowały uśmiech na jej twarzy, te pierwsze szybko niszczyły jej humor. Otarła dłonią spocone czoło i wyplątała się z sideł kołdry. Wczoraj tyle rzeczy się zmieniło, że aż nie mogła w to uwierzyć. Wszystko było zbyt piękne, aby było prawdziwe. Zwłaszcza to, co zaszło wieczorem między nią, a Mistrzem Eliksirów. Dalej nie miała pojęcia, co o tym sądzić i o ile wczoraj była zadowolona z całego zajścia, noc sprawiła, że wiele przemyślała i nie wszystko było już tak jasne jak wtedy. Obawiała się, że ich stosunki powrócą do normalnego stanu. Bała się, że znów będzie ją traktował jak gówniarę, sarkastycznie i z wyższością. Z drugiej strony przecież to w nim lubiła. Tą pewność siebie, ironiczność jego każdej wypowiedzi, cyniczny uśmiech i spokój. Brak jakichkolwiek emocji na jego twarzy. Nie chciała, aby stał się kimś innym, bo straciłby to, co ją tak do niego przyciągało. Zwlokła się z łóżka, przebrała się w wygodne ciuchy i pełna niepokoju zeszła na dół Kwatery.
***
Severus dotknął pierścienia, a przez jego ciało przeszedł dreszcz. Zielony smok błysnął niebezpiecznie. Dzisiejszej nocy znów dręczył go koszmar Salazara. Zmarszczył brwi i przeszedł na drugą stronę pokoju, co wymagało od niego dwóch kroków, po czym zasunął zasłony, by nie musieć patrzeć na ten nędzny krajobraz. Sięgnął po surdut i założył go na siebie starannie dopinając każdy guzik. Pogładził materiał ręką i w szybkim tempie zszedł na dół, gdzie zebrało się już sporo osób. Westchnął z irytacją, widząc ten strach na twarzy każdego z osobna. Zacisnął pięści i przeszedł przez tłum w stronę Dumbledore’a, który stał na końcu sali, rozmawiając o czymś z Minerwą.
- O witaj Severusie, jak minęła ci noc? – spytał starzec, psując czarnookiemu czarodziejowi tym samym cały dzień.
- Byłoby świetnie, gdyby nie banda idiotów, którzy chodzili w tę i z powrotem przez całą noc – mruknął i z beznamiętnym wyrazem na twarzy powiódł wzrokiem po zebranych, którzy nerwowo przytupywali, rozglądali się w około, niczym spłoszona zwierzyna.
- Przed tak wielkim dniem nic dziwnego w tym, że niektórych poniosły emocje. Ciemność wyprawia z naszym umysłem dziwne rzeczy. W nocy wszystko wydaje się być straszniejsze, a najbardziej to, czego się boimy.
- Przed tak wielkim dniem, wszyscy powinni być wyspani i wypoczęci, a nie ledwo żywi – warknął. – Narażają innych na niebezpieczeństwo. Brak im trzeźwości umysłu i…
- Stają przed taką sytuacją po raz pierwszy Severusie – rzekł pogodnie Albus, spoglądając na swojego podwładnego, który tylko przewrócił oczami i mruknął coś pod nosem.
- Tym bardziej powinni być wypoczęci – odwrócił się plecami do zebranych i zniżył głos. – Wiesz, jakie mamy szanse z tą bandą zombie?
- Wystarczające by wygrać…
- A w krasnoludki też wierzysz?– prychnął i pociągnął Albusa na stronę – To nie jest zabawa i choć dałbym wszystko byle nie widzieć ich gęb po raz kolejny w moim życiu, nie mam zamiaru patrzeć jak umierają z rąk Śmierciożerców!
- Jesteś pesymistą Severusie?
- Wolę określenie „ lepiej doinformowany optymista”– uśmiechnął się ironicznie. – A z moich informacji, które pozwoliłem sobie zebrać, wynika, że wszyscy zebrani w tym cholernym miejscu pójdą na pierwszy ogień choćbyś nie wiem jak bardzo się starałby ich uratować.
Pogodny wyraz twarzy Albusa Dumbledore’a gdzieś się ulotnił. Smutek zastąpił jego miejsce. Błękitne tęczówki poszarzały, a iskierki radości, które zazwyczaj tańczyły w jego oczach, zaczęły powoli gasnąć.
- Masz rację Severusie, jednak, co nam pozostało?
Mistrz Eliksirów mocniej zacisnął szczęki, dając za wygraną.
- Będę robił to, co zwykle – rzekł oddalając się.
- Co takiego chłopcze?
- Chronił tych kretynów – mruknął i opuścił salę.
***
- Granger, myślałem, że choć ty miałaś na tyle rozumu, by przespać całą noc – warknął, gdy dołączyła do niego przed Kwaterą, gdzie mieli się zebrać by wysłuchać rozkazów i podzielić się na grupy.
- Wybacz, ale nie jestem wojowniczką z doświadczeniem – mruknęła.
- Nie pamiętam, abyśmy przeszli na „ty” – uniósł jedną brew i spojrzał na nią.
- Bo nie przeszliśmy… myślałam tylko, że skoro…
- To źle myślałaś – podniósł się z ławki, by rozprostować kości. Hermiona skuliła się na ławce i owinęła szczelniej czerwonym swetrem, który dostała na któreś święta od mamy Rona. Dupek z lochów powrócił.
- Czemu taki jesteś? – spytała, obserwując jak ciało mężczyzny spina się po usłyszeniu tych słów.
- Granger to nie cholerny melodramat, żebyśmy prowadzili rozmowy o własnych osobowościach i opowiadali sobie nawzajem ckliwe historyjki – wycedził. – Nie zniżajmy się do tego poziomu.
- My? – zapytała zaskoczona.
- Przejęzyczenie– mruknął i sprawdził czy jego różdżka znajduje się we właściwym miejscu.
- Uważasz, że jestem inteligentna? – zapytała, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Czarodziej przewrócił oczami.
- Doszukujesz się.
- Nie… właśnie, że nie – wstała z ławki z wyrazem triumfu na twarzy. – Gdybyś tak nie uważał nie powiedziałbyś, żebym nie zniżała się do niższego poziomu, bo przecież to byłoby niemożliwe – uniosła palec ku górze. – Więc, uważasz, że jestem mądra – prawie, aż pisnęła z radości nad tym, co wydedukowała. Severus pokręcił głową.
- Świetnie Granger, dedukcja godna samej Minerwy, a teraz, gdy już skończyłaś zachwycać się nad swoim ulotnym zapewne geniuszem idź naciesz się czasem ze swoją Dwójcą Świętą.
Dziewczyna spochmurniała.
- Mogę ich już nie zobaczyć.. – rzekła smutno, na co Snape prychnął.
- Nie liczyłbym na to. Potter swoją głupotę nadrabia szczęściem, a Weasley… - machnął ręką – to Weasley, a ich świat nie potrafi się pozbyć – skrzyżował dłonie na piersiach i przyjrzał się jej uważnie – Zresztą zaświaty mnie nienawidzą. Będą chcieli bym do końca swojego życia istniał ze świadomością, że gdzieś niedaleko mieszka Potter i Weasley.
Gryfonka roześmiała się przez łzy, a przez twarz mężczyzny przebiegł cień smutku.
- Uciekaj już stąd – skinął głową w kierunku kwatery. – Chce zostać sam.
Hermiona powoli skinęła głową i odeszła w stronę budynku. Zanim jednak pchnęła drzwi, odwróciła się za siebie i jeszcze raz przyjrzała się dokładnie samotnej, smukłej postaci, ubranej w czerń, która wpatrywała się wprost przed siebie, nie zważając na to, co działo się dookoła. Uśmiechnęła się smutno i pchnęła drzwi, a gwar rozmów i podniecenia przed bitwą, otulił ją niczym kołderka.