niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 4 " Będziesz chronił panny Granger do końca wojny"



- Jak to możliwe? – zapytał Artur, który zbladł tak samo jak jego żona. Rękami, które trzęsły mu się jak u staruszka, delikatnie gładził plecy Molly. Hermiona spojrzała na Dumbledore’a, chcąc wyczytać z jego twarzy, jakiś znak, że nie wszystko jeszcze stracone. Mimo to nic takiego nie ujrzała. Błękitne oczy dyrektora wyraźnie utraciły swój blask, przybierając matowy kolor.


- Severusie? – Albus spojrzał na mężczyznę, który jako jedyny wydawał się być obojętny na to, co przed chwilą oznajmił. Dyrektor dał mu znak by wyjaśnił wszystkim atak na Ministerstwo Magii.

- Czarny Pan planował to od miesięcy, ale dopiero teraz zdobył się na odwagę by wcielić swój plan w życie. Osiągnął siłę i sprzymierzeńców, których my nie braliśmy pod uwagę – rzekł przyglądając się każdemu z osobna swoimi czarnymi oczami. Gdy jego oczy natknęły się na brązowe tęczówki Gryfonki, dziewczynie wydało się, że ujrzała w nich błysk rozbawienia, ale niedługo potem znów stały się nieodgadnione. – mianowicie mowa tu o goblinach.

- Często dochodziło między nimi, a czarodziejami do sporów. Chciały wziąć udział w Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, ale ich wyrzucono… - rzekła Hermiona, nie mogąc się powstrzymać od komentarza. Gdy Snape spiorunował ją wzrokiem, skuliła się na krześle i wbiła wzrok w blat stołu, nie potrafiąc spojrzeć mu w twarz.

- Cóż w takim razie może chodząca encyklopedia powie nam, co planuje Czarny Pan, jeśli tak bardzo rwie się do odpowiedzi!? – rzekł i uśmiechnął się ironicznie.

- Przepraszam – szepnęła, czując na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych.

- Gobliny już dawno chciały się nam odgryźć za ten incydent, o którym wspomniała Granger, a Czarny Pan to wykorzystał. Każdy czarodziej ma skrytkę w ich banku, dzięki czemu mogą łatwo nami manipulować. To właśnie one zapewniły, że mogliśmy wejść do Ministerstwa bez problemu.. później też nie było ciężko. Korneliusz Knot zgodził się na współpracę z Czarnym Panem w ten sam sposób oddając stanowisko Rookwoodowi. Teraz on jest Ministrem.


Gdy spokojny i lodowaty głos Snape’a umilkł, nikt nie miał ochoty zabrać głosu w dyskusji. Pierwszy odezwał się Dumbledore, zwracając się do rudowłosej kobiety.
- Molly zabierz wszystkich na obiad. My z Severusem dołączymy nieco później.
Pani Weasley chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała widząc stanowczy wzrok dyrektora, w którym nie było ani krzty dobroduszności. Kuchnia powoli zaczęła się wyludniać, a towarzyszyły przy tym szmery niezadowolenia i oburzenia. Ron i Harry byli najbardziej niezadowoleni.
- Czy nie uważacie, że jako prawowici członkowie Zakonu powinniśmy wiedzieć coś więcej?- wykrztusił rudzielec, gdy tylko znaleźli się na dworze, gdzie Remus i Tonks pomagali Pani Weasley układać stoliki, przy których mogliby zjeść posiłek.
- Widocznie Dumbleodre ma powody – Hermiona uchyliła się lekko, gdy jeden ze stołów przeleciał jej niebezpiecznie tuż nad głową. – Pamiętacie jak w piątej klasie Ministerstwo przysłało nam Umbridge? – chłopcy przytaknęli i zajęli miejsce obok Freda i Billa, którzy kłócili się o to, który smak fasolek jest najobrzydliwszy.
- Kto by nie pamiętał tej różowej ropuchy.
- Wydaje mi się, że tym razem też będą chcieli mieć kogoś w Hogwarcie. Może nawet usuną Dumbledore’a – rzekła, a Pani Weasley, gdy to usłyszała wylała całą zawartości miski z zupą na głowę męża.
- Przepraszam Arturze. – rzekła i opadła na jedno z krzeseł, gdy już wszystkie potrawy wylądowały bezpiecznie na stole, a Pan Weasley jednym zaklęciem oczyścił się z warzyw, które pozostały na jego ubraniu. – Hermiono, uważam, że jest za wcześnie by wyciągać takie wnioski – rzekła sucho. – Jedzcie moi drodzy – matka Rona uśmiechnęła się sztucznie, co mogło jedynie oznaczać, że jest z nią bardzo źle.



Severus zatrzymał się przy oknie i jednym spojrzeniem omiótł całą tą hołotę, z którą musiał pracować. Rodzinna atmosfera, uśmieszki, żarciki, aż go mdliło od takiego zachowania. Wojna zbliżała się wielkimi krokami, a oni obżerali się w najlepsze, jakby w ogóle ich nie interesowało, co się dzieje, w miejscu zupełnie innymi niż ich własny talerz. Nie wiedział ile czasu gapił się na członków Zakonu w najlepsze biesiadujących, ale z rozmyślań wyrwał go dopiero szelest papierków po cukierkach. Odwrócił się w stronę Dumbledore’a unosząc ku górze jedną brew, co nadawało jego twarzy ironicznego wyglądu.

- Dropsa? Ostatnio odkryłem nowy smak są…

- Nie mam czasu na rozmowy o twoich cukierkowych upodobaniach Albusie – rzekł chłodno i usiadł na jednym z krzeseł odgarniając do tyłu czarną pelerynę. – Obaj wiemy, że Ministerstwo przyśle kogoś na twój stołek. Obaj wiemy, że wszystkie dzieci, których rodzice są mugolami są w wielkim niebezpieczeństwie. Obaj…

- Wiemy, że Hogwart przestał być najbezpieczniejszym miejscem – czarodziej skinął głową, zgarbił się i posmutniał. – Czasy, których tak bardzo się obawiałem nadeszły zbyt szybko, ale jesteśmy na tyle silni by z tym walczyć. Ochronimy naszą szkołę, bo to nie są jedynie mury, ale dla niektórych to dom, za który trzeba walczyć.

- Jeśli nie poddasz się bez walki zabiją cię – rzekł sucho z grymasem czegoś, co wprawnemu obserwatorowi mogło wydać się strachem.

- Moje życie nie jest warte więcej niż życie dzieci z nie magicznych rodzin.



Dumbledore wstał i ruszył w kierunku drzwi, dając znak Mistrzowi Eliksirów by do niego dołączył. Gdy wyszli na świeże powietrze poczuli zapach pieczonego kurczaka, mimo to nie dołączyli do członków Zakonu, ale zatrzymali się w bezpiecznej odległości, tak aby nikt nie mógł ich usłyszeć. Pogrążyli się w rozmowie, a ich szaty powiewały na wietrze trzepocząc przy tym hałaśliwie. Hermiona spojrzała na te postacie i poczuła ukłucie żalu. Nie wiedziała, dlaczego właśnie takie odczucia wywołał u niej ten widok. Być może echo zbliżającej się wojny, coraz bardziej ją przygnębiało i coraz bardziej dawało do zrozumienia, że może nie ujrzeć już nigdy więcej niektórych osób. Chęć na posiłek gdzieś wyparowała, odłożyła sztućce i już chciała odejść od stołu, gdy silna dłoń Minerwy odwiodła ją od tego pomysłu. Spojrzała na swoją opiekunkę ze zdziwieniem.



- Powinnyśmy porozmawiać z profesorem Snape’m o twoich praktykach – uśmiechnęła się miło i chwyciła dziewczynę za ramię, krocząc pewnie w kierunku Mistrza Eliksirów. Minęły Dumbledore’a, który mrugnął do nich okiem i odszedł wesoły do stołu, gdzie Molly od razu wpakowała mu na talerz największą porcję.

- Severusie… - mężczyzna odwrócił się w ich kierunku i obrzucił je przenikliwym i nieprzyjemnym spojrzeniem, pod którym Gryfonce ugięły się nogi. Jednak Snape szybko stracił ochotę na mierzenie ich wzrokiem i skierował swoje czarne jak węgle oczy, w stronę słońca chylącego się ku zachodowi. – Panna Granger chce brać udział w dodatkowych lekcjach eliksirów.

- Tak? – przeciągnął słowo leniwie, sarkastycznie się uśmiechając. – Powodzenia – warknął i chciał już się ulotnić, ale Minerwa złapała go za skrawek szaty.

- Nie bądź niepoważny Severusie. Właśnie chciałam ci oświadczyć, że najlepsza uczennica w Hogwarcie chce się u ciebie uczyć.

- A ja właśnie chciałem zareklamować oświadczyć, że nie jestem tym zainteresowany – warknął i zgromił ją swoim firmowym wzrokiem, który jednak na McGonagall nie zrobił największego wrażenia. – Zresztą Panna- Wiem- To – Wszystko nie spełnia wymogów. Szkooodaaa… – wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu i szczelniej otulił się czarną szatą, co jeszcze bardziej upodobniło go do nietoperza. Hermiona wciągnęła głęboko powietrze, czując się jak idiotka.

- Pozwól, że ci przypomnę, że paru Ślizgonów w twojej grupie również ich nie spełnia – Minerwa nie dawała za wygraną.

- Nie wydaje mi się, ale chyba bliżej się temu przyjrzę – przewrócił oczami. – Jeśli to wszystko, chciałbym w spokoju wrócić do lochów i ponarzekać na kretynów z Gryffindoru.

- Sam przyznałeś, że Hermiona ma zdolności do twojej dziedziny – szepnęła, a Gryfonka spłonęła rumieńcem. Czyżby sam Postrach Hogwartu przyznał, że ktoś jest dobry w Eliksirach? Świat się kończy.

- Musiałaś mnie z kimś pomylić – warknął i obrzucił dziewczynę zawistnym wzrokiem, jakby to ona wypowiedziała te słowa.

- Z nikim innym nie popijam Ognistej Whisky – Minerwa zachichotała, a Snape wyglądał, jakby właśnie miał zamiar potraktować ją jedną z najokrutniejszych klątw, jakie miał w zanadrzu.

- Popijasz? Chyba chciałaś powiedzieć „ wysysam”. Jeszcze parę twoich odwiedzin, a zbankrutuje – uśmiechnął się cierpko, ale Minerwa nie była wcale poruszona tym, co przed chwilą padło z jego ust. Wręcz przeciwnie wiedziała, że Severusa można wyprowadzić z równowagi jedynie samemu jej nie tracąc.

- To nie ma nic do rzeczy. Jeśli dalej chcesz ciągnąć tą dyskusję na poziomie pięciolatka to bardzo proszę, ale wiadomo, że i tak stanie na moim. Znajdź lepiej dla Panny Granger miejsce w swoim kalendarzu – zaśmiała się i zaczęła oddalać się od tykającego niczym bomba zegarowa Snape’a. Hermiona kierowana rozsądkiem zrobiła to samo, a gdy już obie zasiadły za stołem usłyszały z oddali.

- Obie macie nie po kolei w głowie- krzyknął. – Moja odpowiedź brzmi: NIE! I jej nie zmienię choćby nawet sam Neville zdołał przygotować Eliksir Wielosokowy nie wysadzając w powietrze ani jednego kociołka! – zacisnął dłonie w pięści, a po jego twarzy przemknął grymas bólu. Po chwili już go nie było. Aportował się do Hogwartu.


Severus oparł się o stolik i wciągnął jednym haustem malinowy zapach jednego z eliksirów, nad którym właśnie pracował. Ból pleców dawał mu się już we znaki, jednak czas gonił go niemiłosiernie, kupka z listami mikstur na jego biurku powiększała się coraz szybciej, a nienormalny dropsoholik żądał coraz więcej i więcej, cięgle wypychając swoje policzki słodkimi cukierkami. Snape wzdrygnął się na samą myśl, dławiącego się słodkościami Dumbledore’a, a niezdrowy uśmiech pojawił się na jego twarzy. Zerknął na klepsydrę i nastawił stoper, by dokładnie za trzy godziny dodać następny składnik, jakimi były skrzydełka ważki. Pozostawił salę z gotującymi się kociołkami i wpadł do swoich komnat, by choć na chwilę złapać oddech. W tym samym momencie, którym ułożył się w fotelu w jego prywatnych komnatach pojawił się dyrektor, z tym głupim wyrazem twarzy, który poniektórzy nazywają uśmiechem. Gdy postać Dumbledore’a zmaterializowała się przed Severusem ten omal nie upuścił sobie na głowę wielkiego tomu Eliksirów dla Zaawansowanych, który przywołał zaklęciem z biblioteczki. Wymamrotał pod nosem parę siarczystych przekleństw, ale Albus wydawał się być tym niewzruszony.

- Nie będę proponował Ci dropsa... – zapewnił i poczęstował się ciastkiem, które Snape specjalnie zostawił sobie na wieczór. – Masz więcej? – kolejna fala przekleństw też nie oburzyła staruszka, a wręcz rozbawiła. - Nie denerwuj się tak bo nie dożyjesz starości… - zaśmiał się – Słyszałem waszą rozmowę o praktykach panny Granger.

- Temat skończony. Panna-Chcę- Brać- Udział- W- Każdych- Dodatkowych- Zajęciach będzie musiała przeżyć bez dodatkowych eliksirów – warknął.

- A to zabawne.. pamiętam jak dziś, jak błagałeś Slughorna by zapoznał cię z ówczesnym Mistrzem Eliksirów. Czemu nie chcesz podzielić się wiedzą z osobą, która jej pragnie?

- Dumbledore czy te cukierki totalnie zamroczyły ci mózg? Granger przewyższa inteligencją Wesleya, ale to nie oznacza, że się do tego nadaje. Swoją drogą, każdy w tej szkole przewyższa inteligencją Wesleya – mruknął.

- Z tego, co wiem panna Granger jest jednym z niewielu uczniów, którzy mówią o tobie z szacunkiem.

- Bo się rozpłaczę – rzekł beznamiętnie i przewertował książkę, chcąc odpędzić tym sposobem nawiedzonego staruszka.

- Uznaj to, jako moją prośbę.

- Co?!

- Panna Granger jest najmądrzejszą uczennicą od czasu Roweny Ravenclaw . Ma niezwykłą moc, inteligencję, czyste serce i jest dobrym człowiekiem. Jest mi bardzo bliska Severusie. Może dlatego, że tak bardzo przypomina mi moją siostrę – staruszek zamyślił się na chwilę, a po chwili znów podjął temat. – Wojna to okropna rzecz i boję się, że taka osóbka jak Hermiona Granger może sobie nie poradzić. Jest delikatna i nigdy nie zaznała czegoś tak brutalnego. Łatwo ją skrzywdzić, a mi zależy by była bezpieczna, zwłaszcza wtedy, gdy mnie zabraknie.


Severus wstał i zmierzył Dumbledore’a poważnym wzrokiem. Co ten staruch znów kombinuje?
- Czego ode mnie oczekujesz? – zapytał głosem delikatnym i pozbawionym jakiejkolwiek emocji. Był to głos, który wyrażał uległość i był zarezerwowany wyłącznie dla Dumbledore’a lub Voldemorta. Dyrektor podniósł się z łóżka, a stawy niebezpiecznie mu zaskrzypiały. Podszedł do Severusa i zmierzył go pogodnym, ale poważnym spojrzeniem. Po chwili wyciągnął różdżkę i wyszeptał parę słów. Snape zmarszczył brwi, czując jak nić obietnicy, którą był dotychczas związany rozerwała się.
- Odtąd Wieczysta Przysięga, którą kazałem Ci złożyć by chronić Pottera już Cię nie obowiązuje. Chcę abyś przyrzekł mi, że będziesz chronił panny Granger do końca wojny.

Mistrzem Eliksirów zaczęły targać sprzeczne emocje. Ból, strach, złość, ulga, nienawiść, radość, zawładnęły nim w tym samym czasie, ale żadna z nich nie objawiła się dyrektorowi, na którego patrzył z tą samą maską obojętności, co zwykle. Severus skinął głową, godząc się na warunki, których zapewne będzie żałował do końca swoich dni. Mimo to starzec, który przed nim stał, jakkolwiek byłby pokręcony, zawsze w niego wierzył i pomógł mu wrócić na właściwą drogę. Czuł wobec niego dług, który musiał spłacić. W momencie, gdy podali sobie ręce tuż przed nimi pojawiła się Minerwa z różdżką w dłoni. Była blada, ale widać było ulgę, którą emanowała.

- Severusie Snape, czy przyrzekasz chronić Hermionę Granger przed niebezpieczeństwami, które czyhają na nią podczas wojny? – Dumbledore mocniej zacisnął swoje kościste palce na czarnym mankiecie surduta profesora.

- Przyrzekam – wymówił to słowo uważnie i chłodno, nie spuszczając swoich czarnych oczu z dyrektora.

- Czy przyrzekasz chronić również jej rodzinę?

- Przyrzekam – z różdżki Minerwy wyłoniła się zielona wstążka, która zaczęła powoli oplatać złączone dłonie mężczyzn, czyniąc obietnicę niemożliwą do zerwania, pod groźbą śmierci. Dumbledore skinął głową, a wstęga zaczęła blaknąć, by po chwili zniknąć.

- Dziękuje Seve…

- Wyjdźcie – warknął, chcąc zostać sam. – Minerwo powiedz Granger, że ma się stawić jutro o siódmej w mojej klasie na praktyki z eliksirów – opadł na fotel i przywołał swoją księgę, by móc ponownie zanurzyć się w lekturze.

- Dzięk…

- Powiedziałem wynocha! – krzyknął, a gdy McGonagall wraz z Albusem znaleźli się za drzwiami usłyszeli jeszcze jak coś uderza w drzwi, a potem z równie głośnym hukiem spada na podłogę.
 

 


sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 3 " Wyleniały kundel na linii frontu to raczej marny pionek"

 
Hermiona wraz z dwójką swoich najlepszych przyjaciół wkroczyła do wielkiej sali ze stosem ksiąg i z uśmiechem na ustach omiotła spojrzeniem każdy stół, przy którym siedzieli uczniowie wesoło gawędząc na różnorakie tematy. Czuła ekscytację, nie tylko buchającą z pełnej sali, ale także gdzieś z głębi siebie. W końcu po sześciu miesiącach mogła wrócić do domu i spotkać się ze swoimi rodzicami, za którymi nieprzerwanie tęskniła. Ale na tym nie było koniec dobrych odczuć. Zbliżały się egzaminy, a dziewczyna za wszelką cenę chciała zdać wszystkie przedmioty na najwyższe stopnie, co wręcz graniczyło z cudem. Mimo to była pewna swojej wiedzy i umiejętności, które przez te siedem lat spędzonych w Hogwarcie, w otoczeniu największych czarodziejów, starała się jak najbardziej rozwijać.
- ... Hermiona? - Ron pomachał jej dłonią przed samym nosem co spotkało się z wielkim oburzeniem dziewczyny.
- Ron czy ja nie mówiłam ci nic na temat machania mi ręką przed oczami? - zapytała i z całej siły łupnęła książkami o stół, powodując tym samym kolejne zniszczenia zastawy. Bąknęła ciche " przepraszam" i naprawiła porcelanę.
- Wybacz, ale ostatnio ciągle jesteś zamyślona i nieobecna.. nawet nie zauważyłaś jak Fred częstuje pierwszoklasistę swoim nowym wytworem ! - rzekł z niedowierzeniem przypatrując się przyjaciółce.
- Jeśli byłbyś choć odrobinę zainteresowany naszym planem lekcji zrozumiałbyś, że mamy ogrom nauki na egzaminy - prychnęła odgarniając burzę loków do tyłu i zabierając się za obiad.
- Dobrze.. tylko zapytałem - mruknął Ron i poczęstował się kawałkiem placka z malinami.
- Harry czy chociaż ty bierzesz te egzaminy na poważnie? - zapytała, oczekując, że chociaż jedno z jej przyjaciół okaże się na tyle odpowiedzialne.
- E... Hermiono...niedługo będą święta - powiedział i wyciągnął Proroka Codziennego, którego miał ukrytego w szacie - Egzaminy są naszym najmniejszym problemem - rzekł i rozłożył gazetę tak, by Ron i Hermiona mogli uważnie przeczytać artykuł. 
- Niemożliwe! - pisnęła Granger, gdy jej oczy natknęły się na koniec reportażu. Kilka osób, siedzących niedaleko, rzuciło w ich stronę ciekawskie spojrzenia. - Ucieczka z Azkabanu?
- Myślicie, że stoi za tym Sam - Wiesz - Kto? - zapytał Ron, a jedna malina spadła mu z łyżeczki z głośnym odgłosem. Żadne z nich nie zwróciło jednak na to uwagi.
- Pamiętacie co było w trzeciej klasie? - zapytała Gryfonka, a przyjaciele skinęli głową - to może być kolejny atak.. więc albo Voldemort szykuje kolejną wojnę..
- Albo.. - rozległ się zimny i niski głos za ich plecami - Gryfoni znów ucierpią na brak punktów, a to by była wielka szkoda.. - przeciągnął te dwa ostatnie wyrazy, wpatrując się swoim nieprzeniknionym, lodowatym wzrokiem w każdego ucznia z osobna.  Cała trójka aż podskoczyła na krzesłach, w po chwili utkwili swoje oczy w profesorze od Eliksirów, który zatrzymał się przy ich stole.
- My tylko.. - zaczęła Hermiona, ale mężczyzna jej przerwał.
- Rozmawiacie panno Granger...- spojrzał na nią, a dziewczyna spłonęła rumieńcem i szybko odwróciła wzrok na swój talerz. - na sprawy, które was nie dotyczą... minus pięć punktów od Gryfindoru. - i to powiedziawszy szybko i bezszelestnie pomknął w stronę stołu nauczycielskiego, powiewając za sobą czarną, niczym skrzydła nietoperza szatą.
- Pajac - warknął Ron i dźgnął widelcem w kawałek swojego ciasta.
Reszta rozmowy musiała zaczekać, gdyż zza stołu nauczycielskiego wstał Dumbledore i uciszył wszystkich jednym gestem swojej kościstej ręki. Sala momentalnie zamilkła.
- Witam was moi drodzy - uśmiechnął się pogodnie - zanim te pyszne dania całkowicie zamroczą wasze umysły chciałbym najpierw ogłosić wam kilka drobnych wieści, które mam nadzieję was zaskoczą i zadowolą. Otóż po pierwsze.. dzisiejszego dnia każda klasa ma odwołane zajęcia z eliksirów - uczniowie zaczęli klaskać jak szaleni, a Hermiona mimowolnie spojrzała na profesora Snape'a, który mimo tej całej sytuacji ciągle zachowywał bezwzględną maskę obojętności. W ogóle nie obchodziło go co działo się w sali, gdyż był całkowicie pochłonięty swoją sałatką.
- Cieszę się z waszego entuzjazmu, ale dajcie mi dokończyć - rzekł Dumbledore, a uczniowie momentalnie ucichli - wraz z innymi nauczycielami postanowiłem, że każdy opiekun domu przeprowadzi z każdym z was z osobna rozmowę na temat waszej przyszłości. - szmer rozmów przebiegł przez salę. - rozmowy zaczną się po tym posiłku. A teraz wsuwajcie!

Snape wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu, gdy zobaczył jak  wszyscy uczniowie cieszą się na brak eliksirów tego dnia. Też gdyby mógł podskoczył by z radości, ale obawiał się, że nie przyjęło by się to z powszechną akceptacją. Wobec czego pozostał obojętny jak zwykle. Wyprostował się jak struna, gdy przy stole, tuż obok niego zasiadła nauczycielka od wróżbiarstwa i bacznie zaczęła mu się przyglądać.
- Severusie.. widzę nad tobą wielkie niebezpieczeństwo - wyjąkała profesor Trelawney, patrząc na siedzącego obok niej kolegę, przez grube szkła od okularów. - twoja aura..jest taka czarna..
- To moja szata  - rzekł ironicznie. Profesor Dumbledore zachichotał, a Severus tylko się skrzywił. Nienawidził tej kobiety tak samo jak całej hordy z Gryfindoru. Sybilla oburzyła się tą zniewagą dotyczącą własnych zdolności.
- Moje wewnętrzne oko jest odporne na takich niedowiarków jak ty - rzekła śpiewnie i nałożyła sobie na talerzyk sałatki.
- Szkoda, że moje zewnętrzne oko nie jest odporne na takie pokręcone kobiety jak ty. - oddał Snape, a jego oczy błysnęły tajemniczo. - albo w sumie to i dobrze, bo musiałbym nosić takie okulary - wskazał na nos kobiety - czy to denka od moich fiolek na eliksiry?
- Gdybyś był moim mężem podałabym ci truciznę w herbacie.. - fuknęła obrażona, nerwowo poprawiając swoje binokle i ukroiła sobie kawałek zapiekanki.
- Gdybyś była moją żoną wypiłbym tą truciznę. - warknął Severus swoim nadzwyczaj spokojnym i niskim głosem. Stół nauczycielski począwszy od Hagrida po prof. Flitwicka wybuchnął gromkim śmiechem, zwracając na siebie uwagę wszystkich uczniów. Był to bowiem rzadki widok. Jedynymi osobami, które się nie śmiały był Snape, który niewzruszenie kończył swój obiad, by po chwili zniknąć w lochach i Trelawney, która poczuła się dotknięta uwagą swojego kolegi. Hermiona przyglądała się temu wszystkiemu z uśmiechem na ustach, mimo, że tak jak każdy uczeń nie wiedziała o co chodzi. Jednak śmiejący się nauczyciele Hogwartu byli czymś niezwykle zabawnym i niecodziennym. W pewnym momencie jej orzechowe oczy napotkały czarne tęczówki profesora Snape'a, który właśnie w tym samym momencie podniósł wzrok znad talerza. Uniósł jedną brew i uśmiechnął się ironicznie widząc skrępowanie na twarzy dziewczyny. Panna- Wiem- To- Wszystko- I- Nie- Zawaham- Się- Wybić- Komuś- Oka- Moją- Wyskakującą- W- Powietrze- Ręką- Przy- Każdej- Odpowiedzi, wyraźnie nie mogła znieść jego wzroku co go niebywale cieszyło. Mimo to przerwał jako pierwszy kontakt wzrokowy i wstał od stołu krocząc z wysoko uniesioną głową przez salę z wrodzoną gracją i elegancją.


Siedzieli w trójkę przed gabinetem profesor McGonagall, czekając na swoją kolej i dyskutując na temat swojej przyszłości.
- To bardzo miło z jej strony, że chce z nami przedyskutować nasze wybory - rzekła Hermiona. - myśleliście nad czymś konkretnym - zapytała, a Harry i Ron niemal równocześnie odrzekli.
- Aurorzy!
Przyjaciele wybuchnęli głośnym śmiechem, a drzwi do gabinetu otworzyły się nagle i wysoka, chuda postać kobiety w kapeluszu wyjrzała w ich kierunku.
- Panno Granger.. - zaprosiła Hermionę do środka i wskazała brązowy fotel, stojący na przeciwko małego stoliczka, na którym stał imbryk i dwie filiżanki pełne gorącego napoju, w którym dziewczyna od razu rozpoznała jej ulubioną malinową herbatę.  - usiądź i poczęstuj się ciasteczkiem - machnęła różdżką, a oprócz zastawy pojawił się także talerzyk z owsianymi smakołykami.
- Dziękuję - szepnęła, czując się wspaniale w tym przytulnym miejscu, na przeciw kobiety, która była najmilszym nauczycielem jakiego miała okazję poznać w ciągu siedmiu lat swojej nauki.
- A więc sądzę, że zastanawiała się pani bardzo poważnie nad swoją przyszłością..
- Och tak - szepnęła Hermiona rumieniąc się. Ciągle nie mogła przyzwyczaić się do komplementów skierowanych do jej osoby. - chciałabym pracować jako Magomedyk lub w Ministerstwie w Departamencie Tajemnic.
Minerwa zachichotała.
- Bardzo pięknie... naprawdę niewielu uczniów wybiera taką drogę kariery. Myślę jednak, że Magomedyk to zdecydowanie lepszy wybór. Jesteś wrażliwą, mądrą i empatyczną kobietą.. to doskonałe cechy na ten zawód. - rzekła i przywołała jednym machnięciem różdżki kawałek pergaminu, na którym ktoś zapisał wyniki Hermiony w nauce z ostatniego roku.
- Tak, ale w tej klasie nie mam dodatkowych lekcji z eliksirów, na których z pewnością lepiej przygotowałabym się do egzaminów. - rzekła nieśmiało na co McGonagall tylko skinęła głową.
- Wiem coś o tym.. w tym roku jedynie uczniowie z " W" mogli uczęszczać na dodatkowe praktyki. Profesor Snape jest bardzo stanowczy w swoich decyzjach, ale da się przekonać.
Hermiona wytrzeszczyła oczy na nauczycielkę, która ponownie zachichotała.
- Ja z egzaminów miałam " powyżej oczekiwań.
- Wiem - przerwała jej Minerwa z wyrazem zastanowienia na twarzy. - znam cię bardzo dobrze Hermiono i wiem, że jesteś bardzo pilną i sumienną uczennicą, dlatego myślę, że gdybyś tylko chciała mogłybyśmy wspólnie poprosić naszego Mistrza Eliksirów byś mogła kontynuować naukę na jego dodatkowych lekcjach, na wyższym poziomie.
Dziewczyna otworzyła ze zdumieniem usta, ale zaraz je zamknęła orientując się, że musi idiotycznie wyglądać. Czy chciała kontynuować lekcję w lochach z Nietoperzem? Z jednej strony tak, no bo przecież nikt inny nie przygotuje jej tak dobrze do owutemów jak on, ale z drugiej strony wizja słuchania docinek i ironicznych uwag na swój temat znacznie ją odstraszała. Ale przecież była z Gryfindoru! Byle Postrach Hogwartu i jego czarny humor jej nie powstrzyma.
- Bardzo dziękuję... nie przyniosę wstydu.
- O to się nie obawiam moja droga. - McGonagall uśmiechnęła się potulnie - spróbuję porozmawiać z Seve... znaczy z profesorem na twój temat i dam ci odpowiedź.
- Profesor Snape będzie wściekły.. - szepnęła cicho. Wiedziała, że ma marne szanse na kontynuowanie zajęć z eliksirów, a nawet jeśli dostanie taką szansę  to Snape nie da jej zapomnieć, że zgodził się z litości. Już widziała jego zadowolenie, gdy ona będzie szorować czterdziesty kociołek z rzędu bez użycia magii, zamiast uczyć się zaawansowanych eliksirów.
- To specyficzny człowiek, ale już moja w tym głowa, by go przekonać. Jeśli się nie uda.. jestem w stanie prosić nawet dyrektora, by się za tobą wstawił.
- Dziękuję.

Hermiona jeszcze tego samego dnia, gdy wielokrotnie mijała opiekunkę swojego domu na korytarzach, rzucała w jej kierunku ukradkowe spojrzenia, mając nadzieję, że kobieta skinie głową i przekaże jej negatywny lub pozytywny wynik perswazji na Mistrzu Eliksirów. Nic jednak takiego się nie stało. Minerwa za każdym razem, gdy mijała swoją uczennicę wydawała się ją ignorować tak, jakby zupełnie zapomniała o ich rozmowie. Gryfonka starała się uspokoić i przyswoić do wiadomości, że być może nauczycielka transmutacji ma inne, ważniejsze problemy na głowie niż błaganie Snape'a o przyjęcie Granger na praktyki. I tak faktycznie się stało, gdyż na kolacji ona, Harry i Ron otrzymali specjalne zaproszenia na pilne spotkanie Zakonu i gdy tylko zjedli tosty, pognali do Pokoju Wspólnego, gdzie za pomocą kominka dostali się do Nory. Dom Wesley'ów jak zwykle był pełen ludzi, a szum rozmów przewyższał natężeniem to, co się działo na korytarzach Hogwartu w czasie przerw. Gdy na miejsce dotarł Dumbledore wszyscy ucichli i zajęli swoje miejsca przy długim stole.
- Wybaczcie moi drodzy za tak nagłe zebranie, ale pojawiły się nowe okoliczności - rzekł dyrektor - czy wszyscy już dotarli?
Hermiona spojrzała po członkach Zakonu. Neville, Luna, Harry, Lupin, Moody, Tonks, Wesley'owie Syriusz i paru nieznanych jej ludzi z ministerstwa. Wydawało się, że nikogo nie brakuje, ale Syriusz szybko sprostował stan:
- Nie ma Smarka - zaśmiał się cicho ze swojego żartu, ale gdy nikt inny nie podzielał jego poczucia humoru momentalnie spoważniał.
- Severus powinien się niedługo...
- Śmierciożerca! - krzyknęła Molly przerywając przemowę Dumbledore'a i zerkając w okno. Wszyscy poderwali się ze swoich miejsc i natychmiast rzucili się do okien.
- Niemożliwe!
- Dumbledore.. rzuciłeś zaklęcia ochronne?!
- Dzieci uciekajcie!
Panika jaką wywołało pojawienie się na bezgwiezdnym niebie czarnej kuli z zawrotną prędkością zbliżającej się do Nory, ujarzmił dopiero dyrektor, który swoim głębokim i mocnym głosem nakazał spokój. Wszyscy umilkli z przerażeniem na twarzach i różdżkami w dłoniach. Albus wtopił błękitne oczy w zbliżającego się Śmierciożercę, nie mogąc pojąc w jakim celu Voldemort nasyłałby jednego ze swoich sług na pewną śmierć. W ułamku sekundy kula zmieniła bieg i skierowała się wprost w ziemię. Hermiona wstrzymała oddech, oczekując zderzenia, ale nic takiego się nie stało. Śmierciożerca zmaterializował się w ostatniej chwili i nawet się nie zatrzymując, ruszył w ich kierunku, pewnie i stanowczo stąpając po ziemi. Czarno- biała maska błyszczała się groźnie w promieniach księżyca, powodując, że postać zmierzająca w kierunku Nory była jeszcze bardziej przerażająca. Cała ta przemiana była dla dziewczyny  czymś niesamowitym. Patrzyła na to z szeroko otwartymi ustami, zastanawiając się jakim cudem ów ktoś zdołał utrzymać równowagę przy takim " lądowaniu". Z amoku otrząsnął ją krzyk Lupina. Odwróciła wzrok od postaci w masce i popatrzyła na byłego nauczyciela, który szamotał się z Harrym, próbują powstrzymać go od wybiegnięcia wrogowi na spotkanie.
- Harry! Uspokój się - błagał chłopca, ale ten za wszelką cenę chciał zmierzyć się z sługą Voldemorta. Moody widząc całe to zamieszanie rzucił zaklęcie na Pottera, który momentalnie zastygł, nie będąc w stanie się ruszyć.
- Wybacz - szepnął. - Dumbledore co robimy?
- Moody weź Lupina i wyjdźcie mu na spotkanie. Reszta siedzi tu i czeka na rozwój wydarzeń.
Hermiona pobiegła do okna i przykleiła nos do szyby, by lepiej widzieć.

Remus i Szalonooki wybiegli na przeciw Śmierciożercy, trzymając w pogotowiu różdżki, by  w każdej chwili móc się bronić. Lupin spojrzał na swojego towarzysza i mrugnął porozumiewawczo. Czarna postać zbliżała się coraz szybciej, jakby nie świadoma tego, że za parę kroków zderzy się z barierą ochronną. Moody mocniej ścisnął różdżkę i wwiercił swoje sztuczne oko w postać jakże dumnie kroczącą w ich stronę. Mężczyzna w masce machnął raz kawałkiem drewna i już po chwili przekroczył magiczne pole, będące ich jedyną ochroną. Remus krzyknął i w tej samej chwili z jego różdżki wystrzelił zielony promień, skutecznie odbity przez Śmierciożercę. Kolejne wiązki tym razem znacznie mocniejsze rzucali na przemian, rozświetlając tym sposobem całe podwórko. Żadna z nich nie ugodziła napastnika. I wtedy czarna postać zrobiła to, czego się nie spodziewali. Zdjęła maskę, a ich oczom ukazał się nie kto inny jak Severus Snape z niezmiennym, ironicznym uśmiechem na ustach.
- Idioci - mruknął tylko i nie zwalniając kroku wszedł do środka czując na sobie spojrzenia wszystkich zebranych. Pierwszy z amoku otrząsnął się Black.
- Odbiło ci?! - krzyknął zdenerwowany Syriusz - chciałeś nas wystraszyć!?
- Zamknij się zapchlony kundlu, bo nie jestem dziś w nastroju do żartów - warknął Snape, obrzucając mężczyznę pełnym nienawiści i wściekłości wzrokiem - Myślałeś, że ktoś będzie chciał was zaatakować?! Czarny Pan nie potrzebuje takich oferm jak wy, więc możecie spać spokojnie - wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu i usiadł na krześle. Dopiero teraz Hermiona zwróciła uwagę, że czarne szaty, które nosił na co dzień zostały zastąpione bardziej dopasowanymi i elegantszymi. Musiała przyznać, że mężczyzna wygląda w nich bardzo interesująco i przystojnie. Szybko jednak skarciła się w myślach za tą uwagę i odwróciła wzrok.
- Remusie mógłbyś poćwiczyć trochę nad rzucaniem zaklęć - uśmiechnął się krzywo, gdy dwójka czarodziejów dołączyła do reszty. - ty Moody też.. to, co pokazaliście przed Norą było - i tu zapanowała chwila ciszy - amatorskie... Granger by mnie szybciej rozbroiła niż wy.
Hermiona poczuła, że się rumieni, ale nikt, oprócz jej samej nawet nie zwrócił na to uwagi, gdyż wszyscy było zbyt wstrząśnięci tym, co przed chwilą miało miejsce.
- Nikt z nas oprócz ciebie na pałał takim entuzjazmem do czarnej magii - pozwolił sobie zauważyć Black, wiedząc, że wypominanie tego błędu zawsze denerwowało Mistrza Eliksirów.
- A czasami by wam się przydało.. - warknął - nie wygramy wojny z pajacami, którzy potrafią jedynie rzucać podręcznikowe czary mary - uśmiechnął się drwiąco.
- Nie wygramy wojny eliksirami!
- Eliksiry nam się przydadzą, ale wyleniały kundel na linii frontu to raczej marny pionek.
- Ty Smar...- zaczął Syriusz, ale nie zdążył dokończyć.
- Dość! Severusie dlaczego nie zmieniłeś stroju? - zapytał spokojnie Dumbledore przerywając kłótnię.
- Nie miałem czasu się przebrać - prychnął, a widząc wciąż przerażone miny członków Zakonu nie mógł powstrzymać się od kąśliwej uwagi - nie pozabijam was.. na razie.. - i tu zwrócił się do Dumbledore'a. - Czarny Pan przejął Ministerstwo Magii, właśnie stamtąd wracam.

************************************************************************************

Oto kolejny rozdział, który oddaje w Wasze ręce z nadzieją, że jest tak samo dobry jak poprzednie. Czytelniczki, które pragną akcji z pewnością się jej doczekają, ale wszystko w swoim czasie. Żadna książka nie zaczyna się od razu od punktu kulminacyjnego, ale z uporem do niego dąży. Bardzo dziękuję za komentarze, które są dla mnie naprawdę wielką podporą i za każdym razem, gdy je czytam lżej mi się robi na sercu. Jesteście niesamowite :-)
A oto filmik, który chciałam byście oglądnęły, gdyż po ostatnich słowach Dumbledore'a z rozdziału 2 wiele Was zastanawiało się co temu staruszkowi chodzi po głowie. Mogę rzecz tylko jedno.. Severus będzie musiał bardziej się postarać o odzyskanie zaufania. A teraz oglądajcie!!

 
                                                                                                                                                                  

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 2 " Ludzie słabi... nie mają żadnych szans"


Wysoka postać w pelerynie zatrzymała się na skraju wioski Hogsmeade z dala od zamku, który zniknął za gęstą mgłą. Czarny materiał peleryny powiewał na zimowym wietrze, a płatki śniegu drażniły bladą twarz mężczyzny. Ślady stóp, które pozostawił na śniegu zaczęły powoli zanikać pod pierzyną białego puchu. Otulił się szczelniej kapturem i ruszył przed siebie zmierzając w kierunku Wrzeszczącej Chaty. Noc była wyjątkowo zimna i mroźna, ale on był przyzwyczajony do chłodu i ciemności, z którą miał do czynienia od młodości. Całe dnie spędzał w zamkowych lochach, gdzie nikt nie wytrzymywał dłużej niż jednej lekcji. Kroczył pewnie przed siebie, nie zważając na to, że coraz głębiej zapada się w śnieg. Lewe przedramię, chociaż ukryte pod dwoma warstwami szat, emanowało dziwnym i nienaturalnym ciepłem, któremu towarzyszył piekący ból. Poczuł go już na ostatniej lekcji eliksirów, które miał z Puchonami, co spowodowało, że ani razu na nikim się nie wyżył, ani nikomu nie odjął punktów. Był zbyt zaabsorbowany ignorowaniem palącego bólu, który musiał ukrywać przed głupimi i nic nie rozumiejącymi uczniami, .
Severus zatrzymał się przed drewnianym domkiem, który pamiętał lepsze dni, choć obecnie nic na to nie wskazywało. Wszystkie okna zabito deskami, które nie mogąc ochronić się przed działaniem czasu zaczęły już prochnieć. Wrzeszcząca Chata przechylała się lekko na prawą stronę, a każdy większy powiew wiatru sprawiał, że chwiała się niebezpiecznie na wszystkie kierunki, skrzypiąc przy tym niemiłosiernie. Snape zdjął jednym sprawnym ruchem kaptur i pchnął ciężkie drzwi prowadzące do środka. Przywitał go ostry i mdły odór zgnilizny i starości. Podłoga, z każdym jego krokiem trzeszczała coraz głośniej zwiastując jego przybycie osobom obecnym w tym miejscu już od paru godzin. Znał to miejsce, bardziej niż swą sakiewkę, dlatego idąc w stronę drzwi spod, których wyłaniała się lekka poświata, nie potrzebował zaklęcia, by rozświetlić korytarz.
- Severusie nie stój pod drzwiami - wysoki, przypominający syczenie węża, głos rozległ się po drugiej stronie ściany. Snape z maską obojętności wszedł do środka i skinął głową w kierunku Czarnego Pana, który siedział na samym końcu pomieszczenia, otoczony swoimi podwładnymi. Wszystkie obrzydliwe twarze zwrócone były teraz na Snape'a, który klęknął  przed kreaturą opuszczając wzrok na zjedzoną przez korniki podłogę.
- A oto i mój wierny sługa - syknał Lord Voldemort, a jego czerwone oczy błysnęły w półmroku. Cisza była wręcz uciążliwa, a przerywał  ją jedynie szum szat śmierciożerców.
- Wspaniale widzieć cię w pełni sił mój Panie - rzekł Severus, a między zebranymi rozległy się szepty. Lord Voldemort wykrzywił swoje usta w przerażającym uśmiechu obnażając tym samym rząd nie w pełni wykształconych zębów, pokrytych żółtym osadem. Snape, mimo iż ten widok nie był przyjemnym obrazem, nie okazał żadnego odczucia. Maska obojętności, pod którą skrywał całe swoje prawdziwe ja, była nieprzenikniona nawet dla tak potężnego czarodzieja jak Voldemort.
- Wierny i oddany od początku do końca... Severusie czy jest coś o czym mi nie powiedziałeś
Wszyscy wstrzymali oddech, gdy czarne oczy napotkały czerwone.
- Tak Panie - skłonił się najniżej jak potrafił, a ciemne włosy zasłoniły mu twarz, ukrywając przed publicznością grymas niezadowolenia na twarzy mężczyzny. - Albus Dumbledore chce podwyższyć bezpieczeństwo w Hogwarcie obawiając się ataku z twojej strony Panie..
Szepty między smierciozercami przybrały na sile. Z tłumu podwładnych Voldemorta wyszła niska kobieta, chwiejąc się na swoich obcasach. Ręką gładziła swoje kręcone włosy i z drwiną na ustach wskazała palcem na Snape'a.
- Powiedziałeś mu o naszych zamiarach! - krzyknęła podchodząc bliżej do nieruchomego mężczyzny, który bacznie ją obserwował nie spuszczając z niej swoich ciemnych i pustych oczu. - To szpieg Panie!
- Zamilcz! - gardłowy i słaby głos Voldemorta wypełnił całą Wrzeszczącą Chatę. Nagle z dziury w jednej ze ścian wypełzł wielki wąż i wolnym, ale zdecydowanym ruchem zbliżył się do Severusa. Bellatriks zaśmiała się piskliwie i wycofała się w tłum, by nie narażać się na gniew swojego Pana. Snape poczuł jak ogromne cielsko węża ociera mu się o kostki i mierzy go swoim wężowym spojrzeniem takim,  jak u Pana.
- Pozwól Panie, że dodam coś od siebie na ten zarzut panny Bellatriks... - warknął Mistrz Eliksirów.
- Słucham Severusie..
- Dumbledore to czarodziej, którego nie można lekceważyć mój Panie. Zdobyłem jego zaufanie już wiele lat wcześniej, ale nie mogę tego tak łatwo zaprzepaścić - syknął, kłaniając się lekko w stronę istoty na fotelu - nigdy bym cię nie zdradził Panie, tym bardziej nie dla Dumbledora. Informacje, które wyczarowała panna Bellatriks są błędne i niesłuszne. Pomysł zwiększenia ochrony padł ze strony Ministerstwa Magii od niejakiego ministra Knota, który chce odkupić swoje grzechy i wspomóc dyrektora Hogwartu.
- Skąd Knot ma tą informację Severusie? - zapytał zaintrygowany Voldemort, wstając ze swojego miejsca. Był okropnym wrakiem czegoś między człowiekiem, a wężem. Z nienaturalnie wygiętymi palcami chwycił za swą różdżkę i zaczął krążyć wokół swojego sługi. Stara i postrzępiona szata, którą miał na sobie śmierdziała stęchlizną i krwią. Snape wyczuł niewidzialne macki, które chciały wedrzeć się do jego umysłu.
- Ministerstwo przesłuchało ostatnio złapanego Thorfinna Rowle'a, który okazał wielką chęć współpracy w zamian za dożywotnią ochronę. - rzekł lodowatym głosem, blokując dostęp do swoich wspomnień, w które próbował wedrzeć się jego Pan.
- To kłamstwo! - krzyknęła Bellatriks ponownie wybiegając z tłumu i padając przed Lordem Voldemortem - Thorfinn nigdy nie zdradziłby cię Panie.. nigdy.. to szpieg! - krzyknęła ponownie wskazując na stojącego na samym środku profesora Hogwartu. 
W ułamku sekundy niebieski płomień wyleciał z różdżki Czarnego Pana i ugodził Lestrange, która momentalnie zamilkła i upadła na podłogę, wijąc się z bólu, którym poczęstował ją jej Pan. Snape poczuł, że sytuacja powoli wymyka się spod kontroli.
- Severusie... nie mam powodów aby ci nie wierzyć.. wyczuwam jednak niechęć, która od ciebie bije.
- Niechęć Panie?
- O tak.. - syknął Voldemort i jednym ruchem różdżki przeniósł nieprzytomną Bellatriks na tył pomieszczenia. Jej ciało uderzyło o podłogę z głuchym łoskotem i cichym jękiem kobiety, która powoli odzyskiwała przytomność. - zawsze unikasz mojego wzroku... blokujesz przede mną swój umysł.. nie zjawiasz się na każdy sygnał Severusie - syknął Lord, zbliżając się do mężczyzny na niebezpieczną odległość. Dzieliło ich zaledwie pięć centymetrów. Mężczyzna poczuł zimny i cuchnący oddech na swojej twarzy. Nie chciał patrzeć na tą obrzydliwe i nieludzkie oblicze, ale musiał być posłuszny. Podniósł wzrok, a ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały. - Lepiej - syknął Czarny Pan i odwrócił się na pięcie, powracając do swojego fotelu.
- Cóż mam czynić dalej Panie?
- Czekaj, aż zaatakujemy... przyłącz się do mnie Severusie i walczmy o czystość krwi, której tak pragnęli nasi przodkowie. - tłum śmierciożerców za wiwatował. - oczyścimy nasz czarodziejski świat, nasze dziedzictwo przed szlamami i mugolami. Hogwart jest naszym celem.. tam kształcą się młode umysły, chłonne wiedzy...dajmy im wiedzę o czarnej magii, pokażmy nasz świat i poszerzmy szeregi! - krzyknął, a głosy tłumu mu wtórowały.
- Tak Panie - ukłonił się nisko. - Jak zawsze będę walczył po twojej stronie. 
- Kiedy zaatakujemy? - zapytał Lucjusz wyłaniając się zza pleców Voldemorta. Snape doskonale wiedział, że każdy Śmierciożerca, który znalazł się dziś we Wrzeszczącej Chacie, rwał się do walki, do mordu i siania spustoszenia. Doskonale znał to uczucie, gdyż doświadczył go zbyt wiele razy w swoim życiu. Pamiętał ten zapach świeżej krwi, wrzaski błagające o pomoc i spojrzenia niewinnych ludzi, które wypalały mu twarz pod maską. Voldemort miał przewagę, bo nie przestrzegał żadnych zasad, a żaden z jego sług nie był blokowany wyrzutami sumienia. Śmierciożercy nieśli za sobą falę zniszczenia, cierpienia i bólu. 
- Jeszcze nie teraz Lucjuszu - na twarzy Lorda pojawił się uśmiech. - muszę mieć pewność, że tym razem będziemy na tyle silni, by pokonać Zakon, Hogwart i wszystkich zdrajców krwi, szlamy i mugoli raz na zawsze. Chce mieć sojuszników zewsząd i właśnie tym się zajmiemy. 
- Oczywiście Panie - szepnął Malfoy i wycofał się, okazując tym sposobem grzeczność i posłuszeństwo. 
- Czy Dumbledore przekazał ci jakąś istotną informację? - zapytał Snape'a, a jego głos łudząco przypominał syk węża, który wciąż krążył wokół nich po drewnianej podłodze, pozostawiając po sobie lepkie i błyszczące ślady. 
- Niestety nie Panie - uległość w jego głosie była aż nadto prawdziwa.
- Jesteś takim mądrym człowiekiem Severusie, a nie potrafisz wymóc od tego starca informacji wtedy, gdy są mi najbardziej potrzebne - krzyknął, a raczej pisnął, gdyż jego głos jeszcze niezbyt przypominał ludzki.
- Cenię cię Severusie, ale muszę być pewny twojego posłuszeństwa - syknął Voldemort, a tłum ucichł. Mistrz Eliksirów zaklął w myślach, wiedząc co za chwilę nastąpi. Skupił w sobie wszystkie siły, chcąc choć odrobinę przygotować się na ból, który za chwilę miał nim zawładnąć . Czerwony błysk pomknął w jego kierunku i wniknął w jego ciało, powodując chwilowy paraliż mięśni. Snape upadł na podłogę, wijąc się z bólu. Każdy mięsień, każdy narząd krzyczał o pomoc, rozrywany zaklęciem Crucio. Maska obojętności znikła, a zamiast niej na twarzy profesora pojawił się grymas cierpienia i ogromnego bólu. Ciałem mężczyzny targały spazmatyczne skurcze. Marzył tylko o tym, by przerwać to cierpienie i umrzeć. Poczuł, że krwawi, a niedługo potem usłyszał mrożący krew w żyłach śmiech Voldemorta. Bawił się, a on był jego zabawką. Mimowolnie krzyknął, gdy rana, którą zadał mu parę lat temu Puszek rozerwała się pod wpływem zaklęcia przysparzając mu dodatkowego cierpienia. Ból był nie do zniesienia, ale on był po części przyzwyczajony do takiej kary. Już wiele razy przechodził przez to piekło, które pozostawiło na jego ciele liczne blizny, przypominające mu każdego dnia, kim tak naprawdę jest.  Nagle wszystko się skończyło. Klątwa została oddalona. Severus ciężko oddychając próbował się podnieść, ale ciało nie dało rady. Siły go opuściły, a czekała go jeszcze droga do zamku.

Upadł na śnieg, który zmroził jego rozpalone bólem ciało. Styczność z tą zamarzniętą wodą przyniosła mu chwilową ulgę, ale gdy tylko zawiał wiatr przyjemność przemieniła się w dreszcze. Powoli stawiał kroki, brodząc w śniegu, ale za każdym razem upadał. Każda próba wstania kosztowała go cenną energię. Zmroczony bólem, ledwo co widział w tej śnieżycy. Zamek majaczył w tle i wydawał się wyjątkowo odległy. Szata ciążyła mu, coraz bardziej nasiąkając wodą z padającego z nieba śniegu. Zatrzymał się by zaczerpnąć haust zimnego powietrza, gdy ujrzał idącą w jego kierunku postać chudej kobiety w kapeluszu.
- Severusie ! - krzyknęła przerażona i dopiero gdy wymówiła jego imię poznał, że to Minerwa. Opiekunka Gryfindoru podbiegła do niego i zarzuciła mu rękę za szyję, pomagając dźwignąć mu się na nogi. - Dumbledore się martwił, bardzo długo cię nie było - dodała zatroskana, gdy dotarli już do zamku.
- Głupi starzec - wymamrotał Snape i pchnął drzwi do lochów, chcąc jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu, tam gdzie nikt by nie ujrzał jego stanu.
- Choć odrobinę szacunku.. - zganiła go McGonagall, ale najwyraźniej to nie poskutkowało, bo gdy tylko znaleźli się przed jego komnatą zatrzasnął kobiecie drzwi przed nosem, nie mając ochoty na pouczające rozmowy.
- Gryfońskie maniery... - prychnął i opadł na starą, czarną kanapę, nie mając siły dotrzeć do sypialni. Machnięciem różdżką przywołał do siebie flakoniki z eliksirem leczniczym i wypił zachłannie trzy, jedna po drugiej. Gdy ostatnia kropla eliksiru spłynęła po fiolce prosto na język profesora w pomieszczeniu nie wiadomo skąd zjawił się Dumbledore w swojej srebrzystej szacie utkanej gwiazdkami i planetami. Dyrektor zmierzył swojego podwładnego troskliwym wzrokiem i usiadł na jednym z zielonych foteli.
- Dobrze, że wysłałem Minerwę - dodał pogodnym głosem, jakby wszystko poszło zgodnie z jego planem.
- Jestem Śmierciożercą nie musisz się o mnie martwić! - warknął Snape.
- Nawet Śmierciożercy potrzebują troski...czy dowiedziałeś się o prawdziwości pogłosek, które ostatnio krążą?
- Tak... Czarny Pan zaatakuje Hogwart, tak jak podejrzewałeś. - Dumbledore kiwnął głową i spojrzał na Severusa znad okularów połówek
- Słyszałem, że próbowałeś przekabacić Minerwę, by zgodziła się na bezpieczne ukrycie uczniów. Czy to prawda? - zapytał, a Snape skrzywił się ironicznie.
- Próbuję uchronić jak najwięcej półgłówków i kretynów, ale ona zasłoniła się regulaminem. Coś w tym złego? - warknął.
- Hmm.. jeśli się zastanowić to nic, ale jeśli chciałeś do tego użyć klątwy Imperius.. - Albus zachichotał cicho, co wprawiło Mistrza Eliksirów w szewską pasję.
- To zaoszczędziło by nerwów i trzymało ich pragnienie walki na wodzy.. bardziej doświadczeni czarodzieje powinni zająć się obroną Hogwartu. A nie te..
- Już to słyszałem Severusie.. durnie, kretyni i gówniarze. - rzekł pogodnie - jednak musimy pamiętać, że to oni właśnie stanowią siłę dzięki, której zwyciężymy.
Mężczyzna prychnął i odwrócił wzrok od dyrektora, który wg. niego miał niepoukładane w głowie. Jeśli świat czarodziejów leży w rękach uczniów takich jak Neville, który wysadził w swojej karierze więcej kociołków niż ktokolwiek, to Snape już powinien polecieć na jakąś mugolską wyspę i tam czekać na emeryturę z Gringotta.
- Będą tylko zawadzać Dumbledore.. - syknął, a dyrektor ku jego zdziwieniu kiwnął głową.
- Muszą poznać ile cierpienia można wlać do czary zwaną życiem. Będziemy walczyć... coś nie tak? - zapytał wyciągając z kieszeni swojej szaty i szeleszcząc przy tym dość głośno, opakowanie cytrynowych dropsów.
- Nic.. też będę walczył..
W lochu zapadła cisza, a przenikliwe spojrzenie Albusa przewiercało Snape'a na wylot.
- Ale po której stronie Severusie? - i to powiedziawszy zniknął z gabinetu Mistrza Eliksirów.


*********************************************************************************************

Hej! Oto kolejny rozdział tym razem w całości poświęcony Severusowi i tej jego mrocznej stronie. Mam nadzieję, że spodoba Wam się tak samo jak poprzedni. Chciałam Wam podziękować za tak liczne odwiedzenie mojego bloga... cóż nie spodziewałam się, że zostanie przyjęty z takim entuzjazmem. Wasze komentarze mnie motywują i dzięki temu mogę pisać dalej.. a głowa pełna pomysłów. Następny rozdział pojawi się już w krótce i będzie mm...śmieszny, a raczej zabawny ;-) Ale to niespodzianka. Czy długość rozdziałów jest wystarczająca? Chciałabym usłyszeć Waszą opinię na ten temat.. Jeszcze raz dziękuję i do napisania :-)


poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 1 " A co mi dasz w zamian, Severusie? "

 
- Severusie widzę, że coś cię gnębi - rzekł Dumbedore, a jego błękitne i przenikliwe oczy spojrzały znad okularów połówek na ubranego w czarną szatę mężczyznę, który nerwowo chodził w tę i z powrotem po tarasie wieży astronomicznej. Starzec ze spokojem obserwował nauczyciela, oparty o barierkę, trzymając w jednej dłoni opakowanie fasolek Bertiego Botta. - może fasolkę? - zapytał, a Snape jedynie skrzywił usta w czymś w rodzaju obrzydzenia. Stary głupcze, pomyślał i zacisnął pięści po czym zatrzymał się i spojrzał na dyrektora. 
- Czarny Pan odzyskał swoją moc, a ty jak gdyby nigdy nic objadasz się tym obrzydlistwem - warknął. 
- I to cię martwi? - zapytał spokojnie Dumbledore w ogóle nie urażony tonem mężczyzny.- a może po prostu się boisz? - zerknął na Snape'a, który zamarł jakby wszystkie mięśnie nagle odmówiły mu posłuszeństwa. 
- Głupi staruchu - mruknął pod nosem, a Albus tylko się uśmiechnął. 
- Ale w strachu nie ma nic wstydliwego Severusie.. - dyrektor przeczesał palcami swoją długą, srebrną brodę i odepchnął się od barierki podchodząc do swojego nauczyciela. - musisz pamiętać, że odwaga to panowanie nad strachem, a nie jego całkowity brak.. oj tak.. - wystawił ramię i nagle nie wiadomo skąd wylądował na nim Feniks i zakrzyczał głośno swoim przeraźliwym głosem. Snape otulił się mocniej swoją czarną szatą . - świat jest w bardzo dużym niebezpieczeństwie.. Lord Voldemord zyskał to czego najbardziej pragnął.. 
- Ciało.. - szpenął Severus, a Dumbedore przytaknął, częstując ptaka jedną fasolką Bertiego Bottta. 
- To największy czarodziej na świecie, ale nie jest nieśmiertelny.. jest to istota, która przez rządzę mordu i pragnienia całkowitej władzy straciła najważniejszą rzecz, którą mamy my, a która pozwoli nam z nim wygrać, a jest to miłość i zdolność zjednoczenia.. zaufanie. 
- Brednie! - warknął Snape - podszedł do wysokiego staruszka nie puszczając z niego swojego zimnego jak lód spojrzenia, którego tak wszyscy unikali. Na dyrektorze najwidoczniej to nie zrobiło żadnego wrażenia, bo uśmiechnął się jedynie pogodnie, jak miał to w zwyczaju robić. - opowiadasz takie same banialuki, jak kilkanaście lat wcześniej, gdy miałeś ją chronić! - rzekł podnosząc głos. 
- Wciąż żywisz do mnie tą urazę Severusie? Wciąż wypominasz starcowi błąd, o którym każdego dnia i tak pamięta? Wyznaczyłem dla Potterów najlepsze miejsce na schronienie.. otoczyłem ich największymi czarami, jakie znałem, ale nie mogłem przypuścić, że zostaną zdradzeni przez przyjaciela! - surowy ton głosu Dumbledore'a sprowadził czarnowłosego mężczyznę na ziemię. - czemu mi tego nie przebaczysz, skoro ja zapomniałem ci twoje błędy? 
Snape skrzywił się dość wyraźnie, jakby został ugodzony jakimś bolesnym zaklęciem. Ciemne oczy, jakby przygasły, a blada twarz jeszcze bardziej straciła swój kolor. Starzec wyciągnął różdżkę i jednym machnięciem odsłonił czarną szatę z lewego przedramienia mężczyzny. Znak był w pełni widoczny i wyjątkowo czarny. Czaszka z oczodołami była niczym prawdziwa, a wąż, który wychodził z otworu, w którym u żywych osób jawią się usta, patrzył złowrogo na każdego. 
- Nie lubię być nieskromnym Severusie, ale nie pozostawiasz mi wyboru, skoro nasza wcześniejsza rozmowa cię nie przekonała. - rzekł lodowato, gdy Snape gwałtownym ruchem ukrył znak Czarnego Pana. -  tylko ja uwierzyłem w twoje nawrócenie i porzucenie etatu Śmierciożercy, widziałem w twoich oczach skruchę i chęć poprawy, ale i także ból po stracie Lily. Wprowadziłem cię do Hogwartu i pozwoliłem byś uczył Eliksirów.. dałem ci nowe życie, ale w zamian oczekiwałem, że już nigdy we mnie nie zwątpisz i wykonasz każde polecenie. Czyż tak? 
Snape mruknął coś niezrozumiałego. 
- Gdy wszyscy się od ciebie odwrócili .. moja nieskromna osoba wciąż była po twojej stronie.. 
- Dość ! - warknął Snape, nie chcąc słuchać tego monologu, który wiercił mu dziurę w sercu niczym piękne zaklęcie śmierci. - Mam dziś lekcję z drugim rokiem Puchonów.. - dodał i odwrócił się na pięcie, a czarna szata pofalowała na powietrzu, przypominając skrzydła nietoperza. 
- A może jednak? - profesor odwrócił się do dyrektora, który trzymał w dłoni wyciągniętej w jego stronę trzymał opakowanie fasolek i uśmiechał się dobrodusznie jakby zapomniał o całej rozmowie. Snape uśmiechnął się ironicznie i wyszedł pozostawiając wysokiego staruszka samego na wieży astronomicznej. 

***
Siedemnastoletnia Gryfonka wmaszerowała do Wielkiej Sali, przepychając się przez tłum, co było znacznie utrudnione z czterema tomami książek do numerologi, które zabrała z biblioteki, by uzupełnić swoją wiedzę na jutrzejszy sprawdzian, z którego musiała dostać W ( wybitny). Przywitała się z Ginny, która romansowała z jednym z chłopaków z drużyny i usiadła przy stole obok Rona i Harrego, którzy w najlepsze zajadali się naleśnikami z marmoladą. Hermiona rzuciła książki na stół, aż podskoczyły wszystkie talerze, a jeden nawet upadł na podłogę i stłukł się na milion małych kawałków. 
- Reparo! - powiedziała spokojnie, a talerzyk znów wrócił do swojej normalnej formy. - Ron jak możesz się tak obżerać! - pisnęła widząc jak rudzielec wpakowuje do ust całego naleśnika na jeden raz. 
- E pesam ... estem.. godny.. - rzekł z pełną buzią i wskazał na stos książek - o to? 
- Wzięłam to z biblioteki, by poczytać coś lekkiego do poduszki - szepnęła i wzięła jednego naleśnika. Była bardzo głodna, cały ranek spędziła w bibliotece w poszukiwaniu czegoś na temat Śmierciożerców, co pomogłoby Harremu dowiedzieć się czegoś więcej o przeciwnikach, z którymi prędzej czy później będzie musiał się zmierzyć. 
- Lekkiego? - chłopcy otworzyli szeroko oczy ze zdumienia, a po chwili wybuchnęli niepohamowanym śmiechem, aż inni uczniowie zaczęli patrzeć w ich stronę. 
- Nie rozumiem co was tak śmieszy..- szepnęła oburzona i zanurzyła się w jednej z ksiąg. 
- Wiesz, że Harry zawalił sprawdzian z eliksirów? - zapytał Ron, a Hermiona kiwnęła głową, jakby to nie robiło na niej żadnego wrażenia. Wszyscy wiedzieli, że Harry i Snape za sobą nie przepadają, a co za tym szło Potter nie miał szans w żadnym z egzaminów. 
- Ja osobiście uważam, że eliksiry to drugi, najważniejszy przedmiot po Obronie Przed Czarną Magią. 
- Ta.. - zaśmiał się Ron - zwłaszcza, gdy uczy ich Nietoperz. 
Hermiona fuknęła zniesmaczona tą uwagą. 
- To nie ma znaczenia.. zresztą osobiście uważam, że profesor Snape jest geniuszem eliksirów i mamy szczęście, że to jego Dumbledore wskazał na to stanowisko.
- Coraz częściej zastanawiam się Hermiono czy jest ktoś w tej szkole za kim nie przepadasz? - zapytał Harry, a rudowłosa pokręciła głową, ale lekko się uśmiechnęła. 
- Harry nie znalazłam nic na temat Śmierciożerców w naszej bibliotece.. nawet w dziale książek zakazanych.. osobiście uważam, że ktoś specjalnie je wycofał z Hogwartu, jakby nie chciał byśmy coś na ten temat wiedzieli. - szepnęła konspiracyjnie i spojrzała na sklepienie pod którym zaczęły fruwać sowy, jednak nigdzie nie zauważyła swojej płomykówki więc z powrotem powróciła do rozmowy. 
- Może Snape? -zapytał Ron, ale Hermiona i Harry pokręcili głowami nie zgadzając się z jego pomysłem. 
- Dumbledore mu ufa, a jeśli on mu ufa to my też powinniśmy.. - pouczyła przyjaciół i zerknęła na stół nauczycielski. Dyrektor wesoło gawędził z profesor McGonagall, która ze śmiechu popchnęła miseczkę pełną miętusków, Hagrid zajadał się kurczakami, Binns udawał, że słucha przepowiedni profesor Trelawney, tłumiąc ziewanie, a Flitwick chwalił się przed nauczycielką zielarstwa nową różdżką. Nigdzie jednak nie było Severusa Snape'a. Puste krzesło zdziwiło Hermionę, bo nigdy jeszcze nie widziała, by jakikolwiek nauczyciel opuścił drugie śniadanie. Odwróciła wzrok, nie chcąc by grono pedagogiczne uznało ją za wścibską dziewuchę. 
- Na pewno czai się gdzieś w lochach - rzekł Ron pewny swojego i wytarł tłuste od naleśnika palce w serwetkę. - ale chyba na nas czas.. co mamy teraz? 
- Eliksiry ! - odpowiedzieli chórem i ruszyli pędem w dół zamku. 

*** 

Rozmowa z Dumbledorem do tego stopnia wściekła Snape'a, że nie miał ochoty wlec się na górę na wspólne śniadanie. Miał ich wszystkich dość, a zwłaszcza tych bachorów, które uważały się za genialne dzieci, a tymczasem nie potrafiły uważyć najprostszego eliksiru. Gdy tylko zauważył grupkę Gryfonów i Ślizgonów przed drzwiami sali, w której mieli lekcję machnął szybko różdżką, a drzwi otworzyły się z hukiem, sprawiając, że uczniowie podskoczyli nerwowo. Nawet ktoś zapiszczał. 
- Otwórzcie swoje podręczniki na stronie 345.. macie godzinę na zrobienie eliksiru snu. Czy ktoś.. - ręka Hermiony wystrzeliła w górę - oprócz Granger - warknął - wie do czego służy? 
W sali nikt się nie odezwał, a Snape choć chciał ignorować dziewczynę z burzą włosów, było to prawie niemożliwe bo wciąż wymachiwała dłonią. 
- W takim razie macie zrobić to na zadanie... dwie rolki pergaminu na piątek.. Longbottom! 
Neville podskoczył na siedzeniu i przez przypadek strącił ręką swój kociołek, który z łoskotem potoczył się po podłodze prosto pod nogi profesora, który zimnym i lodowatym spojrzeniem wpatrywał się w ucznia. 
- Jak zwykle niezdarny Longbottom.. minus pięć punktów dla waszego domu.. a teraz rusz swój tyłek i podnieś ten kociołek, bo chyba nie chcesz żebym ci go przyniósł! - warknął i machnął różdżką, a wszystkie okna zasłoniły się czarnym materiałem. Za kolejnym machnięciem różdżki na czarnej tablicy pojawiły się składniki potrzebne do jego sporządzenia. Sam odwrócił się i usiadł przy biurku od czasu do czasu rzucając ostrzegawcze spojrzenie w stronę uczniów. Wiedział, że się go boją, ale nie miał najmniejszej ochoty nic z tym zrobić. Uwielbiał ten stan. 
- Potter już z tego miejsca widzę, że twój eliksir nawet nie stał obok eliksiru słodkiego snu.. - mruknął, uśmiechając się ironicznie, na co grupka Ślizgonów wybuchnęła śmiechem. - wybraniec nie potrafi uważyć najprostszego eliksiru, jakie to... - zamilkł szukając odpowiedniego słowa - smutne.. - warknął i zaczął przechadzać się między stolikami. 
- Finnigan cięgle zastanawiam się co ty robisz na moich lekcjach - machnął różdżką i cała zawartość kociołka ucznia zniknęła - czas ucieka.. 
Seamus zrobił się cały czerwony na twarzy, ale nie śmiał powiedzieć ani słowa. Nikt nie chciał wkurzać profesora, bo nikt nie miał zamiaru całymi dniami czyścić kociołków na szlabanie. Minuty mijały, a najlepiej radzącą sobie osobą była oczywiście panna Granger. Jej eliksir był najbardziej zbliżony do ideału i właśnie dla tego Snape musiał odpuścić sobie złośliwy komentarz, mruknął coś tylko pod nosem i przeszedł obok, nawet nie chwaląc dziewczyny. To nie było w jego stylu. 
- Koniec czasu.. podpiszcie fiolki, a ja przy okazji zajmę się tymi waszymi wypocinami - rzekł i znów zwinnym machnięciem różdżki bez wypowiadania słów, wywołał zaklęcie za pomocą, którego wszystkie fiolki popłynęły w powietrzu w stronę pustej półki. Uczniowie w szybkim tempie opuścili lochy, jakby pozostanie w tym miejscu chwilę dłużej sprawiało im ból. Niech idą, pomyślał Snape i zatrzasnął drzwi za Nevill'em, który jak zwykle był na szarym końcu. Mężczyzna zakasał rękawy i jednym płynnym ruchem otworzył książkę do zaawansowanej magii na pierwszej stronie. Wolny czas zazwyczaj spędzał na robieniu specjalnych eliksirów o które prosił go sam Albus Dumbledor, który wierzył w jego umiejętności  w tej dziedzinie. Tworzenie nowych formuł bardzo go relaksowało a także sprawiało, że czuł się dumny z tego kim był. Oczywiście trwało to zaledwie godzinę, po której znów stawał się tym samym zgorzkniałym i surowym nauczycielem, postrachem Hogwartu. Był zepsuty od środka, a uczucie to towarzyszyło mu od tej pamiętnej nocy, w której zginęła kobieta, którą kochał po kryjomu. 
- Na brodę Merlina! - krzyknął, gdy spostrzegł, że pomyliłby składnik, co mogło skończyć się wielkim wybuchem. Odłożył kociołek i wydobył różdżkę, którą przyłożył do skroni, a  po chwili wyciągnął nią srebrzystą nitkę i włożył ją do Myśloodsiewni, która stała w kącie sali, gdzie była niewidoczna. Łaskotanie, które towarzyszyło wydobywaniu tego wspomnienia z jego głowy, zniknęło rozpływając się wraz z myślą w tym czarodziejskim urządzeniu. Powinien być ostrożniejszy, skarcił się w myślach i ponownie powrócił do tworzenia eliksirów, na których tak bardzo zależało Dumbledorowi. 

***
- Ale przecież eliksir Seamusa nie był zły - oburzyła się Hermiona, gdy szła wraz z Ronem i Harrym przez błonia Hogwartu - zrobił to specjalnie bo widział, że mu pomagałam.. 
- A ty go bronisz i twierdzisz, że jest geniuszem - parsknął Ron, który od zawsze nie żywił ciepłych uczuć względem Snape'a. Chyba tak jak każdy. 
- Och Ron.. jedno nie wyklucza drugiego.. - próbowała się bronić, ale musieli umilknąć bo właśnie na końcu korytarza, który prowadził z ogrodów do zamku stał nie kto inny jak Mistrz Eliksirów, rozmawiający z profesor McGonagall. Trójka przyjaciół zwolniła nieco, chcąc usłyszeć jak najwięcej z rozmowy opiekunów dwóch nienawidzących się domów. 
- ... przecież znasz regulamin Severusie.. - rzekła spokojnie Minerwa - Hogwart jest najbezpieczniejszym miejscem w tym kraju, a ty cięgle upierasz się przy swoim... Dumbledore zabierał w tej sprawie już głos, więc uważam, że sprawa jest zakończona - zakończyła widząc Harrego, Hermionę i Rona. 
- Potter ,Wesley i Granger czy wy czasami nie macie teraz lekcji? - zapytała, a ciemne oczy mistrza eliksirów spoczęły na dziewczynie, która szybko odwróciła wzrok, nie mogąc znieść tego spojrzenia. 
- Właśnie mamy dziś wolne - rzekł Harry, ale nie ruszył się z miejsca. 
- Potter czy mugole nie nauczyli cię dobrych manier - warknął Snape lodowatym głosem. 
- Przepraszamy .. - wtrąciła się Hermiona i pchnęła chłopców, by ruszyli się z miejsca. - idziemy - szepnęła do nich, czując spojrzenie Severusa na swoich plecach dopóki nie skręcili w inny korytarz. 

© Agata | WioskaSzablonów
Resurgere and Grinmir-stock