niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 27 „Im dalej uciekasz, tym bardziej się zbliżasz.” Terry Pratchett

Dla wszystkich nowych czytelników, którzy nie bali się ujawnić. Dziękuję !!! 



Biegł. Czuł jak każdy z mięśni pracuje, by jak najdłużej utrzymać tempo. Nie mógł zwolnić, by nie zgubić siebie i innych. Żwir chrzęścił pod jego stopami. Rozległ się trzask, a gałązka, na którą nadepnął złamała się na kilka części. Mocniej zacisnął dłoń na różdżce. Czuł jak każdy oddech pali go w płuca, ale nie zaprzestał kierować się w stronę Hogwartu. Nie oglądał się do tyłu. Wszystko jak na razie szło zgodnie z planem. Miał wywabić Śmierciożerców na mniej zakryty teren, by Zakon mógł uderzyć. Został cholerną przynętą, ale to nie miało najmniejszego znaczenia. Uderzył plecami o pień drzewa. Musiał zaczerpnąć powietrza. Kropla potu spłynęła mu po nosie. Otarł ją rękawem i skulił się, opierając łokcie o kolana. Wręcz słyszał dudnienie własnego serca. Spojrzał na pierścień i poczuł, że krew odpływa mu z twarzy. Próbując opanować oddech, dotknął teraz już miedzianego kawałku metalu, a ten bez problemu zsunął mu się z palca i upadł na ściółkę.

- Na Merlina… - osunął się na kolana i zanurzył dłonie w liściach, które leżały pod drzewem. Przez chwilę jego ręce błądziły po ziemi, póki nie natknęły się na zimny pierścień. Nałożył go na palec, ale nic się nie stało. Żadnej reakcji. Żadnej przemiany, żadnej halucynacji. Skierował na niego różdżkę i szepnął parę zaklęć, ale metal nie ożywił się. Smok nie zamrugał zielonymi oczami.

Desperacja.

Przekleństwo. Jedno bardziej dosadne od drugiego.

- Nie teraz przeklęty… - szepnął, podnosząc się z ziemi. Jego ciało znów przylgnęło do chropowatej kory. Zamknął oczy. Czy pierścienie innych również zatraciły swoją moc? A jeśli tak czy zorientowali się o tym odpowiednio wcześnie?

Westchnął ciężko.

Jeśli nie… są w niebezpieczeństwie. Przyjrzał się swojej różdżce i już miał wypowiedzieć zaklęcie przywołujące Patronusa, gdy usłyszał za sobą trzask łamanej gałązki.

Wstrzymał oddech, a wszystkie jego mięśnie napięły się, gotowe do działania.

Kolejny trzask.

Czyjś oddech.

Szelest szat.

Zacisnął szczeki. Jego dłoń mocniej zacisnęła się na różdżce. Delikatnie odsunął się od drzewa, starając się nie wywołać żadnego nie potrzebnego dźwięku. Odgłos kroków zbliżał się coraz bardziej. Jako szpieg, potrafił wyczuć wiele rzeczy. Właśnie w tym momencie jego doświadczenie mówiło mu, że ktoś stoi po drugiej stronie drzewa. Nasłuchując, zaczął przemieszczać się odwrotnym kierunku niż nieznajomy, a może ktoś, kogo doskonale znał.

Lucjusz? Nie… Czarny Pan nie wysłałby go na przeszpiegi. Spodziewałby się raczej Rookwooda.

Ostrożnie wypuścił powietrze przez usta. Krok za krokiem przemieszczał się wokół pnia, nie mając pojęcia, co dalej. Dumbledore, kazał mu wypędzić Śmierciożerców z zamku. Jak największą ich liczbę. Ale jak mógł to zrobić, nie mając do pomocy nikogo? Nawet tej cholernej błyskotki?!

Raz…

Prawa stopa przed lewą.

Dwa…

Lewa, ostrożnie obok prawej… kawałek po kawałku, sukcesywnie do przodu.

Trzy…

Każdy z mięśni napięty do granic możliwości. Każdy wykonujący pracę, dzięki której mógł w szybkim tempie przemierzać kolejne metry, zbliżając się do zamku. Szum za nim, świadczył jedynie o tym, że ktoś rzucił się za nim w pogoń. Na oślep rzucił za siebie klątwę. Nie trafił. Odgłosy biegu, w innym rytmie, niż jego, ciągle go dobiegały. Skręcił ostro w lewo. I gdyby tego nie zrobił, zapewne leżałby już martwy. Zielony promień, przemknął tuż obok niego, tnąc powietrze niczym ostrze.

Mury zamku, były coraz bliżej. Widział je jak przez mgłę. Kolejny promień przemknął mu obok głowy. Zatrzymał się nagle i odwrócił rzucając Avadę w kierunku przeciwnika. Postać padła jak długa na ziemię z głuchym odgłosem.

Grymas zadowolenia wymalował się na twarzy Severusa Snape’a. I wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie jeden malutki szczegół…



***

Godzina wcześniej. Obrzeża Zakazanego Lasu

- Moi drodzy… - Dumbledore wyszedł przed szereg i uniósł ręce ku górze, by zwrócić na siebie uwagę. Rozmowy ucichły. – Za chwilę, wszyscy ruszymy do walki – rozejrzał się po zebranych i uśmiechnął się pogodnie, by, chociaż w małym stopniu złagodzić ich niepokój. Dodać otuchy. – Zanim jednak to nastąpi – tu przerwał na moment, jakby zastanawiając się nad doborem słów. – Chciałbym, żebyście uścisnęli swoje dłonie, uśmiechnęli się do bliskiej osoby i życzyli jej najlepszego, bo nigdy nie wiadomo, czy po tym wszystkim jeszcze ją zobaczycie.

Szmer szeptów przebiegł przez tłum. Zdziwieni, a zarazem pewni tego, co przed chwilą usłyszeli, zaczęli podchodzić każdy do każdego, by podać dłoń, przytulić i szepnąć parę słów pocieszenia. Nie obeszło się bez łez i nawet samemu Dumbledorowi nie łatwo było je powstrzymać. Jedynie mężczyzna ubrany na czarno, nie wyrażał żadnych uczuć. Obojętny, z lekką pogardą wymalowaną na twarzy, obserwował wszystkich i zastanawiał się ilu z nich widzi po raz ostatni. Nie żeby go to obchodziło.

Jego wzrok przykuła brązowa szopa włosów, która krzątała się między rudymi czuprynami. Granger. Jakże by inaczej.

Obserwował ją uważnie. Płakała, a może tak tylko mu się wydawało. Widział zacięcie na jej twarzy. Coś, co bez zastanowienia mógł nazwać zdeterminowaniem. Uśmiechnął się krzywo. Jego plan działał. Ba… jego plany zawsze działały. Odwrócił głowę, czując, że ktoś go obserwuje i wcale się nie zdziwił, gdy jego ciemne oczy natrafiły na oczy ukryte za okularami połówkami.

Przewrócił oczami i odwrócił się, po czym zniknął między drzewami, by nie musieć uczestniczyć w tej szopce.

***



Hermiona w napięciu spoglądała na dyrektora Hogwartu, który w zamyśleniu pocierał dłonią podbródek ukryty pod srebrną brodą. Zauważyła w jego wyrazie twarzy coś, co zinterpretowała, jako troskę, zmartwienie i dużo się nie pomyliła. Dodatkowo nerwowe, rzucane ukradkiem na starszego mężczyznę spojrzenia wszystkich innych członków Zakonu, przekonało ją, że coś poszło nie tak. Przegryzła wargę i poczuła, że wzbiera się w niej panika.

- Albusie – głos McGonagall przerwał ciszę. Kobieta położyła dłoń na ramieniu mężczyzny i z pocieszającym uśmiechem spojrzała mu w oczy.

- Minerwo… powiedz, że nadeszła zmiana planów – rzekł starzec ponownie spoglądając na niebo, na którym już kilka minut temu miał zobaczyć czerwony płomień, który miał wyczarować Severus jako znak. Błękit sklepienia jednak nie został niczym zaburzony.

- Jak to? – spytała nauczycielka z lekką trwogą w głosie.

- Obawiam się, że Severus ma kłopoty – spojrzał na kobietę, która zakryła usta dłonią. Hermiona, która słyszała każde słowo, zupełnie jak Ron i Harry, poczuła nagły przypływ paniki. Chłopiec Potterów przytrzymał ją i przytulił. Nie miała pojęcia, dlaczego tak zareagowała? Miała być na niego zła. Sama przecież powiedziała mu prosto w oczy, że nie zależy jej na tym, by był bezpieczny.

- Ale jak to? Albusie… wytłumacz nam, o co chodzi – panika narastała w głosie nauczycielki. Poszczególni członkowie Zakonu zaczynali zbliżać się do nich by niczego z tej wymiany zdań nie pominąć.

- Severus miał wywabić jak największą ilość Śmierciożerców z zamku, byśmy…

- Użyłeś go, jako przynęty? – Molly zasłoniła dłonią usta. Nie przepadała za Severusem, ale on ją szanował, więc odpłacała mu się tym samym. Tym bardziej nie mogła pojąc jak można było tak postąpić.

- Sam się zgodził Molly. Wiedział, jakie to niesie za sobą niebezpieczeństwo.

- Jest jeden, a my tu bezczynnie stoimy Albusie – warknął Moody, który już gotował się do walki.

- Nie mogłem pozwolić na duże straty w ludziach – mruknął Dumbledore i odwrócił wzrok od nieba by spojrzeć ponownie na każdego z osobna – To wojna, nie koncert życzeń – zacytował Severusa i zwrócił się do Lupina i Syriusza.

- Rozdzielcie się… atakujemy za – spojrzał na słońce – trzy minuty.

Mężczyźni kiwnęli głowami i każdy członek Zakonu wraz ze swoimi podopiecznymi udał się w inną część lasu.



***

Severus poczuł zimną ziemię, gdy padł jak długi na leśną ściółkę. Kurz, jaki uniósł się z podłoża, spowodował, że oczy zaszły mu łzami. Stracił widoczność. Splunął, aby pozbyć się piasku z ust. Drobinki minerału zazgrzytały między zębami, gdy mocno zacisnął szczękę, czując przeszywający ból w całym ciele.

- Do diabła z tobą – warknął i obrócił się na plecy, by po chwili spojrzeć w oczy pełne nienawiści.

- Właśnie się tam wybieram… - zdanie przepełnione kpiną zostało wycedzone przez wąskie i poharatane wargi.

- Powinieneś już tam gnić od dawna Avery. Nie wiem tylko, czemu Czarny Pan ciągle trzyma taką kanalię tak blisko siebie – splunął mu pod nogi i podniósł się z ziemi, wymierzając różdżkę w przeciwnika, który wyglądał na rozbawionego.

- Nie ja tu powinienem zostać ukarany Snape – ciepły oddech, jaki czarnowłosy mężczyzna poczuł na twarzy, spowodował, że zrobiło mu się niedobrze. Odepchnął Śmierciożercę, który szarpnął go za sobą.

- Puszczaj idioto – krzyknął, gdy obaj niczym opętani tarzali się po ziemi, próbując uzyskać nad drugim przewagę. Przez chwilę słowa te zawisły w powietrzu. Nie było słychać nic oprócz szumu szat i stłumionych przekleństw.

- Zdradziłeś swojego Pana – Avery wysyczał mu do ucha, a po chwili wylądował na ziemi, pod ciężarem Severusa, uśmiechając się jak obłąkany.

- Nikogo nie zdradziłem Avery – wycedził i przytknął różdżkę do gardła czarodzieja. – Od zawsze byłem wierny tylko jemu.

- Już nikt ci w to nie uwierzy – zaśmiał się i pokręcił głową, przestając się szamotać. Spojrzał na blade dłonie swojego dawnego przyjaciela, które trzymały go mocno za szatę by się nie wymsknął – takie bajeczki, możesz teraz wciskać komuś innemu…o wiem – zaśmiał się – Albusowi…

Salwa kolejnego śmiechu znów wypełniła umysł Mistrza Eliksirów. Poczuł się jak w Mungu tyle, że o ile przesiadywanie obok szpitalnego łóżka, nie grozi ci śmiercią, tu sytuacja mogła w każdej chwili ulec zmianie. Zbliżył swoje usta do ucha Śmierciożercy i szepnął.

- Nigdy nie zwątpiłem w Czarnego Pana… Po prostu czasem mam ochotę skopać wam tyłki, a należenie do Zakonu mi to umożliwiało. Ale teraz, gdy ani jedno, ani drugie nie może nade mną panować, pozwolisz, że dokończę naszą rozmowę za ciebie – warknął i jednym zwinnym ruchem uniósł mężczyznę ku górze i pchnął go z całej siły w kierunku pnia.

Chwilowo ogłuszony i zdezorientowany Avery, nie miał pojęcia, w co Snape z nim gra, jednak, gdy tylko oberwał czymś, co bólem przebijało Crucio, wszystko stało się jasne.

Płomienie zaczęły się mijać. Snopy iskier sypały się z końców różdżek. Szybkie ruchy nadgarstków, zacięte miny i skupienie, a przede wszystkim rządza mordu w oczach. Równo. Jeden z drugim. W jednej drużynie, a mimo to przeciwko sobie.

Severus poczuł jak coś, co dotąd tłumił w sobie wzbiera w nim na sile. Jego oczy, o ile w ogóle było to jeszcze możliwe, pociemniały. Źrenice rozszerzyły się niczym u drapieżnika, a całe ciało pod komendę opętanego czarną magią umysłu, wirowało między drzewami, skutecznie unikając zaklęć przeciwnika. Zapomniał, po co, tu przyszedł. Zapomniał o tym, że zaledwie milę od pola walki, kroczyły oddziały Zakonu.

Teraz chciał tylko zabić.

Zrealizować fantazję swojej mrocznej części duszy.

- Avada Kedavra! – wrzasnął, a ciało w czarnej szacie osunęło się na ziemię. Niedane mu jednak było odpocząć. Zapomniany w walce, nawet nie zauważył, że zza murów zamku zaczęli wyłaniać się kolejni przeciwnicy. Umysł miał zbyt zamroczony. Adrenalina pompowała krew do serca z zawrotną szybkością.

Szum.

Sekunda.

Obrót.

Zaklęcie tarczy.

Zapanowała cisza. Postacie w maskach, przypominających czaszki zaczęli zaciskać okrąg wokół ciemnowłosego mężczyzny. Drwina, śmiech, przytłoczenie. Emocja. Wąskie wargi wykrzywiły się w krzywym uśmiechu, pełnym chorej satysfakcji.

Korzystając z zaskoczenia, zaatakował, jako pierwszy, wybijając pierwszy rząd bez problemu. Czuł furię, a gdy władała ona jego ciałem, mało, kto był się mu w stanie przeciwstawić. Pole walki rozświetliły promienie wypadające z oszałamiającą prędkością z różdżek przeciwników. Atakowany z wszelkich stron, był zmuszony nałożyć na siebie zaklęcie tarczy. Jednak jej utrzymanie zaczęło powoli go męczyć. Musiał jeszcze walczyć. Adrenalina zaczęła opadać.

Ruchy coraz bardziej ociężałe, zadowalały przeciwników, którzy wreszcie mogli przejść do kontrataku.

- Zabić zdrajcę!

- Zdychaj śmieciu!

- Nie jestem zdrajcą! – wrzasnął ostatkiem sił i w tym właśnie momencie tarcza zaczęła być bezużyteczna. Zbyt słaba by go ochronić. Czując krople potu spływające po czole wzdłuż haczykowatego nosa, rzucił się rozpaczliwie do ucieczki.

„ Nie jestem tchórzem”

***

Hermiona zacisnęła rękę na ramieniu Harrego, gdy usłyszała z oddali trzaski, zderzających się ze sobą promieni zaklęć i krzyki nienawiści.

- A więc tak brzmi wojna? – zapytała, czując jak jej głos drży. Potter skinął głową i spojrzał na Dumbledore’a, który zatrzymał się nagle, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia i stał nieruchomo z głową wpatrzoną w niebo. Wszystkie pary oczu, zwróciły się w to samo miejsce.

Gryfonka westchnęła. Na granatowym niebie rozpościerał się majaczący w oddali dziwny znak. Skupiła wzrok bardziej na punkcie, który zaczął się powiększać, zajmując coraz więcej miejsca na sklepieniu.

- Czy to mroczny znak? – zapytał ktoś z tyłu.

- Idioto, mroczny znak jest zielony – odrzekł mu inny.

Brązowowłosa musiała przyznać temu komuś rację. Miraż na niebie mógł początkowo być uznany za symbol Voldemorta, jednak gdy zyskał większe rozmiary nie miała wątpliwości, że nie należał on do sił nieczystych. Uśmiechnęła się, czując ciepło na sercu.

Wielki, płonący jakby ogniem Feniks rozpościerał skrzydła między pojawiającymi się już gwiazdami. Symbol unosił dumnie głowę ku księżycu i machał skrzydłami wyniośle, jak król przestworzy. Wszyscy westchnęli z podziwu.

- To moi kochani.. – Albus odwrócił się do swoich wojowników – jest znak od Severusa. Teraz jesteśmy bezpieczniejsi.

16 komentarzy:

  1. Boski rozdział!
    Mam nadzieję, że zbliżamy się do momentu w którym Snape wreszcie wyzna swoje uczucia Hermionie!
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. mrr.. podoba mi się bardzo ;*
    rozdział jest wspaniały, zresztą, jak zawsze ;D
    czekam na następny ;)
    życzę dużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. wow, jestem pod wrażeniem! Jeden z najlepszych rozdziałów! :D teraz nie będę mogła doczekać się dalszego ciągu :) życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Sev w ogóle miał "szczęście", że mógł zostać przynętą, bo na miejscu Hermiony chyba zabiłabym go za to, co wcześniej powiedział D: Rzeczywiście, ten rozdział był jednym z najlepszych, bo umiesz dobrze opisywać właśnie tego typu akcje

    OdpowiedzUsuń
  5. kolejny świetny rozdział w Twoim wykonaniu

    przyznaję się, że nigdy nie lubiłam tego starego piernika dyrektora, a Ty umożliwiasz mi to dalsze nie lubienie go. Niby jest taki dobry, ale jeśli może to na pierwszy ogień wyśle każdego tylko nie siebie

    czekam na następny rozdział
    i zapraszam do siebie na kolejny rozdział dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow *o*
    Super, super, super! Wspaniały rozdział! Severus, aaa ♥ Masz talent do opisywania scen walki, widać, że lubisz to robić. Wkładasz wtedy w to, co piszesz tyle pasji, że aż... och ♥
    Będzie bitwa. Nie mogę się doczekać :D
    No i mam nadzieję, że wreszcie Hermiona i Severus się zejdą, po wojnie.
    Zastanawia mnie, czy masz zamiar skończyć zaraz po wojnie, wiesz, wszyscy się cieszą, że to już koniec, Nietoperz i Miona się hajtają, mają milion dziecek i happy end, czy raczej nie będziesz chciała zakończyć na bitwie...
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny
    always

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział ;D Trochę się zawiodłam na Dumbledorze, że powiedział, że nie może sobie pozwolić na duże straty w ludziach, bo zawsze miałam go za takiego dobrego dziadka, który ceni każdą jednostkę ;) a Severus jak dla mnie super, bardzo silny charakter, bardzo męski, nie to co jacyś faceci-cipki :P Zakończenie też było bardzo porywające, wyobrażenie Feniksa na niebie było cudowne ;) Stylu nie komentuję, bo podobał mi się tak samo, jak poprzednio, doskonały i perfekcyjnie dopracowany ;) Jestem ciekawa, co będzie dalej, bo w sumie nie dałaś jednoznacznej odpowiedzi czy Snape przeżyje, a liczę na to ;P Może to trochę naiwne, ale lubię Happy Endy xD
    Pozdrawiam i gratuluję doskonałej pracy ;)
    C.I.
    www.hgwk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Naprawdę, zwykle nudzą mnie opisy walki. ale Ty zrobiłaś taką fajną rzecz, że ten tekst nie był taki "ciężki". Wiesz czego to zasługa? Tych fajnych...nie wiem jak to nazwać...no tego:
    "Szum.
    Sekunda.
    Obrót.
    Zaklęcie tarczy. "
    Nie dość, że łatwiej jest sobie wyobrazić o co chodzi, to jeszcze dla mnie bardzo urozmaica to tekst. Jak dla mnie te...nazwijmy je "przerywniki" są bardzo ekscytujące :D
    Super! Naprawdę bardzo mi się podobało!

    OdpowiedzUsuń
  9. :) bardzo fajny rozdział. Ale skoro Severus wysłał znak to znaczy ,że... och nie ! Tylko go nie zabijaj ! Da rade ! Wierzę w niego ;)'
    W niecierpliwości czekam na NN
    Jane

    OdpowiedzUsuń
  10. Severus jest zdecydowanie za odważny. Rozumiem chronić Hermionę, to jest nawet okej. Rozumiem nawet potrzebę obrony innych z Zakonu, serio. Ale żeby zrobić z siebie przynętę? Trochę przegiął! W końcu przed sobą ma takie perspektywy! Choćby Hermionę xd hahah xd
    Swoją drogą, Dumbledore nie powinien się zgodzić, nawet pod warunkiem, mniejszych strat w ludziach. Powinien dbać o wszystkich, nawet o swojego szpiega xd
    Hermiona oczywiście martwi się o niego i ja razem z nią. Ten facet za dużo od siebie wymaga, mówię to prędzej czy późnij skończy się źle. Z pewnością będzie tak, w ten lub inny sposób...
    Kurczę, nadrobiłam już wszystko i normalnie czuję nie dosyt. To co w takim razie bym czuła, gdybym czytała wszystko po kolei? Masakra, zaczem przerwy są w pewien sposób dobre xd
    Podsumowując, na prawdę nieźle ci idę, ale chciałabym już, aby wojna się skończyła! Zastanawia mnie tylko, co wtedy będzie? Hermiona wróci do Hogwartu ukończyć rok? Severus będzie dalej nauczycielem? Oczywiście, jeżeli wygrają...
    Pisz szybko kolejny rozdział!
    Pozdrawiam, Mała Miss ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy na pewno są bezpieczniejsi? Okaże się. Co się stało z Severusem? Czyżby ta ciemna strona aż tak bardzo go opanowała? Przecież to wyglądało tak, jakby on czerpał przyjemność z zabijania tych Śmierciożerców. Niby słudzy Voldemorta, ale też ludzie. Tak się zastanawiam, o co chodziło z tym szczegółem… co się stało? Coś poszło nie tak? Mam tylko nadzieję, że nikt z przyjaciół Hermiony nie zginie. Ale coś za łatwo to poszło… Coś knujesz? A może to Severus umrze. Mam nadzieję, że nie. No ale w starciu z tyloma Śmierciożercami przecież nie ma żadnych szans.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem pod wrażeniem.
    "Raz…

    Prawa stopa przed lewą.

    Dwa…

    Lewa, ostrożnie obok prawej… kawałek po kawałku, sukcesywnie do przodu.

    Trzy…" - Wspaniale to opisałaś.
    Pisz szybciutko, bo nie mogę się doczekać!
    Nie zabijesz Severusa, prawda? Nie rób tego, proszę!

    OdpowiedzUsuń
  13. No, brawo. Powaliłaś mnie na kolana już z samego początku. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Opis walki Severusa tak mnie porwał, że czytając stukałam stopami o podłogę z niecierpliwości.
    Rozdział jest boski, przecudowny, a jedyne co można mu zarzucić to to, że tak szybko się skończył.
    Czekam na następny, oby pojawił się szybko.
    Całuję,

    Nitij

    OdpowiedzUsuń
  14. Kurcze... jakie napięcie!
    Piękne to było i podziwiam cię za to! Wszyscy mieli rację mówiąc, że jesteś genialna w pisaniu scen akcji. Ja chce już dalszą część!
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten rozdział jest tak cudny, że postanowiłam odezwać się nie tylko przy okazji oddawania poprawek.
    Bombowo i perfekcyjnie budowałaś adrenalinę i emocję w tym rozdziale, wręcz po mistrzowsku. Czytałam go koło 1 w nocy i mój mózg poszalał dzięki Twoim opisom, praktycznie weszłam w skórę Severusa i skradałam się jak on. Normalnie brak mi słów i jestem pełna podziwu za takie wykreowanie emocji.
    Uściski
    Miona ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jejku, świetny blog *.* Świetnie piszesz i wgl ^.^

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów
Resurgere and Grinmir-stock