piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 9 „Zachowaj w pamięci nasze cudowne wspomnienia,ale nie bój się nowych.”

Rozdział ten dedykuję: Gisi i I want you, za piękne miniaturki, którymi mnie karmicie.

Zabójstwo Carrow’a rozniosło się wieścią po całym zamku w zastraszającym tempie. Nie tylko wśród uczniów, ale także wśród Śmierciożerców, którzy po raz kolejny przekonali się dlaczego Severus Snape przez tyle lat był i nadal jest prawą ręką Voldemorta. Mimo to nikt nie zmartwił się brakiem młodego i nadgorliwego sługi Czarnego Pana, a tym bardziej nieobecnością Mistrza Eliksirów na kolacji, który już nazbyt wyraźnie pokazywał, że nie znosi tego co przeklęte skrzaty kładą mu na talerz. Kurczak był zdecydowanie passe w tym miesiącu.

Czarnooki mężczyzna stał w ciemnościach w swoich własnych komnatach nad płytką misą, w której kłębił się srebrzysty płyn, złudnie przypominający wodę. Mimo to wcale nią nie był. Błyszczące i cieniutkie niczym pajęcza sieć nitki wspomnień mężczyzny, wirowały w naczyniu bez ustanku. Oparł swoje delikatne i blade dłonie na brzegu misy i wlepił w nią swój smutny i zmęczony wzrok. Nie miał pojęcia dlaczego przez tak wiele lat ciągle ciągnie go do wspomnień przez które tylko narusza ledwo sklepione rany na sercu. Tak. Nietoperz z lochów miał serce, ukryte gdzieś głęboko pod maską ironii, sarkazmu i obojętności, ale miał. Kochał, cierpiał, tęsknił, żałował, cieszył się i śmiał. Jednak życie i to, co mu zaoferowało wykształciło w nim swoisty mechanizm obronny, by już nigdy więcej nie został skrzywdzony i by stanął na nogach po tym co przeszedł. Maska ta całkowicie zanikała, tylko wtedy gdy był sam, pewny, że nikt go nie zaskoczy w tej chwili słabości. Musiał przyznać, że nawet Dumbleodre nie znał go innego, jak zgorzkniałego i wiecznie niezadowolonego z życia i znienawidzonego przez wszystkich Snape’a. Chował swoje prawdziwe ja przed światem dokładnie dwadzieścia lat.

Mężczyzna nachylił się nad misą, by poczuć jak jego nos zanurza się w zimnym płynie. Poczuł dobrze znane uczucie lekkości i już po chwili stał przed domem, w którym wszystko się zaczęło, a może raczej skończyło. Zrobił krok w przód, a z mgły wyłoniła się jego młodsza o siedemnaście lat wersja i pewnym krokiem przeszła przez trawnik w kierunku drzwi, które od razu stanęły otworem. Czekała na niego. Starszy Snape uśmiechnął się smutno i chwilę później znalazł się w domku Lilly i Jamesa. Zatrzymał się przy starym i nienastrojonym pianinie, by widzieć dokładnie scenę, którą znał na pamięć i do której zbyt często wracał.
- Severusie nie powinniśmy się więcej spotykać – rzekła rudowłosa kobieta, ubrana po mugolsku, jak miała w zwyczaju i położyła wypielęgnowane dłonie na torsie mężczyzny.
- Tęsknię Lilly – szepnął młody Snape, a jego starsza wersja bezgłośnie powtórzyła te same słowa, w tym samym momencie – to nasze ostatnie spotkanie w tym miesiącu, obiecuję – rzekł i nachylił się, by złączyć z nią usta w pełnym uczuć pocałunku. Jej wargi były ciepłe i smakowały czekoladą.
- James znów szlaja się po nocach z Syriuszem. Mówiłam mu, że jesteśmy w niebezpieczeństwie, ale on mnie wykpił. Twierdzi, że sobie żartujesz i że nie mogłeś słyszeć, żadnej przepowiedni. Bo takie nie istnieją – rzekła i przytuliła się do mężczyzny ubranego na czarno, który jeszcze nie w pełni zdawał sobie sprawę, że to ich ostatnie spotkanie w całym jego życiu.
- Potter zawsze miał więcej szczęścia niż rozumu – rzekł młody Snape z sarkazmem i wypuścił kobietę z ramion.
- Nie mów tak – poprosiła błagalnie i odeszła od niego parę kroków, zwiększając dystans pomiędzy nimi – to nic nie ułatwia. Ja go…
- Kocham – przerwał jej – wiem, słyszałem to już tysiąc razy. W takim razie czego spotykasz się ze mną? – zapytał i utkwił swoje ciemne oczy w zielonych tęczówkach Lilly. Kobieta nie myśląc zbyt wiele pokręciła głową i tłumiąc łzy przywarła do mężczyzny, którego potajemnie darzyła uczuciem znacznie mocniejszym niż przyjaźń. Już po chwili zupełnie zatracili się w sobie. Rudowłosa zrobiła parę kroków w tył, ciągnąc za sobą za czarną szatę Severusa, którego oczy pałały pożądaniem. Gdy poczuła za sobą sofę opadła na nią z figlarnym uśmieszkiem, wypuszczając z rąk materiał, w który ubrany był młody Snape. Kanapa zaskrzypiała, gdy mężczyzna dołączył do swojej kochanki, lekko napierając na nią swoim ciałem. Ich usta po raz kolejny w tak krótkim czasie złączyły się w namiętnym pocałunku. Kobieta wsunęła dłonie w kruczoczarne włosy Severusa i cicho jęknęła, gdy przegryzł jej dolną wargę, pieszczotliwie mrucząc, jak bardzo ją kocha. Zjechała dłońmi po jego karku, powodując tym samym dreszcze na całym jego ciele. Ich języki złączyły się w szalonym tańcu, wyrażającym ból, tęsknotę, pożądanie i pragnienie czegoś nieosiągalnego. Zaczął obdarowywać ją pocałunkami po szyi schodząc coraz niżej, aż po dekolt zwyczajnej i nieciekawej bluzki, pod którą kryły się piękne, pełne piersi, z których właśnie delikatnie ściskał jedną z nich swoją wprawioną dłonią. Starszy Snape zamknął oczy chcąc sobie przypomnieć jak wtedy pachniała i już po chwili wyczuł zapach zielonej gruszki, dojrzałych śliwek i liści gardenii przeplatanych z balsamicznym drzewem cedrowym i zmysłowym piżmem. Gdy je otworzył jego młodsza wersja właśnie pozbywała się białej koszuli, odsłaniając przed Lilly blizny, które wcale jej nie odstraszały. Kobieta przejechała palcem po tej najdłużej niczym po mapie i jednym wprawnym ruchem ściągnęła nieciekawy T-shirt, odsłaniając przed mężczyzną swoje idealne piersi, które doskonale pasowały do jego dłoni. Jej ręce powędrowały do jego bioder, zabierając się za pasek…


Sceneria uległa zmianie. Szary dym omiótł Severusa niczym teatralna zasłona. Przez chwilę nie widział nic, ale gdy gęsta mgła opadła jego oczom ukazała się zaniedbana uliczka gdzieś w mugolskiej dzielnicy, która wyglądem przypominała ulicę Nokturna. Ruszył na przód, powiewając czarnymi szatami, aż znalazł się na jej końcu, gdzie natknął się na dwóch mężczyzn. Jeden z nich, niski z sterczącymi na wszystkie strony włosami i okularami na nosie, przypierał do muru znacznie wyższego, ale chudszego mężczyznę, którym był nie kto inny jak Severus Snape. Mężczyzna podszedł bliżej, by móc zobaczyć różdżkę Pottera przytkniętą do własnego gardła.
- Jeszcze raz się do niej zbliżysz to osobiście postaram się abyś nigdy więcej nie wściubił tego swojego wielkiego nochala do żadnego kociołka – warknął James


Obraz zaczął się oddalać, coraz szybciej aż w końcu znów spowiła go szara, gęsta mgła. Severus przełknął ślinę wiedząc co teraz zobaczy. Po raz kolejny znalazł się w mieszkaniu Potterów w wąskim korytarzu, który prowadził do sypialni dziecka Lilly. Jednak tym razem nie patrzył na to wspomnienie z punktu widzenia trzeciej osoby, ale swoimi własnymi oczmi. Chwiejąc się, przytrzymywał się ścian, gdyż wszystko wokół niego niebezpiecznie wirowało, przyprawiając go o mdłości. Droga przez korytarz dłużyła mu się niemiłosiernie. Jego oczy rejestrowały tylko niektóre rzeczy, jakby wszystko inne było jedynie nieistotnym tłem, niepotrzebną scenerią tego dramatu. Rozbity wazon, potłuczone ramki z rodzinnymi zdjęciami, wypalona dziura w jednej ze ścian, dziecięce śpioszki, pluszowy miś z dziurami zamiast oczu, druciane okulary z wybitymi szkłami, różdżka złamana na pół, strzępy gazet, książki z wydartymi stronami i krew. Poczuł jak serce w szaleńczym tempie uderza o klatkę piersiową, jak gdyby chciało się wyrwać z jego ciała i uciec z tego przerażającego miejsca. Wodząc palcami po szorstkiej ścianie natknął się wreszcie na rzeźbioną framugę drzwi i wstrzymał oddech, wiedząc co zobaczy, gdy przekroczy próg tego pokoju. Sekundy upływały niemiłosiernie, a z biegiem czasu wspomnienie stawało się coraz mniej wyraźne. Musiał się pospieszyć jeśli chciał ją ujrzeć ostatni, a zarazem kolejny raz. Zrobił krok, przekraczając tym sposobem próg, a zarazem granicę własnej wytrzymałości, poza którą nie potrafił już utrzymywać swojej obojętnej maski, a tym bardziej kontrolować emocji, które były zbyt silne. Poczuł jak ugięły się pod nim kolana, na które po chwili upadł. Serce ścisnął mu niewyobrażalny ból i trzymał je niczym w zatrzasku. Zachłysnął się własnymi łzami i przyciągnął do siebie bezwładne ciało Lilly, zimne i tak dziwnie obce. Przytulił ją do swojego rozgrzanego ciała, błagając i przeklinając jednocześnie tych wszystkich, którzy obiecali ją chronić. Trzymając ją w objęciach, bezwładną niczym szmacianą kukłę, płakał jak dziecko. Była jedyną osobą, która go chroniła, lubiła, a potem nawet kochała. Akceptowała wszystkie jego wady, nigdy się od niego nie odwróciła, szanowała go i podziwiała. A teraz nie żyła. Przyłożył usta do czubka jej głowy i pocałował jej pachnące wanilią włosy, czując słone łzy, spływające mu po policzkach. Delikatnie odłożył jej martwe ciało na podłogę i wstał zbierając w sobie ostatki sił. Powinien sam ją chronić. Powinien dołożyć wszelkich starań byle tylko zapobiec jej śmierci. Otarł mankietem łzy, czując wstyd. Usłyszał czyjeś kroki i podniesione głosy. Aurorzy zjawili się jak zwykle punktualnie. Musiał uciekać. Ponownie utkwił wzrok w jej zamkniętych oczach i wyszeptał.
- Przepraszam Lilly.

Severus Snape zaczerpnął powietrza i wydostał się ze swoich wspomnień ciężko dysząc. Otarł mokre od potu czoło i przytrzymał się naczynia by nie stracić równowagi. Minęło prawie osiemnaście lat, a on dalej nie mógł się z tym wszystkim pogodzić. Gorzej, bo codziennie, gdy zostawał sam rozszarpywał stare rany na nowo, by pamiętać o tym, by nigdy więcej nie być szczęśliwym. Spojrzał na w naczynie i skrzywił się. Wiedział, że już niedługo będą musieli stąd uciekać. Nie mógł wiecznie odwodzić Rookwooda od pomysłu czystki. Jednak dobrze wiedział, że nie mógł uciec od tak zostawiając tu tylu ważnych rzeczy, które nie powinny wpaść w ręce niewłaściwych osób. Zwłaszcza jego wspomnienia. Wyciągnął różdżkę i szepnął jedno zaklęcie. W ułamku sekundy wszystkie jego myśli wróciły tam, gdzie było ich miejsce. Do jego umysłu. Zniszczył Myśloodsiewnię, tak by nikt nie mógł ponownie jej użyć i opadł zmęczony na fotel.
- Ginny wiem, że jesteś moją przyjaciółką i siostrą Rona, ale powtarzam to ostatni raz – rzekła Hermiona pewnym głosem, negującym każdy sprzeciw – nie potrzebują żadnego chłopaka, a tym bardziej Rona.
Rudowłosa westchnęła i teatralnie przewróciła oczami.
- Potrzebujesz jakiegoś towarzystwa. Nie można spędzać czasu samemu całymi dniami – próbowała przekonać przyjaciółkę, ale ta pozostawała nieustępliwa. Nie miała ochoty obściskiwać się z chłopakami na korytarzach, ani tym bardziej wysłuchiwać słodkich słówek pod jej adresem. Co prawda pragnęła czyjejś bliskości, ale takiej jakiej nie mogli jej zaoferować chłopcy w jej wieku.
- Jest wojna Ginny. To nie jest czas, by się zakochiwać.
- To jest właśnie najlepszy czas – prawie, że wykrzyczała siostra Rona – lepiej mieć przy sobie kogoś kto cię wesprze, przytuli, pocieszy – rozmarzyła się, przypominając sobie ostatnią randkę z Harrym.
- Ta… Ron może co najmniej mnie udusić w tym swoim lwim uścisku. Nie dziękuję – Hermiona splotła swoje włosy w kucyk i pochyliła się nad książką do Czarnej Magii, w której autor bardzo obrazowo przedstawiał wszelkie objawy po czarach, o których nawet jej się nie śniło – wiedziałaś, że Sectusemprę wymyślił Snape? – zapytała koleżanki, która popatrzyła na nią jednoznacznie – Ginny znam tę minę.
- A ja znam ten ton – przysunęła się bliżej przyjaciółki – i bardzo dziwne jest to, że używasz go tylko i wyłącznie jak mówisz o Nietoperzu z lochów – zaśmiała się, gdy Gryfonka skrzywiła się na to określenie.
- Wydaje ci się – odwróciła wzrok, czując jak się rumieni. Szlag by to trafił, pomyślała i zamknęła książkę – on jest moim nauczycielem Ginny, jak możesz tak myśleć.
- Ja nie myślę…
- No właśnie…
- Ja to widzę – uśmiechnęła się i szturchnęła koleżankę ramieniem.
- Nawet jeśli to nie ma żadnego znaczenia. On mnie nie lubi, jest złośliwy, obojętny… zimny, chłodny, ale cholernie intrygujący.

Ginny popatrzyła na zamglony i odległy wzrok przyjaciółki i zrozumiała, że uczucie, jeśli można to tak nazwać, jakie żywiła do Mistrza Eliksirów było prawdziwe. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie wiem dlaczego wydaje mi się taki interesujący. Może dlatego, że jest starszy, czy może dlatego, że skrywa w sobie tyle zamkniętych uczuć.
- Nie no nie wierzę – zaśmiała się Ginny – ty naprawdę jesteś w nim zakochana.
Dalszą część ich rozmowy przerwała im czarna sowa, która zastukała dziobem w okno. Hermiona westchnęła, dziękując Merlinowi za to, że zesłał tę sowę akurat w tym momencie. Nie miała ochoty rozmawiać o jej zauroczeniu Mistrzem Eliksirów nawet z bliską przyjaciółką. Wolała wszystko zachować tylko i wyłącznie dla siebie. Uchyliła lekko okno, a ptak wleciał do środka wraz z mroźnym powietrzem. Do nóżki miał przywiązaną kopertę.
- Od kogo? – zapytała ciekawska Ginny i usiadła na łóżku po turecku, by lepiej widzieć kawałek pergaminu, który spoczywał w dłoni przyjaciółki.
- Nie wiem. Pierwszy raz widzę tę sowę – wzruszyła ramionami i wypuściła zwierzę uprzednio częstując je kawałkiem ciasta.
- Musi być od kogoś z Hogwartu… no mów… może to od twojego INTERESUJĄCEGO czarnookiego obiektu westchnień – zaśmiała się, w zamian za co otrzymała spojrzenie godne bazyliszka. Ginny z żywym zainteresowaniem przyglądała się twarzy przyjaciółki, na której znów pojawił się szkarłatny rumieniec.
- Wygrałaś.. – rzekła i podała rudowłosej kartkę, na której widniało lekko przekrzywione, ale eleganckie i dokładne pismo. 
 
                                                          Mój gabinet punkt 20.00

                                                                         SS


- Randka?
- Ginny czy ktoś ci mówił, że jesteś niemożliwa?
- Wiele razy – Weasley udała, że się zastanawia – jak myślisz, do czego jesteś mu tam potrzebna?
Twarz Hermiony przybrała szkarłatny odcień. Myśl, że jest potrzeba Snape’owi do czegoś doprawiała ją o przyjemne dreszcze. Mogłaby mu towarzyszyć w wielu rzeczach, po których oboje wstydziliby się spojrzeć sobie nawzajem w oczy, ale życie to nie bajka. Znając szczęście albo ją z wyzywa, albo każde szorować zakurzone kociołki, albo… No właśnie. Czego mógł chcieć od niej Snape?
- Nie mam pojęcia, ale pójdę tam – wstała i zaczęła się ubierać, gdyż do spotkania pozostało jej jedynie dziesięć minut.
- Powiedz mu, że się w nim zakochałaś – rzekła Ginny, tłumiąc w sobie śmiech.
- Żebym skończyła jak Carrow? O nie – Hemriona pokręciła głową i wsunęła na siebie jedne z lepszych dżinsów jakie miała. Nie żeby się stroiła. O nie. Po prostu szła na rozmowę z nauczycielem i chciała dobrze się prezentować. Ta… bo wszyscy uwierzą. Do tego Ginny pomogła jej dopasować fioletową bluzkę i szary sweterek, który bardzo jej się przyda, biorąc pod uwagę, że spędzi trochę czasu w lochach. Gotowa do wyjścia pożegnała się z przyjaciółką i opuściła dormitorium.

Hermiona Granger zatrzymała się przed drzwiami do gabinetu Mistrza Eliksirów i zaczerpnęła głęboko powietrza. Już uniosła dłoń, by zapukać, gdy drzwi otworzyły się zamaszyście i stanął w nich Snape z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Spojrzał na Granger, uśmiechnął się ironicznie i rzucił suche „ wchodź”. Po chwili drzwi samoistnie się za nią zatrzasnęły, odgradzając jej jakąkolwiek drogę ucieczki. Zatrzymała się na środku gabinetu, wodząc wzrokiem za nauczycielem, który zajął swoje miejsce za biurkiem i kiwnął głową, by usiadła w naprzeciw. Czując na sobie jego spojrzenie, które przeszywało ją na wylot, usiadła na skrzypiącym krześle.
- Wiesz dlaczego tu jesteś? – niski i chrapliwy głos nauczyciela przerwał napiętą ciszę. Hermiona pokręciła głową.
- Nie – odrzekła, co było zgodne z prawdą.
- Kolejny raz w tym tygodniu zawodzę się na inteligencji Gryfonów – rzekł chłodno, przypominając sobie rozmowę z Minerwą – zbyt dużo jak na tak krótki czas – wstał ze swojego miejsca i podszedł do szafki, z której szuflady wyciągnął jakiś dokument i ponownie tym razem z nim w dłoni, usiadł naprzeciwko, nic nierozumiejącej dziewczyny – wiesz co to jest?
Zaprzeczający ruch głową spowodował, że Snape wziął głęboki wdech i spojrzał na kartę, z której odczytał:
- Hermiona Jean Granger urodzona 19 września 1979, rodzice Ian Granger i Michelle Granger – mugole, zamieszkała w Londynie na Vassall Road 32, różdżka - Winorośl, 10¾”, włókno ze smoczego serca, Orzech Włoski,12¾” cala, status krwi – tutaj zawiesił głos i oderwał wzrok od tekstu, przez chwilę wpatrując się w coraz bardziej szkliste oczy dziewczyny – mugolak – dokończył przeciągając wyraz, jakby się nim brzydził.
- Skąd pan to ma? – zapytała, ocierając łzy z kącików oczu rąbkiem rękawa. Nie chciała wyjść na jakąś płaczliwą nastolatkę, ale właśnie uzmysłowiła sobie dlaczego się tu znalazła. Rookwood zapewne namówił Snape’a, by to on pozbył się tej irytującej szlamy, za którą była uważana.
- Z gabinetu dyrektora – odpowiedział i odłożył dokument, na którym Hermiona dopiero teraz zauważyła duży, czerwony napis „ Szlama” – jak na czarownicę, która przeczytała wszystkie książki z biblioteki powinnaś wiedzieć, że Czarny Pan nie toleruje czarodziei mugolskiego pochodzenia – ku jego zdziwieniu dziewczyna przytaknęła.
- Wiedziałam… nie sądziłam jednak, że to stanie się tak szybko.
Tego nikt się nie spodziewa, pomyślał Snape, który już zbyt wiele razy w swoim życiu przekonał się, że z dnia na dzień, bez ostrzeżenia cały świat może runąć w gruzach, stać się ruiną, której nie można odbudować, choćby nie wiem jak chciał. Przejechał palcem po nasadzie nosa i nachylił się nad biurkiem w ten sposób przybliżając się do dziewczyny na bardzo małą odległość. Już otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, gdy mu przerwała.
- Cieszę się, że to będzie pan – rzekła, wlepiając w niego swoje brązowe oczy. Nie patrz tak na mnie Granger, pomyślał, ale nie odwrócił wzroku, bo ważniejsze od jej pięknych oczu było to, co przed chwilą powiedziała.
- Co ty pleciesz Granger? – zapytał unosząc jedną brew i przyglądając się jej uważnie.
- Niech pan nic nie mówi. Wiem, że to dla pana łatwe zadanie. Zabić kolejną osobę, skoro robił to pan przez tyle lat – zaczerpnęła powietrza i kontynuowała – spełnia pan bardzo ważną rolę, a ja jestem zwykłą szlamą, która nie odegra w tej wojnie żadnej roli. Nie to, co pan. Jest pan szpiegiem, a to jest wiele warte…
- Grager ty cholerna idiotko! – warknął, w końcu dochodząc do głosu. Dziewczyna spojrzała na niego i zobaczyła gniew, którym pałały jego czarne oczy. Drugą rzeczą, którą zarejestrowała był fakt, że Snape wstał z takim impetem, że aż potrącił stojące za nim krzesło. Hermiona przeraziła się i lekko skuliła się, nie mając pojęcia co wyprowadziło ostoję cierpliwości, jaką z pewnością był jej nauczyciel z równowagi. Może znów był spętany Czarną Magią? – zamknij w końcu ten dziób i posłuchaj uważnie bo nie będę powtarzał – wysyczał – Jestem tu po to, by cię chronić!

Drzwi od gabinetu zaskrzypiały. Severus zbladł i momentalnie rzucił się do wyjścia. Szarpnął za klamkę, ale gdy wypadł na korytarz jedyne co ujrzał to skrawek czarnej szaty znikającej za zakrętem.

***********************************************************************************

I oto kolejny rozdział i mały bonusik. Ostatnio znalazłam filmik z Alanem Rickmanem, który wziął udział w projekcie pewnego artysty. Filmik oryginalny trwa 11 sekund, ale artysta stwierdził, że dłuższa wersja w wolniejszym tempie, pokazuje więcej emocji i jest bardziej widowiskowa. Zapraszam do oglądnięcia. Finał jest bardzo emocjonujący.
 
 

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 8 "Nie zbliżaj się, nie przywiązuj się. Nie próbuj nawet tego robić.”


Dni mijały w zastraszającym tempie i mało, który uczeń w Hogwarcie spostrzegł, że już dawno minęły święta, a na wszelkich kalendarzach, królował styczeń. Zima tego roku była o wiele bardziej sroga niż zazwyczaj. Chłód przenikał przez stare mury zamku, zmuszając skrzaty do wydajniejszej pracy przy utrzymywaniu płomieni w kominkach przez całe dnie i noce. Regulamin nie był żartem, a już po kilku dniach od jego ustanowienia pojawiły się ofiary jego nieprzestrzegania. Uczniowie byli zastraszani, a postacie w czarnych szatach zadowolone z terroru i posłuchu wśród młodzieży. Augustus Rookwood odzyskał pewność siebie i już nie podejmował głupich decyzji, które mogłyby zaszkodzić Czarnemu Panu. Panoszył się po szkolnych korytarzach niczym paw, zawsze otoczony świtą, mającą go chronić. Nauczyciele, którzy niegdyś mieli coś do powiedzenia, milczeli, imając się najróżniejszych prac, jakie tylko im polecono. Zabrano im różdżki, by nie mieli jak się zbuntować i ciągle kontrolowano ich każdy ruch. Czarną Magię czuć było wszędzie, a także można było zobaczyć jej żniwo. Severus przez tak, krótki czas zdążył przyłapać wielu uczniów na używaniu zaklęć niewybaczalnych i mimo, że miał ochotę wygarnąć im jak te kilka prostych słów i machnięcie różdżką, mogą zniszczyć życie, musiał chwalić ich postępowanie i wykrzywiać usta w uśmiechu przy dodawaniu punktów do ich domów za służbę Czarnemu Panu. Zauważył, że strach przed jego osobą wzrósł nieznacznie, ale to wystarczyło, by uczniowie zaczęli omijać go na korytarzu, opuszczać wzrok i szeptać jedyne ciche „ dzień dobry panie profesorze”, jakby bali się, że rzuci w nich jakąś czarno magiczną klątwą. Nawet Złota Trójca, która przecież widziała, po której stoi stronie, wydawała się tracić do niego zaufanie. Często widział w ich oczach wyrzuty i pogardę. Ich wzrok wydawał się krzyczeć „ przecież jesteś po naszej stronie, czemu nic nie zrobisz!!?”

Minerwa McGonagall przemknęła w półcieniu przez korytarz na siódmym piętrze i już po chwili jej wysoka postać zatrzymała się przed pustą ścianą. Stała w bezruchu kilka sekund, które wydawały się jej wiecznością po czym wyczuła lekkie drżenie podłogi. Zamknęła oczy i jeszcze mocniej skupiła się na celu swojej podróży, a gdy je otworzyła w ścianie pojawiły się wielkie, bogato zdobione drzwi. Drzwi do Pokoju Życzeń. Nauczycielka Transmutacji weszła do środka, a jej oczy od razu natrafiły na czarną postać w pelerynie, która mierzyła ją beznamiętnym i kpiącym wzrokiem.

- Severusie… - skinęła głową, ale mężczyzna nie odwzajemnił powitania tylko od razu przeszedł do rozmowy.

- Zapewne wiesz ile ryzykuje odczarowując ten durny pokój i zgadzając się na tą rozmowę. – warknął zirytowany. Minerwa przytaknęła i spojrzała z dołu na Snape’a.

- Więc nie traćmy czasu na uprzejmości.

- Wyjęłaś mi to z ust – mruknął i mimo, że w pokoju pojawiły się dwa fotele, nie usiadł na żadnym z nich. Ze znudzeniem wpatrywał się w kobietę, od czasu do czasu poprawiając mankiety surduta

- Nie usiądziesz?

- Lepiej powiedz po co tracimy tu cenny czas. Co takiego zmusiło cię do rozmowy ze mną?

- Sytuacja w naszej szkole Severusie – jej głos stał się poważny – uczniowie rzucający zaklęciami na prawo i lewo, Rookwood panoszący się niczym król i wiele rzeczy, które byłyby nie do pomyślenia gdyby był tu Dumbldore…

- Pozwolę sobie zauważyć, że Dumbledore’a tu nie ma – jego twarz nie wyrażała, żadnych emocji, jedynie oczy błyszczały niebezpiecznie, co nie uszło uwadze McGonagall - Rookwood to beznadziejny strateg i aż dziwi mnie, że nie wydedukowałaś, że ten cały regulamin nie jest jedynie jego wymysłem – uśmiechnął się kpiąco.

- No jasne – otarła wierzchem dłoni czoło – przecież, jesteś jednym z nich.

- Od dwudziestu lat – kiwnął głową i spojrzał na Minerwę, która pobladła i wyglądała na przerażoną z obrotu sytuacji w jakiej się znalazła – to zaskakujące, że dopiero teraz, gdy utraciliście swoją pozycję przychodzisz tu, by błagać mnie o pomoc – rzekł, starannie wymawiając każde słowo niskim i chrapliwym głosem.

- Severusie przecież sam widzisz co się dzieje na Merlina! – podniosła głos i wstała z fotela w przypływie emocji, które nią targnęły – Czarna Magia niedługo zastąpi nam powietrze i tak już wszędzie wyczuwam jej obecność, niedługo wszyscy uczniowie wpadną w jej sidła. Jeżeli już tak się nie stało – dodała i opadła na mebel, czując jak robi jej się słabo. Snape omiótł wzrokiem pomieszczenie po czym zajął fotel naprzeciwko McGonagall.

- Wiem, że to co powiem zabrzmi bardzo brutalnie, ale nie obchodzą mnie uczniowie ani tym bardziej ilu z nich przetrwa do końca wojny – rzekł, marszcząc brwi – mam pilnować cholernej Gryfonki i jej mugolskich rodziców i to mi wystarczy.

- Jesteś bezdusznym człowiekiem Severusie – wyszeptała Minerwa zszokowana beznamiętnymi słowami mężczyzny.

- Od zawsze sądziłem, że Gryfoni zbyt szybko oceniają innych – rzekł i spojrzał na kobietę – jednak zawsze wierzyłem w twoją inteligencję Minerwo. Najwyraźniej… - zrobił stosowną pauzę – po raz pierwszy się myliłem.

- Jak śmiesz? – prychnęła, a druciane okulary przekrzywiły się na jej chudym, drobnym nosie.

- Jak śmiem?! Wszyscy jesteście tak samo tępi jak Weasley’owie! – uniósł głos – stado baranów, które bezmyślnie robią to co Dumbledore i myślą tak jak Dumbledore! Ufacie mi bo tylko on mi zaufał. Wy tylko tępo powtarzacie jego słowa i pleciecie ciągle te same dyrdymały o zaufaniu, od których chce mi się już rzygać! Bajeczki o wygranej, dobru i złu, byciu kimś, walczeniu o wartości… - warknął zirytowany - tylko to was obchodzi bo przecież tym innym gównem zajmie się Snape! Śmierciożerca… przecież on nie ma nikogo bliskiego, nie ma nic do stracenia, i tak już ma krew na rękach więc jedna osoba, którą zabije w te czy we w te nie ma znaczenia! Więc zwalmy na niego kolejny obowiązek i kolejny i kolejny, a potem miejmy same pretensje, że tak mało zrobił! Tymczasem to ja utrzymuję każdą szlamę i każdego zdrajcę krwi przy życiu!

- Ale regulamin..- napomknęła, lecz nie zdążyła nic więcej powiedzieć bo chłodny głos znów zdominował rozmowę.

- W regulamin wchodzą punkty, które wymyśliłem, by chronić tych półgłówków.

- Niby jak?! – warknęła oburzona.

- Punkt pierwszy i szósty zapewnia im ochronę przed Śmierciożercami z zewnątrz. Gdyby uczniowie rozjechali się po kraju połowa z nich, a tym bardziej szlamy i inni degeneraci nieuznawani przez Czarnego Pana, nie wróciliby w to miejsce, ani nawet nie zobaczyli by murów tej szkoły. Odwołanie korepetycji zapobiegnie wypadkom… żaden sługa Czarnego Pana nie potrafi nauczać rzeczy bezpiecznych, a tym bardziej przydatnych do normalnego życia. Punkt dziewiąty, dzięki któremu tu wróciłaś czyni Hogwart bezpieczniejszym, a w razie wybuchu walki sprawi, że będziecie tu na miejscu, gotowi by zareagować i chronić uczniów – wyrecytował spokojnym i chłodnym głosem.

- A pozostałe punkty?! Doprowadzają do nieszczęść!

- Myślisz, że miałem więcej do powiedzenia?! Nie możesz wymagać ode mnie tak wiele Minerwo skoro sama nic nie robisz – warknął.

Minerwa McGonagall z przerażeniem spojrzała na swojego kolegę. Od czasu opanowania Hogwartu zaszły w nim zmiany, o których pojawieniu się uzmysłowiła sobie dopiero teraz.

- Wiem, że czujesz się tym wszystkim rozgoryczony…

- Milcz – rzekł suchym tonem i uniósł dłoń – nic nie wiesz bo nie jesteś mną, a teraz jeśli już sobie wszystko wyjaśniliśmy… - wstał i wskazał jej drzwi, dając tym samym znak, że to już koniec ich rozmowy. Minerwa ciągle mierząc go swoim surowym wzrokiem rzekła:

- Severusie… obawiam się, że Czarna Magia nie wpływa tylko źle na uczniów, ale i na ciebie – napomknęła, wpatrując się w zimne oczy Snape’a.

- Cóż za spostrzegawczość – jego słowa wręcz ociekały sarkazmem – magia pozostawia ślady, zwłaszcza Czarna Magia, ale to wiedzą nawet pierwszoroczni.

- Zawsze obracasz coś w kpinę, gdy się boisz prawda?

Mężczyzna spiął się i z zawrotną prędkością przeszedł do drzwi, które z rozmachem otworzył.

- Wychodź… przebywanie w Pokoju Życzeń jest surowo zabronione. – warknął , a gdy postać kobiety przekroczyła próg zatrzasnął za nią drzwi z furią w oczach.



Lekcje Czarnej Magii przeprowadzano w Wielkiej Sali z powodów czysto praktycznych. Pomieszczenie było wystarczająco przestronne, by pomieścić kilka stołów, przy których uczniowie notowali najważniejsze informacje, i miejsce na pojedynki. Wszystko wyglądałoby zupełnie normalnie gdyby pojedynki nie były przeprowadzane na śmierć i życie. Śmierciożercy zaczęli się już nudzić, a bezczynność w Hogwarcie zaczęła ich frustrować. Dlatego też ucząc przyszłych sprzymierzeńców Czarnego Pana uwielbiali się popisywać. Często takie popisy kosztowały życie ucznia lub pobratymca. Hermiona czuła strach, gdy wraz z setką innych uczniów stała w Wielkiej Sali, próbując opanować drżenie kolan. Mamrotała pod nosem formułki zaklęć, które mogłyby się jej przydać w starciu z nauczycielami, jednak zdawała sobie sprawę, że nie będzie miała szans. Widziała już kilka takich pojedynków i nie chciała ani razu więcej. Rozglądnęła się po sali, ale po chwili mocne pchnięcie spowodowała, że upadła na zimną posadzkę. Kilku Ślizgonów pokazywało sobie ją palcami i wyśmiewali jej niezdarność. Prychnęła i wstała, otrzepując szkolną szatę. Miała tego wszystkiego dość i była zła na Harry’ego i Rona, że zapisali się na zupełnie inną grupę niż ona. Jej przemyślenia i użalania się nad sobą przerwało wejście profesora Snape’a i dwóch innych, znacznie młodszych Śmierciożerców w maskach. Przez salę przebiegł szmer, ale gdy mężczyzna zatrzymał się przed uczniami i zaszczycił ich swoim morderczym wzrokiem, wszelkie odgłosy ucichły.

- Prowadzenie dzisiejszej lekcji Czarnej Magii – wycedził – przypadło dziś mnie.

Hermiona jęknęła. Nie miała ochoty, być wyśmiewana przed połową szkoły przez znienawidzonego przez wszystkich nauczyciela, który zbyt wyraźnie dawał do zrozumienia, że nienawidzi Gryfonów. Chciała się cofnąć, zniknąć w tłumie jednak nie miała jak, gdyż uniemożliwiały jej to dwie Puchonki, które stały w miejscu jak wrośnięte w podłogę.

- Czemu ciągle stoicie! Zajmijcie swoje miejsca przy stolikach – warknął, a uczniowie od razu zajęli swoje krzesła. Snape uśmiechnął się z satysfakcją i zaczął przechadzać się między rzędami z różdżką w dłoni. – mam do dyspozycji dwóch asystentów, którzy właśnie dziś wstąpili do szeregu Śmierciożerców – zatrzymał się przy Krukonce z czwartego roku i spojrzał na nią – Panno Flitch… nie sądzę aby trzymanie starego wydania Proroka Codziennego pod stolikiem było rzeczą rozsądną zwłaszcza w moim towarzystwie. Taylor zabierz ją do dyrektora – rzekł, patrząc na dziewczynę, która już po chwili została wyprowadzona z sali przez młodego Śmierciożercę. – zanim jednak przejdziemy do najprzyjemniejszej części lekcji, chciałbym abyście przez chwilę…

- Czuję szlamę Severusie – piskliwy głos młodego mężczyzny, przerwał wywód Snape’a, który nie wyglądał z tego faktu na zadowolonego. Hermiona skuliła się na krześle i wbiła wzrok w stół, łudząc się, że to pomoże jej uniknąć kłopotów. Mimo to, po paru sekundach wyczuła za sobą czyjąś obecność i cuchnący rybą oddech na karku. Zadrżała ze strachu i zerwała się z krzesła chcąc uciec z tego przeklętego miejsca. Jednak po dwóch krokach w stronę wyjścia poczuła, że ktoś chwyta ją za szatę i tym samym zwala na podłogę.

- Tu jesteś… - szepnął stając nad dziewczyną – nieładnie tak uciekać. Mugolska matka nie nauczyła cię manier!

- Carrow! – ton z jakim Snape wymówił to nazwisko sprawił, że mężczyzna w masce stracił zainteresowanie uczennicą i wlepił swoje pełne rządzy mordu oczy w Severusie. Czarnowłosy momentalnie zbliżył się do nich i mocnym szarpnięciem podniósł Hemrionę z podłogi – nie wolno ci jej tknąć – wycedził, czując jak opanowuje go złość. Złość, taka jaką czuł gdy władała nim Czarna Magia. Tracił kontrolę, a to mogło doprowadzić do przykrych skutków. Mimo to nie miał ochoty się hamować. Jego oczy błysnęły groźnie, a na jego ustach pojawił się diabelski uśmiech.

- Carrow – rzekł już opanowanym głosem, w którym dało się słyszeć coś przerażającego i niepokojącego – powinniśmy pokazać naszym uczniom jak powinno się walczyć. Czyż nie? – zapytał i elastycznym krokiem ruszył na środek sali. Ściągnął pelerynę, która opadła bezwładnie na posadzkę i wyciągnął różdżkę, po czym skierował ją w stronę swojego przeciwnika.

To, co stało się kilka sekund później spowodowało, że wszyscy uczniowie, bez wyjątku, wlepili swoje ślepia w nauczyciela Eliksirów. Z różdżki Snape’a wystrzelił czerwony promień i z zawrotną szybkością pomknął w stronę jego przeciwnika w masce. Mężczyzna z trudem uniknął ugodzenia przez zaklęcie, a gdy tylko odzyskał równowagę, musiał bronić się przed następnym. Szybkość z jaką atakował Snape była niewiarygodna. Po krótkiej wymianie ognia młody Śmierciożerca, był zdolny jedynie do obrony. W czasie tego pojedynku tylko raz zdołał rzucić zaklęcie atakujące, jednak zostało ono skutecznie odparowane przez Mistrza Eliksirów. Hermiona patrzyła na swojego nauczyciela z szeroko otwartymi ustami. Opanowanie i irytacja, które były jego nieodłącznymi towarzyszkami gdzieś zniknęły. Teraz w jego oczach i w obłąkanym uśmiechu widać było jedynie szaleństwo i rządzę pogrążenia swojego przeciwnika za wszelką cenę. Poruszał się z gracją i wdziękiem. Każdy jego ruch wydawał się być zamierzony i przemyślany, czego nie można było powiedzieć o mężczyźnie naprzeciw, który skakał na prawo i na lewo, nie mając w zanadrzu żadnej taktyki. Na jego twarzy widoczne było zmęczenie i wyczerpanie, tymczasem Snape świetnie się bawił i nie zamierzał przestawać. Gryfonka dopiero teraz zorientowała się, że żadne z zaklęć, które użył nie zostało wypowiedziane na głos, co w praktyce było doskonałym posunięciem jeśli chciało się zmylić i zaskoczyć napastnika. W sali panowała głucha cisza, przerywana jedynie trzaskiem różnokolorowych promieni wystrzeliwujących z różdżek walczących mężczyzn. Hermiona poczuła podziw i jeszcze większy szacunek wobec swojego nauczyciela. Nigdy wcześniej nie wierzyła w plotki na jego temat, ale teraz zorientowała się, że są po części prawdziwe. Severus Snape nie był tępym półgłówkiem, zdolnym jedynie do odejmowania punktów i wlepiania szlabanów, ale potężnym czarodziejem, który w pełni zasłużył na ten tytuł. Zawsze sądziła, że z gruntu był skromny i nie potrzebował czyjejś uwagi. Dobrze znał swoją wartość i to w pełni mu wystarczało. Nagle Carrow został zepchnięty jakimś nieznanym przez Hermionę zaklęciem prosto na jeden ze stołów. Trzask łamanego drewna i pisk dziewcząt umilkł w jednej chwili, gdy do powalonego mężczyzny podszedł szybkim krokiem Snape i chwyciwszy go za szatę zrzucił na podłogę. Gryfonka spojrzała na młodego Śmierciożercę, z którego głowy sączyła się krew i poczuła, że robi jej się słabo. Severus szturchnął go butem, by sprawdzić czy żyje i wtedy nieoczekiwanie młody Carrow otworzył oczy i wrzasnął:

- Drętwota!

Na twarzy Snape’a wymalował się wyraz zaskoczenia, a już po chwili wyleciał w powietrze, niczym szmaciana kukła i uderzył z całej siły o zimną posadzkę. Z jego ust wyrwało się ciche jęknięcie, a uczniowie zamarli. Szaleńczy śmiech Carrow’a rozbrzmiał po całej sali. Mężczyzna odwrócił się do uczniów i oblizał wargę, z której sączyła się krew.

- Zawsze sądziłem, że jest już za stary by służyć Czarnemu Panu… - zaczął, pewny siebie odwrócony plecami do Severusa, który powoli unosił się z ziemi. Uczniowie coraz częściej zerkali za plecy młodego Śmierciożercy – nie wiem czemu nasz Pan trzyma tego dziada na służbie… przecież nawet nie potrafi walczyć! – zaśmiał się, ale po chwili uśmiech spełzł z jego twarzy, gdy wyczuł dziwny chłód i czyjś oddech na karku.

- Carrow twoja arogancja doprowadziła cię do błędu – mruknął lodowatym głosem – zlekceważyłeś przeciwnika, a taka nadmierna pewność siebie potrafi zabić – odstąpił parę kroków od młodzieńca i skierował w jego stronę różdżkę. – Avada kedavra!



Hermiona chciała jak najszybciej opuścić Wielką Salę, by w końcu wyrzucić ze swojej głowy obraz opętanego czystym szaleństwem Mistrza Eliksirów. Ciągle miała przed oczami zielony płomień, którym ugodził Śmierciożercę. Tego było zbyt wiele. Pogrążona w przykrych wspomnieniach nie zauważyła nawet, gdy znalazła się w lochach. Już chciała zawrócić, gdy nagle usłyszała czyjś jęk i siarczyste przekleństwa. Zatrzymała się nasłuchując, ale wszystko umilkło tak nagle jak się zaczęło. Kierowana ciekawością ruszyła korytarzem i już po chwili natknęła się na Snape’a, ledwo trzymającego się na nogach. Był przeraźliwie blady i zmarnowany. Cała energia, którą emanował podczas walki, już go opuściła, pozostawiając zmęczone ciało same sobie.

- Panie profesorze? – zapytała cichutko, podchodząc bliżej.

- Granger, czy ktoś ci pozwolił tutaj spacerować! – warknął, a już po chwili zwymiotował na podłogę. Dziewczyna skrzywiła się, ale nie odeszła. Potrzebował czyjejś pomocy.

- Dobrze się pan czuje?

- Oczywiście.. wymioty są dla mnie codziennością. Robię to dla relaksu – warknął zirytowany i zgiął się w pół, a jego twarz skrzywiła się w grymasie bólu. Hermiona podeszła do niego i zarzuciła sobie jego rękę za szyję. Mężczyzna wyglądał na zszokowanego.

- Co ty robisz? Minus pięćdziesiąt punktów za szlajanie się po korytarzach – warknął.

- Pomogę panu – rzekła nic sobie nie robiąc z jego protestów.

- Kolejne pięćdziesiąt punktów za… - nagły atak kaszlu przeszkodził mu w dokończeniu zdania.

- Niech pan nie marudzi tylko wypowie zaklęcie otwierające drzwi do tych komnat.

- To są moje prywatne komnaty Granger! Słowo „ prywatne” wiesz co oznacza? – przewróciła oczami i westchnęła – Gryfonkom wstęp wzbroniony!

- Tylko Gryfonkom? – zapytała, a Snape najwyraźniej się zmieszał bo mruknął coś w nieznanym dla niej języku i już po chwili drzwi otworzyły się cicho. Pomogła mu dojść do sypialni, gdzie od razu opadł na łóżko z cichym westchnięciem. Zamknął oczy, ale po chwili przypomniał sobie o jej obecności. Dziewczyna stała nad jego łóżkiem i wpatrywała się w niego znów tym samym maślanym wzrokiem.

- Napatrzyłaś się już? – zapytał, a dziewczyna spłonęła rumieńcem.

- Chciałam tylko zapytać czy może w czymś pomóc?

- Chciałaś zapytać, gapiąc się na mnie i nic nie mówiąc? – wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu. Hermiona spuściła wzrok – przynieś mi eliksir.. leży na czwartej półce, drugi rząd, mała fiolka z czarnym płynem – rzekł słabym głosem i zamknął oczy. Hermiona kiwnęła głową i pobiegła do składziku, potykając się przy tym dwa razy o progi, których nie zauważyła. Po chwili była już z powrotem w jego sypialni. Podała mu eliksir, ale dłonie trzęsły mu się zbyt bardzo by mógł utrzymać butelkę. Skrzywił się i przeklął siarczyście, klnąc na swoją nieporadność.

- Pomogę panu – zreflektowała się Hermiona, wzięła od niego fiolkę i przytknęła mu ją do ust. Wypił całą jej zawartość.

- Idź już. Nie potrzebuję niańki – warknął. Zrobiło jej się przykro chociaż powinna być przygotowana na takie traktowanie. Mimo to zaparła się i zamiast wyjść usiadła w wygodnym fotelu naprzeciw łóżka. Mężczyzna spojrzał na nią wzrokiem godnym samego Voldemorta - To. Jest. Mój. Fotel– wycedził – nie pamiętam sobie, żebym powiedział ci, abyś się rozgościła.

Dziewczyna przewróciła teatralnie oczami, ale posłusznie zeszła z fotela i przesiadła się na łóżko. Usiadła po turecku, co wywołało kolejne oburzenie Snape’a.

- Granger! Wracaj do swoich komnat, bo postaram się, aby czyszczenie kociołków stało się twoją życiową pasją – rzekł, wyraźnie akcentując każdy wyraz.

- Ma pan ładny akcent – rzekła, co wytrąciło go z równowagi – taki typowo brytyjski, a do tego ładnie pan się wysławia – uniósł brew, nie przypominając sobie żadnej chwili, w której ładnie by się wysłowił. Może miała gorączkę?

- Granger – spróbował się podnieść i nawet mu to wyszło, gdyby nie fakt, że musiał przy tym zaszczycić jej uszy dość długą listą przekleństw. Gdy już usiadł, przyłożył jej dłoń do czoła, ale ku jego zdziwieniu było zimne.

- Coś nie tak? – zapytała, ale tylko machnął ręką.

- Wyjdź już. Czas minął. Chyba zauważyłaś, że nie jestem dość towarzyski – warknął i zaczął rozpinać surdut.

- Co pan robi?! – prawie, że krzyknęła oburzona. Zawsze ciekawiło ją to, co miał pod spodem, ale teraz do głosu doszedł także zdrowy rozsądek. Mężczyzna spojrzał na nią wyraźnie rozbawiony.

- Granger, chyba nie sądzisz, że chciałbym abyś zobaczyła mnie bez niczego – uśmiechnął się ironicznie – i nie sądziłaś chyba, że chodzę w tym przez całą dobę.

- Ja…no…eee… - czuła, że się rumieni.

- Gryfońska elokwencja – prychnął i zdjął surdut, zostając jedynie w samej białej koszuli, przez, którą dziewczyna mogła ujrzeć, niektóre z blizn jakie pokrywały jego tors i plecy.

- Co to był za eliksir – spytała, by zmienić temat i zająć umysł czymś innym niż jego ciało.

- Eliksir Oczyszczenia – ku jej zdziwieniu odpowiedział bez narzekań. Widocznie był zbyt zmęczony, by się z nią drażnić – usuwa z organizmu wszelkie pozostałości po Czarnej Magii.

- Nigdy o nim nie słyszałam – rzekła zdziwiona.

- Nie mogłaś… sam go wymyśliłem, a przepis zatrzymałem dla siebie – rzekł, jakby to nie było niczym ciekawym. Tymczasem Hermiona myślała zupełnie inaczej.

- Powinnam go też pić? Skoro w szkole jest jej tak dużo?

- Granger pomyśl logicznie – warknął – to jest eliksir dla osób, które z Czarną Magią miały do czynienia nie tylko przez książki, ale całkowicie zostały przez nią pochłonięte, zaślepione i zawładnięte. Ty i ta cała zgraja kretynów nie macie się czego obawiać. Czarna Magia zabiera w swoje sidła tylko tych, którzy chcą. A teraz wyjdź, chyba że chcesz mi towarzyszyć pod prysznicem – uśmiechnął się kpiąco. Gryfonka poczuła, że po raz kolejny tego dnia robi się czerwona. Już miała wyjść, gdy zatrzymała się w połowie drogi, chcąc o coś go zapytać.

- Czy to dlatego zabił pan Carrow’a? – zapytała, widząc jak twarz mężczyzny tężeje – to był moment, w którym nie był pan sobą. Widziałam…

- Granger to nierozsądne z twojej strony przebywać z kimś takim jak ja, sam na sam – pozwolił sobie zauważyć, przerywając jej i zaciskając wargi w wąską linię – zwłaszcza, gdy już znasz odpowiedź na to pytanie.

- Nie boję się pana… może i powinnam po tym, co widziałam w Wielkiej Sali, ale przecież jest pan po naszej stronie. Należy pan do Zakonu Feniksa.

- Zbyt łatwo ufasz ludziom – rzekł – to może cię kiedyś zgubić. Jest wojna i najlepiej zdać się na siebie samego – uśmiechnął się ironicznie, świetnie chowając pod maską obojętności zupełnie sprzeczne odczucia. Wzmianka o wojnie spowodowała, że dziewczyna nagle posmutniała. Przypomnieli się jej rodzice, których już tak dawno nie widziała. Tęskniła za nimi, ale nie chcąc wyjść na rozdygotaną nastolatkę powstrzymała emocje.

- Czy myśli pan, że moi rodzice są bezpieczni? – zapytała łamiącym się głosem. Severus przez chwilę rozważał wszelkie możliwe odpowiedzi, wiedząc, że tylko jedna może być właściwa. Spojrzał na nią i zmarszczył brwi.

- To mugole… na twoim miejscu nie żywiłbym nadziei – rzekł beznamiętnie i wtedy dziewczyna wybuchła płaczem. Zmarszczył brwi i przewrócił oczami. Jeszcze mu tego brakowało, jęknął w myślach i machnął różdżką, a już po chwili w dłoniach dziewczyny wylądowała szmaragdowa chustka, którą otarła napuchnięte od płaczu, oczy – nie maż się Granger. Musisz wziąć się w garść, bo takie rozhisteryzowane nastolatki pierwsze zostają usunięte z pola walki.

- Czy pan właśnie powiedział, że się o mnie martwi? – zapytała podnosząc na niego wzrok.

- Przesłyszałaś się – mruknął i otworzył przed nią drzwi, ale jej wcale nie spieszyło się, żeby wyjść. Czuła się tu bezpieczniej niż w dormitorium, mimo to wiedziała, że przebywanie ze Snape’m w jego prywatnych komnatach w godzinach nocnych może być uznane za lekko niestosowne.

- Na pewno nie trzeba panu w …? – zapytała wychodząc za drzwi, które momentalnie się za nią zatrzasnęły – czymś pomóc – dokończyła cicho i kopnęła stopą w ścianę. To jednak nie był dobry pomysł, gdyż całą resztę drogi pokonała kulejąc i krzywiąc się z bólu.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 7 " „ Ten, kto uratuje ci życie już na zawsze jest za ciebie odpowiedzialny.”


Gdy tylko burza nieokiełznanych włosów zniknęła za drzwiami, Severus poczuł, że tysiące myśli na raz chcą w jego umyśle zwrócić na siebie uwagę. Zmarszczył brwi i przejechał palcem po nasadzie nosa, starając się je uporządkować i ocenić, którymi najpierw powinien się zająć. Karta z nazwiskiem Granger ciągle pojawiała się przed oczami jego wyobraźni. Gdyby nie ta przeklęta przysięga, którą złożył byłemu dyrektorowi, nie musiałby teraz latać jak jakiś pajac za uczennicą i pilnować jej na każdym kroku, ani nawet o niej myśleć. Ale nie... musiał wpakować się w kolejną obietnicę. Przeklął parę razy i po chwili znów się uspokoił. Zdawał sobie sprawę, że likwidacja jej dokumentów nic nie da, a jedynie odwlecze w czasie nieuniknione, zwłaszcza, że wszyscy w szkole wiedzieli, że Hermiona Granger pochodzi z niemagicznej rodziny. Wiedział bardzo dobrze, że gdy przyjedzie czas na czystkę, w uczniach odezwą się pierwotne instynkty i będą w stanie wydać każdego byle tylko zyskać " sympatię" Śmierciożerców i przedłużyć swoje własne życie o kilka chwil. Wiele razy spotkał się z takimi sytuacjami, gdzie przyjaciel wydawał przyjaciela mimo że i tak w końcu podzielił jego los. Skusił go dodatkowy dzień życia. Severus podniósł się z fotela i zaczął krążyć po sali, szukając rozwiązania tego problemu. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał zabrać stąd Granger i uciec z Hogwartu, inaczej zginą oboje. Ona z rąk sług Czarnego Pana, a on z niedotrzymania Wieczystej Przysięgi. Mimo to musiał zyskać na czasie, gdyż wraz z jego ucieczką Voldemort pozna jego prawdziwe oblicze, jego kariera szpiega będzie skończona, a Dumbledore nie otrzyma informacji, które być może zadecydują o wygranej Zakonu. Westchnął ciężko i przeszedł do swoich prywatnych komnat, gdzie panował przeraźliwy chłód. Od razu skierował się do łazienki i jednym pociągnięciem sznurka przyszytego do peleryny, sprawił, że supełek, dzięki któremu trzymała się na miejscu, rozwiązał się, a czarna płachta materiału osunęła się na ziemię. Spojrzał krytycznie na swoje odbicie w lustrze i skrzywił się na widok swojego ciała, ukrytego pod czarnym i doskonale dopasowanym surdutem. Nie spuszczając wzroku ze swoich oczu odbitych w lustrze, zaczął rozpinać guzik po guziku. Podczas tego codziennego rytuału miał okazję ponarzekać na siebie, a zwłaszcza na to kim się stał. Blada skóra pokryta wszędzie bliznami, zbyt długi nos, chude ciało i wąskie usta, ciągle mocno zaciśnięte. Jedynie oczy, czarne i tajemnicze, wydawały mu się interesującą rzeczą w swoim ciele. Były dla niego pamiątką, a zarazem ostrzeżeniem, przypominającym jak niebezpieczne jest igranie z czarną magią, bo choć przez te siedemnaście lat zdołał wyplenić z siebie macki tej okropnej dziedziny magii, jego oczy ciągle nią emanowały. Odwiesił surdut na wieszaku i zdjął białą koszulę, pod którą ukrywał całe swoje cierpienie. Odwrócił wzrok od lustra i zszedł z własnego pola widzenia. Pozbył się spodni i bielizny i wszedł pod prysznic. Westchnął gdy zimny strumień wody oblał jego obolałe i zmęczone ciało. Zamknął oczy delektując się tą odrobiną spokoju i wytchnienia po czym zaczął namydlać każdy kawałek swojego chudego, aczkolwiek dobrze ukształtowanego ciała. Gdy dotarł do ramion jego wzrok mimowolnie spoczął na lewym przedramieniu, na którym widniał Mroczny Znak. Wielokrotnie przejechał po nim gąbką, by ukryć go pod białą pianą, choć na chwilę. Kiedy woda zmyła z niego trud dnia i zmęczenie, okręcił biodra czarnym ręcznikiem i przeszedł prosto do sypialni, którą od zawsze dzielił sam ze sobą. Rzucił na siebie zaklęcie osuszające i opuścił ręcznik wsuwając się pod zimną, jedwabną pościel.



Hermiona szła w stronę dormitorium tak szybko na ile pozwalały jej zmęczone całodniowym wysiłkiem nogi. Gdy tylko znalazła się za portretem Grubej Damy poczuła ulgę, że dotarła w to miejsce bez kolejnych przykrych niespodzianek. Marzyła jedynie by znaleźć się już w ciepłym łóżku, ale gdy tylko jej noga stanęła w Pokoju Wspólnym, ktoś rzucił się na nią z takim impetem, że o mało, co nie upadła.

- Hermiono gdzieś ty się podziewała! - krzyknęła Ginny, głosem podobnym do tego, który używała jej matka, gdy chciała zaprowadzić porządek przy obiedzie podczas rodzinnego spotkania.

- Ja.. byłam w bibliotece. - bąknęła Gryfonka.

- Przecież jest zamknięta! Co robiłaś tyle czasu?

Gdy tylko Hermiona uspokoiła obawy koleżanki i zapewniła ją, że nic jej się nie stało, opowiedziała jej całą historię o tym jak bezskutecznie próbowała się dostać do biblioteki, jak dopadł ją Śmierciożerca o nazwisku Nott i jak znienawidzony przez wszystkich Nietoperz uratował ją przed niechybną śmiercią w Zakazanym Lesie. Oczywiście ominęła fragment z uszkodzonym barkiem, nie chcąc by Ginny zaczęła ją o coś podejrzewać.

- I kazał czyścić ci kociołki? - krzyknęła oburzona. - Przecież to niesprawiedliwe.

- Ginny szkoła jest pełna Śmierciożerców. Co by powiedzieli, gdyby nie ukarał mnie w jakiś sposób za to wykroczenie?

- Insynuujesz, że on cię uratował? - prychnęła koleżanka, ale widząc poważną minę koleżanki, pokręciła głową z niedowierzeniem.

- Nie.. to za mocne słowo... po prostu pewnie przechodził tamtędy przez przypadek... - zamilkła, już sama nie wiedziała, co ma o tym wszystkim sądzić. Nie. To niemożliwe.

- Miona wszystko w porządku? - zapytała Ginny, widząc zamyśloną minę swojej przyjaciółki.

- Po prostu dopiero teraz zorientowałam się, że to wszystko w ogóle nie ma sensu.

- To akurat wiedziałam od początku. Snape jeszcze nigdy przypadkiem, którędyś nie przechodził. On zawsze zmierza do konkretnego celu. Czy widziałaś go chociaż raz, by wałęsał się po korytarzu i podziwiał obrazy?

Hermiona pokręciła głową. Siostra Rona miała rację.

- Tylko, że to wciąż nie ma sensu Ginny - westchnęła i zamknęła oczy, czując jak powoli opanowuje ją zmęczenie i senność.

- Powinnaś już iść do łóżka - rzekła rudowłosa i pomogła Hermionie podnieść się z kanapy i pokonać odległość do jej łóżka. Gdy tam dotarły, dziewczyna rzuciła się na łóżko nawet nie zawracając sobie głowy ściągnięciem butów. Zamknęła oczy i pogrążyła się we śnie. Ostatnią rzeczą, którą usłyszała było skrzypienie łóżka Ginny, gdy ta układała się do snu. Potem nastała całkowita cisza.



Następnego dnia Ron i Harry dołączyli do Hermiony tuż przed portretem Grubej Damy. Chłopcy jak zwykle wyglądali na niewyspanych, o czym świadczyły ich przymknięte do połowy powieki. Dziewczyna była zbyt zamyślona, by prawić im morały na temat wcześniejszego kładzenia się do łóżek, więc tylko kiwnęła im na powitanie głową i razem, ramie w ramię ruszyli na śniadanie do Wielkiej Sali, z której dochodziły jedynie głośne śmiechy Śmierciożerców. Odkąd Dumbledore opuścił Hogwart, ze szkoły zniknęła rodzinna atmosfera, śmiech uczniów, piękne dekoracje, a nawet zaczarowany sufit. Hermionę z rozmyślań na temat wczorajszego dnia wytrąciła grupka uczniów, którzy zaczęli gromadzić się przy tablicy ogłoszeń. Dziewczyna szturchnęła Harry'ego i Rona, po czym we trójkę przebili się bliżej, by odczytać dość długie ogłoszenie nowego dyrektora.



Czarodzieje, szlamy i zdrajcy krwi!!!

Jako nowy dyrektor tego niesłychanie zacofanego miejsca, pełnego osób niegodnych bycia czarodziejami i poszerzania swojej wiedzy, ogłaszam co następuje: 



1. W tym roku żaden uczeń nie opuści szkoły na przerwę świąteczną, ani nawet nie wystawi swojego nosa za mury tego zamku. Do rodzin zostaną osobiście przeze mnie wysłane zawiadomienia o tej niespodziewanej zmianie planów. 

2. Pokój Życzeń za sprawą czarnej magii został unicestwiony i każdy ktokolwiek zechce go przywrócić do używalności zostanie srogo ukarany. 

3. Od tego dnia, jedynym przedmiotem, który będzie nauczany w Hogwarcie będzie Czarna Magia, która ma przygotować was do walki u boku Czarnego Pana. 

4. Od dnia dzisiejszego wszelkie zajęcia dodatkowe tj. korepetycje, praktyki, zostają odwołane. 

5. Uczniom zabrania się szerzenia propagandy, przepowiadania przegranej Czarnego Pana, obrażania Czarnego Pana, chwalenia Dumbledore'a, chwalenia działalności Zakonu i innych podobnych bzdur.

6. Uczniom zabrania się jakiejkolwiek korespondencji z kimś spoza Hogwartu. 

7. Uczniom zezwala się na używanie zaklęć niewybaczalnych. 

8. Uczniowie, którzy będą pomocni przy egzekwowaniu powyższych praw, zostaną nagrodzeni. 

9. Nauczyciele innych przedmiotów zostaną przywróceni do szkoły na stanowiska inne niż te dotychczas przez nich pełnione. 

10. Uczenie się innych przedmiotów niż Czarna Magia będzie karane. 

Za nieprzestrzeganie powyższych punktów nowego regulaminu grozi surowa kara, która zostanie wymierzona publicznie w Wielkiej Sali. Jako głowa tej szkoły mam nadzieję, że szybko przystosujecie się do nowego porządku. 

                                                              Niech żyje Czarny Pan!!! 


Hermiona spojrzała na swoich przyjaciół, którzy tak samo jak ona, patrzyli z niedowierzaniem na wywieszony za szybą kawałek pergaminu.

- Przecież nie tak dawno była mowa, że wypuszczą nas na święta! - oburzył się Ron, gdy już zdołali się wydostać z tłumu.

- Rookwood najwidoczniej dostał reprymendę od Sami-Wiecie-Kogo - mruknął Harry, a Hermiona ochoczo przytaknęła.

- Augustus jest jedynie marną marionetką i to z pewnością nie był jego pomysł. Ktoś inny maczał w tym palce - rzekła - Pamiętacie punkt siódmy? Wolno używać czarów niewybaczalnych. To okropieństwo!

- W końcu sami się pozabijamy - mruknął Ron, a gdy weszli do Wielkiej Sali zamarli. Stół nauczycielski jak zwykle był obsadzony przez Śmierciożerców, ale to nie jego widok zdziwił trójkę uczniów. Do czterech stołów, przy którym siedzieli uczniowie z czterech domów, dostawiono piąty stół, nieco krótszy.

- McGonagall, Flitwick....Sybilla.. o Merlinie nawet Hagrid - pisnęła Hermiona ściskając za ramię Weasley'a.

I rzeczywiście, cały personel nauczycielski powrócił do Hogwartu. Jednak najwidoczniej sami zainteresowani nie byli z tej sprawy zadowoleni. Siedzieli ze spuszczonymi głowami i oczami skierowanymi we własne talerze. Nie rozmawiali ze sobą, ani nawet na siebie nie zerkali. Gdy Harry, Ron i Hermiona zajęli swoje miejsca przy stole Gryffindoru dziewczyna od razu zabrała się za śniadanie.

- Nie będzie też żadnych praktyk...koniec dodatkowych Eliksirów - mruknęła dziobiąc leniwie widelcem sałatkę.

- Ja bym skakał z radości - rzekł Ron i wepchał do ust całą kanapkę. - Im mniej Nietoperza tym lepiej.

Hermiona zignorowała uwagę przyjaciela i zatopiła się w myślach. Może i też powinna się z tego cieszyć. W końcu tylko niezdrowa na umyśle osoba, żałowałaby, że nie będzie już przebywać w towarzystwie gburliwego i sarkastycznego dupka. Mimo to nie potrafiła jakoś zmienić swojego nastawienia. Ciągle miała przed oczami jego spokojny i zamyślony wyraz twarzy. Wyglądał tak, jakby się czymś martwił. Tak bezbronnie i....

- Miona? - Harry szturchnął dziewczynę - Wszystko w porządku?

- Jasne. A co? - zmarszczyła brwi.

- Od pięciu minut wpatrujesz się w Snape'a.

- Ja..ach...tylko ci się wydawało - wbiła wzrok w swoje śniadanie, starając się ukryć rumieniec, który wykwitł na jej policzkach. Gdy już troszeczkę ochłonęła, a przyjaciele zajęli się rozmową o dziewczynie z innego domu, powoli podniosła wzrok i spojrzała w miejsce, gdzie zazwyczaj siadał Mistrz Eliksirów. Tylko się nie patrz, tylko się nie patrz, błagała w myślach, ale gdy jej oczy natrafiły prosto na czarne niczym węgielki oczy Snape'a, przekonała się, że Harry miał rację. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym nauczyciel uśmiechnął się kpiąco i jako pierwszy okazał znużenie jej widokiem i zajął się rozmową z siedzącym obok niego Śmierciożercą.

Severus nie miał ochoty na to nędzne śniadanie. Już czwarty dzień z rzędu zastraszone skrzaty podawały na ich stół kurczaka, który był ulubioną potrawą Rookwooda. Tymczasem jemu za każdym razem, gdy tylko na jego talerzu pojawiło się to mięso, zbierało się na wymioty. Miał ochotę na kanapkę. Prostą kanapkę z serem i z szynką, ale nie... szanowny August wolał zapychać żołądek każdego dnia tą imitacją mięsa. Jasne niech zapycha. Czemu nie. Tylko niech pozwoli mi zjeść kanapkę! Wykrzyczał w myślach, podczas gdy na zewnątrz był jak zwykle zimny i obojętny.

Dlatego też zamiast zabijać głód, siedział z rękami skrzyżowanymi na piersiach i wodził znużonym wzrokiem po Wielkiej Sali. Uczniowie byli najwyraźniej oburzeni regulaminem. Prychnął pod nosem. On sam był inicjatorem, co poniektórych punktów i doskonale zdawał sobie sprawę, że nikt oprócz jego samego i Dumbledore'a nie zrozumie, że dzięki temu uczniowie będą mogli spać spokojnie. No prawie. Warknął na mężczyznę obok, by zajął się samym sobą i powrócił do rozmyślań, ale jego oczy zatrzymały się na szopie włosów. Uśmiechnął się ironicznie, widząc zamglony wzrok Gryfonki, parę razy przeklął w myślach jej głupotę. Powinna bardziej się pilnować i nie gapić jak jakieś głupie ciele prosto na niego. Kiedy śniadanie dobiegło końca, Severus wstał od stołu pozostawiając nietkniętego kurczaka na swoim talerzu i czym prędzej udał się do lochów. Nie musiał już uczyć bandy idiotów jak używać kociołków, więc większość czasu poświęcał czytaniu i tworzeniu nowych eliksirów. Usiadł przy biurku i właśnie w tej samej chwili do sali wpadł Nott.

- Severusie... - wysapał. - jutro część naszych oddziałów zaatakuje mugolskie miasto - rzekł, a jego oczy pałały rządzą krwi i mordu.

- Nott czy Czarny Pan kazał ogłosić, że zajął Hogwart? - zapytał Snape, szybko wstając z krzesła i kierując się do wyjścia. Nott pośpieszył za nim ledwo dorównując mu kroku. Voldemort najwidoczniej posłuchał rad Snape'a. Szkoda, że tak szybko.

- Tak... właśnie dziś cały świat dowiedział się, że panujemy nad Hogwartem. Wybuchła panika. Szkoda, że nie widziałeś min tych wszystkich matek i ojców, gdy tylko spojrzeli na pierwszą stronę Proroka Codziennego - wybuchnął śmiechem. Severus miał ochotę udusić tego durnia gołymi rękami.

- Cudownie. Nott nie pałętaj się mi pod nogami. Wracaj do swoich zajęć. Ja mam coś do załatwienia.

Warknął i ruszył w kierunku bramy Hogwartu, by za chwilę się teleportować.

Ian i Michelle Grangerowie właśnie przygotowywali kolację, gdy drzwi wejściowe z hukiem otworzyły się, uderzając o ścianę i strącając tym sposobem kilka szklanych ramek z rodzinnymi zdjęciami z wakacji. Kobieta schowała się za mężem i lekko pchnęła go w kierunku wejścia, by rozprawił się z włamywaczem. Ian Granger czując jak serce podchodzi mu do gardła sięgnął po pierwszy lepszy nóż kuchenny i przyłożył palec do ust, nakazując swojej żonie zachowanie bezwzględnej ciszy. Powoli wychylił się zza rogu i zerknął na wysoką postać, stojącą w drzwiach. Schował się za ścianą, gdy włamywacz przekroczył próg i zatrzymał się w korytarzu nasłuchując. Ian wziął kilka głębszych oddechów i wyskoczył zza rogu z nożem skierowanym w kierunku nieznajomego mężczyzny. Nie mógł ujrzeć jego twarzy, gdyż stał on w cieniu, jednak i bez oświetlenia zdołał zauważyć, że ten ktoś nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał zwykłego włamywacza w kominiarce. Chuda postać, odziana w czarną pelerynę i surdut tego samego koloru, wyłoniła się z cienia i stanęła w świetle księżyca, skupiając swój przenikliwy i mrożący krew w żyłach wzrok na panu Granger.

- Wyjdź z mojego domu! Bo zadzwonię po policję!!! - krzyknął mężczyzna, starając się opanować drżenie głosu. Tymczasem czarnooki mężczyzna nawet się nie poruszył. Najwyraźniej groźba nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Jednym długim susem, pokonał dzielącą ich odległość i mrucząc niezrozumiałe słowo, spowodował, że nóż wyleciał mugolowi z dłoni.

- Czy to dom państwa Granger? - zapytał lodowatym i niskim głosem.

- Tttt... Tak - wyjąkał mężczyzna i jak sparaliżowany wpatrywał się w nieznajomego.

- Kim pan do diabła jest? - zapytała Michelle, która pojawiła się w korytarzu właśnie przed chwilą.

- Zapewne matka Hemriony Granger - uśmiechnął się drwiąco, bardziej stwierdzając fakt niż pytając.

- Tak - odparła hardo i oparła dłonie na biodrach. Severus musiał powstrzymać się od zbędnego komentarza na temat podobieństwa między matką i córką z powodu małej ilości czasu.

- Severus Snape - mruknął i zapalił w pomieszczeniu wszystkie światła. - Jestem nauczycielem Eliksirów w Hogwarcie.

Ian i Michelle spojrzeli po sobie. Hermiona wielokrotnie wspominała o gburowatym nauczycielu, ale dopiero teraz dotarło do nich, że nie były to jedynie wymysły nastoletniej głowy, ale szczera prawda. Kobieta wyciągnęła w kierunku mężczyzny dłoń, ale ten to zignorował, zaszczycając ją jedynie bazyliszkowatym wzrokiem. Ian prychnął, oburzony tym brakiem manier, ale powstrzymał się od komentarza.

- W takim razie zapraszamy do salonu - Michelle uśmiechnęła się życzliwie i wskazała dłonią kierunek. Snape skrzywił się.

- Nie przyszedłem tu na herbatkę - warknął.

- A wychowany to pan za bardzo nie jest - wtrącił Ian.

- Wychowanie jest tylko sztuką kłamania.

- Co za bzdury! Nie ma pan pojęcia...

- Owszem mam. Trzeba udawać, że nic się nie wie o danej rzeczy, bo komuś sprawi to przykrość, gdybyśmy wiedzieli. Uśmiechać się do osoby, której najchętniej naplulibyśmy w twarz, mówić " dziękuję", kiedy chce się powiedzieć " idź do diabła" - wyrecytował swoim beznamiętnym głosem, którym wykładał na lekcjach i zmarszczył brwi. - Wolę być szczery.

Grangerowie popatrzyli po sobie, czując, że z tym mężczyzną nie ma żartów. Na sam jego widok, człowiek czuł, że nie powinien się mu sprzeciwiać. Był bardzo silną i dominującą osobowością.

- W czym więc możemy pomóc? - zapytała cicho Michelle patrząc do góry na Snape'a.

- Jesteście w niebezpieczeństwie, a mi przypadł ten przykry obowiązek, by utrzymać was przy życiu do końca wojny - prawie, że wypluł te słowa, mocno akcentując wyraz " przykry".

- Wojna? To chodzi o tego jaszczura? Hermiona nie pisała o niczym w listach - rzekł Ian, mrużąc oczy w zamyśleniu.

- Listy były kontrolowane - westchnął teatralnie, powstrzymując kolejny złośliwy komentarz na temat ich wiedzy o świecie czarodziejów.

- A co z naszą córką? Jest bezpieczna?

Severus przytaknął. Rodzice Granger odetchnęli z ulgą. Ale Snape nie byłby sobą, gdyby nie zasiał w ich sercach ziarna niepewności.

- Nie na długo.

- Jak to?! - krzyknęli oboje blednąc.

- Im dłużej tracę z wami czas, tym dłużej wasza córka jest bez ochrony - warknął. - Jak już zapewne do was dotarło to ja odpowiadam za jej i wasze bezpieczeństwo - skrzywił się.

- Dlaczego?

- Bo złożyłem przysięgę pewnemu idiocie. Koniec pytań. Słuchać uważnie - warknął zmieniając ton głosu na lodowaty i nie zachęcający do dyskusji. - Zwolennicy Czarnego Pana, chcą jutro zaatakować mugolskie miasto. Nie wiem, które, ale nie mogę pozwolić sobie na zignorowanie tego faktu. Rzucę na wasz dom zaklęcia ochronne, które ich powstrzymają. Nie zauważą tu niczego wartego złupienia lub zamordowania - rzekł, a jego czarne oczy były utkwione gdzieś w dali. - Nie będziecie wychodzić z tego miejsca, dopóki nie będę pewny, że jesteście bezpieczni.

Rodzice Granger kiwnęli głową, zbyt zszokowani by protestować. Tymczasem Snape kontynuował swój wywód.

- Za jakiś czas.. miesiąc, a może dwa zjawię się tu z waszą córką i zabiorę was stąd. Zrozumiano?

Kiwnięcie głowami go zadowoliło.

- Macie być gotowi by w każdej chwili opuścić to miejsce - warknął i zwrócił się w kierunku wyjścia, nawet nie zaszczycając ich prostym i nic niekosztującym " do widzenia ". Po drodze machnął różdżką, a wszelkie szkody, jakie spowodował wchodząc do tego domu samoistnie się naprawiły. Państwo Granger podbiegli do okna, przyglądając się czarodziejowi, który zatrzymał się w ogródku i w skupieniu mamrotał coś pod nosem, wykonując przy tym skomplikowane ruchy nadgarstkiem prawej dłoni, w której trzymał różdżkę. Kobieta westchnęła z podziwu, gdy z kawałka drewna zaczął wysnuwać się błękitny promień, powoli okalając ich dom, niczym magiczna nić. W całym tym wydarzeniu było coś niesamowitego i tajemniczego, a zarazem niedostępnego. Wyczuła jakąś zmianę, ale nie potrafiła jej określić zwykłymi słowami. Patrząc jak zahipnotyzowana w mężczyznę w czarnej szacie poczuła się bezpiecznie.





Severus opuścił dłoń i spojrzał na dom rodziców Panny-Wiem-To-Wszystko, który od świata oddzielała teraz błękitna poświata, widoczna jedynie dla czarodzieja, który rzucił zaklęcie. Przez chwilę jego wzrok napotkał orzechowe tęczówki matki Granger, łudząco podobnej do córki. Skinął lekko głową i odwrócił się na pięcie od fasady domu. Odetchnął głęboko, czując, że te czary pozbawiły go większości sił. Użył najbardziej zaawansowanej magii, by mieć pewność, że zastanie dom i jego zawartość w takim samym stanie, w jakim go zostawił. Zamknął oczy i aportował się przed bramę Hogwartu. Gdy tylko poczuł pod nogami miękką trawę, wysłał srebrzystą łanię do Dumbledore'a, by przekazać mu postępy w ochronie rodziny Granger jak i jej samej. Wdziewając maskę obojętności ruszył do lochów, gdzie czekała na niego butelka cudownego płynu.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 6 „Ludzie nie wiedzą, że każdy z nich ma Anioła Stróża.”

W siedzibie Zakonu panowało wielkie poruszenie. Każdy chciał coś powiedzieć, przekrzyczeć drugiego i udowodnić swoje racje, w wyniku czego cała Nora wypełniona była wrzaskami zupełnie zbliżonymi do tych na targowisku. Pani Weasley nerwowo biegała w tę i z powrotem łkając nad losem dzieci, które będą musiały spędzać czas w towarzystwie Śmierciożerców. Pan Weasley cały czerwony ze złości dyskutował z Syriuszem o ucieczce Dumbleodre'a z Hogwartu, rzucając przy tym na wszystkie strony owsianką, która przy każdym co gwałtowniejszym ruchu wychlapywała mu się z łyżeczki. Remus konspiracyjnym szeptem mówił coś w kierunku Tonks, której włosy przybrały odcień krwistej czerwieni, sam wzrok prawie, że dorównywał temu, którym mógł się pochwalić Mistrz Eliksirów. Minerwa rozpaczała nad utratą stanowiska, a Szalonooki bezustannie lustrował wnętrze kuchni swoim sztucznym okiem, obawiając się jakiś nieproszonych gości, warcząc coś pod nosem w kierunku Fletchera. Ron obejmował ramieniem przerażoną Hermionę, która po ostatnim ataku omdlenia, była zdecydowanie słabsza niż zazwyczaj. Harry zaś z uporem maniaka po raz piąty przeglądał Proroka Codziennego, szukając chociażby linijki tekstu na temat wczorajszego wydarzenia. Jednak niczego nie znalazł. Frustracja narastała powodując, że atmosfera w Norze stawała się nie do zniesienia, tymczasem Dumbledore wciąż się nie dał o sobie znaku życia. To spowodowało, że Zakon podzielił się na dwa obozy: tych, którzy ciągle pokładali nadzieje, że to co uczynił dyrektor było jak najbardziej słuszne i tych, którzy go za to znienawidzili. W tej drugiej grupie największy udział miała sama Molly Weasley, która nie mogła pojąć jak bezdusznym człowiekiem trzeba być by zostawić dzieciaki w takim miejscu, wśród takich potworów. Hermiona częściowo musiała przyznać jej rację, jednak ciągle wierzyła, że Dumbledore ma jakiś plan i wie co robi. Tak sądziła. Mimo to ciągle miała przed oczami ten dziki uśmiech na twarzy Rookwooda, gdy zasiadał na krześle dyrektora w czasie śniadania, następnego dnia po jego przybyciu. Pamiętała jego przemowę, pojedyncze słowa nienawiści skierowane w kierunku czarodziejów " brudnej krwi". Wtuliła się w przyjaciela, gdy jej oczom wyobraźni ukazał się stół nauczycielski przy którym siedziały jedynie chude, wyniszczone szaleństwem i nienawiścią postaci w czarnych szatach. Każdy z nich miał tatuaż na przedramieniu, który eksponowali przy każdej okazji byleby zastraszyć pierwszoroczniaków. Jedynym nauczycielem, który pozostał na swoim stanowisku był profesor Snape. Strach uczniów, którzy jeszcze za czasów Dumbledore'a bali się wrednego Nietoperza, wzrósł wielokrotnie, co nie było niczym dziwnym. W końcu zbzikowany na punkcie słodyczy dyrektor potrafił dbać o dobro swoich uczniów i zapewniać im bezpieczeństwo, a tym samym trzymać swojego Śmierciożercę na smyczy. Jednak właśnie wczoraj wypuścił tą smycz z rąk.
- Cicho! - syknął Moody - chyba mamy gościa - rzekł i pokuśtykał w stronę kominka, stukocąc o drewnianą podłogę swoją protezą nogi.
- Co to?! Komitet powitalny?! - rozległo się znajome warknięcie i już po chwili z kominka wyszedł Severus, cały okurzony, co w innych okolicznościach mogłoby się wydawać zabawne. Mimo to nikomu nie było do śmiechu. Hermiona zauważyła, że jest bledszy niż zwykle.
- Uwierz mi Smarku, że jesteś tu tak mile widziany jak stado wściekłych goblinów - rzekł Syriusz, w zamian czego otrzymał mordercze spojrzenie.
- Radzę ci się zamknąć Black... chyba nie chcesz przez przypadek trafić w ręce Czarnego Pana? - wycedził. - ostatnio coraz częściej się z nim widuje... mógłbym, oczywiście nie specjalnie, napomknąć mu o położeniu twojego zapchlonego cielska.
- Syriusz uspokój się - szepnął Remus, klepiąc przyjaciela po plecach.
- Nie uspokoję się. Czy wy nie widzicie, że ten Śmierciożerca bawi się całą tą sytuacją. Pewnie dostał stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. No powiedz.. twój kumpel Rookwood awansował cię? - wszystkie oczy zwróciły się w stronę nauczyciela, który najwidoczniej cały się w środku gotował. Mimo to pozostawał obojętny jak zwykle. Hermiona zamarła.
- Niestety Black, ale twój nos po raz kolejny cię zawiódł. - rzekł i przeszedł przez kuchnię, powiewając szatami. Gryfonka poczuła zimny powiew, a gdy usiadł obok niej wyraźnie dało się wyczuć alkohol. - ale trudno się dziwić skoro siedzisz w tej Norze taki.... bezużyteczny - wycedził.
Syriusz już miał rzucić się na mężczyznę z pięściami, kiedy do kuchni przez kominek wszedł Albus w swojej fiołkowej szacie i okularach połówkach. Pył z kominka osadził mu się na brodzie przez co wyglądał o wiele starzej.
- Albusie! Na brodę Merlina coś ty narobił?! - krzyknęła pani Weasley.
- Molly nie denerwuj się - rzekł pogodnym głosem, wprawiając tym samym wszystkich w osłupienie.
- Dyrektorze - rzekła Minerwa - uważam, że gniew Molly jest najbardziej uzasadniony. - Hogwart jest pod rządami Czarnego Pana, a ty...
- Ja doskonale wiem, co dzieje się w Hogwarcie - rzekł, a jego słowa już nie były tak łagodne. - Zakon rośnie w siłę, a ktoś musi nim kierować. Oddając się w ręce naszego nowego ministra nic bym nie zmienił.
- A nasze dzieci! - krzyknęła pani Weasley płacząc.
- Nic im nie grozi Molly. - zapewnił zerkając na Severusa, który przyglądał się tej scenie z wyrazem niesmaku na twarzy. Miał ochotę stąd wyjść, uprzednio pozbawiając całe to towarzystwo języków, by w końcu przerwać to marne przedstawienie, jakże amatorskie i śmieszne.
- Dumbledore wszyscy dobrze wiemy, że Śmierciożercy zaczną od oczyszczania szkoły z szlam i zdrajców krwi - rzekł Syriusz, wtrącając się do rozmowy. Hermiona poczuła na sobie kilka spojrzeń.- więc nie bredź głupot prawiąc nam bajeczek o ich bezpieczeństwie!
- To jest wojna Black, nie jakiś koncert życzeń - warknął Severus wstając ze swojego miejsca i piorunując ojca chrzestnego Harry'ego lodowatym wzrokiem. - będzie wiele ofiar, będą dzieci bez matek, bez ojców, rodzice bez swoich pociech. Każdy z was zobaczy cierpienie i ból, jakiego nawet nie potrafiliście sobie wyobrazić - rzekł beznamiętnym głosem, powoli krocząc w stronę Dumbledore'a - będziecie wielokrotnie bezsilni, nie będzie litości, nie będzie łaski.
Wszyscy zamilkli, a gdy niski i chrapliwy głos Snape'a przestał wypełniać pomieszczenie Albus, popatrzył na zebranych z troską, niczym ojciec patrzący na swoje dzieci. Hermiona spojrzała na dwóch czarodziejów, którzy stali przed stołem i poczuła ulgę i nawet lekko się uśmiechnęła. Wiedziała, że być może to głupie, ale Dumbledore i Snape byli dla niej największymi magami i dawali nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.
- Dziękuję Severusie - rzekł Albus - Molly wiem, że to trudna sytuacja. Nie tylko dla ciebie. Każdy ma coś do stracenia - Snape prychnął, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. - jednak to nie pora na kłótnie i zrzucanie winy. Jesteśmy silni, gdy jesteśmy razem. Severus będzie troszczył się o uczniów na tyle ile będzie mógł.
- Co??!!! - krzyknęli równocześnie Harry, Ron i Black, na co Snape ironicznie się uśmiechnął. Dumbledore zignorował ten okrzyk protestu.
- Koniec zebrania moi drodzy.. resztę będziemy ustalać na bieżąco.

Severus wkroczył do gabinetu dyrektora, nie spuszczając wzroku z chudej postaci, za biurkiem, która w ogóle nie pasowała do tego miejsca. Owalny gabinet pozbawiony wszelkich bogactw, ksiąg, obrazów i urządzeń, które kolekcjonował Dumbledore, sprawiał wrażenie o wiele przestronniejszego i surowszego. Jedyne co pozostało po sławnym Albusie to mahoniowe biurko, teraz zapełnione stosem papierów z dziwnymi czerwonymi pieczęciami.
- Witaj Snape - postać poruszyła się niespokojnie i nachyliła się nad biurkiem.
- Augustusie czy znów przywołałeś mnie by błagać o eliksir diabelskiego pożądania?
- Nie tym razem Severusie. Choć muszę przyznać, że to mistrzostwo w twoim wykonaniu.
Mistrz Eliksirów wygiął usta w czymś co nawet trochę nie przypominało uśmiechu i oparł się o jeden z filarów. Rookwood wstał i wskazał swoim długim,  kościstym palcem dokumenty. - widzisz to? Wiesz co to jest? - zapytał, a głos drżał mu z podniecenia. Severus eleganckim i płynnym ruchem podszedł do biurka i rzucił okiem na karykaturalne pismo Śmierciożercy. Augustus bacznie przyglądał się jego obliczu.
- Karty szlam i zdrajców krwi - rzekł głosem wypranym z emocji, zauważając nazwisko pewnej Gryfonki - naszych uczniów.
- O tak... - szepnął - o tak... - powtórzył.
- Nie uważasz, że za wcześnie na tak radykalne posunięcie? - zapytał udając, że ma to wszystko głęboko pod szatą, co było kolejnym świetnym kłamstwem.
- Czarny Pan nie chce czekać! - krzyknął Rookwood, plując śliną przy każdym wymówionym słowie.
- Pomyśl choć przez chwilę - rzekł Snape podnosząc głos - podbój Hogwartu jest trzymany w tajemnicy, dzięki cenzurze na listach i dzięki temu, że Czarny Pan trzyma w garści także Proroka Codziennego. Póki ci idioci piszą listy do swoich rodzin, nikt nie będzie nic podejrzewał, a my zyskamy czas.
Rookwood zakasał rękawy i pośpiesznie usiadł za biurkiem, wyraźnie niezadowolony, że ktoś wykazał się większą inteligencją od niego samego.
- Wyczuwam, że bardzo zależy ci na odwlekaniu tego nieuniknionego wydarzenia w czasie Severusie. - spojrzał na niego gorejącymi od nienawiści oczami.
- Patrzysz na mnie przez pryzmat zazdrości Augustusie. - rzekł sucho Snape - ja po prostu sądzę, że im dłużej będziemy trzymać ich przy życiu tym dłużej będziemy mogli się bawić ich kosztem - rzekł uśmiechając się niczym obłąkany szaleniec.
- Brawo Severusie! - krzyknął zadowolony - też uważam, że należy nam się odpowiednia rozrywka. - skinął głową. - Już niedługo zaczniemy wpajać im nasze zasady i podwoimy armię naszego Pana.
- Jesteś na dobrej drodze - przytaknął Snape -  Śmiem jednak twierdzić, że Czarny Pan pomylił się co do ciebie Augustusie.
Rookwood uderzył pięścią w stół, a przekrwione oczy niemal wyszły mu z orbit.
- Jak śmiesz podważać decyzję Czarnego Pana!
- Mam do tego prawo. Nie pozwolę by jakiś głupiec spartaczył jego dzieło - warknął Snape. - nie nadajesz się do tego Rookwood, obaj o tym wiemy. Wyrzuciłeś wszystkich nauczycieli poza zamek, a powinieneś wiedzieć, że z łatwością będą mogli komuś opowiedzieć o tym, co się tutaj dzieje. To doskonali czarodzieje... wystarczyło przekupić ich, zastraszyć, a mielibyśmy po swojej stronie wielu wybitnych magów.  To pierwsza wpadka. Zapewniłeś uczniom kontakt, co prawda ograniczony z rodzinami. Brawo... dlaczego jednak durniu chcesz wypuścić ich na przerwę świąteczną? To zagrozi całemu przedsięwzięciu. Nagle wszyscy poczują się w obowiązku udzielić wywiadów i wyznać prawdę, jak to byli torturowani i prześladowani.  I trzy - lodowaty ton, głosu nabrał na sile. - romansowaniem z uczennicami z ostatniego roku, zwłaszcza z tymi co są z mojego domu, to poważny błąd. W każdym razie możesz być pewny, że zgłoszę swoje obiekcje przed obliczem Czarnego Pana na jutrzejszym spotkaniu. - rzekł chłodno, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. Już po chwili ciemna postać w pelerynie zniknęła za drzwiami gabinetu, pozostawiając po sobie chłód i niepewność. Rookwood po raz pierwszy poczuł, że się boi.


Hermiona zatrzymała się przed biblioteką, która na polecenie dyrektora została zamknięta na czas nieokreślony. Fuknęła ze złości i rozejrzała się na boki, by sprawdzić, czy nikt się jej nie przygląda. Skończyła czytać już wszystkie książki jakie zgromadziła sobie w dormitorium i miała ochotę zagłębić się w nową lekturę, by zapomnieć o szarej rzeczywistości. Korytarze były puste, dlatego też czym prędzej wyciągnęła różdżkę i zbliżyła się do wielkich dębowych drzwi. Czuła emanującą ją magię, ale to nie powstrzymało jej od rzucenia zaklęcia.
- Alohomora - szepnęła, ale nic się nie wydarzyło. Tupnęła nogą i już miała się odwrócić i odejść z tego miejsca, gdy usłyszała po drugiej stronie jakieś dziwne odgłosy. Podeszła bliżej, czując jak dźwięki stają się coraz bardziej wyraźne. Coś zbliżało się do drzwi od drugiej strony. Przyłożyła ucho do chłodnego i szorstkiego drewna i właśnie w tej chwili poczuła jak silna fala, podrywa jej ciało do góry i wyrzuca na koniec korytarza, niczym bezwładną lalkę. Poczuła jak wszystkie mięśnie krzyknęły z bólu, gdy uderzyła o twardą posadzkę. Jęknęła cicho i spróbowała się podnieść, ale uszkodzony bark skutecznie jej to uniemożliwił. Po paru minutach, jej umysł zarejestrował stukot butów i już po chwili ujrzała skrawek czarnej szaty tuż przy swoim nosie. Poczuła ulgę, wiedząc, że Mistrz Eliksirów z pewnością jej pomoże, ale jak wielkie jej było zdziwienie, gdy głos, który usłyszała był piskliwy i obcy.
- Kogo mu tu mamy?! - nieznajomy uniósł Gryfonkę za szatę i przyparł do ściany. Próbowała się wyrwać, ale mężczyzna był silniejszy.
- Puść mnie! Bo pójdę do dyrektora - warknęła, dopiero później zdając sobie sprawę co powiedziała.
- Bo się przestraszę... za nieprzestrzeganie przepisów grozi...
- Kara - mężczyzna momentalnie się odwrócił i puścił dziewczynę, która dopiero z podłogi zauważyła, co tak wystraszyło jej oprawcę - Nott jak dobrze pamiętam powinieneś teraz być na zebraniu u Czarnego Pana - rzekł surowo Snape nawet nie spoglądając na dziewczynę. Nigdy wcześniej nie słyszała takiego tonu w jego głosie.
- Ta idiotka złamała zakaz...
- Bardzo dobrze wiem, co zrobiła. Moja już w tym głowa by ją ukarać.
Hermiona poczuła silne dłonie i zapach Ognistej, gdy Mistrz Eliksirów podniósł ją z ziemi. Złapał ją mocno za ramię i pchnął przed siebie, warcząc by się nie ociągała. Było jej obojętne gdzie ją zaciągnie. Ból jaki spowodował upadek ciągle palił wszystkie mięśnie w jej organizmie. Bark na, którym właśnie zaciskały się blade palce nauczyciela bolał niemiłosiernie, ale wolała nic nie mówić, by nie pogarszać sytuacji. Snape nie odezwał się ani razu podczas ich wspólnej wędrówki do lochów. Wiedziała, że jest wściekły. Wprost emanował wściekłością. Nigdy nie lubiła jak ktoś tak długo milczał, ale po paru minutach zmieniła zdanie, gdy Snape wydarł się na nią.
- Głupia, przemądrzała, arogancka Granger!! Czyś ty postradała zmysły! Umiesz czytać, czy do tej pory oglądałaś w książkach jedynie obrazki??! Wiesz co by się stało, gdybym przypadkiem - podkreślił to ostatnie słowo, wyraźnie je wymawiając - nie zjawił się w tamtym miejscu?
- Chciałam tylko wypożyczyć książkę - wymamrotała pod nosem.
- Uczniom nie wolno wchodzić do biblioteki, ani nawet tam się kręcić!
- To przecież nie jest średniowiecze?! Mam prawo do rozszerzania swoich horyzontów myślowych w każdych okolicznościach.
- Czarnego Pana nie obchodzą twoje horyzonty myślowe Granger - rzekł już bardziej opanowanym tonem złączając czubki palców u swych dłoni. - tylko Gryfoni mogą być tak głupi. - warknął.
- To może ja już lepiej pójdę szorować kociołki - rzekła po paru minutach uciążliwej ciszy. Spojrzała na swojego nauczyciela, ale po raz kolejny nic nie odgadła z jego wyrazu twarzy. Zauważyła jedynie minimalny ruch kącików jego ust.
- Czym prędzej - mruknął i pośpiesznie odszedł w kierunku stołu, na którym tworzył eliksiry. Zdenerwowanie jakie czuł, gdy zobaczył młodą dziewczynę w łapskach tego oślizgłego Śmierciożercy zaczęło tracić na sile, gdy jednym płynnym ruchem pozbawił muchy skrzydełek. Gdyby nie ta przeklęta przysięga , Granger już dawno skończyłaby w Zakazanym Lesie jako pożywienie akromantul. Płynnym ruchem zamieszał zawartość kociołka i znów pogrążył się w myślach. Karty szlam i zdrajców krwi, były kolejnym problemem, z którym musiał się jakoś uporać. Powinien jak najszybciej pozbyć się dokumentów na temat Granger, by nikt nie posądził ją o bycie szlamą. I właśnie w tej chwili uzmysłowił sobie, że nie da rady uratować wszystkich uczniów pochodzących z niemagicznych rodzin. Nawet próba byłaby niczym dobrowolne położenie się na talerzu jako posiłek dla Nagini.
- Granger, nie słyszę jak pracujesz - warknął, a już po chwili w sali rozległo się charakterystyczne skrobanie. Uśmiechnął się pod nosem i wlał do kociołka dwie krople krwi jednorożca. Odczekał pół godziny i wymruczał odpowiednie zaklęcie. Winił Dumbledore'a, że zostawił wszystko na jego głowie. Sam pewnie obżera się jakimiś mugolskimi słodyczami i głosi te swoje górnolotne idee, pomyślał i wlał gotowy eliksir do buteleczek.
- Co było w szkatułce, którą przekazał pan Narcyzie Malfoy? - zapytała Hermiona, która już od kilku chwil przyglądała się mężczyźnie odnajdując w tej czynności coś przyjemnego. Mistrz Eliksirów skrzywił się i pokręcił głową.
- Nie twój sprawa Granger. Skończyłaś szorowanie?
- Tak, ale...
- Więc możesz już iść.
- Ale...
Odwrócił się i przeszył ją przenikliwym wzorkiem, czekając by usłyszeć to, co miała mu do powiedzenia.
- Pomyślałam, że może poradziłby pan coś na mój bolący brak - rzekła, rumieniąc się jak burak i podświadomie dotykając bolącego miejsca.
- Czy ja ci wyglądam na Poppy? - warknął - a może zapomniałaś którędy droga do Skrzydła Szpitalnego?
No tak. Czego w sumie oczekiwała. Że Naczelny Postrach Hogwartu, a na dodatek Śmierciożerca zainteresuje się jej uszkodzoną ręką? Niedoczekanie. Mruknęła pod nosem coś co brzmiało jak " poradzę sobie sama" i skierowała się w stronę drzwi.
- Czekaj - zniecierpliwiony głos spowodował, że się zatrzymała i odwróciła do swojego nauczyciela, który właśnie zmierzał w kierunku swojego składziku, w którym trzymał wiele ciekawych i z pewnością wiele zabójczych rzeczy. - Wolę sam cię wyleczyć niż gościć tu tą kobietę i wysłuchiwać jej jęków, jaki to jestem nieodpowiedzialny - rzekł i już po chwili wrócił trzymając w dłoni mały słoiczek z czymś beżowym w środku. - Ściągnij szatę.
Hermiona poczuła, że żołądek podszedł jej do gardła. Czy dobrze usłyszała?
- Granger chyba nie chodzisz bez niczego pod szkolną szatą - warknął zniecierpliwiony, a kąciki jego ust lekko drgnęły, gdy kolejna fala gorąca oblała dziewczynę i spowodowała, że się zarumieniła.
- Oczywiście, że nie! - fuknęła oburzona i już po chwili stała przed swoim nauczycielem w rozciągniętym swetrze.
- Zdejmij ten rękaw... - mruknął i otworzył słoik, nawet na nią nie patrząc. - ta maść jest bardzo silna, więc wystarczy jeden raz jej użyć, a wszelkie stłuczenia i ból naderwanych ścięgien czy też mięśni minie, a one same się zregenerują. Po godzinie nie będzie ani śladu po twoim niezdarstwie.
- To nie było... - przerwała, gdy poczuła na barku obecność zimnej maści. Wciągnęła głęboko powietrze, błagając Merlina by znów nie zrobiła się czerwona gdy chude, długie i delikatne palce zaczęły zataczać kółka w miejscu, które jeszcze nie tak dawno paliło nieziemskim bólem. Jego dotyk działał niesamowicie kojąco, chyba że była to wyłącznie zasługa maści. Skrępowana odwróciła wzrok, modląc się, by ta chwila trwała jak najdłużej. - Ubierz się w szatę zanim wyjdziesz. Nie chcę by po twojej wizycie tutaj zaczęły krążyć jakieś niestosowne plotki.
No i po bajce. Nastrój zniknął wraz z lodowatym głosem Mistrza Eliksirów, który czym prędzej oddalił się od niej, jakby była jakąś obrzydliwą istotą. Lewitował maść do składziku i skrzyżował dłonie na piersiach przyglądając się niezdarnie ubierającej się uczennicy.
- Czyli powie mi pan co było w tej szkatułce? - spróbowała ponownie, gdy naciągnęła na siebie szatę.
- Chyba na dziś wyczerpałaś limit przyjętych na siebie zaklęć? - mruknął, uzmysławiając sobie, że dziewczyna nie za bardzo była świadoma jak wielkie szczęście miała, że w ogóle przeżyła to wydarzenie przed biblioteką.
- Ale...
- Nie prowokuj mnie... nie chcę rzucać klątw przed snem. To wpływa niekorzystnie na samopoczucie.
Ku jego zdziwieniu Gryfonka roześmiała się, jakby słyszała jakiś śmieszny żart, warty powtórzenia.
- Co w tym śmiesznego panno Granger? - zapytał unosząc jedną brew ku górze. Jego głos był spokojny i taki hipnotyzujący. - Granger nie rób tak maślanych oczu.
- Wcale nie robię. - wyprostowała się dumnie - po prostu wątpię by coś mogło jeszcze wpłynąć niekorzystnie na pańskie samopoczucie.
- Ty tak na nie wpływasz. - rzekł i  jednym machnięciem różdżki otworzył drzwi. Jak zwykle bez serdeczności. Już chciała coś powiedzieć, ale zauważyła, że Snape pogrążył się w myślach, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w tańczące w kominku płomienie i pocierając palcem nasadę nosa. Tańczące płomyki wraz z panującym w lochach mrokiem podkreślały ostre rysy jego twarzy, nadając mu bardzo interesujący wyraz. Nawet oczy, które niczym jak ostrza cięły wszystko na co tylko popatrzył, teraz wyraźnie złagodniały i nabrały młodzieńczego blasku. Choć może to wszystko było jedynie złudzeniem. Uśmiechnęła się lekko na ten widok i przez chwilę zastanawiała się czy nie zostać dłużej i nie popatrzeć na jego surowy profil, ale gdy tylko o tym pomyślała jej brązowe oczy, napotkały ciemne tęczówki, wpatrujące się w nią z nieukrywanym rozbawieniem.
- Coś jeszcze Granger? - pod dziewczyną ugięły się nogi, gdy wymówił jej nazwisko niskimi i władczym głosem. Pokręciła szybko głową i z prędkością światła wyskoczyła z sali, zamykając za sobą ciężkie, dębowe drzwi. Trasę do dormitorium pokonała tłukąc się po głowie Historią Hogwartu, którą zawsze nosiła przy sobie, by jak najszybciej wyrzucić z umysłu ten głos.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 5 " Od dziś Hogwart należy do Czarnego Pana!! "

Dziewczyna przekreśliła kolejny dzień w mugolskim kalendarzu, który dostała od rodziców na zeszłoroczną gwiazdkę i stwierdziła, że do świąt pozostało jedynie siedem dni. Zamknęła czerwony pisak, wrzuciła do torby i wyszła z dormitorium. Ginny wielokrotnie pytała jej się dlaczego korzysta z tych mugolskich wynalazków, ale Hermiona nie potrafiła dać jej jednoznacznej odpowiedzi. Czuła się związana z niemagicznymi rzeczami może dlatego, że  wychowała się w zwyczajnej rodzinie, a może dlatego, że ten kalendarzyk przypominał jej każdego dnia o rodzicach i dodawał otuchy. Czuła, że coraz bardziej za nimi tęskni, a wizja zbliżających się świąt wzmagała te uczucie. W tym roku mimo egzaminów nie zamierzała spędzić przerwy zimowej w Hogwarcie. Widmo zbliżającej się wojny uzmysłowiło jej, że powinna więcej czasu spędzić z bliskimi, poświęcić im więcej czasu i zakończyć wiele niedokończonych spraw. Schodząc ruchomymi schodami na sam dół zamku, zastanawiała się gdzie podziali się jej przyjaciele, z którymi ostatnio widywała się coraz rzadziej. Było jej przykro z tego powodu, ale musiała być wyrozumiała. Czas oczekiwania na to wielkie i nieuniknione wydarzenie, każdy spędzał na swój własny sposób. Harry przesiadywał całymi dniami w gabinecie dyrektora, Ron uganiał się za dziewczynami, Ginny znikała gdzieś z podejrzanymi książkami, a Neville jeszcze bardziej oddawał się zielarstwie. Hermiona zaś przez ostatni dzień chodziła spięta i nerwowa. Z samego rana McGonagall powiadomiła ją, że Snape zgodził się przyjąć ją na praktyki. Szczęście w nieszczęściu. Wiedziała, że idąc na pierwszą lekcję skazuje się na salwę irytujących i męczących komentarzy. Mimo to uważała, że każdy człowiek jest z dobry, a zgryźliwość Snape'a mogła wydawać się chwilami zabawna. Ale tylko chwilami i w małych dawkach. Gryfonka spojrzała na zegarek i o mały włos nie wpadła w " stopień pułapkę", gdy zorientowała się, że jest już spóźniona. Rzuciła się biegiem do lochów i zapukała w pierwsze drzwi, gdzie uczyli się eliksirów.
- Panna Granger jest ponad wszystkich uczniów i widocznie godziny zajęć jej nie dotyczą- lodowaty ton profesora dobiegł do niej z końca sali. Snape stał przed biurkiem, wyraźnie z czegoś zadowolony. - Pierwsza ławka Granger.
Hermiona skinęła głową i w ekspresowym tempie dotarła do stolika tuż przed biurkiem profesora. Wszystkie inne były bowiem zajęte przez Ślizgonów, którzy gdy tylko weszła zaczęli chichotać między sobą i szeptać złośliwe komentarze.
- Pansy włóż głowę do kociołka, a nie gap się na Malfoy'a jak na urodzinowe ciastko - syknął i zwrócił się do ogółu. -  Dziś zajmiemy się eliksirami leczniczymi, a skoro większość was chce pracować w Mungu, będę sto razy bardziej surowy co do waszych wypocin.. - mruknął i machnął różdżką, a na każdym stoliku wylądował egzemplarz Eliksiry w służbie zdrowiu. - Strona 324 - wycedził i usiadł za biurkiem. Hermiona otworzyła podręcznik i z lubością wciągnęła zapach starych kart pergaminu, po czym zabrała się do roboty.

Severus poczuł ulgę, gdy tylko usiadł na krześle dając kręgosłupowi chwilę odpoczynku. Miał wielką ochotę chodzić między stolikami i wkurzać co poniektóre osoby, ale ostatnimi czasy nie czuł się najlepiej. Z ironicznym uśmiechem spojrzał na Hermionę, która ze skupieniem wczytywała się w podręcznik, co chwila mieszając zawartość kociołka. Podziwiał ją za głupotę, ale widocznie lubiła spędzać czas w otoczeniu Ślizgonów. Żaden Gryfon nie chciałby znaleźć się na jej miejscu.
- Nott mam nadzieję, że nie zamieniłeś się mózgiem z Longbottomem? Evanesco - rzekł i z kociołka zniknęła cała zawartość - twój ojciec umarłby ze wstydu, gdyby się dowiedział, że nie potrafisz przyrządzić nawet tak idiotycznie prostego eliksiru. - Snape wstał i zaczął przechadzać się po klasie, lekko krzywiąc się przy każdym ruchu.  Hermiona próbowała się skupić na eliksirze, ale gdy tylko wyczuła za sobą jego obecność jej dłonie zaczynały się pocić i delikatnie drgać.
- Panno Granger - rzekł nad wyraz spokojnie, gdy po zauważył jej drgające ręce - z takim rozdygotaniem pasuje pani do Munga jak najbardziej.
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem tak szalonym, że Pansy faktycznie wsadziła głowę do kociołka i gdyby nie szybka reakcja jej koleżanki z ławki dziewczyna mogłaby się pożegnać z " piękną" twarzą.
Tymczasem Snape wcale nie miał zamiaru uciszać swoich pupilków. Usiadł ponownie za biurkiem i zanurzył się w lekturze. Co chwila jednak rzucał lodowate spojrzenia na uczniów, którzy już po chwili się opanowali i w grobowej ciszy pracowali w nad eliksirami.
- Czy to prawda, że Rookwood wyrzuci Dumbledore'a - odezwał się Flint. Hermiona oczekiwała wybuchu złości profesora, ale ten odpowiedział bez zbędnych wrzasków, czego nie żałował sobie na zwykłej lekcji z Gryfonami.
- Dumbledore nie ma dla siebie miejsca w świecie, którym rządzi Czarny Pan, Jednak to wielki czarodziej i tylko głupiec by to kwestionował. - odrzekł, co najwyraźniej zadowoliło uczniów. Severus Snape był idolem każdego Ślizgona. Hermiona zacisnęła zęby i dodała do purpurowego roztworu Rogatego Ślimaka tym sposobem kończąc eliksir.
- Mój stary chce, aby pan został dyrektorem. Ma bardzo dobre stosunki z Ministrem - rzekł Bletchley, wyraźnie się podlizując. Snape uśmiechnął się krzywo wyraźnie zadowolony.
- Bletchley twój eliksir zaraz wybuchnie - rzekł  i powstrzymał wybuch niewerbalnym zaklęciem. - gdybyś był tak samo biegły w eliksirach co w podlizywaniu się...
- Panie profesorze skończyłam - szepnęła Hermiona przerywając tą jakże miłą rozmowę. Każda para oczu skupiła się na niej, co spowodowało, że oblała się rumieńcem, ale nie odwróciła wzroku od zimnych oczu Mistrza Eliksirów. Snape uśmiechnął się krzywo i podszedł do jej stanowiska. Pochylił się nad kociołkiem.
- Jak zaaplikowałaś liście pokrzywy Granger? - zapytał lodowatym tonem. Malfoy z dziką satysfakcją przyglądał się temu zajściu.
- Wrzuciłam je..- bąknęła nieśmiało.
- Co pani nie powie.. nie wiedziałem, że składniki są wrzucane... istnieje jakiś inny sposób, żeby znalazły się w kociołku?! - warknął zirytowany.
- Nie..
- No właśnie. Nadmiar wiedzy zaczyna cię przytłaczać Granger. Pytałem w jaki sposób je pokroiłaś..
- Wrzuciłam całe - jęknęła teraz rozumiejąc swój błąd.
- A co powinnaś zrobić!?
- Zmiażdżyć.. - szepnęła kuląc się na krześle.
- Właśnie.. Malfoy dlaczego?! - warknął do swojego wychowanka, a ten od razu wyrecytował lekko blednąc.
- Liście pokrzywy w całości powodują, że eliksir staje się silniejszy i bardzo często wybucha, co może doprowadzić do kolejnych zranień osoby rannej lub personelu.
- Dziesięć punktów dla Slytherinu, zaś Gryffindor traci piętnaście za niestosowanie się do reguł i bezpieczeństwa! Granger świat będzie bezpieczniejszy jeśli tylko nie zaczniesz leczyć.
Sala znów wybuchła śmiechem.
- Jeśli wasze eliksiry są już gotowe możecie wyjść - sala zaczęła powoli pustoszeć. - Malfoy i Granger.. zostańcie. - nakazał, a gdy zostali sami zwrócił się do blondyna.
- Draco to rzecz, o którą prosił twój ojciec. Masz ją mu jak najszybciej przekazać. - Severus wstał i podszedł do jednego z regałów, z którego wyciągnął dużą szkatułkę z wygrawerowanym wężem. Dopiero teraz Hermiona zauważyła jak wysoki i chudy jest jej nauczyciel. Dostrzegła jeszcze coś. Snape przy każdym ruchu zaciskał pięści. Ból. Tylko to nasunęło się dziewczynie na myśl. Mistrz Eliksirów wyraźnie cierpiał, a mimo to jego twarz nie sugerowała niczego innego jak znudzenia i pogardy. Maska za, którą się chowa - pomyślała i odwróciła pośpiesznie od niego wzrok, gdy tylko na nią spojrzał.
- Piękna - rzekła, co spotkało się z dziwną reakcją dwóch mężczyzn. - no co.. ładnie wykonana.
- Nigdy takiej nie dostaniesz szlamo - zadrwił Malfoy i wtedy stała się rzecz niemożliwa. Snape, który jak dotąd zawsze był pobłażliwy w stosunku do swojego chrześniaka i całej jego bandy złapał chłopaka za szatę tak gwałtownie i brutalnie, że oczy Malfoya ze strachu powiększyły się do nienaturalnych rozmiarów. Spojrzenie jakim lustrował przerażone oblicze chłopka, nie jednych doprowadziłoby do szybkiej ucieczki nawet jeśli jedyną drogą byłaby ścieżka przez Zakazany Las. Draco pobladł jeszcze bardziej, a Snape prawie, że wysyczał.
- Poniżanie godności drugiego człowieka to czyn haniebny, zwłaszcza jeśli poniża się człowieka, który dokonał więcej - puścił szatę Malfoy'a, który ze strachem odsunął się od mężczyzny kilka kroków, wciąż nie wierząc w to, co przed chwilą miało miejsce. - i nie waż się mi więcej wymawiać tego SŁOWA! - krzyknął, uderzając pięścią o stół. Draco pośpiesznie kiwnął głową i wręcz wybiegł z sali. Hermiona przyglądała się temu wszystkiemu z szeroko otwartymi ustami. Spojrzał na nią i uniósł jedną brew.
- Zamknij usta bo to nie na miejscu - rzekł lodowato i usiadł za biurkiem, zabierając się za plik jakiś dokumentów.
- Profesorze? Chciał pan żebym została, więc?
- Idź już Granger i ani słowa o tym co tu zobaczyłaś. - nawet na nią nie spojrzał. Pisał coś zaciekle na pergaminie, a gdy nie ruszyła się z miejsca zaszczycił ją swoim bazyliszkowatym wzrokiem. - wynocha! Ale już!

Zachowanie Malfoy'a całkowicie wytrąciło go z równowagi, a przecież nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało. Ale tu raczej nie chodziło o jego postępowanie, ale słowo, które wymówił, a które nigdy nie powinno paść, ani w sali od eliksirów ani w żadnym innym miejscu. Te zbite kupki wyrazów potrafią ranić, a Severus Snape wiedział o tym najlepiej, gdyż wielokrotnie miał szansę poczuć ich siłę. Chciał nawrzeszczeć na Granger za jej niesubordynację podczas ważenia eliksirów, ale po tym wszystkim miał już dość spędzania czasu w towarzystwie kretynów w zieleni lub czerwieni. Dlaczego naraził się na gniew Lucjusza, broniąc tej zarozumiałej Gryfonki? Mógł to przemilczeć, a nawet udać,  że to pochwala, ale nie... musiał się unieść. Uznał to jako odruch spowodowany zmęczeniem, bo przecież nie było żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Chyba, że zbyt bardzo przejął się przysięgą, którą wymusił na nim Dumbledore. Spojrzał na zegar i stwierdził, że kolacja już trwa. Szybkim krokiem ruszył w kierunku Wielkiej Sali. Gwar paplaniny tej całej dziecinady dał się słyszeć już z daleka. Pchnął masywne drzwi i przeszedł między rzędami stolików, aż do stołu nauczycielskiego, czując na sobie setki ciekawskich spojrzeń. Jak zwykle je zignorował i zabrał się bez słowa za kurczaka z ryżem.
- Severusie ten kurczak nie chce się na ciebie rzucić - rzekła Minerwa patrząc z niepokojem na swojego kolegę, który za każdym razem wbijał nóż w kurczaka z takim impetem jakby chciał go ponownie zabić. Snape przemilczał jej kąśliwą uwagę, udając, że jej w ogóle nie słyszał.
- Wczoraj gdy do ciebie przyszłam byłeś pijany... obrzydliwie pijany - dodała cicho.
- A ty byłaś brzydka... obrzydliwie brzydka - warknął.
- Co to ma do rzeczy?
- To, że ja już kilka chwil potem byłem trzeźwy, a ty nadal brzydka.
McGonagall zacisnęła usta w wąską linię i zajęła się swoim talerzem, co niezwykle uradowało Mistrza Eliksirów.

Nagle drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z głośnym hukiem. Trójka wysokich mężczyzn, o wyrazach twarzy osób, które nie cofnął się przed niczym, wkroczyła do sali. Hermiona zbladła czując jak jej nogi, drgają nerwowo pod stolikiem. Wesołe i beztroskie rozmówki ucichły, a w zamian zapanowało milczenie. Ginny wtuliła się w Harrego, a Ron skulił się na ławce. Niespodziewani czarodzieje kroczyli pewnie pośród stolików, kierując się w stronę stołu nauczycielskiego. Ich czarne szaty, łudząco przypominały te, które Gryfonka miała okazję ujrzeć na Severusie. Zamarła. Dopiero teraz poznała czarodzieja kroczącego na przedzie. August Rookwood był samym ucieleśnieniem wszystkiego co najgorsze w człowieku. Zatrzymał się przed Dumbledorem i drwiąco się ukłonił. Hermiona spojrzała na Mistrza Eliksirów, ale nie dostrzegła na jego twarzy ani grama zdziwienia, strachu czy też zaskoczenia. Jego zimne oczy wpatrywały się w Rookwooda beznamiętnie. Może wiedział, że tak się stanie.
- Stary Dumbledore! - krzyknął - jakże miło stanąć twarzą w twarz z największym czarodziejem tuż po naszym Czarnym Panu - syknął i uśmiechnął się obrzydliwe. - już niedługo.
- Augustusie - Albus skinął głową - co sprowadza samego Ministra w nasze skromne progi? - zapytał. Severus poruszył się niespokojnie na swoim miejscu.
- Chce zobaczyć twój upadek i oświadczyć ci, że od dziś zostałeś wyrzucony ze stanowiska dyrektora tej parszywej szkoły i skazany do Azkabanu.
Słowa zawisły w powietrzu. McGonagall pisnęła, Hagrid zbladł, Sybilla zemdlała, Flitwick zadławił się kurczakiem, Binns zniknął, Sprout zesztywniała, a Snape pozostał niewzruszony. Uczniowie wpadli w panikę i coraz częściej zerkali w stronę wyjścia by uciec jeszcze zanim rozpęta się piekło.
- Dobrze, ale jeszcze nie teraz - rzekł i ze zwinnością, której nie można oczekiwać po człowieku w jego wieku wstał z krzesła i klasnął w dłonie. To co stało się później przekraczało wszelkie wyobrażenia. Ciało dyrektora zaczęło rozpadać się na drobne kawałki, a każdy z nich zapłoną żywym ogniem. Dumbleodre, a raczej to, co z niego zostało, już po chwili całkowicie zniknął. Rookwood zaklął siarczyście, ale po chwili jego twarz znów zapłonęła czymś łudząco przypominającym szaleństwo. Odwrócił się do uczniów i krzyknął.
- Od dziś Hogwart należy do Czarnego Pana!!
Hermiona uroniła kilka łez i poczuła, że upada.

***********************************************************************************

Oddaje w wasze łapki następny rozdział, ciągle mając nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta :-) Rozumiem, że są wakacje i każdy ma pewnie pełno rzeczy do roboty, dlatego przymykam oko. Dziękuję wszystkim za obecność i za komentowanie. Dziękuje również Mionie22, która po raaz kolejny zbetowała mój rozdział. Wasze komentarze czyta mi się z wielką przyjemnością. Pozdrawiam :-)
© Agata | WioskaSzablonów
Resurgere and Grinmir-stock