- Wyjdź – rzekł nagle, gdy jego usta zbyt szybko, niż powinny oderwały się od jej ciepłych warg. Dziewczyna spojrzała na niego zszokowana.
- Wyjdź – ponowił prośbę i przybrał obojętny wyraz twarzy. Rozum zapanował nad sercem, obojętność nad uczuciem, co pozwoliło mu z pozornym spokojem obserwować jej zakłopotanie i wilgotne oczy. Błagam Granger, wyjdź do jasnej cholery. Klął gorączkowo w myślach.
- Przed chwilą powiedział pan… - zaczęła, starając się by jej głos nie zdradzał bólu, jaki tłamsił jej serce.
- Kłamałem – rzucił chłodno i uniósł prawą brew, jakby to wszystko faktycznie było jedną wielką pomyłką, chwilową zabawą, za pomocą, której zszargał jej uczucia.
- Kłamał pan?! Jak śmiałeś?! – krzyknęła, teraz już nie potrafiąc opanować gniewu jaki nią targnął.
- Nie sądzę bym pozwolił Ci zwracać się do mnie per ty – warknął. – Jestem twoim nauczycielem i zasługuję na szacunek!
- Szacunek?! A ja?! Czy ja nie zasługuję?
Prychnął.
- Granger, mimo twojej jakże chwalonej przez wszystkich inteligencji, którą zawsze uważałem za stek bzdur - wyraźnie podkreślił to słowo – gdyż opierała się ona wyłącznie na książkach, a nie na prawdziwym życiu, stwierdzam, że jesteś idiotką, jeśli sądziłaś, że mogłem wdać się z tobą w coś w rodzaju romansu.
Zamaszystym ruchem ręki otworzył jej drzwi, dając znak, że uważa to za koniec rozmowy. Hermiona poczuła jak bombardują ją skrajne emocje. Najpierw miała ochotę śmiać się do rozpuku z zaistniałej sytuacji, później pieczenie w gardle dało znać o zbliżającym się ataku płaczu. Nie wiedziała, co ma sądzić o zaistniałej sytuacji. Patrzyła na mężczyznę, z którym przed chwilą się całowała i w ogóle go nie poznawała. Znów był oschły, oziębły i znów traktował ją jak smarkulę. A przecież była kobietą! Na Merlina!
- Granger, zabierz stąd swój kudłaty łeb i nie trać mojego cennego czasu.
- Nie dziwię się, że jest pan sam – warknęła, ruszając w stronę wyjścia – odtrąca pan każdego, kto tylko spróbuje się do pana zbliżyć.
- Psychoanalizę mojego umysłu i mojej osobowości pozostaw komuś bardziej doświadczonemu – warknął, czując narastającą irytację.
- Dobrze – powiedziała spokojnie, co zapaliło w umyśle mężczyzny czerwoną lampkę. – Chcę tylko żeby odpowiedział pan na jedno pytanie – przełknęła ślinę i otarła rąbkiem rękawa załzawione oczy. Snape nie odpowiedział. Patrzył tylko na nią z miną człowieka, który właśnie zobaczył coś obrzydliwego. Grymas powiększył się, gdy padło pytanie.
- Dlaczego pan mnie chronił? – wyszeptała. – Mnie i całą moją rodzinę? Czemu poświecił pan dla nas tak dużo.
- Mit o twojej inteligencji właśnie został potwierdzony – mruknął, a jego oczy błysnęły. – Powiedziałem ci kiedyś, że postępuję bardzo egoistycznie, ale ty nawet nie zrozumiałaś podtekstu – prychnął, a cień rozbawienia przemknął przez jego twarz.
- O czym pan mówi? – zapytała, starając się uporządkować wszelkie fakty. W grę wchodziła tylko jedna rzecz. Przegryzła dolną wargę, do tego stopnia aż poczuła pieczenie.
- Wieczysta Przysięga – rzekli jednocześnie. Snape skrzywił się ironicznie, widząc na twarzy dziewczyny zawód.
- Zapewne myślałaś, że jestem tak wspaniałomyślny, że robiłem to z własnej chęci i potrzeby ratowania tak cudownej – nakreślił w powietrzu cudzysłów – uczennicy –westchnął ciężko i uśmiechnął się sarkastycznie.
- Ja… - zaczęła, ale mężczyzna jej przerwał.
- Zrobiłem to, bo kazał mi Dumbledore – rzekł chłodno, wyraźnie akcentując każdy wyraz – przysięgłem, że będę chronił ciebie i twoją kretyńską rodzinę i gdyby nie ta infantylna przysięga, nie niańczył bym was przez tyle czasu.
- Kretyńska rodzinka?! Jak możesz?! Nie moja wina, że twoi rodzice cię nie kochali, ale moi…
I wtedy Severus szarpnął ją za ramię i brutalnie wypchnął za drzwi.
- Granger, gdyby ten piekielny Hogwart istniał załatwiłbym ci szlaban do końca życia – uśmiechnął się szyderczo. – Nie znałaś ich idiotko, więc nie osądzaj. Ja twoich rodziców zdążyłem bardzo dokładnie przeanalizować i z radością mogę stwierdzić, że mam rację. Dobrej nocy – zatrzasnął jej drzwi przed nosem, tworząc tym samym granicę między nią, a nim samym.
***
- Severusie wszystko w porządku? – zapytał Dumbledore, pukając po raz kolejny w drzwi zza których dochodziło dziwne łomotanie.
- Nie mam ochoty z nikim rozmawiać – usłyszał w odpowiedzi i spojrzał na Laurencję i McGonagall, które stały tuż obok. Głuchy odgłos roztrzaskanej butelki, sprawił, że zatroskany staruszek, ponowił grzeczne pukanie.
- Nie zjawiłeś się ani na śniadaniu, ani na obiedzie ani na kolacji.
- I to powinno ci uzmysłowić, że nie mam ochoty widzieć waszych kretyńskich uśmieszków na twarzach – warknięcie, spowodowało, że automatycznie odsunęli się od drzwi, które po chwili otworzyły się z rozmachem. Zmierzył ich trójkę wściekłym spojrzeniem i znów wycofał się do środka. Dumbledore korzystając z okazji też przesmyknął się do środka, a kobiety za nim. W pokoju panował straszny bałagan. Książki walały się po podłodze wraz z pustymi butelkami po Ognistej, ciemne zasłony odcinały dopływ światła do dusznego i wypełnionego papierosowym dymem pomieszczenia. Laurencja zakasłała, co Snape skwitował prychnięciem. Minerwa zacisnęła usta i rozejrzała się po pokoju.
- Severusie, co ty wyprawiasz? – zapytała zszokowana.
- Przygotowuję się – warknął w odpowiedzi, padając na fotel, co spowodowało, że surdut zawieszony na oparciu mebla zsunął się z cichym szelestem na podłogę.
- Do czego?
- Do bitwy – mruknął, co spowodowało histeryczny śmiech nauczycielki Transmutacji.
- Albusie, powiedz mu coś. Jak w takim stanie przystąpi do…
- Spokojnie Minerwo – Dumbledore uciszył ją zanim na dobre się rozkręciła i spojrzał na czarnookiego czarodzieja, który nic nie robił sobie z ich obecności, ale kończył właśnie niewiadomo, którą z kolei butelkę alkoholu, z rozbawieniem – Sam jestem współwinny stanowi, w jakim się znalazł.
Laurencja i Minerwa spojrzały po sobie, nic nie rozumiejąc.
- Powiedz im Dumbi, co żeś znów wymyślił – mężczyzna na fotelu zaśmiał się i przez przypadek upuścił butelkę, która zamieniła się w milion drobnych kawałków – No to pięknie – Severus westchnął i leniwym ruchem dłoni, sprawił, że bałagan zniknął.
- Dumbi? – Laurencja stłumiła chichot i otworzyła okno, uprzednio odsłaniając zasłony. Snape jęknął, gdy światło księżyca poraziło go po oczach i zakrył je dłonią.
- Gdy wyleczyłem Severusa… - zaczął Albus.
- Bez jego zgody – wtrącił mężczyzna, nadal zasłaniając oczy ręką.
- Zgoda była niepotrzebna…
- No pewnie – prychnął.
- Severusie daj mu dokończyć – zganiła go Laurencja, przycupnąwszy na brzegu łóżka, na którym panował nie mniejszy bałagan niż na podłodze.
- Fanka historii Dumbledore’a się znalazła – zironizował i splótł dłonie na torsie, niezadowolony z tego, że ktoś śmiał przerwać mu jego samotne użalanie się nad swoim życiem. Laurencja spiorunowała go wzrokiem.
- Gdy wyleczyłem Severusa, musiałem omówić z nim parę ważnych spraw, które musiały zostać załatwione przed walką.
- Jakich? – spytała zniecierpliwiona Minerwa.
- Auć, spokojnie. Ściągnij wodze Minerwo, Dumbledore z pewnością wszystko ci wyjaśni – zadrwił Snape, który po alkoholu miał jeszcze większe poczucie humoru niż na trzeźwo. Laurencja parsknęła śmiechem, a Albus uśmiechnął się pogodnie i pokręcił głową.
- Severus każdego dnia brał Eliksir Oczyszczający, który pomagał mu zapanować nad swoją ciemną mocą, która jest w nim zakorzeniona głębiej niż myśleliśmy…
Snape zbył to machnięciem ręki.
- Zakorzeniona jak Mandragora – rzekł z powagą, a gdy cała trójka spojrzała na niego z widocznym zdziwieniem roześmiał się do łez. Laurencja przegryzła dolną wargę, a Albus mrugnął do Minerwy. Widok śmiejącego się czarodzieja, nie ważne czy pod wpływem alkoholu, był widokiem bezcennym. Wyglądał wtedy beztrosko, młodo i nie budził już strachu, ani niepewności. Maska opadała z jego twarzy, ukazując tego prawdziwego Severusa, którego tak za wszelkie skarby chciał ukryć przed całym światem. Zresztą barwa jego śmiechu, głęboka i niska, wywoływała ciepło na sercu i uśmiech na twarzy tego, kto znajdował się w jego otoczeniu. Po kilku przyjemnych minutach, Snape opanował się, a widząc ich rozbawione miny, zaszczycił ich lodowatym wzrokiem.
- Kontynuuj Albusie – rzekła Minerwa, wiedziona ciekawością.
- Jak już wspomniałem Eliksir Oczyszczający…
- Mej produkcji – dodał Severus, wskazując palcem na siebie.
- … może spowodować niechciane skutki w połączeniu z Magią Założycieli, którą mamy zamiar przeprowadzić już jutro, dlatego zakazałem go mu pić – spojrzał na swojego młodszego kolegę – a Severus zapewne chcąc sobie poradzić ze swoim mrocznym ja, upił się.
- Świetnie Dumbledore – Snape zaklaskał i wstał lekko się chwiejąc – a teraz pozwolicie, że zostanę sam – wskazał na drzwi.
- Nie jesteś gościnny – mruknęła oburzona Minerwa, kierując się z Albusem i Laurencją do wyjścia, by nie denerwować gospodarza.
- Oto cały ja – przewrócił oczami i otworzył im drzwi.
- Pilnuj się i od czasu do czasu przewietrz tę norę – Laurencja poklepała mężczyznę po ramieniu i mrugnęła do niego, wychodząc.
- Chcę cię widzieć Severusie jutro, w normalnym i zdatnym do użycia stanie – Dumbledore pokiwał mu palcem i również po chwili przekroczył próg. Snape tak szybko zamknął drzwi, że o mały włos, a przytrzasnąłby dyrektorowi szatę. Oparł się o drzwi i dziękując Merlinowi za ich szybkie wyjście, przywołał do siebie eliksir na kaca.
***
Hermiona spędziła cały dzień pomagając Laurencji i Tonks przygotowywać obiad dla ponad setki głodnych żołądków. Zapachy, jakie roznosiły się z kuchni po całej Kwaterze był nie do opisania. Gryfonka musiała przyznać, że Laurencja ma talent kulinarny, co nie można było powiedzieć o Tonks, która co chwila albo coś przypalała, albo wylewała. I dlatego była jej potrzebna Hermiona, by pilnować niezdarnej czarodziejki i zapobiegać tragediom, które mogłyby się za jej sprawą odegrać. Jednak młoda Gryfonka najpewniej ją rozczarowała, gdyż sama nie potrafiła skupić się na niczym. Zamyślona, nieskora do rozmowy, bardziej przypominała ducha, niż żywego.
- Co się stało? – zapytała czarnowłosa czarownica, nalewając herbatę do imbryków.
- Nic, a nic, po prostu czuję się zagubiona – westchnęła i zaczarowała talerze, tak by same układały się w stosy.
- Przyczyną dziewięćdziesięciu procent zmartwień kobiet są mężczyźni – rzekła poważnie Laurencja, a Tonks parsknęła śmiechem i stłukła talerz.
- Ups… wybacz – uśmiechnęła się przepraszająco i zaraz skleiła odłamki porcelany w całość.
- Nieważne – kobieta zbyła to machnięciem ręki i odwróciła się do Hermiony – No to, który z czarujących panów ci podpadł?
Gdyby tylko Hermiona była w dobrym humorze, turlała by się ze śmiechu. Bo Snape do czarujących nie należał. Jednak tylko nieznacznie się skrzywiła.
- Laurencjo to nie tak…- westchnęła.
- Owszem. Przede mną nic się nie ukryje. Zwłaszcza zranione serce.
- Daj jej spokój – Tonks, która właśnie zebrała wystarczającą ilość sztućców, stanęła w obronie Hermiony – Nie naciskaj.
- Oj już dobrze… - uniosła ręce w geście poddania i schyliła się do piekarnika, by sprawdzić czy jego zawartość się nie spaliła – Ciasto… mm.. kto ich nie uwielbia?
- Ja – aksamitny głos rozległ się od strony wejścia. Kobiety spojrzały na mężczyznę zdziwione, ale on nie wydawał się być tym przejęty.
- Nikt cię nie pytał o zdanie Snape – Tonks splotła ramiona na piersi w buntowniczej pozie.
- Nie rozmawiam z tobą Nimfadoro – uśmiechnął się ironicznie, gdy tylko jej włosy zmieniły barwę na wściekło czerwoną – ale z Laurencja.
Panna Blade najwyraźniej spodziewała się jego wizyty, gdyż uśmiechnęła się do niego ciepło, co w przypadku innej osoby mogłoby się skończyć jej niechybną śmiercią i wskazała mu krzesło przy stole. Severus przeszedł obok Hermiony, nawet na nią nie patrząc, po czym zajął miejsce.
- Na osobności – dodał po chwili, wyraźnie akcentując wyrazy i mierząc Tonks i Gryfonkę lodowatym wzrokiem. Czmychnęły z kuchni, czym prędzej, by nie narazić się na jego gniew. Ostatnią rzeczą, jaką Hermiona zauważyła, gdy zamykała drzwi, była smutna twarz nauczyciela.
***
- Cóż to zmusiło cię by ze mną porozmawiać? – zapytała Laurencja, stawiając przed mężczyzną kubek z gorącą czekoladą, za którą wręcz przepadał, chociaż nikomu by się do tego nie przyznał.
- Głupota?
- Masz specyficzne poczucie humoru.
- Tak, wiem każda mi to mówi – rzekł poważnie, na co kobieta wybuchła śmiechem. Cień rozbawienia przemknął po twarzy czarodzieja – Mam problem. Cholernie duży, kudłaty i jakże irytujący problem.
- Nie możliwe. Severus Snape prosi mnie o pomoc? Świat się kończy – pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Ta, nabijaj się do woli, a gwarantuje ci, że…
- Grozisz mi? – zapytała, na co mężczyzna prychnął.
- Nie mam czasu na słowne gierki Blade – warknął.
- Jesteś strasznie nerwowy – zmarszczyła brwi i nachyliła się do niego zniżając głos. – Czy to przez ten eliksir?
- Raczej jego brak – zaczął stukać swoimi długimi palcami po blacie w geście zniecierpliwienia – ale to nie jest mój największy problem.
- A co nim jest?
- Raczej, kto.
- Ktoś?
- Granger – prawie wypluł to nazwisko.
- Co z nią? – zapytała nadal nic nie rozumiejąc.
- Ona jest moim problemem Laurencjo. Czy przebywanie wśród Weasley’ów udzieliło ci ich małych móżdżków? – zadrwił, nerwowo zaciskając dłonie w pięści. Kobieta zmarszczyła brwi.
- Twoje zgryźliwe uwagi nie robią na mnie najmniejszego wrażenia – zapewniła go, na co on tylko prychnął.
- Ja swoje wiem. Poczułaś się urażona i choć nie chcesz się do tego przyznać wiesz, że mam rację. Ale to nie czas na wyciąganie psychologicznych wniosków dotyczących twojego umysłu, a czas na uporanie się z moim problemem.
- Zamieniam się w słuch – Laurencja oparła się wygodnie o krzesło i uważnie wysłuchała opowieści Severusa o jego romansie z uczennicą. Wraz z rozwojem wydarzeń, coraz szerzej otwierała usta, nie wierząc w to, co właśnie słyszy.
- Dlatego masz ją trzymać z daleka ode mnie.
- Odrzucasz ją, bo jest od ciebie młodsza?
Mężczyzna przejechał dłonią po twarzy.
- Moje wywnętrzanie nie przyniosło żadnego skutku, albo masz problemy ze zrozumieniem, albo ze słuchem – wykrzywił się malowniczo.
- Mam się dobrze. Dziękuję, że pytasz – odparła ku jego niezadowoleniu. – Więc jest jeszcze inny powód.
- Jest taki powód, że ja jestem nauczycielem, a ona uczennicą – dodał, a gdy zapanowała cisza, westchnął i kontynuował – Dobra to marny powód. Co ja mówię. To żaden powód – wstał i zaczął nerwowo chodzić po kuchni, powiewając za sobą swoją peleryną – Jest głupia jeśli chce mieć cos ze mną wspólnego – warknął. – Albo ma masochistyczne skłonności – dodał po namyśle, na co Laurencja parsknęła śmiechem.
- A może po prostu jej imponujesz? Może widzi w tobie to, czego… hm… inni nie dostrzegli?
Brew mężczyzny powędrowała ku górze.
- Mój własny ojciec nie potrafił dostrzec we mnie niczego ciekawego, a co dopiero obca mi osoba. Granger… myśli, że postradała wszystkie umysły i to ją upoważnia do upokarzania mnie.
Laurencja spojrzała na niego poważnie.
- Widzisz wszystko przez pryzmat tego, co zaznałeś w młodości.
Czarodziej oparł się o ścianę i wlepił wzrok w czubki swoich butów. Kurtyna ciemnych włosów zasłoniła jego twarz.
- Jest młoda i ma całe życie przed sobą. Po wojnie czeka ją wiele możliwości. Będzie bohaterką. Pewnie zaoferują jej stanowisko w Ministerstwie, albo jeszcze coś lepszego – dodał z goryczą w głosie. – Jest mądra i cholernie inteligentna Laurencjo. Namieszała w moim życiu. Zaczęła burzyć mur, który budowałem przez całe lata. Ot tak po prostu – prychnął. – Nie miała do tego prawa. Idzie bitwa, a oboje dobrze wiemy, że szpiegostwo jest surowo karane i tym razem, nawet przeklęty cudotwórca Dumbledore nie będzie w stanie mi pomóc.
- Severusie to nie tak… – zaczęła, ale jej przerwał.
- Przestań się oszukiwać Laurencjo – spojrzał na nią surowo. – Albus uświadomił mnie o tym już wtedy, gdy złożyłem przysięgę. Nikt nie wierzy ani nie wierzył w moją poprawę, nawet on sam. Wiele razy insynuował, że obawia się, że któregoś pięknego dnia po prostu wrócę do służenia Czarnemu Panu. Pilnował mnie, kontrolował. I gdyby nie to, że teraz gdybym tylko pojawił się na oczy mojemu Panu – Laurencja wzdrygnęła się na to określenie – grozi mi śmierć. Wróciłbym do niego…
- Nie prawda – pokręciła szybko głową – Nie wiesz, co mówisz… to przez to, że nie pijesz od dwóch dni Eliksiru Oczyszczenia.
- Racja, ale czy to nie jestem prawdziwy ja? – przekrzywił lekko głowę i zaśmiał się. – Nawet ty masz mieszane uczucia, co do mojej osoby – wykrzywił się jakby zobaczył coś obrzydliwego. - Myślisz, że nie wiem, dlaczego Albus nie kazał mi kontaktować się z Siedzibą Zakonu zaraz jak dotarliśmy do twojej willi?
- Severusie… brniesz za daleko – rzekła z przestrachem.
- Chciał się mnie pozbyć prawda? – zapytał, ale kobieta milczała, unikając jego przewiercającego na wskroś wzroku. Czarodziej pokiwał głową – Wszystko jasne. Taki był plan prawda? Tylko, że niedługo potem, jedyną opcją na ratowanie świata czarodziejów stała się Magia Założycieli, a ja byłem mu znów potrzebny.
- Nasza rozmowa właśnie dobiegła końca – rzekła kobieta trzęsącym się głosem.
Mężczyzna prychnął i obrzucając ją jeszcze raz pogardliwym spojrzeniem z gracją ulotnił się z kuchni. Wreszcie poczuł się wolny. Eliksir, który do tej pory łykał pętał jego prawdziwe ja, które teraz wraz z ulotnieniem się z krwi mikstury, powoli uwalniało się na powierzchnię. Oczyszczony umysł pozwalał mu na znacznie szybszą analizę informacji. Blokada z umysłu została ściągnięta. Tylko, że teraz nic nie wydawało się takie jak dawniej.