sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 18 "Naprawdę odważnym jest się tylko wtedy, gdy się wie jeszcze przed walką, że się dostanie cięgi, ale mimo to przystępuje się do tej walki"



Ciało Hermiony przeżywało coś nadzwyczajnego coś, czego nie czuła po żadnym z pocałunków, które pamiętała. Gdy tylko wyszła z pokoju Severusa, przeraził ją chłód, jaki panował na korytarzu. Otulając się swetrem przemknęła w stronę schodów i zatrzymała się przed małym zwierciadłem, które wisiało między portretami dziwnych osobistości. To, co zobaczyła spowodowało, że przez chwilę gapiła się na siebie jak na idiotkę. Zamglony, nieprzytomny wzrok i wypieki na policzkach, były wystarczającym dowodem na to, że po raz pierwszy w swoim życiu się zakochała. Westchnęła cicho i zamknęła oczy, chcąc jeszcze raz przywołać do siebie wspomnienie tego pocałunku. Środek nocy, a ja stoję jak głupia przed lustrem i wzdycham do odbicia. Szybko się zreflektowała i otrząsnęła z tego marazmu, w który wpadła. Odwróciła się na pięcie od swojego odbicia i jęknęła, gdy wpadła na czyjąś osobę.

- Panna Granger? Co pani robi o tak późnej porze na korytarzu? – delikatny i śpiewny głos Laurencji rozległ się tuż nad jej uchem.

- Przepraszam… ja…

- Skrzat jak mniemam przygotował dla pani pokój… - ciągnęła dalej nie dając jej dojść do słowa. Gryfonka dopiero teraz zauważyła, że korytarz rozświetliły stare kandelabry. Jednak ilość światła była tak niewielka, że jedyne, co widziała to kontur kobiety i jej błyszczące w świetle lamp oczy.

- Zgubiłam się – burknęła i już chciała wyminąć właścicielkę tej willi, ale ta zagradzała swoją osobą jedyne przejście. Zresztą, czy tak szybkie wymknięcie się, nie byłoby niegrzeczne?

- Skrzat odprowadził panią prosto do pokoju, więc w czym problem?

W tym, że całowałam się z nauczycielem.

- Musiałam porozmawiać z profesorem, a gdy już załatwiłam sprawę i chciałam wrócić do pokoju, pomyliłam korytarze i …

- Nie sądzę, aby profesor Snape był zadowolony z pani wizyty o tak późnej porze – jej głos nabrał dziwnego tonu, w którym dziewczyna usłyszała coś na kształt wrogości.

Był bardzo zadowolony.

- Fakt, nie był, ale to coś pilnego. Już wszystko załatwiłam, więc pozwoli pani, że sobie pójdę? – spojrzała na Laurencję, która uśmiechnęła się tajemniczo i przepuściła dziewczynę, uważnie śledząc jej każdy ruch. Hermiona przełknęła nerwowo ślinę i powstrzymując się od tego, aby nie puścić się biegiem ruszyła w stronę schodów prowadzących na wyższe piętro. Gdy już miała zniknąć za ścianą, rzuciła ostatnie spojrzenie w kierunku kobiety, która stała nieruchomo i wpatrywała się w nią z przerażającym uśmiechem na twarzy. W tym dziwnym świetle wcale nie przypominała tej miłej i uroczej kobiety, którą miała okazję poznać na kolacji, ale kogoś w rodzaju manekina. Poczuła dreszcz, który przepłynął przez jej ciało i już po chwili biegła schodami na górę. Nie miała pojęcia jakim cudem tego dokonała, ale w zastraszająco szybkim tempie dotarła do swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi. Może to wszystko było jedynie wytworem jej bujnej wyobraźni?

Dopiero, gdy leżała w łóżku z głową wolną od przed chwilą przeżytych emocji, zaczęło nurtować ją jedno pytanie. Co Laurencja robiła o tak późnej porze niedaleko pokoju Severusa?



***

- Granger mam nadzieję, że to nie…. – przerwał, gdy w drzwiach, które musiał otwierać już drugi raz z rzędu w ciągu jednej nocy - co było nie do pomyślenia - ujrzał nie szopę brązowych kudłów, ale gładkie czarne fale. Szczerze powiedziawszy lekko się rozczarował.

- Wybacz, że przeszkadzam, ale pomyślałam, że skoro masz czas na przyjmowanie uczennic w środku nocy to znajdziesz też czas i dla mnie – zwinnie wyminęła go w przejściu i nim zdążył coś powiedzieć już siedziała na wyczarowanym przez siebie krześle.

- Wydało mi się, że nie tak dawno ucięliśmy sobie jakże… - przerwał i udał, że pilnie zastanawia się nad doborem słowa. – Miłą pogawędkę.

- Owszem… zawsze miałeś dobrą pamięć – zaśmiała się, a on tylko prychnął. Nie miał czasu na gierki, nieważne z kim, ani o co. Był zmęczony, a jedyne, o czym marzył to wygodne łóżko. Jeśli dłużej tu posiedzi to padnę na twarz i zasnę, na tym dziwnym czymś, co chyba było kiedyś dywanem. A swoją drogą czy dywan nie powinien być…

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!

- Ciii – mruknął i zacisnął powieki. – Chcesz obudzić cały dom? – mruknął nieprzytomnie i nawet nie zdążył zareagować, gdy puchaty kot, w którego przemieniła się kobieta, rzucił się na niego niepostrzeżenie – Co do…

Jedyne, co poczuł to łaskotanie, gdy białe futro zasłoniło mu widoczność i podrażniło nos. Kichnął, co wcale nie zraziło zwierzaka, a najwyraźniej zadowoliło, gdyż wcale nie chciał zejść z mężczyzny, tylko prychnął zwycięsko. Severus, chciał coś powiedzieć, ale długa sierść kota zupełnie mu to uniemożliwiała, Lepiła mu się do warg i za wszelką cenę chciała dostać mu się do ust, gdy tylko je otwierał.

- Ugh…pff… ty… przeklęty… uh… sierściuchu!

Kot zwinnie zeskoczył z mężczyzny i usiadł na dywanie, któremu nie tak dawno przyglądał się Severus i uważnie badał wzrokiem, postać wysokiego czarodzieja. Oczy Snape’a zwęziły się niebezpiecznie, gdy próbował usunąć resztki futra ze swojego języka, co wyglądało dość komicznie. Przemieniona Laurencja, by wyrazić rozśmieszenie przewróciła się na plecy i pomachała łapkami, jak gdyby sięgała po wyimaginowaną zdobycz.

- Nie lubię tych zabaw, Laurencjo. Zwłaszcza, gdy jestem niewyspany i zły – warknął, co spowodowało, że kot zamarł i wlepił w niego swoje żółte oczyska. Severus westchnął i mruknął – Przegiąłem?

Zwierzątko miauknęło i po chwili znów znalazło się na czarodzieju, który za wszelką cenę próbował się go jakoś pozbyć. Walka trwała ładnych kilka minut, przepełnionych przekleństwami mężczyzny i prychaniem kota. Żadne z nich nie chciało odpuścić. Jedno uparte bardziej niż drugie. Szamotali się po całym pokoju, nie zważając na bałagan, jaki przy tym robili. Gdy już oboje opadli z sił, jedyne, co było słychać to ich przyspieszone oddechy, gdy tak leżeli obok siebie na niepościelonym łóżku, gapiąc się w sufit. Laurencja przerwała ciszę jako pierwsza.

- Niezły bałagan – mruknęła i zaśmiała się perliście, na co Severusowi ścisnęło się serce. Obrócił się na bok i ogarnął spojrzeniem pokój, który przypominał pobojowisko, a nie miejsce, w które nie tak dawno nadawało się do spokojnego egzystowania. Zasłony, pełne dziur po kocich pazurach ledwo trzymały się karnisza, książki, wcześniej poustawiane w równe stosy, teraz leżały byle jak. Dywan wylądował aż pod drzwiami, a fotel z nóżkami do góry, leżał pod oknem. Z żyrandola zwisało prześcieradło. Severus uniósł brew. Jak ono na Merlina się tam znalazło? Z zamyślenia nad białym kawałkiem materiału wyrwał go dźwięczny głos jego towarzyszki.

- Brakowało mi tego… - mruknęła.

- Przestań… nie do twarzy ci z kocimi manierami – rzekł i zamknął powieki, które coraz bardziej mu ciążyły. Zabawa z wściekłą kocicą tak go wyczerpała, że nie miał już nawet siły jej wyganiać, by móc pogrążyć się we śnie bez zbędnego towarzystwa. Uśmiechnął się lekko, gdy wyczuł jej dłoń na swoim torsie, ale uśmiech spełzł mu z twarzy, gdy poczuł, że właśnie skończył mu się materac. Po chwili słychać było jedynie głośne „ łup” i gromki śmiech Laurencji, gdy Severus wylądował na ziemi.

- Zabiję cię, wypatroszę, a twoje futro położę przed kominkiem – wycedził z podłogi, co tylko jeszcze bardziej rozśmieszyło kobietę. Łzy płynęły jej z oczu, a policzki intensywnie się zaczerwieniły. Po chwili mężczyzna z trudem wgramolił się na łóżko, czując jak jego kręgosłup woła o pomoc. Skrzywił się i pomasował obolałe miejsce, co umknęło kobiecie, która właśnie wycierała wilgotne oczy o rąbek rękawa.

- Och Severusie… gdzie twoje poczucie humoru? – zapytała drącym głosem, na co czarodziej posłał jej jedynie bazyliszkowe spojrzenie, które nie wywarło na niej najmniejszego wrażenia. Była zadowolona i uznała to za świetną zabawę, tymczasem Severus musiał trzymać ból w ryzach, by nie dać po sobie poznać, że coś jest z nim nie tak. Nie cierpiał, gdy ktoś mógł zobaczyć jego słabości, a czym innym był ból jakże nie słabością? Powoli wstał i wstrzymując oddech pełen elegancji i gracji podszedł do drzwi, co kosztowało go wiele wysiłku i samokontroli.

- Wyszło.. radzę ci zrobić to samo – mruknął, starając się by jego głos zabrzmiał jak najbardziej lodowato, co udało mu się lepiej niż doskonale. W końcu nie był jedynie Mistrzem Eliksirów, ale też mistrzem odpychania od siebie innych. Laurencja przestała się śmiać i spoważniała. Pamiętała Severusa jako osiemnastoletniego chłopaka. Już wtedy był chodzącą bombą zegarową, która w każdej chwili mogła wybuchnąć. Trzeba było do niego podchodzić progresywnie i spokojnie, małymi kroczkami. Pośpiech i nietakt groził eksplozją, na którą nikt, kto go znał nie chciał się narażać. Wstała z łóżka i nic nie mówiąc wyszła z pokoju, rzucając czarodziejowi jedynie przelotne, pełne serdeczności spojrzenie, które skwitował jedynie bliżej nieokreślonym warknięciem. Gdy tylko znalazła się za progiem, zatrzasnął za nią drzwi i rzucił się do swojej apteczki, w której trzymał wszelakie eliksiry. Zaciskając wargi, z niecierpliwością i pośpiechem szukał czegoś, co choćby na chwilę uśmierzyło jego ból. Nie miał sił, by uleczyć się zaawansowanymi czarami, więc eliksir będzie musiał wystarczyć. Przynajmniej na chwilę. W końcu jego szczupłe dłonie natrafiły na buteleczkę, której kształt znał na pamięć. Odkorkował flakonik i jednym haustem wypił całą jego zawartość. Krzywiąc się, schował puste naczynko z powrotem i powlókł się na łóżko, na którym zasnął od razu, nawet nie doczekując momentu, w którym mikstura miała zacząć działać.

***

Hermiona poczuła lekkie uczucie zazdrości, gdy schodząc na śniadanie ujrzała krzątającą się po salonie, ubraną jedynie w przewiewną sukienkę Laurencję. Czarnowłosa wyglądała zjawiskowo i nie tyle pięknie, co interesująco. Miała w sobie coś, co przykuwało uwagę i zachęcało do bliższego kontaktu. Długie nogi, krągłe biodra i wąska talia wcale nie były jedynymi atutami kobiety. Stanowiły jedynie tło dla innych atutów, które nie koniecznie odnosiły się do wyglądu. Laurencja Blade już od pierwszego momentu, wydała jej się osobą pozbawioną wad. Miała piękny, słowiczy głos, który z pewnością hipnotyzuje męską część grona jej znajomych i budzi złość u kobiet. Gdy patrzyła na kogoś podczas rozmowy, zawsze się uśmiechała, lekko i subtelnie, poświęcając drugiej osobie sto procent swojej uwagi. Miała nienaganne maniery, ale nie była sztywną szlachcianką panią. Samotność, w której jak sama przyznała spędziła wiele lat, wcale nie odgrodziła jej od społeczeństwa, tak jak Severusa, ale wręcz przeciwnie. Laurencja lgnęła do towarzystwa i robiła wszystko byle by czuli się tutaj jak u siebie.

Gryfonka zajęła miejsce przy nakrytym stole i uśmiechnęła się do kobiety, która właśnie do niej dołączyła. Uśmiechała się i nie miała nic z tej dziwnej Laurencji, którą spotkała wczoraj, gdy wymykała się z sypialni Severusa. No właśnie, a gdzie jest Severus?

- Przepraszam, widziała może pani profesora Snape’a? – zapytała przekrawając bułkę na pół i rzucając ukradkowe spojrzenie czarnowłosej czarownicy.

- Wyszedł na dwór… mówił coś o zaklęciu tarczy… chyba chce je wzmocnić – dodała uspokajająco, na co Gryfonka tylko kiwnęła głową. Szczerze powiedziawszy miała obawy, że to przez nią nauczyciel ominie posiłek, ale najwyraźniej nie było tak źle. Posmarowała bułkę serkiem i przywitała się z rodzicami, którzy właśnie weszli do salonu Oboje wyglądali na wyspanych i wypoczętych, co wróżyło bardzo dobrze. Przynajmniej będą mogli wyruszyć wcześniej.

- Jak minęła noc? – zapytała Laurencja, spoglądając na państwa Grangerów, którzy uśmiechnęli się serdecznie.

- Dziękujemy, wspaniale – odezwała się Michelle, a Ian jej przytaknął. – Sen to było to, czego potrzebowaliśmy.

- Tak… bardzo wygodne łóżka – dodał Ian i przez chwilę milczał jakby zastanawiając się nad pytaniem. – Przepraszam, że pytam, ale słyszeliśmy w nocy dziwne dźwięki…

- Dźwięki? Jakie dźwięki? – zapytała kobieta lekko się uśmiechając.

- Jakby coś spadało… albo..

- Nie to raczej było coś jakby ktoś coś przesuwał – dodała Hermiona włączając się do dyskusji.

- Ty też słyszałaś? – zapytała Michelle, a dziewczyna kiwnęła głową.

- Jakieś miauczenie kota…

- Przekleństwa….

- Nie chcemy być wścibscy, ale…

- Nie są państwa wścibscy. W każdym bądź razie, ja nie słyszałam nic takiego, a mam bardzo lekki sen – dodała Laurencja, próbując opanować śmiech. Severus nie byłby zadowolony, gdyby Grangerowie dowiedzieli się, co wyprawiali w środku nocy, nawet jeśli nie było to nic złego – To stary dom – dodała po chwili milczenia. – Żyje własnym życiem – uśmiechnęła się serdecznie. – No, ale zabierajmy się do śniadania.

***

Severus wyszedł na dwór, dziękując Merlinowi, że wszyscy jeszcze spali i nie musieli patrzeć na jego kuśtykanie, spowodowane wczorajszym upadkiem. Eliksir nie zadziałał jak powinien, co go rozzłościło. Ból i irytacja to było coś, co sprawiało, że był gotowy zabić każdego, kto tylko stanął mu na drodze. Fala zimnego powietrza omiotła jego postać, przynosząc lekką ulgę obolałemu ciału. Ostrożnie zamknął drzwi i ruszył powoli przed siebie, w stronę tarczy ochronnej, którą założył tu zeszłego dnia dość prowizorycznie. Bardzo prowizorycznie durniu… nawet przeklęty Weasley by ją pokonał. Skrzywił się na samo wspomnienie rudzielca i zatrzymał się na środku polany, niecałe sześć metrów od domu. Potarł dłonią bolące plecy. Dorwę tego kocura i obedrę mu te kłaki, nawet, jeśli miałbym kuśtykać za nim całą noc po zamku. Zbliżył się do tarczy, wyczuwając jej nikłe pole magiczne i wyciągnął z kieszeni spodni różdżkę. Musiał się skupić, co nie było możliwe z dwóch powodów: bólu i Granger. O ile ten pierwszy z pewnością minie, wspomnienia, do których przyczyniła się ta zarozumiała Gryfonka będą go nękały do końca jego parszywych dni. Co ona sobie myślała na gacie Merlina?! Że zapomnę o tym, gdy tylko wyjdzie zza drzwi? Pff… przeklęte Gryfonki, powinienem ich unikać od czasów… zamilkł. Ten tor myślenia zmierzał w złą, bardzo złą stronę. Prychnął i zaczął wymieniać składniki pierwszego lepszego eliksiru, jaki przyszedł mu do głowy, byle tylko nie wspominać rudowłosej dziewczyny, dla której stracił głowę siedemnaście lat temu. Pogrążony we własnych myślach, po raz kolejny stracił panowanie nad tym, co robił. Zamiast wzmocnić tarczę, pozbył się jej. Na brodę Merlina!! Smarkerusie skup się!! Warknął na siebie w myślach, co doprowadziło go do porządku, jednak było już za późno.

***

Hermiona wstała od stołu, zaniepokojona długą nieobecnością nauczyciela. Skoro wyszedł tylko by wzmocnić tarczę, dlaczego jeszcze nie wrócił? A może faktycznie nie chciał jej widzieć? Może czuł obrzydzenie do niej przez to, co wczoraj zrobiła i woli umrzeć z głodu niż usiąść z nią przy jednym stole? Spojrzała na Laurencję, ale ta spokojnie prowadziła pogawędkę z jej rodzicami na temat bujnej roślinności, która rosła w ogródku na tyłach rezydencji. Gryfonka, nerwowo wyłamywała palce i wyszła salonu, rzucając ciche „ zaraz wracam”. Zmierzając w stronę głównych drzwi, zastanawiała się czy dobrze robi, tak bardzo przejmując się losem nauczyciela, który najprawdopodobniej zaszył się w swojej sypialni i ma głęboko wszystkich i wszystko. Gdy zapuka do jego drzwi z pewnością usłyszy parę niestosownych inwektyw, które skutecznie wybiją jej niepokój z głowy. Teraz jednak nie mogła przestać się martwić. Szybkim krokiem przemierzając korytarz, mijała rzędy okien, przez które widać było pustą przestrzeń przed rezydencją. Mgła ograniczała widoczność, dlatego też dziewczyna zatrzymała się nagle, gdy przed jej oczami mignęły dziwne kształty, łudząco przypominające ludzi. Przytknęła nos do szyby i otworzyła szeroko oczy, gdy zdała sobie sprawę z tego, co widzi.

- Na Merlina! – pisnęła i rzuciła się pędem w stronę drzwi, które nagle wydały jej się strasznie odległe.

***

- Kogo my tu mamy – chrapliwy głos dobiegający gdzieś z lewej strony, spowodował, że ciało Severusa zareagowało instynktownie. Napiął wszelkie mięśnie i przyjął postawę obronną, celując różdżką w miejsce, z którego usłyszał słowa, zapewne skierowane do niego.

- Nasz uciekinier…

- Będziemy bogaci…

- Plugawy zdrajca Czarnego Pana…

- Odebrać mu różdżkę!

Głosów przybywało, a czarnooki mężczyzna wyczuł obecność, co najmniej pięciu osób. Wytężył wzrok, ale w mgle niczego nie widział. Zacisnął dłoń mocniej na kawałku drewna, od którego zależało jego życie i wytężył wszelkie zmysły. Usłyszał kroki. Plask butów po mokrej i przesiąkniętej wodą trawie i czyjeś oddechy. Obrócił się w lewo i wtedy jego oczom ukazał się wysoki mężczyzna, którego gdzieś już widział, tylko nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Nieznajomy zbliżył się celując w Snape’a różdżką, a po chwili z mgły wyłoniło się jeszcze cztery postacie. W sumie było ich pięciu. Czyli się nie pomylił. Pięciu na jednego. Otoczyli go z wszystkich stron, nie dając możliwości ucieczki. Czuł się nie komfortowo, mając świadomość, że tuż za jego plecami stoi czarodziej z różdżką skierowaną w jego stronę. Poczuł jak kropla zimnego potu spłynęła mu po karku.

- Kim do cholery jesteście – warknął, zwracając się do mężczyzny, który wyglądał mu na przywódcę całej tej bandy. Usta napastnika wygięły się w nieprzyjemnym uśmiechu, odsłaniając zżółknięte zęby.

- Łowcami głów – uśmiechnął się szeroko, na co cała reszta wybuchła gromkim śmiechem. Te dwa słowa wystarczyły, aby Severus zrozumiał w jak patowym położeniu się znalazł. Przełknął ślinę i zbliżył się do mężczyzny, wbijając różdżkę w jego szyję, co wywołało, że cztery inne różdżki wbiły się w jego plecy. Zamarł, starając się nie patrzeć na wyraz triumfu, który błysnął w oczach nieznajomego – spróbuj, choć poruszyć wargami, a padniesz trupem zanim dowieziemy cię do naszego płatnika.

- Kto was zatrudnił? – zapytał, nie odsuwając różdżki od krtani. Poczuł jak patyczki wbijały mu się coraz mocniej pod skórę, ale miał to gdzieś. Musiał wydobyć z niego jak najwięcej informacji, nie ważne, za jaką cenę.

- To chyba jasne. Jedyna osoba, której zależy na tobie jest teraz bardzo wściekła. Zraniona i gotowa poświęcić wszystko by nauczyć cię posłuszeństwa – wyrecytował i splunął w twarz czarnookiemu czarodziejowi. Severus zamknął oczy i otarł rękawem twarz. Poczuł jak krew coraz szybciej pulsuje mu żyłach. Zrobiło mu się gorąco, a ból pleców został zepchnięty na dalszy plan.

- Czarny Pan jest tak zdesperowany, że prosi o pomoc takie szumowiny jak was? – zapytał lodowato, co wywołało pomruk niezadowolenia.

- Och… po co takie raniące słowa – mężczyzna udał zatroskanie w głosie, które szybko zniknęło, zastąpione przez gniew. Severus poczuł jak kolano przeciwnika uderza go w krocze. Zachłysnął się powietrzem i skulił, starając się opanować ból, przy salwie śmiechu. Tępy ból spowodował, że łzy napłynęły mu do oczu. Jedyna osoba, której zależy na tobie… Stłumił jęk i wyprostował się, znów skierowując różdżkę w stronę dowódcy – Podziwiam cię za głupotę Severusie… nadal chcesz walczyć? Gdybyś oddał się dobrowolnie w nasze ręce, nic złego by ci się nie stało, a może nawet zostałbyś przywrócony do łask?

- Mamy różne definicje słowa „ głupota” – warknął. – Obawiam się jednak, że będziecie musieli ruszyć swoje opasłe tyłki, by dostać mnie w wasze brudne łapska – rzekł z odrazą, co wywołało natychmiastowy odzew. W ułamku sekundy pięć promieni pomknęło w stronę Severusa z wszelkich stron. Czarodziej skupił w sobie wszystkie swoje siły i odbił je skutecznie. Czuł jak przy każdym ruchu nasiąknięta ziemia, zapada się pod jego ciężarem. Spowalniała jego ruchy, a to mogło przesądzić o wyniku. Czerwony promień przemknął mu nad uchem, powodując, że fala ciepła zalała jego ciało. Tak niewiele brakowało. Przyspieszył ruchy nadgarstkiem, bombardując swoich oprawców paskudnymi klątwami, które spływały po nich jak po kaczce. Byli wyszkoleni i znali się na pojedynkach. Atak, obrona i znowu atak. Łowcy coraz bardziej zacieśniali krąg wokół jego osoby. Musiał się niego jak najszybciej wydostać inaczej będzie łatwym celem. Jeden skomplikowany ruch różdżką, wystarczyłby gęsty dym, ograniczył im pole widzenia, zresztą Severusowi też. Poczuł szczypanie w oczach. Różnokolorowe promienie, wystrzeliwane z różdżek przeciwników, przelatywały obok niego, tnąc dym niczym ostre noże. Zebrał się w sobie i ruszył biegiem na przód, by wydostać się z centrum kółeczka, które wokół niego stworzyli. Osłaniając oczy przedramieniem, biegł przed siebie póki nie poczuł zimnego powietrza na twarzy. Zabrał rękę z oczu i z satysfakcją rozglądnął się wokół siebie. Łowcy wściekle szamotali się w kłębach dymu, usilnie próbując go trafić na oślep. Już miał wziąć głęboki wdech, gdy znienacka, jakaś silna siła, spowodowała, że upadł na ziemię. Podniósł głowę i przeturlał się dalej, cudem unikając zielonego promienia, który wypalił dziurę w ziemi, w miejscu, w którym nie tak dawno jeszcze leżał. Ze zwinnością, której mógłby mu pozazdrościć nie jeden czarodziej, wstał i rzucił zaklęcie w stronę puszystego, oprawcy posyłając go zdezorientowanego do piekła. Z niepokojem spojrzał w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą unosił się dym i z przykrością musiał stwierdzić, że zasłona, dzięki, której uniknął przedwczesnej śmierci, ulotniła się w atmosferę. Czwórka czarodziejów rzuciła się w jego kierunku, równocześnie posyłając w jego osobę różnorakie zaklęcia. Odepchnął je z trudnością. Poczuł, że traci siły, ale nie mógł teraz się wycofać. Musiał trzymać ich jak najdalej od domu Laurencji, nawet, jeśli miałby zginąć. Rzucił się biegiem w stronę lasu, posyłając za siebie zaklęcia. Jedno z nich trafiło szczerbatego mężczyznę, który ze skomleniem, rozpadł się w drobny pył. Zostało jeszcze trzech. Bieg wzmocnił ból w jego plecach. Skrzywił się i jęknął, ale nie zwolnił. Powietrze paliło go w płucach, a każdy kolejny oddech przyprawiał go o cierpienie. Słyszał za sobą tupot ich stóp i tylko to zmuszało go do dalszego biegu. Jedyna osoba, której zależy na tobie… Wbiegł w las, między drzewa, które zapewniały mu większą ochronę niż pusta polana. Schował się za jednym z nich, by łapać oddech. Spojrzał na swoje dłonie, które drżały mu niczym u starucha. Pot spływał mu po skroniach, a serce biło jak oszalałe. Kroki ustały. Wychylił się ze swojej kryjówki i posłał Avadę w kierunku swoich oprawców. Pudło. Wybiegł zza drzewa i strzelał zaklęciami, raz za razem, zmuszając ich do dużego wysiłku, jakim było odpychanie klątw. Zaraz, zaraz. Przed nim stało jedynie dwóch czarodziejów. Gdzie podział się trzeci? Zaniepokojony zerknął w stronę polany. To, co zauważył spowodowało, że fala chłodu zawładnęła jego ciałem. Jeden z Łowców zmierzał w kierunku rezydencji Laurencji, z której… o cholera… wracaj do zamku idiotko!! Krzyknął w myślach, gdy zauważył biegnącą w stronę napastnika Granger. Ta nieuwaga spowodowała, że nie zdążył obronić się przed zaklęciem. Ogromna siła posłała go w powietrze, niczym bezwładną kukłę. Lot trwał ułamek sekundy, po której nastąpiło silne uderzenie i nieprzyjemny trzask, gdy uderzył plecami w pień drzewa. Poczuł jak traci świadomość, zamroczony bólem, tak silnym, że aż przekraczał granice jego wyobraźni. Usłyszał śmiech, złośliwy śmiech, który wdarł mu się do umysłu, niczym nieproszony gość. Jedyna osoba, której na tobie zależy… Granger… musiał jej pomóc. Spróbował się ruszyć, co wywołało krzyk, który wydostał się z jego ust zupełnie nieświadomie. Czarodzieje zaśmiali się ponownie, z przyjemnością przyglądając się jego cierpieniu. Przytrzymując się pnia, zaczął powoli się unosić, zmuszając swój organizm do niemożliwego. Jego twarz, wykrzywił niemiłosierny ból. Na trzęsących się nogach wyprostował się na tyle, by móc rzucić zaklęcie, które odrzuciło kilka metrów od niego dwóch żartownisiów. Nieprzytomnym i zamglonym wzrokiem spojrzał w kierunku Granger, która walczyła z Łowcą na bardzo wysokim poziomie. Wiedział, jednak, że to jedynie kwestia czasu. Poczuł otępiający ból w głowie, gdy Granger oberwała jednym zaklęciem. Wieczysta Przysięga dała o sobie znać po raz pierwszy. Wlokąc się nieprzytomnie do walczącej pary, próbował powstrzymać wirujący obraz, który miał przed oczami. Nogi plątały mu się jak pijanemu. Co chwila zatrzymywał się by podtrzymać swoją wysoką postać w pionie. Ominął dwie leżące na ziemi postaci, coraz bardziej zbliżając się do Granger, która podnosiła się z ziemi. Zauważyła go, ale nie dała po sobie tego poznać. Musiała za wszelką cenę nie dopuścić, by przywódca Łowców spojrzał w jego stronę. Inaczej z pewnością by zginęli. Severus spiął się w sobie, wziął się w garść, ale jedyne, na co było go stać to zrobienie kolejnego kroku. Dłoń, w której trzymał różdżkę, drżała niebezpiecznie. Nie mógł wypowiedzieć zaklęcia, gdyż istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że trafiłby w Gryfonkę. Musiał podejść bliżej. Nagle usłyszał za sobą czyjeś kroki, odwrócił się tak szybko na ile pozwalał mu jego stan fizyczny i rzucił zaklęcie na oślep. Przeciwnik zrobił to samo i po chwili oboje leżeli na ziemi. Severus mocno krwawiący, a oprawca martwy. Dźwięki zaczęły walki, zaczęły się coraz bardziej oddalać. Przypominały raczej echo. Obraz wywijał koziołki, chociaż Snape rozpaczliwie próbował jakoś go ustabilizować. Poczuł, że jego szaty coraz bardziej przesiąkają gorącą cieczą. Spojrzał na siebie. Czarny materiał przybierał z sekundy na sekundę coraz intensywniejszy odcień szkarłatu. Splunął krwią i uniósł głowę, by zlokalizować walczącą Gryfonkę. Zauważył, że coraz szybciej opadała z sił i coraz słabiej się broniła. Skierował różdżkę w stronę walczących. Zdawał sobie sprawę z ogromnego ryzyka, ale nie mógł dopuścić by ten bydlak zrobił coś tej przemądrzałej idiotce. Nie podczas, gdy on miał ją chronić. Wskrzesił w sobie ostatki sił i uniósł lekko rękę.

- Avada kedavra – szepnął, a zielony promień z różdżki pomknął w kierunku czarodziejów. Jego oddech stawał się coraz bardziej chrypliwy. Poczuł się senny. Ulga, którą spowodowało zamknięcie oczu, była nie do opisania. Mógłby leżeć tak w nieskończoność. Rozluźnił uchwyt na różdżce i powoli zaczął odpływać. Jedyne, co zauważył po raz ostatni, nim stracił przytomność, była brązowa szopa i wielkie bursztynowe oczy. Jedyna osoba, której na tobie zależy.

16 komentarzy:

  1. Genialny rozdział!! Ale u ciebie to norma :) Snape i Hermiona w twoim wykonaniu są wspaniali :) Ale jak mogłaś skończyć w takim momencie?! :( Błagam dodaj szybko następny rozdział!! Nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo w porządku, walka świetnie opisana, czułam się jakbym była w całym środku wydarzeń. Jednak ten duży fragment pisany pełnym ciągiem ogromnie mnie zmęczył. Strasznie ciężko się to czytało, powinnaś wystrzegać się takich sytuacji xd
    Biedny Severus jest ranny, a wszystko dla Hermiony. Jakieee to słodkie <3
    Czekam na kolejny !
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki ten rozdział był... słodki, na swój sposób :). To takie świetne, że Sev walczył tak dzielnie, by nie dopuścić do tego by Gryfonce coś się stało. Dzielny, kochany, wspaniały Sev :). Ale żeby przerwać w takim momencie? Niedobra ty!
    Czekam na ciąg dalszy i weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Opis walki był świetny. :) Snape ryzykował, wypuszczając Avadę, czy jak to tam określić to zaklęcie. Mógł przecież trafić Hermionę... Ale chyba nie trafił. :) Jakoś sobie poradzili, a to najważniejsze. Nie jestem pewna, czy Snape uratował ją tylko z powodu przysięgi. Tu chodzi o coś więcej. Jestem ciekawa, kiedy porozmawiają o pocałunku. Na razie nie nadarzyła się taka okazja, ale chyba nie przejdą obok tego obojętnie, prawda? Haha, wolę Laurencję jako kota niż jako człowieka. Jest wtedy taka rozkoszna. Biedny Snape xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Co... jak... że... niby... co...?
    Ten komentarz będzie bardzo chaotyczny, ostrzegam XD
    Jesteś świetna w opisywaniu scen walki! Tak długiego opisu nie czytałam od dawna, a jest napisany fantastycznie!
    Co dalej... Aha. Severus i Laurencja byli świetni. A potem:
    "- Dźwięki? Jakie dźwięki? – zapytała kobieta lekko się uśmiechając.
    - Jakby coś spadało… albo..
    - Nie to raczej było coś jakby ktoś coś przesuwał – dodała Hermiona włączając się do dyskusji.
    - Ty też słyszałaś? – zapytała Michelle, a dziewczyna kiwnęła głową.
    - Jakieś miauczenie kota…
    - Przekleństwa…."
    Hahahahaha XD To było piękne :D
    No i oczywiście Hermiona... Ja chcę następny rozdział i dialogi Sev-Hermiona!
    Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do siebie:
    http://always-said-snape.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajno fajno czyli po staremu :) Nie obraź się ale rzeczywiście troch przyciężki był ten fragment walki ale i tak bardzo dobrze wyszedł ci ten rozdział. Laurencja....JAK MNIE TA BABA ZACZYNA WKURZAĆ! wkurzać to mało powiedziane jak się pojawia żółć napływa mi do ust . Sevcio ranny :'( I przyznał się przed sobą ,ze Miona jest dla niego ważna. Suuuper :) Mi się wydaje czy ten wyleniały futrzak im nie pomógł? pominę to co chciałabym teraz powiedzieć :) Rozdział był wybitnie dobry. Ja oczywiście mam obsówę bo moja beta się zbuntowała. :(
    Pozdrowienia
    Jane

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że dopiero teraz komentuje po takim czasie :c Ale pewnie wiesz co się działo. Nadrobiłam wszystkie rozdziały. Nie wiem czy jeszcze Ci to pisałam ale Ty masz T.A.L.E.N.T dziewczyno! O i to jak ogromny *.* Opisujesz niesamowicie, długo i co najważniejsze ciekawie! :3 Sev! No kurde... jak ty możesz sobie tak leżeć po walce? Biegnij po Granger! ^^ Wyobrażam sobie to tak, że Hermiona z Laurencja będą opiekować się Sevem, albo raczej będą się o niego kłócić xd Ehh... mój mózg i jego fantazje :D Pocałunek mistrzowski! Cudowny po prostu *.*

    Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Mrrr. Ta scena na początku. ♥ Mistrzowski opis pocałunku.
    Innymi słowy : cud, miód i fasolki wszystkich smaków. Standardowo trzymasz poziom. Już nie mogę się doczekać NN. ;)

    Taiyo

    OdpowiedzUsuń
  9. Pisz dalej i mam nadzieję że nie stracisz poziomu (żart) hehehe

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj! Rozdział jak zwykle fantastyczny świetnie opisalas scenę walki no i nasz kochany severus zachował się jak prawdziwy bohater a to wszystko dla hermiony i jej rodziny;) mam nadzieję że akcja pomiędzy nimi będzie nabierać tempa a jeszcze włączając w to laurencje.... Cóż wyobrażam sobie jak obie panny walczą o seva:)))) i w końcu on i hermanna będą szczęśliwi;) nawiasem mówiąc polubilam laurencje;) i akcja jak zmienia się w kota jest po prostu zaje*****sta!!! Już niecierpliwie czekam na nowa notke! Pozdrawiam i życzę duuuuzo weny! Twoja sąsiadka z ligoty- błyskotka!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nom, nom, yhym. (kiwa głową ze zrozumieniem). Muszę powiedzieć, że był to chyba jeden za najbardziej ekscytujących rozdziałów, jakie czytałam. Zwykle nie lubiłam opisów scen walk, bitew, wojen... a tu proszę! To było niesamowite! Zupełnie jakbym tam była: oczami wyobraźni widziałam każdy szczegół, każdy ruch nadgarstkiem, każde zaklęcie. cud, miód, ognista whisky! Merlinie, te emocje! Czytałam drugi raz i po raz kolejny nie mogę ochłonąć.
    Nie lubię tej całej Lukrecji (XD). Jest taka... no niby fajna, no niby spoko, lubi Snape'a... ale jest creepy! To wspomnienie o wyglądzie marionetki mnie wystraszyło o.o No i jeszcze się tak bezczelnie rzucać na Severusa! Nie do pomyślenia!
    Czemu? ;c. Czemu jego musi coś boleć, czemu on musi cierpieć? ;c. Czy już się nie dość wycierpiał? No ale... tu mamy dowód, że nawet pół-umierający jest niesamowicie zdolnym czarodziejem. Dumny, szlachetny, odważny, dzielny, seksowny... *.* ... Noo dobra ;3. Podobało mi się to przeplatanie zdania "Jedyna osoba, której na tobie zależy." tak trafia do mojego serca.
    Nom, także to chyba na tyle w tym komentarzu :3 (zaraz zabieram się za następne). I co do Twojego komentarza - oczywiście, następny rozdział będzie poświęcony prawie tylko i wyłącznie naszej małej parce :D.
    Pozdrawiam ciepło w te chłodne i nie znające litości dni. ♥♥.

    OdpowiedzUsuń
  12. ostatnią rzeczą jaką zauważył nim stracił przytomność była brązowa szopa i krowa wołająca głośno 'chruuuuuściki'

    OdpowiedzUsuń
  13. Do tego rozdziału mam mieszane uczucia. Pod względem fabularnym podobał mi się i z zainteresowaniem czytałam o pojedynku Snape'a, jednak pod względem poprawności jeden z najgorszych i często dziwne błędy psuły odbiór tekstu.
    Intryguje mnie postać Laurencji i już sama nie wiem, co mam o niej myśleć. Coś mi się zdaje, że w pewien sposób może być zazdrosna o Hermionę i nie chcieć tylko przyjaźni Snape'a, a dużo więcej. Chociaż wkładanie sierści do czyiś ust jak dla mnie jest obrzydliwe, nie zabawne.
    Byłam w szoku, gdy Snape przez nieuwagę zdjął barierę, akurat jego bym o to nigdy nie podejrzewała. Ale na szczęście udało mu się zwyciężyć ze wszystkimi napastnikami i ochronić przy tym Hermionę. Mam tylko nadzieję, że przez to nic poważnego mu się nie stanie.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Na Braciach Duszy pojawił się rozdział siedemdziesiąty ósmy.
    Zapraszam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ym...No...Tak....
    Dalej nie mogę otrząsnąć się po poprzednim rozdziale...To..było...po prostu boskie :O
    Kurcze, wielkie ukłony w Twoją stronę i raz jeszcze przepraszam za moją małą aktywność u Ciebie
    Ostatnim akapitem mnie poruszyłaś ;_;
    Czekam na szybko next!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ojejku! Mam nadzieję, że Severusowi nic się nie stanie. A tak właściwie rozbawiła mnie ta scena przy śniadaniu :D
    Dominika

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów
Resurgere and Grinmir-stock