Dla Anthony na osuszenie łez :-)
- Granger! – nieznoszący sprzeciwu głos nauczyciela sprawił, że Hermiona otrząsnęła się z szoku i podbiegła do mężczyzny, który stał w drzwiach i nerwowo rozglądał się po korytarzu.
- Kto to był, panie profesorze? – zapytała, zauważając po wyrazie twarzy Snape’a, że coś poszło nie tak.
- Masz przy sobie różdżkę? – zignorował jej pytanie z pewnością specjalnie i zmierzył ją lodowatym wzrokiem. Pokręciła głową. Jak mogła być taka głupia i nie wziąć ze sobą różdżki? Powinna o tym pomyśleć, zamiast snuć fantazje, na których samą myśl się rumieniła – NIE MASZ? – krzyknął i chwycił ją mocno za ramię – słuchaj uważnie i myśl Granger. To nie boli – cień rozbawienia przemknął po jego twarzy – biegniesz do dormitorium zabierasz swoje rzeczy i w tempie ekspresowym wracasz do mnie. Będę czekał przy głównych drzwiach. Z nikim nie rozmawiaj, na nikogo nie zwracaj uwagi. Jeśli ktoś wyda ci się podejrzany użyj swojej różdżki, jeśli tylko ją już znajdziesz – mocnym szarpnięciem wyciągnął ją z sali i nie zważając na jej paplaninę o niestosownym traktowaniu uczniów wycelował różdżką stronę gabinetu i krzyknął:
- Diffindo!
Hermiona pisnęła i zakryła dłonią uszy, gdy dość pokaźny wybuch obrócił salę do eliksirów, składzik i prywatne komnaty nauczyciela w proch. Wydawało jej się, że mury zamku drżą nieznacznie w odpowiedzi na eksplozję i przez chwilę poczuła paniczny strach, że Snape chce wysadzić cały zamek i zginą razem pod gruzami szkoły. Zakaszlała, gdy mimo zamkniętych drzwi, w których zresztą zdążyła się już wypalić niewielka dziura, do jej płuc dostał się pył z zbombardowanych ścian. Otwór w drzwiach powiększał się z sekundy na sekundę, odsłaniając przed nimi wielkie pobojowisko. Trzask tłuczonego szkła, odgłos palącego się drewna i coraz bardziej przytłaczające opary, które powstały przy zmieszaniu się setek eliksirów spowodowały, że zakręciło jej się w głowie i gdyby nie silne ramiona mężczyzny, osunęłaby się na posadzkę.
- Granger, a ty na co czekasz!! To nie pokaz fajerwerków! – odepchnął ją od siebie, tym samym przypominając jej o zadaniu, które musiała jeszcze wykonać zanim opuszczą Hogwart. Nie oglądając się za siebie pomknęła w stronę schodów, by jak najprędzej znaleźć się w wieży Gryffindoru. Biegła ile sił w nogach, czując jak palący ból przeszywa jej płuca przy każdym wdechu. Nie mogła się zatrzymać. Musiała jak najprędzej dotrzeć do różdżki, bo tylko z nią mogła czuć się prawie bezpieczna. Przemknęła obok grupki przestraszonych pierwszoroczniaków i popędziła ruchomymi schodami na wyższe piętro. Korytarze były na całe szczęście puste. Dziękowała za to Merlinowi, gdyż nie miała pojęcia co by się stało gdyby spotkała na swojej drodze Śmierciożercę. Ignorując złośliwe i obraźliwe komentarze portretów zwolenników Voldemorta, wbiegła w korytarz na którym znajdował się portret Grubej Damy, czując, że nogi powoli odmawiają jej posłuszeństwa. Gdy dobiegła na miejsce zgięła się w pół i próbując złapać oddech wyszeptała hasło:
- Żyjemy, by służyć.
Ku jej zdziwieniu kobieta na obrazie nie odezwała się ani słowem, tylko odsłoniła przed dziewczyną wejście. W Pokoju Wspólnym siedzieli Weasley’owie i Harry, którzy gdy tylko ją zobaczyli zerwali się ze swoich miejsc, by pomóc słaniającej na nogach ze zmęczenia koleżance.
- Hermiono, co się stało? – zapytała blada jak papier Ginny.
- Snape… on… mnie… muszę uciekać… - zdążyła tylko wysapać. Jednak jej słowa wywołały odmienny efekt. Ron spurpurowiał, Harry zacisnął dłoń na różdżce, a Fred i George popatrzyli po sobie, rozumiejąc się bez słów.
- Co zrobił ci ten zdrajca?! – krzyknął Potter, ciągle nieświadomy roli Severusa, która w rzeczywistości była bardzo trudna do odgadnięcia, chwilowo nawet przez samego Dumbledore’a.
- Pomożemy ci… zabijemy go jeszcze dziś! – warknął Ron teraz już czerwony ze złości.
- NIE! – krzyk Hermiony wprawił wszystkich w osłupienie. Dziewczyna odzyskała już pełne panowanie nad oddechem i własnym ciałem – nic nie rozumiecie! – wyminęła przyjaciół i pobiegła do dormitorium. Zasłużyli na to, by poznać prawdę, jednak Snape wyraźnie zakazał jej mówić o ich ucieczce komukolwiek i najwyraźniej miał ku temu słuszne powody. Postanowiła, że skontaktuje się z nimi gdy tylko znajdą się w bezpiecznym miejscu. Gryfonka wyciągnęła spod łóżka wielką walizkę i wrzuciła do niej wszystkie swoje osobiste rzeczy, po czym pomniejszyła ją i schowała do kieszeni. Musiała się pospieszyć. Chwyciła różdżkę, która leżała na szafce nocnej i zbiegła schodkami do Pokoju Wspólnego. Myślała, że będą ją powstrzymywać, ale nawet nie zwrócili uwagi na jej obecność. Cała piątka wpatrywała się w coś za oknem. Gryfonka nie mogąc powstrzymać ciekawości przepchnęła się przed bliźniaków i zakryła usta dłonią. Całe lewe skrzydło zamku pod, którym znajdowały się lochy stanęło w płomieniach, które powoli pożerały drewnianą instalacje kawałek po kawałku. Zachodnia wieża przekrzywiła się lekko, by po chwili runąć w dół i zakryć tumanem kurzu całe błonia. Hermiona ocknęła się i ruszyła do wyjścia, mając nadzieję, że Snape zdążył opuścić już lochy. Czuła dziwny niepokój. Nie zwracając na krzyki przyjaciół, namawiające ją do powrotu, wybiegła przez portret i tą samą drogą skierowała się do głównych drzwi, gdzie miał czekać na nią nauczyciel. Gdy dotarła na miejsce nigdzie nie ujrzała postaci w czarnej pelerynie. Zaczęła nerwowo chodzić w tę i z powrotem pod drzwiami, czując, że zwraca na siebie zbyt dużą uwagę niż powinna. Podejrzewała jednak, że Śmierciożercy znajdują się teraz w zupełnie innej części zamku i próbują powstrzymać płomienie, które powoli niszczyły ich twierdzę. Zerknęła na wielki zegar i ze zdumieniem stwierdziła, że Mistrz Eliksirów spóźnia się już piętnaście minut. Może powinna wrócić do lochów i sprawdzić, czy nie leży gdzieś nieprzytomny. Ta okropna wizja spowodowała, że oczy zaszły jej łzami. Bała się, a do strachu dołączyła jeszcze panika, co nie było dobrym połączeniem.
- Wybierasz się gdzieś? – usłyszała za sobą głos, który zdecydowanie w żadnym wypadku nie przypominał aksamitnego barytonu Snape’a. Wstrzymała oddech, a gdy się odwróciła ujrzała przed sobą dwóch wysokich mężczyzn w maskach.
Severus Snape, gdy tylko stracił z oczu tą irytującą Granger obrzucił wzrokiem ruiny swojego miejsca pracy uśmiechając lekko pod nosem i ruszył w przeciwną stronę, w którą rzucił się do ucieczki czarodziej przez, którego cały plan szlag trafił. Mężczyzna był zły. Cholernie wściekły wręcz opanowany morderczą furią. Nie lubił gdy coś szło niezgodnie z jego planem, gdyż groziło większe niebezpieczeństwo, że coś pójdzie nie tak. Ściskając w dłoni różdżkę, był gotowy do konfrontacji z tym kimś, kto naraził cały jego plan na porażkę. Przyspieszył kroku, a już po chwili biegł po krętych korytarzach lochów. Nie potrzebował światła. Znał podziemia lepiej niż ktokolwiek, w końcu przesiadywał tu cały rok, a ileż można czytać książki. Nie zapalił też światła, by nie zdradzić swojej obecności. Podejrzewał bowiem, że ktokolwiek przed nim uciekał, nie znał lochów tak dobrze jak on sam. Przystanął, gdy do jego uszu dobiegł odgłos czyichś kroków. Napiął wszystkie mięśnie gotowy do ataku, jednak kroki zaczęły się oddalać. Zaklął po cichu i ruszył w kierunku, skąd dobiegały:
- Homenum revelio – mruknął, a z końca różdżki wyjawił się mały płomyk i pomknął szybko w jeden z korytarzy. Snape uśmiechnął się iście ślizgońsko i ruszył za małym migoczącym światełkiem. Przyspieszył kroku i oświetlił korytarz, na końcu, którego stała niska postać w czarnej pelerynie. Gdy tylko ciemność zniknęła, ten ktoś odwrócił się i ukłonił lekko w stronę Severusa, wyciągając różdżkę spod szaty.
- Snape.
- Selwyn, czy Czarny Pan aż tak bardzo tobą gardzi, że każe ci podsłuchiwać prywatne rozmówy? – rzekł czarnowłosy, głosem wypranym z emocji, uważnie obserwując każdy, nawet najmniejszy ruch Śmierciożercy.
- Zapewne nie tak bardzo jak będzie gardził tobą, gdy się dowie, że ratujesz szlamę.
- Jak wiele słyszałeś? – zapytał, podchodząc bliżej.
- To nie istotne…
- Ależ jak najbardziej. Im więcej się dowiedziałeś tym okrutniej cię zabije – złośliwy uśmiech wpełzł na twarz Mistrza Eliksirów. Skrawek duszy, który ciągle był naznaczony Czarną Magią, zaczął się wyrywać i szamotać, chcąc dojść do głosu. Nie teraz, warknął w myślach. Musiał myśleć racjonalnie i nie mógł sobie pozwolić na spuszczenie swojej drugiej natury ze smyczy. Selwyn zaśmiał się histerycznie i machnął różdżką posyłając w stronę Snape’a zielony płomień przed, którym ten zręcznie się uchylił. Raz za razem rzucał w stronę Severusa coraz to okropniejsze klątwy z miną szaleńca. Tymczasem Mistrz Eliksirów nie miał czasu na atak , gdyż po raz pierwszy trafił na godnego siebie przeciwnika. Kolejny zielony promień odbił się od jego tarczy ochronnej, która słabła z minuty na minutę. Zacisnął dłonie mocniej na kawałku drewna, aż zbielały mu kłykcie. Opuścił tarczę, odparowując zaklęcie i w tym samym czasie rzucił swoje, które ugodziło w ścianę za Śmierciożercą, wybijając w niej wielką dziurę na wylot. Huk, który przy tym nastąpił, był niewyobrażalny i to pozwoliło, by Snape zyskał przewagę. Tym razem to z jego różdżki seria zaklęć poszybowała w stronę przeciwnika, nie dając mu szans na przeżycie. Zdołał tylko zobaczyć jak w oczach mężczyzny gaśnie iskra życia, bo chwilę później kamienny sufit spadł na ziemię oddzielając Severusa od martwego sługi Czarnego Pana. Odskoczył w bok, gdy jedna z belek z głośnym trzaskiem, uderzyła o podłogę metr od niego. Później nastąpił jeszcze większy huk, gdy jedna z wież, której szkielet naruszyło jedno z zaklęć Severusa, runęła na ziemię. Pył zasłonił mu widoczność i przez chwilę miał wrażenie, ze utknął między głazami, jednak gdy kurz opadł odnalazł właściwą drogę i rzucił się biegiem w kierunku wyjścia z tej podziemnej plątaniny korytarzy.
Jednak to nie był koniec niespodzianek. Snape znalazłszy się w głównym hallu, ujrzał Granger otoczoną przez grupę Śmierciożerców. Czy jej nie można zostawić choć na chwilę samej? Zatrzymał się gorączkowo myśląc jak ją zabrać na skraj Zakazanego Lasu, skąd mieli się aportować do mugolskiej dzielnicy, w której mieszkali jej rodzice. Ocenił szanse na zerowe i puszczając barierkę ruszył biegiem w stronę niczego nie spodziewających się mężczyzn.
- Drętwota!!! – krzyknął, a ciała kilku z nich padły na ziemię niczym szmaciane kukły – Granger biegnij do cholery!! – warknął i powstrzymał Yaxley’a przed rzuceniem klątwy na Gryfonkę, która od razu wykonała polecenie. Gdy znalazła się przed zamkiem, zatrzymała się, nie mając pojęcia gdzie ma biec. Mimo to jej rozterki nie trwały długo, gdyż po chwili poczuła silny uścisk na ramieniu i mocne szarpnięcie. Chciała dorównać mu kroku, ale nie miała do tego sił, ani odpowiednio długich nóg. Severus chyba zorientował się, że dziewczyna prawie frunie nad ziemią, bo troszkę zwolnił.
- Granger latałaś kiedyś? – zapytał, a w jego głosie nie słychać było nawet odrobiny zmęczenia, a tym bardziej zasapania. Zapewne lata praktyki, pomyślała.
- Tak.. teleportowałam się już – odrzekła, a Snape przystanął.
- Nie będziemy się teleportowali. Pole jest tutaj silniejsze niż przypuszczałem. Polecimy – i zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować, mężczyzna chwycił ją w pół i rzucił się biegiem w stronę bramy Hogwartu, by po chwili utracić swoją ludzką postać i przemienić się w czarny dym, który dziewczynie bardziej przypominał splątane w jedną kupę kawałki czarnych szat. Poczuła, że żołądek podjeżdża jej do gardła, gdy utraciła grunt pod nogami. Nic nie widziała, gdyż czerń zasłaniała jej całe pole widzenia. Wiatr kuł ją w oczy, więc musiała je zamknąć i modlić się, by wylądować bezpiecznie na ziemi. Gdy oddalili się na wystarczającą odległość od zamku, Snape, a raczej to, co z niego zostało, zwolnił tempo. Panika i strach zupełnie ją opuściły, wobec czego sam lot stał się mniej okropny, a może nawet i troszkę przyjemny. Nie miała pojęcia jakim cudem mężczyzna ją utrzymuje, ale nie miała ochoty się nad tym zastanawiać. Ważne, że była bezpieczna. Otworzyła oczy. Czarny dym rozsunął się lekko i ku jej zdziwieniu ujrzała osiedle, na którym spędziła całe swoje dzieciństwo. Krzyknęła, gdy zaczęli zbliżać się w stronę ziemi z zawrotną prędkością. Zacisnęła powieki najmocniej jak potrafiła i starała się nie myśleć o tym, że za niecałą minutę uderzy w ziemię. Gdy jej stopy wyczuły twardy grunt znów poczuła mocny uścisk na swojej tali. Jednak lądowanie wcale nie przypominało tego, które zaprezentował Snape przed Norą. Hermiona chwiejąc się, nadepnęła na czarną pelerynę nauczyciela i pociągnęła go za sobą, próbując uchronić się przed upadkiem. W ostateczności oboje wylądowali na trawie. Dziewczyna otworzyła oczy i zorientowała się, że leży na Mistrzu Eliksirów, który patrzy na nią tak jakby miał ją przekląć najkrwawszymi klątwami jakie znał. Szybko zsunęła się z niego, czując, że robi jej się gorąco bynajmniej nie od wrażeń spowodowanych lotem.
- Granger, niezdaro – wstał i otrzepał się z ziemi – nawet troll lepiej się porusza – warknął pod nosem i wyprostował się dumnie, patrząc z uniesioną brwią na gramolącą się z ziemi dziewczynę – długo jeszcze? – zapytał zniecierpliwiony.
- Już wstałam – uśmiechnęła się słabo i rozejrzała po okolicy. Jej oczom ukazał się pusty plac między domami. Teren wyglądał dość znajomo. Mężczyzna uważnie obserwował jak Gryfonka marszczy nos, by przypomnieć sobie skąd zna ten obszar. Dopiero po chwili zorientowała się, że stoi przed miejscem, w którym niegdyś stał jej dom. Stał… bo teraz zostało po nim jedynie puste pole z trawą.
- Tu był mój dom – rzekła smutnym głosem podchodząc bliżej – co się z nim stało? – zapytała odwracając się do profesora, który nadal nie zmienił wyrazu twarzy. Wzruszył jedynie ramionami – jeśli tu nic nie ma, to po co… - przerwała, gdy wyczuła dziwne drżenie powietrza kilka centymetrów przed sobą. Podeszła bliżej, a drżenie zmieniło się w szum. Snape znalazł się tuż obok niej i jednym machnięciem różdżką ściągnął z domu państwa Granger zaklęcia chroniące. Pod dziewczyną ugięły się nogi i wylądowała na trawie, płacząc jak dziecko. Severus westchnął ciężko i pociągnął ją za ramię w stronę domu.
- Nie czas na płacz Granger – puścił ją dopiero przy drzwiach, w których już pojawili się jej rodzice. Rzuciła się im w ramiona i rozpoczęła się wymiana serdeczności i łzy, od których mężczyźnie zrobiło się niedobrze, dlatego też odwrócił się na pięcie i z miną jakby dopiero co zjadł cytrynę zaczął nakładać zaklęcia ochronne z powrotem. Gdy skończył oni ciągle nie potrafili się od siebie odkleić.
- Niezwykle poruszające – zakpił i spojrzał na nich pogardliwie - radzę wejść do środka jeśli chcecie się jeszcze kiedykolwiek zobaczyć – mruknął i jako ostatni wszedł do domu. Państwo Granger ciągle o czymś paplali, ale jego to niezbyt interesowało.
- Chodźmy do salonu – zaproponowała Michelle melodyjnym głosem. Dom był mały, a jako, że Snape został obdarowany wysokim wzrostem i był przyzwyczajony do wielkich przestrzeni w Hogwarcie, zaklął siarczyście, gdy uderzył głową we framugę drzwi. Hermiona nie zdołała ukryć śmiechu, za co została obdarowana wyjątkowo morderczym spojrzeniem. Szczęście uderzyło jej na głowę, mruknął do siebie i zajął miejsce w fotelu, żeby nie musieć z nikim innym dzielić powierzchni do siedzenia. Ian usiadł obok żony, a Hermiona naprzeciw rodziców.
- Myślałam, że nie żyjecie – szepnęła Gryfonka śmiejąc się przez łzy.
- Jak to? – zdziwili się obydwoje i spojrzeli na czarnookiego mężczyznę, który wydawał się być bardzo zainteresowany mankietami swojej koszuli – myśleliśmy, że profesor Snape powiedział ci o wizycie, którą nam złożył dwa czy trzy miesiące temu.
Hermiona otworzyła usta ze zdziwienia i przez chwilę przenosiła wzrok z rodziców na nauczyciela i z powrotem.
- Chronił pan moją rodzinę?
- Niestety – burknął , na co państwa Granger się oburzyli, a Hermiona uśmiechnęła jeszcze szerzej. Znała profesora i doskonale wiedziała, że chcąc się z nim się porozumieć trzeba umieć czytać miedzy wierszami.
- Dlaczego?
- Ratowanie uczennic z opresji i ich mugolskich rodziców to moje hobby – zakpił – pewnie gdybym nie dostał posady w Hogwarcie zostałbym Batmanem – rzekł wymigując się od prawdziwej odpowiedzi i przywdziewając maskę sarkazmu i zgryźliwości.
- To nie jest odpowiedź – burknęła, ale mężczyzna nawet nie zwrócił na to uwagi. Wstał z fotela i zaczął przechadzać się po salonie, wiewając przy tym swoją czarną peleryną i intensywnie myśląc.
- Jak długo tu zostaniemy?
- Dopóki nie skontaktuje się z kimś z Zakonu. Będziemy musieli dotrzeć do ich siedziby bez używania czarów – przystanął przyglądając się uważnie całej trójce, szepczącej po cichu – nie myśleliście chyba, że się tam dostaniemy od tak – pstryknął palcami i uśmiechnął się ironicznie – czary zostawiają ślad, a my musimy dołączyć do Zakonu, bo dopiero tam będziemy bezpieczni.
- Dlaczego nie możemy zostać tu i przeczekać wojny? – zapytał pan Granger, narażając się tym sposobem na piorunujące spojrzenie Mistrza Eliksirów.
- Pan pozwoli, że to ja będę planował co mamy robić, a czego nie – wycedził – ja i pańska córka jesteśmy najbardziej poszukiwanymi czarodziejami w tym momencie. Ja bo zdradziłem Czarnego Pana i odkryłem swoją naturę szpiega, a ona – tu wskazał palcem dziewczynę – bo jest mugolską córką, a na domiar złego będzie się wydawała cenna, gdyż zasłużyła na uwagę zagorzałego Śmierciożercy – Severus zacisnął szczęki i kontynuował – dlatego logiczne jest to, że pierwszym miejscem ,w którym będą jej szukać będzie ta okropna imitacja domu.
- Ale przecież, te czary-mary, które wyprawiał pan przed naszym domem i które nas chroniły ciągle działają więc w czym problem? – Hermiona pacnęła się w czoło, notując w myślach, że musi powiedzieć tacie, by nie drażnił węża, bo to może się bardzo źle skończyć.
- Tato… - jęknęła błagalnie - te czary nie są tak silne, by ochroniły nas przed Śmierciożercami – wtrąciła pośpiesznie, gdy zobaczyła, że profesor już otwiera usta, by skomentować, zapewne dość nieprzyjemnie, ignorancję i zupełny brak inteligencji jej ojca. Ian Granger wydał się być przekonany wytłumaczeniem córki.
- W takim razie skoro mamy być zdani na siebie przez jakiś czas proponuję byśmy zaczęli zwracać się do siebie po… - tu wyciągnęła dłoń w stronę Severusa, który tylko obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem i minął kobietę zupełnie ignorując jej gest pojednania. Po chwili usłyszeli trzask drzwi wejściowych.
- On nie lubi się z pouchwalać – rzekła Hermiona uśmiechając się przepraszająco.
- Tak jak milion innych rzeczy – mruknął jej tata – jak można z nim wytrzymać?
- Nie można… dlatego jest sam – cień smutku przemknął przez jej twarz, ale zaraz zniknął, gdy jej ojciec wstał i krzyknął:
- To co? Naleśniki?! – Hermiona zerwała się z sofy i razem z rodzicami przeniosła się do kuchni, z której po chwili zaczął unosić się aromatyczny zapach ciasta i słodkich konfitur. Dziewczyna pełna energii z optymizmem opowiadała o swoim życiu w Hogwarcie, przygotowaniach do egzaminów, przyjaciołach i wielu innych ważnych i mniej ważnych rzeczach, o których jej rodzice słuchali z ogromną przyjemnością. Czuła ciepło w sercu, gdy tylko patrzyła na tą dwójkę ludzi, którzy byli dla niej całym światem i których tak bardzo bała się stracić. Zatraceni w swoim towarzystwie nawet nie zauważyli, gdy czarnooki mężczyzna oparł się nonszalancko o futrynę drzwi i przyglądał się im z mieszaniną niechęci i pogardy. Tak. Severus Snape nienawidził rodzinnych spotkań, nawet tych, które go nie dotyczyły, gdyż nie mógł znieść widoku świetnie rozumiejących się i kochających ludzi. Widoku, którego zabrakło mu w jego własnym dzieciństwie. Czy czuł zazdrość? Nie.. czuł wściekłość, której nie potrafił i nie chciał tłumaczyć.
- Och pan profesor – uśmiechnęła się do niego życzliwie, a mimo to poczuł się jak intruz – zje pan z nami naleśniki? Mój tata jest mistrzem w tej dziedzinie.
- Nie wątpię panno Granger – rzekł lodowato – jednak nie skuszę się na ten zaszczyt - i odwrócił się na pięcie, kierując się do salonu. Tym razem schylił głowę, by nie popełnić drugi raz tego samego błędu i bez problemu wszedł do pomieszczenia. A jednak nie wszystko poszło po jego myśli. Był już prawie metr od fotela, gdy jego peleryna zaczepiła się o klamkę i zablokowała jego ruch. Chciał ją wyszarpnąć, ale przeklęty materiał nie miał zamiaru ustąpić. Dopiero gdy wziął kilka głębokich oddechów i ze spokojem pociągnął za czarną pelerynę, zdołał oswobodzić się z pułapki. Mamrocząc pod nosem przekleństwa godne samego Salazara, opadł na fotel wyprostował nogi, krzyżując je w kostkach i ignorując wesołe głosy z kuchni wbił wzrok w szybę, w którą rytmicznie bębniły krople deszczu. Po godzinie marnotrawienia czasu, poczuł w pomieszczeniu czyjąś obecność.
- Jaka matka taka córka – uśmiechnął się gorzko i pokręcił głową, odwracając się w stronę matki Granger, która stanęła w drzwiach.
- O czym pan mówi? Chciałam tylko zaproponować, żeby coś pan zjadł.
- No właśnie… obie macie nadopiekuńczość i zdolność irytowania każdego we krwi.
- Czyli nie dołączy pan do nas?
- Nie – warknął – jeśli pani jeszcze nie zauważyła, co jest bardzo możliwe, ze względu na waszą nikłą spostrzegawczość, która zresztą też się dziedziczy, lubię być sam i nie potrzebuję troski.
-Dobrze już dobrze – westchnęła i zniknęła za drzwiami.
Gdy Severus zdołał już się nawściekać i wykląć wszystkich Grangerów, co spowodowało, że obrażeni poszli spać, mógł w końcu w spokoju ułożyć się na kanapie i oddać w objęcia Morfeusza. Jednak los, zwłaszcza ostatnio, zaczął sobie kpić z mężczyzny, by poprawić mu humor, co go tylko dodatkowo rozsierdzało. Okazało się, że kanapa, na której miał ułożyć do snu swoje dość długie ciało, była zbyt krótka. Oczywiście, że mógł użyć czarów, ale nie mógł złamać zasad, które nie tak dawno sam ustalił. Stwierdził bowiem, gdy rodzina skończyła obżerać się naleśnikami, że powinni zachować maksymalną ostrożność i pod żadnym pozorem nie korzystać z magii.
- Zachciało ci się ustalać reguły – warknął zły na samego siebie, gdy podłokietnik kanapy boleśnie gniótł go w kark. Podniósł głowę i wsunął pod nią poduszkę, którą po chwili odrzucił w kąt, gdyż w ogóle nie zasługiwała na to miano. Była prawie pozbawiona puchu. Warknął i zakrył twarz dłońmi, by nie krzyknąć, że kiedy dopadnie tego uzależnionego od słodyczy starucha to mu wszystko wygarnie. Odrzucił na bok kołdrę, ubraną w coś, co wcale nie przypominało jego jedwabnych pościeli z jego własnej sypialni i usiadł na kanapie, prostując wszystkie kości. Nie świecąc światła i uważając, by na nic nie wpaść ( co oczywiście mu nie wyszło, gdyż potknął się o mały taborecik, który pojawił się niewiadomo skąd ) przeszedł do korytarza w poszukiwaniu znacznie wygodniejszego łóżka. I o dziwo, znalazł je w przedostatnim pokoju. Było piętrowe i wydawało się być puste, więc cicho zamknął za sobą drzwi i położył się na materacu, z wyrazem błogości na twarzy. Nagle coś, a raczej ktoś pisnął powodując, że zaskoczony mężczyzna, zrywając się do pionu, uderzył w górne łóżko.
- Cholera!!! – syknął, masując sobie czubek głowy i zerkając na dziewczynę, która siedziała na górze i przypatrywała się mu zszokowana.
- Panie profesorze? Co pan tu robi? – zapytała, dziękując za ciemność, w której Snape nie mógł ujrzeć jej zarumienionych policzków.
- Przyszedłem uwieść uczennicę – warknął zirytowany.
- Mnie? – zapytała nadal zszokowana.
- Nie, twoją matkę – usiadł na materacu i przetarł zmęczone oczy – co ty tu robisz Granger?
- JA? To moje łóżko. Co PAN tu robi?
- Teraz? Oprócz tego, że marnuje cenne godziny snu na bezsensowną paplaninę z zarozumiałą i wszędobylską Grygonką, to nic ważnego – syknął – kanapa na dole nie jest przystosowana do spania – rzekł i nie zważając na protesty dziewczyny, położył się na dole i przykrył kołdrą. Po chwili, gdy już powoli odpływał w krainę snów, z góry wychyliła się nieokrzesana czupryna. Przykrył się po sam czubek głowy. Zapewne zada jakieś pytanie, pomyślał zrezygnowany.
- Chrapie pan? – zapytała, wpatrując się w przestrzeń, gdzie znajdował się nauczyciel.
- Grranger… ja nie chrapię …ja mruczę i warczę – rzekł niskim i aksamitnym głosem, którego za żadne skarby nie użyłby w obecności żadnego z uczniów, ba nawet w towarzystwie samej Minerwy i uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę, że taka odpowiedź zamknie dziewczynie usta. I miał rację.
no nie.. no niee.. *O* że to cudeńko jest dla MNIE? znów mam się popłakać, tym razem ze szczęścia? *o*. a więc łzy skutecznie osuszone, a teraz zostały tylko czerwone policzki :D.
OdpowiedzUsuń"- Snape… on… mnie… muszę uciekać… " - jakie to pięknie jednoznaczne. <3. albo nie, piękny jest opis tego zawalenia się wierzy i lochów, opis walki Snape'a z tą Salamandrą, opis Severusa (no ja zawsze do tego nawiąże, chociaż nie wiem jakbym się starała).. i tak od pierwszego myślnika do ostatniej kropki rozdziału. cud, miód, Amortencja <3. zawsze sobie wyobrażałam Seva: wysoki, chudyy, przerośnięty.. i Ty to uchwyciłaś!
dlaczego ty czarnowłosy wzorze wszelkich cnót myślisz, że nigdzie cię nie chcą? przecież wszędzie cię chcą! jak mi się zrobiło smutno gdy przeczytałam "dlatego jest sam" :C. albo o tym, że nie mógł znieść ich widoku. to mi tak przypomina o jego samotności, braku zrozumienia.. nie, stop. mamy się radować, ponieważ naleśniki! jak to przeczytałam, wyobraziłam sobie Niekrytego Krytyka: NALEŚNIKI?!?! XDDD. dziękuję za poprawienie humoru :3.
oh.. zakochałam się w ostatniej wymianie zdań. no po prostu trafiłaś we mnie! Snape i mruczenie *O* .. no i ja się rozmarzyłam, bo w mojej głowie zaczęły się odtwarzać bardzo dziwne (ale nie dodam, że przyjemne, bo to by źle zabrzmiało, prawda?) dźwięki :)).
zabawna ta sytuacja z piętrowym łóżkiem, wiedziałam, że będzie coś dwuznacznego w pobycie Seva u Grangerów ;d.
jak mi się podoba to, że Hermiona już zaczyna myśleć w "ten" sposób o Miszczu Eliksirów i naszym prywatnym Bogu Seksu :3. po prostu mioodzio.
czekam naprawdę z utęsknieniem na następne rozdziały, bo coś mi się wydaję, że będą zabawne i mrrrożące krew w żyłach.
pozdrawiam i ściskam mocno. a jeszcze zapomniałam dodać, że Cię KOCHAM <333333333.
o matko ;-; wieży* przepraszam..
UsuńBoski rozdział! Sev... jak ja go ubóstwam! On nie chrapie, tylko mruczy i warczy ^^. Ja chce tak jak Hermiona spać z Sevem w jednym łóżku... no cóż, piętrowym, ale nadal jednym! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej i oczywiście weny życzę i zapraszam do siebie na nowy rozdział! xD
Haha :D
OdpowiedzUsuńOstatnia wypowiedź Severusa mnie rozwaliła :D Też bym chciała by panoszył się w moim domu tak jaku Grangerów :33
Coś czuję, że długo na cudownym romans Severusa i Mionki czekać nie będę musiała :>
Weny życzę i pozdrawiam! ;)
Sorki za błędy :/ Klawiatura odmawia posłuszeństwa :c
UsuńGenialny rozdział ;-)
OdpowiedzUsuńOMG!!! CUUUDO!!!! <3 Kocham ten rozdział i jak do tej pory według mnie jest to najlepszy rozdział. Cały fragment z prspektywy Sevcia śmiałam sie jak idiotka a tyle głośno żeby sprowadzić moją mem do pokoju XD .KOCHAM KOHAM i ubustwaim ten rozdział i ciebie ze tak świetnie to napisałaś
OdpowiedzUsuńTrzymający w napięciu rozdział. Zniszczenie lochów jego myśli powróciły, złapanie Hermiony i walka. Potem ich super wypadek przy locie. Też bym chciała wylądować na Severusie Snapie na trawniku grrrr... Potem NALEŚNIKI!!!!! Tak Niekryty Krytyk świetnie to wykorzystałaś. "Ja nie chrapię ja mruczę i warczę" aaa, rozpływam się. Też tak chcę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i skomentuj mój 8 rozdział.
Cud, miód i orzeszki:D
OdpowiedzUsuńWybacz... ale ten rozdział, pomimo tego, że był ogólnie smutny, bo musieli uciekać itp. rozłożył mnie na łopatki i rozbroił. A może najpierw rozbroił, a później rozłożył na łopatki? Mniejsza o to.
OdpowiedzUsuńSeverus jest po prostu cudowny. Te jego teksty są genialne!!
"ja mruczę i warczę", "pewnie gdybym nie dostał posady w Hogwarcie zostałbym Batmanem". I w tym momencie zaczęłam się głośno śmiać i skończyła się powaga. Eh.. xd
Wracając do głównego wątku i pomijamy "uzależnionego od słodyczy starucha" (hahahahaha, tekst roku xd) to ciekawi mnie jak oni powiadomią kogoś z Zakonu itp, bo to mi się wydaje dość problematyczne, czyż nie? Nie mogą użyć czarów, bo ich wykryją, ale nie mogą również zadzwonić, bo to czarodzieje xd
Kurde, czy ja nie mogę napisać zwykłego, prostego komentarza?! Pfff....
Severus rozwalił pół zamku i prze okazji zabił "kolegę" po fachu. Cóż... stanął mu na drodze, nie? Jemu się nie przeszkadza!
Mam nadzieję, że następny będzie równie genialny, co ten i nie zabranie wybitnych przemyśleń Sevcia <3
Pozdrawiam :D
Cześć!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, wyjątkowo świetny!
Snape znów mordercą... Ach, ależ to w jego stylu :D
Ron i Harry byli pierwszorzędni :) Jakaż troska o koleżankę XD
"Przyszedłem uwieść uczennicę" - och, gdyby wiedział, jak bardzo jego słowa były bliskie prawdy, och gdyby wiedział :D
Ubóstwiam cię, boski rozdział i nie mogę się doczekać rozwoju akcji!
Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do siebie:
http://always-said-snape.blogspot.com/
"ja mruczę i warczę" <3 Powaliło mnie to na kolana!
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział. Jak na razie chyba mój ulubiony. Tyle się w nim dzieje!
I ostatnia scena rodem ze "Śniegowego ciastka". Wzorowałaś się?
Po prostu brak mi słów. Nie jestem w stanie opisać jak wielkie wrażenie wywarł na mnie ten kawałek opowiadania. Najzwyczajniej w świecie nie potrafię.
Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że pojawi się szybko!
Wielu natchnień - Nitij
„Chrapie pan?” to było po prostu świetne pytanie, haha, a odpowiedź na nie jeszcze lepsza. :d Udało im się opuścić zamek, tyle dobrze. Ale teraz się w niebezpieczeństwie. Śmierciożercy pewnie szybko ich znajdą. Ciekawe tylko, na ile to zaklęcie jest w stanie ich ochronić. Może jednak przedostaną się do Zakonu, zanim Śmierciożercy do nich przybędą. Szkoda, że nie mogła opowiedzieć o wszystkim przyjaciołom. Będą się martwić. Mam nadzieję, że poradzą sobie sami ze Śmierciożercami.
OdpowiedzUsuńWybacz :_: że dopiero teraz komentuje, ale akurat mam czas. Szkoła to zło wcielone ;.; Najbardziej w tym rozdziale podobała mi się wizyta Snape'a u Granger'ów. Jak on nie mógł tak patrzeć na tą rodzinną sielankę xd Kanapa sprzeciwiła się przeciwko niemu... to było epickie ^^ Myślałam, że wątek w szkole będzie prowadzony jakoś dłużej. Ta ich walka była po prostu świetna, super Ci to wyszło *.*
OdpowiedzUsuńJazz ♥
Boze cudny blog!! Przeczytalam wszystko a dopiero ten rozdzial komentuje ♥ zakochalam sie w twoim blogu i niecwiem co napisac z wrazenia ♥ kiedy nastepny rozdzial?????? ;**** ELIZA ♡
OdpowiedzUsuńAaaa, ostatnia scena najlepsza *~* Nie mówiąc o ostatnich słowach Seva, o Merlinie! I jeszcze ten opis walki... Aach, rozmarzyłam się :3 Dobrze tak temu chłystkowi xD lecę czytać dalej!
OdpowiedzUsuńAjajajaj... Było blisko. Snape pojawił się ratując Hermionę dosłownie w ostatniej chwili!
OdpowiedzUsuńSkoro łóżko było piętrowe, a Hermiona spała na górze, to ona miała taki spóźniony zapłon, że wystraszyła się, gdy dopiero się położył? Raczej wszyscy faceci chrapią ;)
Jak dobrze, że zdążyli uciec. I ta walka, śmierciożercy no po prostu akcja się rozwija (co mnie bardzo cieszy). Zastanawiam się dlaczego Hermiona miała łóżko piętrowe skoro była jedynaczką?
OdpowiedzUsuńDominika