Rozdział ten dedykuję: Gisi i I want you, za piękne miniaturki, którymi mnie karmicie.
Zabójstwo Carrow’a rozniosło się wieścią po całym zamku w zastraszającym tempie. Nie tylko wśród uczniów, ale także wśród Śmierciożerców, którzy po raz kolejny przekonali się dlaczego Severus Snape przez tyle lat był i nadal jest prawą ręką Voldemorta. Mimo to nikt nie zmartwił się brakiem młodego i nadgorliwego sługi Czarnego Pana, a tym bardziej nieobecnością Mistrza Eliksirów na kolacji, który już nazbyt wyraźnie pokazywał, że nie znosi tego co przeklęte skrzaty kładą mu na talerz. Kurczak był zdecydowanie passe w tym miesiącu.
Czarnooki mężczyzna stał w ciemnościach w swoich własnych komnatach nad płytką misą, w której kłębił się srebrzysty płyn, złudnie przypominający wodę. Mimo to wcale nią nie był. Błyszczące i cieniutkie niczym pajęcza sieć nitki wspomnień mężczyzny, wirowały w naczyniu bez ustanku. Oparł swoje delikatne i blade dłonie na brzegu misy i wlepił w nią swój smutny i zmęczony wzrok. Nie miał pojęcia dlaczego przez tak wiele lat ciągle ciągnie go do wspomnień przez które tylko narusza ledwo sklepione rany na sercu. Tak. Nietoperz z lochów miał serce, ukryte gdzieś głęboko pod maską ironii, sarkazmu i obojętności, ale miał. Kochał, cierpiał, tęsknił, żałował, cieszył się i śmiał. Jednak życie i to, co mu zaoferowało wykształciło w nim swoisty mechanizm obronny, by już nigdy więcej nie został skrzywdzony i by stanął na nogach po tym co przeszedł. Maska ta całkowicie zanikała, tylko wtedy gdy był sam, pewny, że nikt go nie zaskoczy w tej chwili słabości. Musiał przyznać, że nawet Dumbleodre nie znał go innego, jak zgorzkniałego i wiecznie niezadowolonego z życia i znienawidzonego przez wszystkich Snape’a. Chował swoje prawdziwe ja przed światem dokładnie dwadzieścia lat.
Mężczyzna nachylił się nad misą, by poczuć jak jego nos zanurza się w zimnym płynie. Poczuł dobrze znane uczucie lekkości i już po chwili stał przed domem, w którym wszystko się zaczęło, a może raczej skończyło. Zrobił krok w przód, a z mgły wyłoniła się jego młodsza o siedemnaście lat wersja i pewnym krokiem przeszła przez trawnik w kierunku drzwi, które od razu stanęły otworem. Czekała na niego. Starszy Snape uśmiechnął się smutno i chwilę później znalazł się w domku Lilly i Jamesa. Zatrzymał się przy starym i nienastrojonym pianinie, by widzieć dokładnie scenę, którą znał na pamięć i do której zbyt często wracał.
- Severusie nie powinniśmy się więcej spotykać – rzekła rudowłosa kobieta, ubrana po mugolsku, jak miała w zwyczaju i położyła wypielęgnowane dłonie na torsie mężczyzny.
- Tęsknię Lilly – szepnął młody Snape, a jego starsza wersja bezgłośnie powtórzyła te same słowa, w tym samym momencie – to nasze ostatnie spotkanie w tym miesiącu, obiecuję – rzekł i nachylił się, by złączyć z nią usta w pełnym uczuć pocałunku. Jej wargi były ciepłe i smakowały czekoladą.
- James znów szlaja się po nocach z Syriuszem. Mówiłam mu, że jesteśmy w niebezpieczeństwie, ale on mnie wykpił. Twierdzi, że sobie żartujesz i że nie mogłeś słyszeć, żadnej przepowiedni. Bo takie nie istnieją – rzekła i przytuliła się do mężczyzny ubranego na czarno, który jeszcze nie w pełni zdawał sobie sprawę, że to ich ostatnie spotkanie w całym jego życiu.
- Potter zawsze miał więcej szczęścia niż rozumu – rzekł młody Snape z sarkazmem i wypuścił kobietę z ramion.
- Nie mów tak – poprosiła błagalnie i odeszła od niego parę kroków, zwiększając dystans pomiędzy nimi – to nic nie ułatwia. Ja go…
- Kocham – przerwał jej – wiem, słyszałem to już tysiąc razy. W takim razie czego spotykasz się ze mną? – zapytał i utkwił swoje ciemne oczy w zielonych tęczówkach Lilly. Kobieta nie myśląc zbyt wiele pokręciła głową i tłumiąc łzy przywarła do mężczyzny, którego potajemnie darzyła uczuciem znacznie mocniejszym niż przyjaźń. Już po chwili zupełnie zatracili się w sobie. Rudowłosa zrobiła parę kroków w tył, ciągnąc za sobą za czarną szatę Severusa, którego oczy pałały pożądaniem. Gdy poczuła za sobą sofę opadła na nią z figlarnym uśmieszkiem, wypuszczając z rąk materiał, w który ubrany był młody Snape. Kanapa zaskrzypiała, gdy mężczyzna dołączył do swojej kochanki, lekko napierając na nią swoim ciałem. Ich usta po raz kolejny w tak krótkim czasie złączyły się w namiętnym pocałunku. Kobieta wsunęła dłonie w kruczoczarne włosy Severusa i cicho jęknęła, gdy przegryzł jej dolną wargę, pieszczotliwie mrucząc, jak bardzo ją kocha. Zjechała dłońmi po jego karku, powodując tym samym dreszcze na całym jego ciele. Ich języki złączyły się w szalonym tańcu, wyrażającym ból, tęsknotę, pożądanie i pragnienie czegoś nieosiągalnego. Zaczął obdarowywać ją pocałunkami po szyi schodząc coraz niżej, aż po dekolt zwyczajnej i nieciekawej bluzki, pod którą kryły się piękne, pełne piersi, z których właśnie delikatnie ściskał jedną z nich swoją wprawioną dłonią. Starszy Snape zamknął oczy chcąc sobie przypomnieć jak wtedy pachniała i już po chwili wyczuł zapach zielonej gruszki, dojrzałych śliwek i liści gardenii przeplatanych z balsamicznym drzewem cedrowym i zmysłowym piżmem. Gdy je otworzył jego młodsza wersja właśnie pozbywała się białej koszuli, odsłaniając przed Lilly blizny, które wcale jej nie odstraszały. Kobieta przejechała palcem po tej najdłużej niczym po mapie i jednym wprawnym ruchem ściągnęła nieciekawy T-shirt, odsłaniając przed mężczyzną swoje idealne piersi, które doskonale pasowały do jego dłoni. Jej ręce powędrowały do jego bioder, zabierając się za pasek…
Sceneria uległa zmianie. Szary dym omiótł Severusa niczym teatralna zasłona. Przez chwilę nie widział nic, ale gdy gęsta mgła opadła jego oczom ukazała się zaniedbana uliczka gdzieś w mugolskiej dzielnicy, która wyglądem przypominała ulicę Nokturna. Ruszył na przód, powiewając czarnymi szatami, aż znalazł się na jej końcu, gdzie natknął się na dwóch mężczyzn. Jeden z nich, niski z sterczącymi na wszystkie strony włosami i okularami na nosie, przypierał do muru znacznie wyższego, ale chudszego mężczyznę, którym był nie kto inny jak Severus Snape. Mężczyzna podszedł bliżej, by móc zobaczyć różdżkę Pottera przytkniętą do własnego gardła.
- Jeszcze raz się do niej zbliżysz to osobiście postaram się abyś nigdy więcej nie wściubił tego swojego wielkiego nochala do żadnego kociołka – warknął James
Obraz zaczął się oddalać, coraz szybciej aż w końcu znów spowiła go szara, gęsta mgła. Severus przełknął ślinę wiedząc co teraz zobaczy. Po raz kolejny znalazł się w mieszkaniu Potterów w wąskim korytarzu, który prowadził do sypialni dziecka Lilly. Jednak tym razem nie patrzył na to wspomnienie z punktu widzenia trzeciej osoby, ale swoimi własnymi oczmi. Chwiejąc się, przytrzymywał się ścian, gdyż wszystko wokół niego niebezpiecznie wirowało, przyprawiając go o mdłości. Droga przez korytarz dłużyła mu się niemiłosiernie. Jego oczy rejestrowały tylko niektóre rzeczy, jakby wszystko inne było jedynie nieistotnym tłem, niepotrzebną scenerią tego dramatu. Rozbity wazon, potłuczone ramki z rodzinnymi zdjęciami, wypalona dziura w jednej ze ścian, dziecięce śpioszki, pluszowy miś z dziurami zamiast oczu, druciane okulary z wybitymi szkłami, różdżka złamana na pół, strzępy gazet, książki z wydartymi stronami i krew. Poczuł jak serce w szaleńczym tempie uderza o klatkę piersiową, jak gdyby chciało się wyrwać z jego ciała i uciec z tego przerażającego miejsca. Wodząc palcami po szorstkiej ścianie natknął się wreszcie na rzeźbioną framugę drzwi i wstrzymał oddech, wiedząc co zobaczy, gdy przekroczy próg tego pokoju. Sekundy upływały niemiłosiernie, a z biegiem czasu wspomnienie stawało się coraz mniej wyraźne. Musiał się pospieszyć jeśli chciał ją ujrzeć ostatni, a zarazem kolejny raz. Zrobił krok, przekraczając tym sposobem próg, a zarazem granicę własnej wytrzymałości, poza którą nie potrafił już utrzymywać swojej obojętnej maski, a tym bardziej kontrolować emocji, które były zbyt silne. Poczuł jak ugięły się pod nim kolana, na które po chwili upadł. Serce ścisnął mu niewyobrażalny ból i trzymał je niczym w zatrzasku. Zachłysnął się własnymi łzami i przyciągnął do siebie bezwładne ciało Lilly, zimne i tak dziwnie obce. Przytulił ją do swojego rozgrzanego ciała, błagając i przeklinając jednocześnie tych wszystkich, którzy obiecali ją chronić. Trzymając ją w objęciach, bezwładną niczym szmacianą kukłę, płakał jak dziecko. Była jedyną osobą, która go chroniła, lubiła, a potem nawet kochała. Akceptowała wszystkie jego wady, nigdy się od niego nie odwróciła, szanowała go i podziwiała. A teraz nie żyła. Przyłożył usta do czubka jej głowy i pocałował jej pachnące wanilią włosy, czując słone łzy, spływające mu po policzkach. Delikatnie odłożył jej martwe ciało na podłogę i wstał zbierając w sobie ostatki sił. Powinien sam ją chronić. Powinien dołożyć wszelkich starań byle tylko zapobiec jej śmierci. Otarł mankietem łzy, czując wstyd. Usłyszał czyjeś kroki i podniesione głosy. Aurorzy zjawili się jak zwykle punktualnie. Musiał uciekać. Ponownie utkwił wzrok w jej zamkniętych oczach i wyszeptał.
- Przepraszam Lilly.
Severus Snape zaczerpnął powietrza i wydostał się ze swoich wspomnień ciężko dysząc. Otarł mokre od potu czoło i przytrzymał się naczynia by nie stracić równowagi. Minęło prawie osiemnaście lat, a on dalej nie mógł się z tym wszystkim pogodzić. Gorzej, bo codziennie, gdy zostawał sam rozszarpywał stare rany na nowo, by pamiętać o tym, by nigdy więcej nie być szczęśliwym. Spojrzał na w naczynie i skrzywił się. Wiedział, że już niedługo będą musieli stąd uciekać. Nie mógł wiecznie odwodzić Rookwooda od pomysłu czystki. Jednak dobrze wiedział, że nie mógł uciec od tak zostawiając tu tylu ważnych rzeczy, które nie powinny wpaść w ręce niewłaściwych osób. Zwłaszcza jego wspomnienia. Wyciągnął różdżkę i szepnął jedno zaklęcie. W ułamku sekundy wszystkie jego myśli wróciły tam, gdzie było ich miejsce. Do jego umysłu. Zniszczył Myśloodsiewnię, tak by nikt nie mógł ponownie jej użyć i opadł zmęczony na fotel.
- Ginny wiem, że jesteś moją przyjaciółką i siostrą Rona, ale powtarzam to ostatni raz – rzekła Hermiona pewnym głosem, negującym każdy sprzeciw – nie potrzebują żadnego chłopaka, a tym bardziej Rona.
Rudowłosa westchnęła i teatralnie przewróciła oczami.
- Potrzebujesz jakiegoś towarzystwa. Nie można spędzać czasu samemu całymi dniami – próbowała przekonać przyjaciółkę, ale ta pozostawała nieustępliwa. Nie miała ochoty obściskiwać się z chłopakami na korytarzach, ani tym bardziej wysłuchiwać słodkich słówek pod jej adresem. Co prawda pragnęła czyjejś bliskości, ale takiej jakiej nie mogli jej zaoferować chłopcy w jej wieku.
- Jest wojna Ginny. To nie jest czas, by się zakochiwać.
- To jest właśnie najlepszy czas – prawie, że wykrzyczała siostra Rona – lepiej mieć przy sobie kogoś kto cię wesprze, przytuli, pocieszy – rozmarzyła się, przypominając sobie ostatnią randkę z Harrym.
- Ta… Ron może co najmniej mnie udusić w tym swoim lwim uścisku. Nie dziękuję – Hermiona splotła swoje włosy w kucyk i pochyliła się nad książką do Czarnej Magii, w której autor bardzo obrazowo przedstawiał wszelkie objawy po czarach, o których nawet jej się nie śniło – wiedziałaś, że Sectusemprę wymyślił Snape? – zapytała koleżanki, która popatrzyła na nią jednoznacznie – Ginny znam tę minę.
- A ja znam ten ton – przysunęła się bliżej przyjaciółki – i bardzo dziwne jest to, że używasz go tylko i wyłącznie jak mówisz o Nietoperzu z lochów – zaśmiała się, gdy Gryfonka skrzywiła się na to określenie.
- Wydaje ci się – odwróciła wzrok, czując jak się rumieni. Szlag by to trafił, pomyślała i zamknęła książkę – on jest moim nauczycielem Ginny, jak możesz tak myśleć.
- Ja nie myślę…
- No właśnie…
- Ja to widzę – uśmiechnęła się i szturchnęła koleżankę ramieniem.
- Nawet jeśli to nie ma żadnego znaczenia. On mnie nie lubi, jest złośliwy, obojętny… zimny, chłodny, ale cholernie intrygujący.
Ginny popatrzyła na zamglony i odległy wzrok przyjaciółki i zrozumiała, że uczucie, jeśli można to tak nazwać, jakie żywiła do Mistrza Eliksirów było prawdziwe. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie wiem dlaczego wydaje mi się taki interesujący. Może dlatego, że jest starszy, czy może dlatego, że skrywa w sobie tyle zamkniętych uczuć.
- Nie no nie wierzę – zaśmiała się Ginny – ty naprawdę jesteś w nim zakochana.
Dalszą część ich rozmowy przerwała im czarna sowa, która zastukała dziobem w okno. Hermiona westchnęła, dziękując Merlinowi za to, że zesłał tę sowę akurat w tym momencie. Nie miała ochoty rozmawiać o jej zauroczeniu Mistrzem Eliksirów nawet z bliską przyjaciółką. Wolała wszystko zachować tylko i wyłącznie dla siebie. Uchyliła lekko okno, a ptak wleciał do środka wraz z mroźnym powietrzem. Do nóżki miał przywiązaną kopertę.
- Od kogo? – zapytała ciekawska Ginny i usiadła na łóżku po turecku, by lepiej widzieć kawałek pergaminu, który spoczywał w dłoni przyjaciółki.
- Nie wiem. Pierwszy raz widzę tę sowę – wzruszyła ramionami i wypuściła zwierzę uprzednio częstując je kawałkiem ciasta.
- Musi być od kogoś z Hogwartu… no mów… może to od twojego INTERESUJĄCEGO czarnookiego obiektu westchnień – zaśmiała się, w zamian za co otrzymała spojrzenie godne bazyliszka. Ginny z żywym zainteresowaniem przyglądała się twarzy przyjaciółki, na której znów pojawił się szkarłatny rumieniec.
- Wygrałaś.. – rzekła i podała rudowłosej kartkę, na której widniało lekko przekrzywione, ale eleganckie i dokładne pismo.
Mój gabinet punkt 20.00
SS
- Randka?
- Ginny czy ktoś ci mówił, że jesteś niemożliwa?
- Wiele razy – Weasley udała, że się zastanawia – jak myślisz, do czego jesteś mu tam potrzebna?
Twarz Hermiony przybrała szkarłatny odcień. Myśl, że jest potrzeba Snape’owi do czegoś doprawiała ją o przyjemne dreszcze. Mogłaby mu towarzyszyć w wielu rzeczach, po których oboje wstydziliby się spojrzeć sobie nawzajem w oczy, ale życie to nie bajka. Znając szczęście albo ją z wyzywa, albo każde szorować zakurzone kociołki, albo… No właśnie. Czego mógł chcieć od niej Snape?
- Nie mam pojęcia, ale pójdę tam – wstała i zaczęła się ubierać, gdyż do spotkania pozostało jej jedynie dziesięć minut.
- Powiedz mu, że się w nim zakochałaś – rzekła Ginny, tłumiąc w sobie śmiech.
- Żebym skończyła jak Carrow? O nie – Hemriona pokręciła głową i wsunęła na siebie jedne z lepszych dżinsów jakie miała. Nie żeby się stroiła. O nie. Po prostu szła na rozmowę z nauczycielem i chciała dobrze się prezentować. Ta… bo wszyscy uwierzą. Do tego Ginny pomogła jej dopasować fioletową bluzkę i szary sweterek, który bardzo jej się przyda, biorąc pod uwagę, że spędzi trochę czasu w lochach. Gotowa do wyjścia pożegnała się z przyjaciółką i opuściła dormitorium.
Hermiona Granger zatrzymała się przed drzwiami do gabinetu Mistrza Eliksirów i zaczerpnęła głęboko powietrza. Już uniosła dłoń, by zapukać, gdy drzwi otworzyły się zamaszyście i stanął w nich Snape z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Spojrzał na Granger, uśmiechnął się ironicznie i rzucił suche „ wchodź”. Po chwili drzwi samoistnie się za nią zatrzasnęły, odgradzając jej jakąkolwiek drogę ucieczki. Zatrzymała się na środku gabinetu, wodząc wzrokiem za nauczycielem, który zajął swoje miejsce za biurkiem i kiwnął głową, by usiadła w naprzeciw. Czując na sobie jego spojrzenie, które przeszywało ją na wylot, usiadła na skrzypiącym krześle.
- Wiesz dlaczego tu jesteś? – niski i chrapliwy głos nauczyciela przerwał napiętą ciszę. Hermiona pokręciła głową.
- Nie – odrzekła, co było zgodne z prawdą.
- Kolejny raz w tym tygodniu zawodzę się na inteligencji Gryfonów – rzekł chłodno, przypominając sobie rozmowę z Minerwą – zbyt dużo jak na tak krótki czas – wstał ze swojego miejsca i podszedł do szafki, z której szuflady wyciągnął jakiś dokument i ponownie tym razem z nim w dłoni, usiadł naprzeciwko, nic nierozumiejącej dziewczyny – wiesz co to jest?
Zaprzeczający ruch głową spowodował, że Snape wziął głęboki wdech i spojrzał na kartę, z której odczytał:
- Hermiona Jean Granger urodzona 19 września 1979, rodzice Ian Granger i Michelle Granger – mugole, zamieszkała w Londynie na Vassall Road 32, różdżka - Winorośl, 10¾”, włókno ze smoczego serca, Orzech Włoski,12¾” cala, status krwi – tutaj zawiesił głos i oderwał wzrok od tekstu, przez chwilę wpatrując się w coraz bardziej szkliste oczy dziewczyny – mugolak – dokończył przeciągając wyraz, jakby się nim brzydził.
- Skąd pan to ma? – zapytała, ocierając łzy z kącików oczu rąbkiem rękawa. Nie chciała wyjść na jakąś płaczliwą nastolatkę, ale właśnie uzmysłowiła sobie dlaczego się tu znalazła. Rookwood zapewne namówił Snape’a, by to on pozbył się tej irytującej szlamy, za którą była uważana.
- Z gabinetu dyrektora – odpowiedział i odłożył dokument, na którym Hermiona dopiero teraz zauważyła duży, czerwony napis „ Szlama” – jak na czarownicę, która przeczytała wszystkie książki z biblioteki powinnaś wiedzieć, że Czarny Pan nie toleruje czarodziei mugolskiego pochodzenia – ku jego zdziwieniu dziewczyna przytaknęła.
- Wiedziałam… nie sądziłam jednak, że to stanie się tak szybko.
Tego nikt się nie spodziewa, pomyślał Snape, który już zbyt wiele razy w swoim życiu przekonał się, że z dnia na dzień, bez ostrzeżenia cały świat może runąć w gruzach, stać się ruiną, której nie można odbudować, choćby nie wiem jak chciał. Przejechał palcem po nasadzie nosa i nachylił się nad biurkiem w ten sposób przybliżając się do dziewczyny na bardzo małą odległość. Już otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, gdy mu przerwała.
- Cieszę się, że to będzie pan – rzekła, wlepiając w niego swoje brązowe oczy. Nie patrz tak na mnie Granger, pomyślał, ale nie odwrócił wzroku, bo ważniejsze od jej pięknych oczu było to, co przed chwilą powiedziała.
- Co ty pleciesz Granger? – zapytał unosząc jedną brew i przyglądając się jej uważnie.
- Niech pan nic nie mówi. Wiem, że to dla pana łatwe zadanie. Zabić kolejną osobę, skoro robił to pan przez tyle lat – zaczerpnęła powietrza i kontynuowała – spełnia pan bardzo ważną rolę, a ja jestem zwykłą szlamą, która nie odegra w tej wojnie żadnej roli. Nie to, co pan. Jest pan szpiegiem, a to jest wiele warte…
- Grager ty cholerna idiotko! – warknął, w końcu dochodząc do głosu. Dziewczyna spojrzała na niego i zobaczyła gniew, którym pałały jego czarne oczy. Drugą rzeczą, którą zarejestrowała był fakt, że Snape wstał z takim impetem, że aż potrącił stojące za nim krzesło. Hermiona przeraziła się i lekko skuliła się, nie mając pojęcia co wyprowadziło ostoję cierpliwości, jaką z pewnością był jej nauczyciel z równowagi. Może znów był spętany Czarną Magią? – zamknij w końcu ten dziób i posłuchaj uważnie bo nie będę powtarzał – wysyczał – Jestem tu po to, by cię chronić!
Drzwi od gabinetu zaskrzypiały. Severus zbladł i momentalnie rzucił się do wyjścia. Szarpnął za klamkę, ale gdy wypadł na korytarz jedyne co ujrzał to skrawek czarnej szaty znikającej za zakrętem.
SS
- Randka?
- Ginny czy ktoś ci mówił, że jesteś niemożliwa?
- Wiele razy – Weasley udała, że się zastanawia – jak myślisz, do czego jesteś mu tam potrzebna?
Twarz Hermiony przybrała szkarłatny odcień. Myśl, że jest potrzeba Snape’owi do czegoś doprawiała ją o przyjemne dreszcze. Mogłaby mu towarzyszyć w wielu rzeczach, po których oboje wstydziliby się spojrzeć sobie nawzajem w oczy, ale życie to nie bajka. Znając szczęście albo ją z wyzywa, albo każde szorować zakurzone kociołki, albo… No właśnie. Czego mógł chcieć od niej Snape?
- Nie mam pojęcia, ale pójdę tam – wstała i zaczęła się ubierać, gdyż do spotkania pozostało jej jedynie dziesięć minut.
- Powiedz mu, że się w nim zakochałaś – rzekła Ginny, tłumiąc w sobie śmiech.
- Żebym skończyła jak Carrow? O nie – Hemriona pokręciła głową i wsunęła na siebie jedne z lepszych dżinsów jakie miała. Nie żeby się stroiła. O nie. Po prostu szła na rozmowę z nauczycielem i chciała dobrze się prezentować. Ta… bo wszyscy uwierzą. Do tego Ginny pomogła jej dopasować fioletową bluzkę i szary sweterek, który bardzo jej się przyda, biorąc pod uwagę, że spędzi trochę czasu w lochach. Gotowa do wyjścia pożegnała się z przyjaciółką i opuściła dormitorium.
Hermiona Granger zatrzymała się przed drzwiami do gabinetu Mistrza Eliksirów i zaczerpnęła głęboko powietrza. Już uniosła dłoń, by zapukać, gdy drzwi otworzyły się zamaszyście i stanął w nich Snape z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Spojrzał na Granger, uśmiechnął się ironicznie i rzucił suche „ wchodź”. Po chwili drzwi samoistnie się za nią zatrzasnęły, odgradzając jej jakąkolwiek drogę ucieczki. Zatrzymała się na środku gabinetu, wodząc wzrokiem za nauczycielem, który zajął swoje miejsce za biurkiem i kiwnął głową, by usiadła w naprzeciw. Czując na sobie jego spojrzenie, które przeszywało ją na wylot, usiadła na skrzypiącym krześle.
- Wiesz dlaczego tu jesteś? – niski i chrapliwy głos nauczyciela przerwał napiętą ciszę. Hermiona pokręciła głową.
- Nie – odrzekła, co było zgodne z prawdą.
- Kolejny raz w tym tygodniu zawodzę się na inteligencji Gryfonów – rzekł chłodno, przypominając sobie rozmowę z Minerwą – zbyt dużo jak na tak krótki czas – wstał ze swojego miejsca i podszedł do szafki, z której szuflady wyciągnął jakiś dokument i ponownie tym razem z nim w dłoni, usiadł naprzeciwko, nic nierozumiejącej dziewczyny – wiesz co to jest?
Zaprzeczający ruch głową spowodował, że Snape wziął głęboki wdech i spojrzał na kartę, z której odczytał:
- Hermiona Jean Granger urodzona 19 września 1979, rodzice Ian Granger i Michelle Granger – mugole, zamieszkała w Londynie na Vassall Road 32, różdżka - Winorośl, 10¾”, włókno ze smoczego serca, Orzech Włoski,12¾” cala, status krwi – tutaj zawiesił głos i oderwał wzrok od tekstu, przez chwilę wpatrując się w coraz bardziej szkliste oczy dziewczyny – mugolak – dokończył przeciągając wyraz, jakby się nim brzydził.
- Skąd pan to ma? – zapytała, ocierając łzy z kącików oczu rąbkiem rękawa. Nie chciała wyjść na jakąś płaczliwą nastolatkę, ale właśnie uzmysłowiła sobie dlaczego się tu znalazła. Rookwood zapewne namówił Snape’a, by to on pozbył się tej irytującej szlamy, za którą była uważana.
- Z gabinetu dyrektora – odpowiedział i odłożył dokument, na którym Hermiona dopiero teraz zauważyła duży, czerwony napis „ Szlama” – jak na czarownicę, która przeczytała wszystkie książki z biblioteki powinnaś wiedzieć, że Czarny Pan nie toleruje czarodziei mugolskiego pochodzenia – ku jego zdziwieniu dziewczyna przytaknęła.
- Wiedziałam… nie sądziłam jednak, że to stanie się tak szybko.
Tego nikt się nie spodziewa, pomyślał Snape, który już zbyt wiele razy w swoim życiu przekonał się, że z dnia na dzień, bez ostrzeżenia cały świat może runąć w gruzach, stać się ruiną, której nie można odbudować, choćby nie wiem jak chciał. Przejechał palcem po nasadzie nosa i nachylił się nad biurkiem w ten sposób przybliżając się do dziewczyny na bardzo małą odległość. Już otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, gdy mu przerwała.
- Cieszę się, że to będzie pan – rzekła, wlepiając w niego swoje brązowe oczy. Nie patrz tak na mnie Granger, pomyślał, ale nie odwrócił wzroku, bo ważniejsze od jej pięknych oczu było to, co przed chwilą powiedziała.
- Co ty pleciesz Granger? – zapytał unosząc jedną brew i przyglądając się jej uważnie.
- Niech pan nic nie mówi. Wiem, że to dla pana łatwe zadanie. Zabić kolejną osobę, skoro robił to pan przez tyle lat – zaczerpnęła powietrza i kontynuowała – spełnia pan bardzo ważną rolę, a ja jestem zwykłą szlamą, która nie odegra w tej wojnie żadnej roli. Nie to, co pan. Jest pan szpiegiem, a to jest wiele warte…
- Grager ty cholerna idiotko! – warknął, w końcu dochodząc do głosu. Dziewczyna spojrzała na niego i zobaczyła gniew, którym pałały jego czarne oczy. Drugą rzeczą, którą zarejestrowała był fakt, że Snape wstał z takim impetem, że aż potrącił stojące za nim krzesło. Hermiona przeraziła się i lekko skuliła się, nie mając pojęcia co wyprowadziło ostoję cierpliwości, jaką z pewnością był jej nauczyciel z równowagi. Może znów był spętany Czarną Magią? – zamknij w końcu ten dziób i posłuchaj uważnie bo nie będę powtarzał – wysyczał – Jestem tu po to, by cię chronić!
Drzwi od gabinetu zaskrzypiały. Severus zbladł i momentalnie rzucił się do wyjścia. Szarpnął za klamkę, ale gdy wypadł na korytarz jedyne co ujrzał to skrawek czarnej szaty znikającej za zakrętem.
***********************************************************************************
I oto kolejny rozdział i mały bonusik. Ostatnio znalazłam filmik z Alanem Rickmanem, który wziął udział w projekcie pewnego artysty. Filmik oryginalny trwa 11 sekund, ale artysta stwierdził, że dłuższa wersja w wolniejszym tempie, pokazuje więcej emocji i jest bardziej widowiskowa. Zapraszam do oglądnięcia. Finał jest bardzo emocjonujący.