piątek, 18 października 2013

Rozdział 16 „Sekret wart jest tyle, ile warci są ludzie, przed którymi powinniśmy go strzec”

Po kilku godzinach drogi, zmęczeni i na skraju wyczerpania dotarli do rezydencji, która z bliska robiła oszołamiające wrażenie. Stare mury, porośnięte z każdej strony gęstym bluszczem pięły się wysoko ku niebu, zwieńczone strzelistym dachem, którego dachówki pokrywał mech. Hermiona spojrzała na Snape’a, który wydał się jej być bardzo spięty i nerwowy. Pokonali ceglane schody, robiący przy tym dużo bałaganu, gdyż większość czasu maszerowali w błocie. Zatrzymali się przed hebanowymi drzwiami, które zamiast klamki posiadały złotą kołatkę w kształcie węża. Severus zastukał nią o drewno i niezauważalnie drgnął, gdy drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, a w szparze pojawił się stary, pomarszczony skrzat, który zmierzył ich wzrokiem od stóp do głów.

- Pan Snape i goście… pani mówiła, że się zjawicie szanowni państwo – rzekł chrapliwie i otworzył szerzej drzwi, wpuszczając ich do środka. Hermiona nabrała dziwnego wrażenia, że jej nauczyciel zdecydowanie nie jest sobą. Ciągle zaciskał nerwowo pięści i rozglądał się po domu z niecierpliwością.

- Skrzacie, gdzie twoja pani? – zapytał sucho i odruchowo przejechał dłonią po jednym z obrazów, które zdobiły korytarz. Szybko jednak wycofał rękę, jakby to, co właśnie zrobił, było czymś niestosownym.

- Pani Blade jest u siebie w salonie. Oczekuje pana… - tu skrzat spojrzał pogardliwie na resztę osób tłoczących się w holu – Dostałem rozkaz odprowadzić pana gości do pokoi gościnnych, aby pan mógł spokojnie przeprowadzić rozmowę.

Snape kiwnął głową najwyraźniej zadowolony z tego obrotu spraw. Rozmowa sam na sam z Laurencją jak najbardziej mu odpowiadała. Spojrzał na Hermionę, która najwyraźniej uważała inaczej.

- Panno Granger, proszę zabrać swoich rodziców i doprowadzić się do stanu, w którym będą mogli państwo pokazać się naszej filantropce – rzekł formalnie, co spowodowało jeszcze większe przekonanie u Hermiony, że ta wizyta najwyraźniej jest dla niego ważna.

- Dobrze profesorze – skinęła głową, nie mając ochoty dyskutować. Była zbyt zmęczona, więc stwierdziła, że zadawaniem pytań zajmie się, gdy tylko pozbiera siły. Skrzat ukłonił się lekko i ruszył w kierunku schodów z rzeźbioną balustradą.

- Proszę za mną – zaczął wspinać się po stopniach, co chwila zerkając w tył, by upewnić się, że jego goście nie zboczyli z kursu – Kolacja będzie podana za dwie godziny. Mają państwo, więc czas, by odpocząć i odpowiednio się przygotować.

Hermiona ruszyła pierwsza, uważnie rozglądając się po wnętrzu. Korytarz okryty był ciemnozieloną tapetą w dziwne, orientalne wzory. Stary zużyty dywan skutecznie tłumił ich kroki, gdy wspinali się po stromych schodach. Cisza była wręcz nieprzyjemna, co chwila przerywana jedynie trzaskiem starych desek pod ich stopami. Gryfonka spojrzała na swoich rodziców, którzy byli tak samo zdziwieni jak ona. Rezydencja wyglądała na opuszczoną i mimo że skrzaty dbały o porządek, nie wyglądała na taką, w której ktoś z ochotą chciałby mieszkać i spędzać samotne wieczory.

- Pani Blade jest strasznie rada… - skrzat ruszył korytarzem, zaczynając opowieść o swojej właścicielce, której Hermiona już nie słyszała. Jej uwagę przyciągnęły zdjęcia w ramkach, które pokrywały każdy cal ściany tego korytarza. Były czarno-białe i nie poruszały się, co bardzo zdziwiło dziewczynę. Zwolniła kroku i skupiła na nich wzrok. Większość z nich przedstawiała młodą dziewczynkę w objęciach starszego mężczyzny, który zapewne był jej ojcem. Dziewczynka z fotografii nie uśmiechała się, ani nie przytulała ojca. Widać było jakiś dystans, który między nimi się wytworzył. Ruszyła dalej w głąb korytarza, a wraz z kolejnymi obrazami . Dziewczynka rosła i zmieniała się w kobietę. Dojrzewała na oczach Gryfonki. Starszy mężczyzna w todze, zniknął a jego miejsce nie zostało zastąpione. Na każdej fotografii tajemnicza kobieta była sama. Oprócz jednej. Hermiona zatrzymała się niedowierzając temu, co widziała. Na fotografii przed Hogwartem dziewczynę obejmował nie, kto inny jak młody Severus Snape.

- Niemożliwe… - szepnęła i poczuła, że ktoś ciągnie ją za nogawkę dżinsów. Spuściła wzrok i zauważyła zniecierpliwione spojrzenie skrzata – Skąd twoja pani zna profesora Snape’a?

- Chodzili razem do szkoły panienko, byli przyjaciółmi – rzekł skrzat, niezbyt zadowolony z wściubiana nosa do spraw panny Blade.

- Przyjaciółmi? Myślałam, że to Lily Eva…

- Niech panienka nie wspomina w tym domu tej okropnej czarownicy! – zapiszczało przerażone, a zarazem zdenerwowane stworzenie, przerywając Gryfonce w połowie zdanie.

- Przepraszam, nie wiedziałam – rzekła, posyłając rodzicom zaniepokojone spojrzenie.

- Panienka, powinna się pospieszyć. Nie czas na oglądanie włości – rzekł i marudząc coś pod nosem o nadużywaniu gościnności zaprowadził ich na koniec korytarza i wskazał na dwie pary drzwi po przeciwnych stronach ściany.

– To pokój panienki – powiedział wskazując – A to pokój rodziców panienki.

Hermiona nie spytała skąd znał jej nazwisko. Stwierdziła, że Snape musiał zapewne uprzedzić właścicielkę tego miejsca o ich przybyciu. Podziękowali sumiennemu stworzeniu i weszli do swoich pokoi.

                                                                           ***

Severus odprowadził Granger i jej rodziców wzrokiem, po czym skierował swe kroki do salonu. Dobrze znał ten dom. Bywał tu wielokrotnie i nie potrzebował skrzata za przewodnika. Długimi susami, pokonał korytarz w kolorze karmazynu i pewnie przekroczył próg salonu. Czuł, że kołnierzyk surduta zaczyna go uwierać. Rozluźnił go troszkę i z maską obojętności obrzucił wzrokiem pomieszczenie, które tonęło w ciemności. Zaklaskał, a pokój rozświetliły lampiony. Uśmiechnął się ironicznie. Nawet oświetlenie nie uległo zmianie, pomyślał i wszedł głębiej, zatrzymując się na środku perskiego dywanu. Nigdzie jednak nie dostrzegł kobiety. Denerwował się tym spotkaniem jak jasna cholera. Oczywiście nikt o tym nie musi wiedzieć, w końcu Severus Snape nie boi się niczego. Taaa… a Dumbledore nie trzyma u siebie w gabinecie setek opakowań cytrynowych dropsów. Nie, skądże. Skrzywił się lekko i podszedł do regałów z książkami, uważnie odczytując ich tytuły. Zapach starych kart pergaminu wdarł mu się do nozdrzy. Miał słabość do książek, a zwłaszcza do tych, które miały już swoje lata. Przejechał dłonią po grzbietach ksiąg i zamarł, gdy usłyszał cichy szelest za sobą. Sięgnął dłonią po różdżkę i odwrócił się szybko, celując w pustą przestrzeń. Zmarszczył brwi, rozglądając się wokół. Dobrze, że nikt mnie nie widział. Wyszedłbym na gorszego paranoika niż sam Longbottom przed lekcją Eliksirów. Schował kawałek drewienka do kieszeni i poczuł przypływ złości. Nie znosił niepunktualności i zabawy w jakieś gierki. Spojrzał na zegarek. Pewnie zapomniała, że się umówiliśmy. Bezczelne, niedojrzałe, impertynenckie i idiotyczne…

- Miau…

Severus porzucił swój jakże inteligentny tok myślowy i spojrzał na parapet, na którym siedział biały kot o długiej i bujnej sierści oraz przenikliwych, złotych oczach, które niebezpiecznie błyszczały w świetle lamp.

- Laurencja Eluteria Blade – mruknął, uśmiechając się ironicznie i podchodząc do kota, który nie spuszczał z niego swoich ślepi. Wyciągnął bladą dłoń i zatopił ją w miękkiej i jakże delikatnej sierści kota, który jedynie zamruczał i przymknął powieki na tą subtelną pieszczotę. Mężczyzna odchrząknął i cofnął dłoń, po raz kolejny łapiąc się na nietypowym jak dla niego zachowaniu. – Powróć do swej normalnej postaci Laurencjo. Nie mam ochoty rozmawiać z kupą futra – rzekł lodowato i cofnął się trochę. Kotka zeskoczyła z parapetu i już po chwili zamiast niej przed czarodziejem pojawiła się elegancka kobieta w ciemnoczerwonej sukni, doskonale opinającej jej szczupłe, ale pełne wdzięku ciało. Odgarnęła czarne włosy na plecy i spojrzała na mężczyznę swoimi żółtymi oczami, które kontrastując ze źrenicą dawały zniewalający efekt.

- Severus Snape, a może TNZOP? – uśmiechnęła się lekko.

- Twój na zawsze oddany przyjaciel – mruknął, doskonale zdając sobie sprawę jak w jego ustach idiotycznie to brzmi – Idiotyzm- prychnął. - Ale najwidoczniej zadziałał.

Kobieta podeszła do niego bliżej i przyjrzała mu się uważnie. Czuł się nieswojo. Nie lubił bliskości. Nieśmiało odwrócił twarz. To było tak jakby poznali się od nowa, jakby nigdy się nie całowali ani nie spędzili razem nocy. Wszystko wydawało się zupełnie inne i krępujące. Poczuł jej ciepłą dłoń na swoim policzku. Spiął się i pozostał obojętny. Tymczasem jej oczy rejestrowały każdy milimetr jego twarzy. Jego haczykowaty nos, mocne kości policzkowe, bliznę przecinającą wargę, wąskie i blade usta, a przede wszystkim oczy. Czarne, nieprzystępne, lodowate, puste. Oczy zupełnie innego człowieka.

- Nie spodziewałam się, że po tylu latach znów się spotkamy – rzekła i przejechała dłonią po policzku. Chwycił ją za nadgarstek i odsunął się o krok.

- Potrzebuję jedynie miejsca do odpoczynku Laurencjo, niczego więcej, a tym bardziej twojego towarzystwa – rzekł sucho, czując jak z trudem wymawia te słowa. Kłamstwo, kłamstwo... Kolejne kłamstwo.

- Wiem. Pisałeś o tym w liście. Dam wam schronienie na tyle ile będziecie go potrzebowali. Dom jest duży i pusty, więc nie będzie mi to przeszkadzać.

- Oczywiście – rzekł i rozglądnął się po pomieszczeniu. Laurencja uważnie go obserwowała.

- Zmieniłeś się, Severusie.

- Czego się spodziewałaś po siedemnastu latach? Myślałaś, że będę tą samą płaczącą i niezdarną sierotą, co w Hogwarcie? – warknął i popatrzył na nią z góry. – Miałaś nadzieję, że znów będziesz miała okazję nad kimś się litować?

- Ciągle chowasz się za maską bezuczuciowego dupka – rzekła smutno, czując się ugodzona tymi ostrymi słowami, które wypłynęły z jego ust. – Odpychasz tym ludzi.

- I kto to mówi? – rzekł ironicznie. – Kobieta, która siedemnaście lat tkwi w tej ruderze i żyje wspomnieniami – warknął. – Jeśli chcesz prawić mi morały…

- Chcę porozmawiać z Severusem, którego znałam i który ciągle gdzieś tu się ukrywa – przytknęła dłoń do jego serca. Snape prychnął.

- Nie doczekanie… - mruknął i przeszył ją lodowatym wzrokiem. – Kimże jesteś, że mam zrobić dla ciebie wyjątek?

Po chwili poczuł ostre pieczenie na lewym policzku. Wciągnął głośno powietrze i spojrzał na kobietę, której oczy błyszczały przerażająco. Zdał sobie sprawę, że przesadził. Chcąc ukryć się głęboko pod skorupą, bojąc się wychylić nawet na krótko, bardzo ją zranił.

- Kimże jestem?! – krzyknęła piskliwie i wbiła palec w jego klatkę piersiową. – Już zapomniałeś kim dla ciebie byłam, czy jesteś na tyle tchórzliwy, że boisz się przyznać sam przed sobą?! – patrzył na nią ze spokojem, jeszcze raz przemyślając jej słowa. Rozważał wszelkie za i przeciw, a gdy stoczył ze sobą wewnętrzną walkę, wziął jej dłoń w swoje i delikatnie złożył na niej pocałunek.

- Po kolacji – rzekł cicho, składając tym samym obietnicę, że na ten jeden wieczór, na tę jedną rozmowę, pozbędzie się maski. Ten jeden jedyny raz.

                                                                       ***

Po sytej kolacji Hermiona, czuła się wyśmienicie. Potrawy, choć zbyt wytworne jak na jej gust, zaspokoiły jej wilczy głód i dodały energii. Wracała właśnie z kuchni, w której znalazła się, by podziękować skrzatom za kolację, gdy usłyszała przyciszone głosy, dobiegające zza jednych z drzwi. Z początku chciała je zignorować, zdając sobie sprawę, że podsłuchiwanie czyichś rozmów pasuje bardziej do Ślizgona, a nie Gryfona. Jednak im dłużej stała w miejscu, tym bardziej jakaś niewidzialna siła ciągnęła ją w kierunku drzwi. Ostrożnie ważąc kroki, by nie zdradzić swojej obecności, podeszła do drzwi i wychyliła się lekko by ujrzeć wnętrze pokoju, przez wąską szparę. Pomieszczenie było bardzo dobrze oświetlone, wobec czego bez problemu rozpoznała sylwetkę swojego nauczyciela i właścicielki tej rezydencji, z którą miała okazję zamienić kilka słów podczas kolacji. Jednak oboje zachowywali się zupełnie inaczej niż na posiłku. Hermiona dostrzegła w ich ruchach pewne skrępowanie, niepewność. Poczuła jak serce zabiło jej mocniej, gdy Snape odwrócił się w stronę kobiety, dzięki czemu mogła widzieć na jego twarzy szereg emocji, które wręcz nim targały. Nigdy w życiu nie widziała spojrzenia tak pełnego smutku i żalu. Czarne oczy już nie były puste, ani lodowate. Wypełniał je strach i bezbronność. Powstrzymała chęć wtargnięcia do pokoju i przytulenia mężczyzny. Czając się za rogiem wsłuchała się w rozmowę, której przebieg przerósł jej najśmielsze oczekiwania.

                                                                         ***

- Nie wiem, nawet czy chcę wiedzieć, to co masz mi do powiedzenia – rzekła kobieta, spoglądając na mężczyznę znad szklanki pełnej whisky. – Niepewność jest…

- Najgorsza pewność jest lepsza od niepewności – rzekł Severus spokojnym głosem.

- Cytat?

- Prus… mugolska literatura – mruknął i wypił do dna zawartość swojej szklanki, mając nadzieję, że alkohol pomoże mu przetrwać tę rozmowę i dodać odwagi. Ciepły płyn przyjemnie ogrzał jego ciało.

- Sądziłam, że będziesz…

- Miał wstręt do wszystkiego, co mugolskie? – po raz kolejny przerwał jej zdanie, co wcale jej nie przeszkadzało. Kiwnęła głową, a on tylko prychnął, pozostawiając sprawę bez komentarza.

- Nie prychaj tak… dobrze wiesz, że Ślizgoni wręcz emanują nienawiścią do świata pozbawionego magii.

- Wiem, zapominasz jednak, że…

- Nie jesteś Ślizgonem z krwi i kości… - tym razem to ona, mu przerwała, co ku zdziwieniu podsłuchującej Gryfonce, nie spotkało się ze złością nauczyciela. – Jak to było? – podrapała się po podbródku, udając, że się zastanawia. – Przebiegły jak Ślizgon…

- Inteligentny jak Krukon, lojalny jak Puchon i odważny jak Gryfon – mruknął, kończąc za nią słowa i odwracając się w stronę kominka, w którym wesoło buchał ogień. Cień rozbawienia przemknął przez jego twarz, choć Hermiona nie była tego taka pewna. Równie dobrze, mógł to być odblask ognia.

- Tiara przydziału dała ci wybór, prawda? Łączysz w sobie cechy czterech domów, a mimo to wybrałeś Slytherin.

Czarnooki czarodziej kiwnął głową i odwrócił się w stronę Laurencji. Hermiona cofnęła się lekko, by pozostać niezauważoną.

- Wybrałem dom, w którym mogłem się realizować. Dobrze wiesz, że Slytherin jako jedyny dom jest kolebką Śmierciożerców – uśmiechnął się sarkastycznie. – Zresztą nawet opiekunem jest Śmierciożerca – obrócił szklankę w dłoni, przyglądając się jej uważnie. - Iluzja wszechmocy, bycia kimś więcej niż tylko pomiatanym chłoptasiem, ciągle zapłakanym, ślęczącym z nosem w książkach, tak bardzo mną zawładnęła, że nie patrzyłem na nic innego, ani na nikogo innego.

- Wszystko przez ojca, prawda? – zapytała, a ciało Severusa momentalnie się spięło, na wspomnienie o swoim mugolskim rodzicu. Zacisnął szczękę i podszedł do barku, z którego poczęstował się kolejną butelką mocnego trunku.

- Przecież wiesz Laurencjo – rzekł zachrypniętym głosem. – Znasz ten moment mojego życiorysu, więc nie każ mi znów rozgrzebywać starych ran.

- Przepraszam – odrzekła cicho. – Oczywiście, że pamiętam. Pamiętam też, jak zniknąłeś z dnia na dzień. Tuż przed przerwą świąteczną… nawet kupiłam dla ciebie prezent – Severus spojrzał niepewnie na kobietę krzywiąc się lekko – Trzymałam go pod łóżkiem w dormitorium, ale mijały dni, a ty się nie pojawiałeś. Byłam na ciebie strasznie wściekła, że odszedłeś bez pożegnania. A potem przeczytałam w Proroku o tym, co zrobiłeś w Wigilię.

- Państwo Smith – rzekł, czując ogromny ból w okolicy mostka. Twarze mugolskiej rodziny stanęły mu przed oczami, wykrzywione w spazmach bólu. Krew, krzyk, błaganie o litość. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech – To było moje pierwsze zadanie – spojrzał na kobietę, spodziewając się zobaczyć w jej oczach obrzydzenie, ale zamiast tego były pełne łez. Łez współczucia. Później zrobiła coś, czego w ogóle się nie spodziewał. Wstała z fotela i podeszła do niego, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Wzięła jego lewą rękę i podwinęła rękaw swetra, odsłaniając tym samym ciemny tatuaż na jego bladym przedramieniu.

- Stałeś się Śmierciożercą – przejechała swoją dłonią po tatuażu. – Ten znak…

- Ten znak – znów jej przerwał. - Przypomina mi, kim naprawdę jestem Laurencjo – rzekł jedwabistym głosem i zsunął rękaw, jakby wstydząc się Mrocznego Znaku. Uniósł rękę, widząc jak otwiera usta, by coś dodać – Tak.. jestem Śmierciożercą… spójrz mi w oczy.. – uniósł jej podbródek. – Co widzisz… jakiego są koloru Laurencjo?

- Czarnego Severusie… - dodała niepewnie. – Niegdyś były…

- Zielone– dodał i uśmiechnął się lekko. Hermiona poczuła jak zaschło jej w ustach. Część jej krzyczała, aby jak najszybciej wróciła do pokoju, ale druga część rozpaczliwie łaknęła tajemnice znienawidzonego przez wszystkich Nietoperza. Uczucie brutalnego wtargnięcia w czyjąś prywatność, odepchnęła na dalszy plan. Nie ważne, czego się dowie, nieważne jakie tajemnice usłyszą jej uszy. Natrafiła jej się jedyna okazja i nie mogła jej zmarnować.

- Co się z nimi stało? – zadała pytanie, które nurtowało ją już od samego początku, gdy go ujrzała. Starała się przypomnieć go sobie jako chłopca z zielonymi oczami. Bezowocnie. Musiała przyznać, że jakakolwiek historia się z nimi łączy, nadają one mężczyźnie tajemniczości i sprawiają, że jest wyjątkowy.

- Pomyśl… mugole mówią, że oczy są odzwierciedleniem duszy – rzekł i odszedł od niej parę kroków. Nie wiedział, czemu mówił jej to wszystko. Być może zbyt długo ukrywał prawdę, dusił ją w sobie, aż w końcu nie wytrzymał i musiał się komuś zwierzyć. Myślał, że to będzie o wiele trudniejsze, że słowa nie będą przechodzić mu przez gardło. Ale teraz zorientował się jak bardzo się mylił. Opuszczenie maski i ujawnienie całego siebie, przestraszonego, bezbronnego, przygniecionego życiem i samotnością uznał za słabość. Jednak obiecał jej, a on nigdy nie łamał obietnic.

- To tylko powiedzenie Severusie – rzekła prędko, wiedząc, do czego zmierza.

- Nie! – warknął zniecierpliwiony. – Nie jestem tym, za kogo wszyscy mnie uważają – syknął i chwycił ją za nadgarstek. – Mój pociąg do Czarnej Magii sprawił, że czułem coraz większą zachłanność w poznawaniu najokropniejszych klątw, chęci zabijania, okrucieństwa, łaknienia zadawania śmierci. Zawładnęła mą duszą, powoli pochłaniała resztki ludzkich odruchów. Byłem jej niewolnikiem, a każda próba wyzwolenia kończyła się fiaskiem – Laurencja chciała się wyrwać, ale trzymał ją mocno nieczuły na jej prośby.- Po Czarnej Magii pozostał ślad, jakim są moje puste oczy, w których każdy łudzi się dostrzec choćby cień ludzkich uczuć. Wiesz, co ja w nich widzę? – zapytał puszczając kobietę, która nerwowo zaczęła rozmasowywać nadgarstek. – Moją wewnętrzną bestię, demony i mrok… - rzekł sucho i opadł na fotel, zmęczony tą całą sytuacją. Spojrzał na kobietę, która patrzyła na niego niepewnie.

- Wybacz – wręcz wypluł to słowo. – To zawsze wyprowadza mnie z równowagi.

- Co?

- To, że ludzie robią ze mnie bohatera, że nie przyjmują do wiadomości, że nie jestem dobrym człowiekiem. Usilnie chcą mnie wepchać w ramy człowieka skrzywdzonego przez los. Tymczasem wszystkie wybory, których dokonałem, dokonywałem w pełni świadomie. Zawsze miałem inną opcję. Wszyscy, no może oprócz tego durnego Blacka, mi ufają. Na jakiej podstawie, skoro nie mają żadnego dowodu na moją poprawę?

- Działasz dla Zakonu, pracujesz w szkole, chronisz tą małą czarownicę, tworzysz eliksiry, które pomagają ludziom. Czego więcej potrzeba by zaufać człowiekowi? – mężczyzna jedynie prychnął i skrzyżował ręce na torsie. Laurencja uśmiechnęła się pobłażliwie. – Jesteś zbyt surowy dla siebie Severusie, co zresztą jest cechą wyróżniającą jednostki wyjątkowe.

- Nie no, ty też? – oparł łokcie o kolana i schował twarz w dłoniach.

- Nie marudź, ale słuchaj, co mam ci do powiedzenia – rzekła surowym głosem, który przypomniał Hermionie nauczycielski ton McGonagall. – Twoi przyjaciele najwyraźniej znają cię lepiej, niż ty sam siebie.

- To wszystko? – uniósł brew do góry. – Spodziewałem się dwugodzinnego wykładu na temat mojej nieskalanej osobowości.

Laurencja zaśmiała się perliście, na co serce Severusa zabiło mocniej.

- Cofam słowa o twojej skromności – rzekła i odłożył pustą szklankę na stoliczek, który zachwiał się niebezpiecznie. Przez chwilę milczeli, każdy pogrążony we własnych myślach, które krążyły wokół osoby siedzącej naprzeciwko. Hermiona poczuła, że drętwieją jej nogi. Już miała wstać, gdy ciszę przerwał delikatny głos Laurencji.

- Zakochałeś się Severusie? Czy pokochałeś kogoś przez te lata?

Mężczyzna spojrzał na kobietę z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Hermiona doskonale widziała jak emocja ta zamienia się w inną, która bardzo przypominała zawstydzenie, jednak szybko zniknęła, dając miejsce smutkowi. Tymczasem Severus patrząc na Laurencję, piękną kobietę, którą niegdyś kochał, poczuł, że nie widzi w niej nikogo interesującego. Szybko odwrócił wzrok z jej ust na płomienie. Wpatrywał się w nie i zastanawiał się nad pytaniem, jakkolwiek było ono głupie, nie mógł znaleźć na nie odpowiedzi. Wiedział jednak, że śmiertelnie bał się zakochać. Pamiętał miłość do Evans, miłość do Laurencji, ale każda z nich była pasmem cierpienia i wstydu.

- Czy pokochałem? – zapytał chrapliwym głosem, w którym Hermiona usłyszała żal. – Oczywiście, że tak, ale jeszcze przed siedemnastoma laty – zrobił pauzę, a przed oczami, pojawiła mu się nieznośna Gryfonka. Poczuł, że robi mu się duszno. Szybko odpędził jej obraz. – Jednak w jednym przypadku ktoś mnie uprzedził, a w drugim – tu spojrzał na Laurencję – zabrakło wzajemności, a z czasem uczucie wyparowało.

- I oczywiście się poddałeś, po tych dwóch próbach? – rzekła kobieta, odwracając wzrok.

- Mój umysł zaprzątnęły inne sprawy. Nie miałem ochoty ani czasu by szukać kobiety, która zgodziłaby się na życie z kimś takim jak ja – spojrzał na nią znacząco.

- Ale teraz nic nie stoi ci na przeszkodzie.

- Laurencjo, zbliża się wojna, której najpewniej nie przeżyję. Nie mam zamiaru wskrzeszać w sobie uczuć, bo potem cholernie trudno jest odejść – wstał z fotela i dopił resztę napoju. – Zresztą nie mam nic do zaoferowania drugiej osobie – mruknął i ruszył w stronę wyjścia.

-Rozumiem, że to koniec naszej rozmowy? – zapytała, a mężczyzna odwrócił się w jej stronę. Hermiona zamarła, czując narastającą panikę. Musiała jak najszybciej stamtąd uciec, jeśli nie chce zginąć zamordowana przez swojego nauczyciela.

- Koniec. Przerwa w teatrze, dobiegła końca. Teraz założę maskę i znów wyjdę na scenę, by dalej grać – uśmiechnął się ironicznie i wyszedł salonu. Ruszył w stronę schodów, a gdy znalazł się na szczycie odezwał się nie odwracając – Mam nadzieję, że będziesz miała koszmary po tym, co tu usłyszałaś – rzekł lodowato i zniknął za rogiem.

12 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział !! Severus jest takim jakim go uwielbiam :-) Czekam na następny rozdział !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę jeszcze ty niedobra ty !!! Rozdział cud miód.Czekam na więcej
    Pozdrówka Jane

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochany Sev. Taki prawdziwy. Ta rozmowa bardzo mnie poruszyła. Teraz już wiem, jak się Severus czuł i nadal czuje.
    A zastanawiają mnie ostatnie słowa Seva. Czyżby się zorientował, że Gryfonka podsłuchiwała i do niej owe słowa skierował? Zastanawiające.
    Czekam na więcej, bo tak fajnie mi się czytało! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. 1. Zajebiszty rozdział - jak wszystkie xd
    2. Lubię Laurencje ^^ xd
    3.Ciekawe co będzie dalej *-*
    4. Czekam na nastepny rozdział :3
    5. Lubie Severusa tego bez maski :D
    6. " Ruszył w stronę schodów, a gdy znalazł się na szczycie odezwał się nie odwracając –Mam nadzieję, że będziesz miała koszmary po tym, co tu usłyszałaś –rzekł lodowato i zniknął za rogiem. " wybuchłam śmiechem xD Mama patrzy na mnie jak na wariatke :_: Ten tekst był skierowany do Hermiony,prawda ? ;D Ja to wiem.
    Czekam na nast.rozdział :3
    Pozdtawiam,
    Mrs.Snape'owa -> Diana Riddle -> A teraz : Vikta ^^
    xD

    OdpowiedzUsuń
  5. No cześć. Boli mnie gardło, więc pozwolisz, że nie będę krzyczeć z radości?

    .
    .
    .
    .

    Dobra! Nie dam rady nie krzyczeć z radości!

    Kocham cię, kocham cię, kocham cię ♥

    Ten rozdział przerósł moje najśmielsze oczekiwania! Laurencja jest nawet... hmm... fajna. Tak, fajna. Miła dla Severusa i go rozumie. Chyba dobrze, że jest ktoś taki. Bardzo ją lubię!

    Ciekawy ten motyw dwóch miłości Severusa. Bardzo. Najpierw Gryfonka, potem Ślizgonka (zakładam, że Laurencja jest Ślizgonką???).

    Ale, oczywiście, Severus należy do Hermiony!

    No i doszłam wreszcie do faktów ujawnionych w tym rozdziale. Zmiana koloru oczu Seva z zielonych na czarne? Ciekawy pomysł, podoba mi się! No i ten wybór, który dała mu Tiara. Zawsze uważałam, że on jest WYJĄTKOWY. No i się nie myliłam!

    "Mam nadzieję, że będziesz miała koszmary po tym, co tu usłyszałaś" - tak sobie myślę, że Hermiona będzie miała większe koszmary od Laurencji xD

    Cóż, podsumowując, chyba najbardziej wspaniały rozdział do tej pory w twoim wykonaniu! Jest boski, naprawdę boski, ale tego ci chyba mówić nie muszę, nie? ♥

    Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do siebie:
    http://always-said-snape.blogspot.com/

    αℓωαуѕ, kiedyś ♥ι ωαит уσυ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest! Skoro przed oczami miał tą "nieznośną Gryfonkę" gdy mówił o pokochaniu kogoś, to jest nadzieja! Też miałam pewną myśl, że ostatnie zdanie było wypowiedziane do Hermiony, ale nie jestem tego taka pewna.
    Rozdział cudny, wręcz cudaśny xd
    Weny życzę i pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  7. O Matko.
    Nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć. Po prostu mnie zatkało. Przed oczami mam sceny, o których właśnie przeczytałam. Blask kominka odbijający się w szklance, emocje na twarzy Severusa i Hermionę ukrytą w cieniu.
    Znam tylko jedno określenie, które pasuje do tego rozdziału; miażdżący.
    Nitij

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam tylko jedno słowo BOSKO ! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Postać Laurencji wyobrażałam sobie zupełnie inaczej. A tu okazała się całkiem przyjemną i pozytywną kobietą, która na dodatek ma dobry wpływ na Snape'a. Pewnie ma to spory związek z ich relacjami z czasów szkoły, ale to zawsze coś.
    Na dodatek jest mi jej żal. Stara się pomóc Snape'owi przynajmniej trochę poukładać te wszystkie emocje i uczucia, ale widać, że sama również w życiu wiele przeszła i izoluje się od ludzi, mieszkając w takim miejscu, dodatkowo obłożonym takimi zaklęciami.
    A tak się zastanawiałam, czy któreś z nich dostrzeże w końcu Hermionę i jednak tak się stało. Zastanawiam się, jak teraz będą wyglądać relacje między nią i Snape'em. Szczególnie, gdy tak wiele na jego temat usłyszała i sporo zobaczyła.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na Braciach Duszy pojawił się rozdział siedemdziesiąty siódmy.
    Zapraszam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O mamo... Nie miałam czasu, aby od razu zajrzeć, za co chciałam Cię bardzo przeprosić. Teraz strasznie żałuję, że tego nie zrobiłam, chociaż z drugiej strony to może i dobrze? Gdybym musiała czekać tydzień na kolejny rozdział, chyba bym umarła.
    Severus jest tak mega głęboki, jak się przed kimś otworzy... kurde, lecę czytać dalej, bo nie pisze nic produktywnego, a jestem straaaasznie ciekawa co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepraszam za postój w komentowaniu, ale internet nie sługa, często wychodzi ;) Rozdział jak zwykle idealny. Szkoda mi trochę Sevcia :(
    Dominika

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów
Resurgere and Grinmir-stock