Hermiona truchtem podążała za Tonks, która co chwila nerwowo rozglądała się na boki, jak gdyby wyczuwała czyjąś obecność. Ron i Harry zostali przydzieleni do innej grupy na czele, której stał Dumbledore i Syriusz, więc nie musiała się o nich obawiać. Mimo to czuła ciarki na ciele.
Już dawno zostawili ciemny i zamglony las za sobą. Teraz przesuwając się sukcesywnie do przodu, wśród gęstych traw, czuła się niepewnie. Była wyeksponowana. Niczym czerwony krzyżyk na strzeleckiej tarczy.
Lupin, który dowodził ich grupą, bezgłośnie wskazał dwoma palcami na mury zamku. Wszyscy powiedli wzorkiem w tamtym kierunku i dopiero po chwili Gryfonka zauważyła niewielką szczelinę w murze. Wydrążoną w sam raz na wzrost przeciętnego człowieka.
Hermiona zmrużyła oczy. Dłoń, w której trzymała różdżkę spociła jej się w takim stopniu, że o mały włos, a zgubiłaby ten niepozorny kawałeczek drewna wśród trawy.
Spojrzała na niebo, z którego potężny Feniks już dawno zniknął. Szkoda. Patrząc na podobiznę Fawkesa na niebie, czuła się bezpieczniej i pewniej. Być może dlatego, że wiedziała, że Severusowi nic nie jest. Od czasu, gdy po raz pierwszy ujrzeli znak minęło już pół godziny. W tym krótkim czasie mogło stać się wiele złych rzeczy.
Zatęskniła. Poczuła się samotna i od razu przyszło jej na myśl, czy tak samo czuł się Snape? Czy również odczuwał tą piekącą w gardle gulę, gdy tylko pomyślał, że nikt na niego nie czeka? Że nikt o niego się nie martwi?
Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Przeklinała siebie za to, że pokłóciła się z nim w takim czasie. Słowa, które powiedziała musiały go zranić, ale przecież on również ją zranił. Zachował się jak ostatni kretyn. Dlaczego? Bo mu na tobie zależy idiotko, zganiła się w myślach.
Pogrążona w rozmyślaniach, nawet nie spostrzegła, gdy grupa się zatrzymała i z impetem wpadła na Tonks, która wydała z siebie głuche jęknięcie.
- Hermiono uważaj – upomniała ją kobieta, uważnie obserwując dziewczynę.
- Przepraszam – bąknęła – ja…
- Na sygnał biegniecie wprost do szczeliny w murze – Lupin omiótł wzrokiem swój pluton – Choćby nie wiem, co się działo, nie zatrzymujecie się…
- Co gdy już będziemy w środku, mądralo? – zapytał zniecierpliwiony Moody, a jego oko zawirowało wokół własnej osi.
- Rzucasz zaklęcia na wszystko, co popadnie – Nimfadora wzruszyła ramionami i przyjrzała się czubkowi własnej różdżki.
- Zwłaszcza, jeśli jest czarne i chce cię zamordować – uzupełnił Remus i uśmiechnął się pocieszająco do swojej kobiety.
- Co z innymi grupami? – głos Hermiony wyłonił się z tłumu.
- Będą już na miejscu – rzucił Moody, zanim Lupin otworzył usta, by odpowiedzieć – Reszta, potoczy się już sama..
- Bez planu? – mruknął niepewnie jakiś młody chłopak, którego Gryfonka dopiero teraz zauważyła.
- Najlepsze bitwy toczą się bez planu, kolego – Szalonooki szturchnął go palcem w pierś i zaśmiał się jak obłąkany.
- Nie pomagasz Alastorze – Tonks pokręciła głową – Jakieś wskazówki? – zwróciła się do Lupina.
Mężczyzna spojrzał na nich:
- Po prostu uważajcie na siebie.
***
- Po pierwsze nie atakuj od tyłu – mruknęła Tonks, przyciskając się plecami do ściany między murem a fasadą zamku tuż obok Hermiony, która z bijącym sercem wsłuchiwała się w rady i kodeks, które miały jej służyć w walce. Przesuwały się powoli w lewo, by dostać się niezauważone na dziedziniec.
- A co jeśli nie mam wyboru?
- Poczekaj, aż się do ciebie odwróci. Aż spojrzysz mu w oczy. W plecy strzelają jedynie tchórze. Musisz widzieć, jak człowiek, którego atakujesz umiera.
- Jak gasną iskierki w jego oczach?
- Dokładnie – szepnęła i przyłożyła palec do warg, nakazując jej tym samym milczenie. Gryfonka wsłuchała się w odgłosy, które dobiegały gdzieś z niedaleka. Dwóch Śmierciożerców przeszło obok, nic nie zauważając. Odetchnęły z ulgą.
- Po drugie nie lituj się nad nimi. To bestie. Skłonne do manipulacji. Gdy zobaczą, że się wahasz od razu się zorientują, że jesteś słaba i wykorzystają to przeciwko tobie.
Dziewczyna kiwnęła głową i ostrożnie przeniosła najpierw lewą, a potem prawą nogę nad gałązką, która mogłaby wywołać przedwczesny alarm, gdyby pękła z głośnym trzaskiem.
- Nie uważasz, że to okropne? Nie dajemy im możliwości naprawienia swojego postępowania.
- Bo na nią nie zasłużyli. Każdy Śmierciożerca na terenie Hogwartu musi zginąć. Nie ma innej sprawiedliwej kary. Gdyby chcieli się zmienić. Zrobiliby to już dawno. Są zwolennikami Sama-Wiesz-Kogo, a to mówi o wszystkim.
- Severus dostał szansę – mruknęła i wciągnęła brzuch, by przesmyknąć się przez wąską szczelinę – W czym był lepszy od tych tutaj?
- Miał to, czego innym zabrakło – wyjaśniła pośpiesznie – Jednak nikt, nawet sam Dumbleodre nie miał pewności, że Severus znalazł się całym swoim sercem po naszej stronie. Trudny do rozszyfrowania i diabelnie inteligentny. Nawet Sam-Wiesz-Kto nie potrafi czytać jego myśli. Kto wie, co ma w tej swojej główce?
- Co takiego miał? – drążyła dalej.
- Zdolność kochania i wspomnienia – wyjaśniła i położyła dłoń na jej ramieniu, by się zatrzymała – Na tym kończą się nasze pogaduszki Hermiono. Od dziedzińca dzieli nas kilka metrów. Zaczynamy atak.
***
Zauważyła Rona, który biegł równoległe kilka metrów dalej. Zrównała się z nim, by nie dopuścić do sytuacji, w której jakimś cudem odseparowałaby się od grupy.
Silni byli tylko i wyłącznie razem. Indywidualność i chęć wykazania się w walce mogła ich zabić. Musieli stać się jednym, współdziałającym organizmem.
Czarne postaci jak masa mrówek, zaczęły wypływać z zamku przez frontowe drzwi. Wystrzeliła promień zielonego światła i jeden ze zwolenników Vodemorta runął na ziemie, niedoceniając umiejętności przeciwnika.
Spojrzała na Rona i uśmiechnęła się słabo. Czyjś krzyk wypełnił atmosferę. Nie miała jednak czasu oglądać się za siebie, gdyż snopy różnobarwnych promieni przelatywały tuż obok niej, na szczęście chybiając.
Ruszyła na przód, traktując Avadą Śmierciożercę walczącego z Cho, która opadała już z sił. A przecież walka dopiero się rozpoczęła.
Remus przeleciał obok niej i uderzył w mur, chwilowo tracąc przytomność. Pisnęła i chciała rzucić się mu na ratunek, gdy drogę zastąpiła jej Molly walcząca z typowo wstrętnym czarodziejem, który posyłał w jej kierunku coraz to silniejsze klątwy. Zwinnie ich ominęła i ruszyła w stronę Lupina, ale ten już stał na nogach i odpierał ataki następnego z wrogów.
Hermiona rozglądnęła się nerwowo i ruszyła biegiem w stronę drzwi wejściowych, od których dzieliło ją jedynie dwadzieścia metrów.
Swąd spalonego ciała wbił się niczym natręt w jej nozdrza, powodując odruch wymiotny. Kręciło jej się w głowie. Przystanęła, aby zaczerpnąć troszkę powietrza, gdy nagle poczuła czyjeś ciało przygniatające ją do ziemi. Kręgosłup zaprotestował silnym bólem na kontakt z twardą posadzką.
Zaczęła szamotać się jak oszalała, ale gdy nie zanotowała żadnej agresji ze strony przeciwnika, powstrzymała swoje odruchy obronne i przyjrzała się bliżej kupie czarnych szat, które przygniotły ją do podłoża.
Krzyknęła i silnym pchnięciem zrzuciła martwe ciało z siebie, rzucając się do ucieczki jak najdalej od zmasakrowanej brutalnym zaklęciem twarzy jednego ze Śmierciożerców. Kolejny raz poczuła jak promień zaklęcia ledwie omija jej głowę. Artur Weasley zepchnął z jej drogi kolejnego Śmierciożercę. Podziękowała skinieniem głowy, ale on nawet nie zwrócił na to uwagi tylko pognał dalej, by zmierzyć się z następnymi.
- Hermiona uważaj! – krzyk Harry’ego dobiegł z lewej strony. Odwróciła się i w tym samym momencie oberwała. Poczuła jak jej stopy odrywają się od ziemi. Straciła kontrolę nad swoim ciałem. Niewidzialna siła uniosła ją w górę i z impetem odrzuciła ją kilka metrów dalej. Przez chwilę czuła się tak lekko i swobodnie, niczym marionetka. Po kilku sekundach lotu, które jej wydawały się być wiecznością, uderzenie w ziemię sprowadziło ją z krainy marzeń. Ciało zawyło z bólu, a ręka chyba złamana nie miała siły dzierżyć różdżki. Poczuła czyjeś ręce, pomagające jej wstać. Jęknęła z bólu, a oczy zaszły jej łzami.
- Żyjesz Granger? – szorstki głos Alastora otrząsnął ją z szoku. Szybko pokiwała głową i przełożyła różdżkę do lewej dłoni.
- Tylko się troszkę potłukłam – szepnęła cicho i rozmasowała ramię. Mężczyzna przyłożył czubek swojej różdżki do pękniętej kości i mamrocząc pod nosem jakieś regułki uleczył jej ramię. Spojrzała na niego z wdzięcznością.
- Walka się nie skończyła Granger – pospieszył ją i sam wybiegł na środek dziedzińca, gdzie rozgrywała się ciągle zażarta bójka.
***
- Ci idioci myślą, że Hogwart znów dostanie się w ich ręce – zaśmiał się Lucjusz, przypadkiem potrącając ręką kielich siedzącego obok Dołohowa.
- Łapy precz na swoją część stołu Malfoy – syknął i zlizał z blatu to, co pozostało mu po napoju.
-Twoja kultura Dołohowie ,mnie przeraża – westchnął blondyn – Mógłbyś, chociaż od czasu do czasu przestać zachowywać się jak kundel.
- Czy to dobry czas Lucjuszu na takie pogawędki, godne samych mugoli? – odezwał się ktoś z drugiego końca stołu.
- Popracuj jeszcze nad sarkazmem bracie – odgryzł mu się czarodziej i już miał otworzyć usta, gdy do sali wkroczył Lord Voldemort.
- Hogwart dostanie się w ich ręce Lucjuszu – piskliwy głos, od czasu do czasu przechodzący w charczenie przerwał napiętą ciszę. Chuda postać Czarnego Pana zajęła duży tron na honorowym miejscu przy stole i rozejrzała się po zebranych.
- Jak to Panie? – czyjś oburzony głos wyrwał się nieproszony.
- Nie zależy mi na tej stercie gruzu, która zapewne zostanie po tej walce – usta rozszerzyły się w czymś, co kiedyś musiało przypominać uśmiech – Nigdy mi nie zależało. Mogę mieć takich budynków ile zechcę, a ich wspaniałość o stokroć mogłaby przekroczyć to, co reprezentuje sobą Hogwart.
Cherlawy śmiech wypełnił salę. Jako jedyny. Żaden ze sług mu nie zawtórował, co bardzo mu się nie spodobało. Zacisnął dłonie, o długich kościstych palcach na podłokietnikach i zmrużył oczy.
- Osłabienie. Tylko o to mi chodziło. O osłabienie. Kto wie, kto zginie w tej jakże trywialnej walce o ten głupi stos kamieni? A może akurat padnie na kogoś, bez kogo wygranie ostatecznej bitwy im się nie uda? – Czarny Pan wstał i zaczął powoli przechadzać się wokół stołu tuż za plecami swoich sług. Uwielbiał to robić. Dzięki temu czuł, że się go boją. Nie odwracają się, wbijają wzrok w stół i czekają na jego ruch. – Kto mi powie jak Zakon traktuje to, co w tej chwili rozgrywa się tak niedaleko stąd?
Odpowiedziała mu jedynie cisza.
- Selwyn?
Mężczyzna przełknął ślinę i otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Evan?
- Jak okazję by stłuc nam tyłki? – zapytał głupkowato. Voldemort zaśmiał się i tym razem zawtórowali mu inni, najpierw niepewnie, a potem coraz głośniej. Sala kipiała śmiechem. Nawet sam Evan został poklepany przez siedzącego obok Notta po plecach i aż zakrztusił się ze śmiechu.
Nagle promień zielonego światła ugodził mężczyznę w pierś i sparaliżowany upadł na podłogę, zsuwając się z krzesła martwy. Śmiechy ucichły tak szybko jak szybko się pojawiły. Oczy Voldemorta zabłysnęły wrogo, gdy chował różdżkę. Przekroczył ciało swojego byłego sługi i wrócił na swoje miejsce. Spojrzał po ich twarzach, które tępo wpatrywały się w jakiś punkt, byle nie w niego. Zasyczał, chwycił za swój kielich i jednym łykiem opróżnił całą jego zawartość.
- Lepiej ważcie swoje słowa. Inaczej podzielicie wesoły los swojego kolegi – skinął na ciało, które leżało obok stołu. Nie wiadomo skąd wypełzł wielki wąż o przerażających żółtych oczach i owinął swoje śliskie, grube ciało wokół trupa. Lucjusz nerwowo zaczął bawić się mankietem swojej koszuli – Nie będę wracał do tej rozmowy – dodał i zjadł kęs czegoś, co leżało na jego talerzu i za bardzo przypominało szczura, by ktokolwiek inny się tego tknął - Wracajcie do swoich obowiązków. Chce tu jeszcze dziś widzieć przed sobą Pottera!
***
Otworzył ciężkie powieki, ale nie zobaczył nic. Zamglony obraz majaczył mu przed oczami wirując w różne strony i przyprawiając go o ból brzucha. Sięgnął ręką gdzieś w bok, ale nie natrafił na żaden przedmiot. Dłoń zawisła w próżni.
- Severusie?
Czyjś głos, drażniący, ciągle powtarzający jego imię odbijał się w jego umyśle.
- Czy on żyje?
- Jasne, że tak…
Zamknął oczy i gdyby była taka możliwość zamknąłby i swoje uszy, gdyż dźwięki dochodzące z zewnątrz doprowadzały go do szału. Miał ochotę zamknąć komuś usta, w niezbyt przyjemny sposób.
- Gdzie go znaleźli? – kolejny głos, którego nie potrafił rozpoznać.
- W lochach. Ukrył się tam.
Miał ochotę krzyknąć na tego kogoś. Wcale się nie ukrywał. Wcale nie stchórzył!
Wyczerpany fizycznie, psychicznie ledwo zdołał utrzymać się na nogach. Obijając się o ściany, które jeszcze podtrzymywały budynek, jako tako w pionie, szedł prosto przed siebie. Ciało odmawiało posłuszeństwa, ale umysł podświadomie prowadził go tam, gdzie mógł być bezpieczny. Drzwi, lochy… fiolka…
- Moi drodzy powinniście zostawić Severusa samego. Musi odpocząć.
Pomfrey. Nie. Nie zostawiajcie mnie z tą kobietą. Westchnął ciężko siląc się na znormalizowanie obrazu, który ciągle nie pozwolił mu na obeznanie się w sytuacji.
- Oczywiście Pomono. Jeśli się obudzi powiadom mnie bezzwłocznie.
- Z pewnością sam pacjent nie da mi innego wyboru – wyczuł lekki sarkazm. Oddalające się kroki i zapach świeżego prześcieradła. Dopiero teraz jego zmysły w pełni odzyskały czucie. Zaczerpnął głęboki wdech. Wyczuł również pełno kurzu, pot i krew.
Hogwart? Zdobyli Hogwart? Nie tak miało być!
Piekielny ból w klatce piersiowej sparaliżował jego ruchy. Zacisnął mocniej zęby i w końcu dostrzegł stare, zbombardowane mury Skrzydła Szpitalnego, a tuż przed swoim nosem uśmiechniętą twarz pielęgniarki.
- Witaj Severusie, jednak sprawdza się powiedzenie „ Złego diabli nie biorą” – zaśmiała się serdecznie i położyła mu na czole ręcznik nasiąknięty zimną wodą.
- Zapewne czekasz na moją sarkastyczną odpowiedź – mruknął i uniósł się na łokciach, by wstać – Jednak się nie doczekasz…
- Wracaj do łóżka! Jesteś słaby i ranny.
- Jak zwykle – warknął i sięgnął po swój nowy surdut, który leżał zwinięty w kostkę na stoliczku przy łóżku – Ile spałem?
- Jesteś jak dziecko. Ile razy będę cię jeszcze składać?!
- Mam nadzieję, że to był ostatni raz i za następnym już odbiorą ci licencję – powoli, by nie urazić ran, które cholernie piekły, choć oczywiście nie pokazał tego po sobie, włożył jedną rękę do rękawa – Ile spałem? – powtórzył.
- Cztery dni.
- Wypędziliście stąd Śmierciożerców? – druga ręką również znalazła się w rękawie.
- Już dawno. Moody znalazł cię dopiero po dwóch dniach od ataku. Bitwa trwała trzy dni. Co się z tobą działo przez ten czas?
Snape zesztywniał i pobladł.
- Nie twój interes kobieto – zsunął się z łóżka i zachowując beznamiętny wyraz twarzy, choć ciało krzyczało z bólu, a każdy krok przysparzał mu nie małego cierpienia ruszył w kierunku drzwi.
- A dziękuję? – usłyszał za sobą rozdrażniony głos, ale go zignorował. Musiał jak najszybciej porozmawiać z Dumbledorem. Przegryzając wargę i ściskając mocno szczęki dokuśtykał do miejsca, w którym kiedyś znajdował się gabinet dyrektora, a które niedawno zostało przekształcone przez nowych właścicieli w coś na kształt karczmy. Dumbledore siedział przy małym stoliczku i rozgrywał partyjkę szachów sam ze sobą.
- Witam Severusie, jak widzę żadna moc nie zatrzyma cię w szpitalu. Może powinienem wysłać pannę Granger?
Mistrz Eliksirów rzucił mu mordercze spojrzenie.
- Mam nadzieję, że żyje. Utrata osoby z takim sianem na głowie byłaby wielką stratą – prychnął ironicznie, chcąc równocześnie zachować pozór zimnego dupka i dowiedzieć się czy Hermionie faktycznie nic się nie stało.
- Była dzielna. Takiej czarownicy nie można się łatwo pozbyć – Albus uśmiechnął się pogodnie, badając wzrokiem swojego podwładnego – Jednak nie przyszedłeś tutaj, żeby sobie ze mną pogawędzić.
Czarnooki czarodziej opadł z ulgą na krześle naprzeciwko staruszka i jednym płynnym ruchem przestawił czarnego konia na inne pole. Jego szczupłe palce zawędrowały do ust, które potarł lekko i spojrzał wprost w błękitne oczy Albusa.
- Wydaje mi się, że musimy poważnie porozmawiać – rzekł leniwie i ze znużeniem wbił wzrok w smutny pejzaż za oknem.
**********************************************************************************
Co ważnego ma do powiedzenia Severus Dumbledorow i czy Severus w końcu przestanie odpychać od siebie Herminonę? Tego dowiecie się w następnym rozdziale.
Fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny.
Zapraszam do siebie na:
http://miniaturki-roznej-tresci.blogspot.com
Cudowny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny ;*
akcja, Avady i inne zaklęcia to było super
OdpowiedzUsuńfajny rozdział
pozdrawiam
Bardzo dobry rozdział. Hermiona w walce. *.*
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się opis jej przemyśleń. Zgrabnie uchwycony.
Jak zobaczyłam rozdział, to zwlokłam się z łóżka i przeczytałam, a wiedz, że ledwo żyję. Za cienki płaszcz i umierasz przez tydzień. :P
Co Severus ma do powiedzenia Dumbledore'owi? Pisz szybko.
Ściskam - Nitij
Cudny rozdział ^.^ z resztą jak wszystkie ;>
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejnyyy *o*
Powie mu o swoich uczuciach do Miony? Bo na pewno je ma! <3
OdpowiedzUsuńNie ukrywał się, nie nie nie ;P Severus się nie ukrywa, Severus tylko siedzi cicho w lochach, nie mówiąc nic nikomu ;P
OdpowiedzUsuńBardzo realistyczne sceny batalistyczne ;) haha, jak to brzmi ;D Hermiona w walce była świetna, w sumie jak wszyscy członkowie Zakonu Feniksa, szkoda tylko, że Hogwart taki zniszczony, mam nadzieję, że znajdą w sobie dużo siły żeby go odbudować ;) Może stanie się wtedy jeszcze bardziej tajemniczy i magiczny nawet ;P
Zamysł Czarnego Pana co do Hogwartu zaskoczył mnie ;P
Świetny rozdział, przejmujący i wzruszający, dzięki ;)
pozdrawiam
Court.
Hermiona pokazała na co ją stać :)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział!
Mam nadzieję, że Snape nareszcie dopuści Herm do siebie :)
Nie mogę się doczekać następnego :D
Przestanie ją od siebie odpychać!! A niech spróbuje ją skrzywdzić to mu nakopie do tego nietoperzatowego tyłka ;D Super napisane! Czekam czekam z utęsknieniem na sceny Sevmione.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Jane
Pozostaje mi tylko oczekiwanie. Świetnie piszesz.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno ;) W tym miesiącu u wszystkich mam poślizg a najdłuższy u Ciebie...
OdpowiedzUsuńŚwietnie budujesz to napięcie związane z walką. Równie dobrze Ci wychodzi opisywanie napięcia między Hermioną i Severusem. Było bardzo żywo i realistycznie, ale czekam na bilans po bitwie i to z niecierpliwością... I cóż to za ważna rozmowa z Dumbledorem, przecież to nie jest chyba wielki problem, że już odzyskali zamek?
No i bardzo chciałabym jeszcze więcej konfrontacji między Hermioną i Snapem, kto wie co się między nimi zdarzy w najbliższym czasie?
Czekam na następny i Pozdrawiam ;)
Świetny rozdział, buduje napięcie! :D jestem ciekawa co jest z Severusem i jak traktować będzie Hermionę... czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;)
OdpowiedzUsuńNo, no... Hermiona dała radę podczas bitwy. :)) Jej, Severus jest już bezpieczny, chyba. Ulżyło mi. Dobrze, że go odnaleźli. Mam nadzieję, że zdołają go ochronić przed zemstą Voldemorta. Ale aż dziwne,że Śmierciożercy nie zabili go od razu... czemu? I o czym on chce pogadać z Dumbledore'm? To musi być coś naprawdę ważnego. Ech, może o Hermionie, ooo. Dumbledore na pewno dobrze by mu doradził. Mam nadzieję, że podczas bitwy nie odnieśli dużych strat.
OdpowiedzUsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńKolejny piękny rozdział. Mówiłam już, że masz ogromny talent do opisywania scen batalistycznych? Tak? To mówię jeszcze raz xD Jesteś genialna w tym co robisz, serio :* Te wszystkie opisy akcji, wplecione emocje i uczucia, a jednocześnie tragizm bitwy i poczuciehumoru... Kocham cię ♥
"Co ważnego ma do powiedzenia Severus Dumbledorow i czy Severus w końcu przestanie odpychać od siebie Herminonę? Tego dowiecie się w następnym rozdziale" - te, ja chcę to wiedzieć JUŻ! :O Pośpiesz mi się z nowym rozdziałem :*
Pozdrawiam ♥
always
Cześć, jestem nową czytelniczką Twojego bloga, którego wszystkie rozdziały pochłonęłam z wielkim zapałem aż w dwa dni :) Jestem wielką fanką całej serii książek o Harrym i od paru dni szukałam jakiegoś naprawdę dobrego opowiadania aż wreszcie trafiłam na Twoje :) Muszę przyznać, że tak dobrej historii jeszcze nie czytałam i jestem bardzo ciekawa jej dalszej części. Twoje opowiadanie ma coś w sobie, że nie można się od niego oderwać, nie jest przesłodzone lecz takie jakie powinno być. Będę stale zaglądać i komentować Twoje notki. Życzę duuuużo weny i pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńHej. Bardzo mi miło usłyszeć takie słowa zwłaszcza od nowego czytelnika. Wywołałaś uśmiech na mojej twarzy. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały Cię nie zawiodą. Witam na pokładzie :-)
UsuńO mój Boze! Aż tyle rozdziałów przegapiłam? Byłam pewna ze trzy to max a tu tyle. Kurczę...
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podobało jak odpisałas rozmowę Hermiony z Tonks. Dawała jej życiowe rady, trochę nie jak ona. No ale w końcu wojna, trzeba nabrać trochę ogłady.
severus w Skrzydle Szpitalnym zawsze jest fajnie pokazywany xd hahaha xd doprawy nie rozumiem co on ma do Pani Pomfrey? Pomocna kobieta, prawda? Hahaha xd
Lecę czytać dalej !
Witam ;-) ujawniam się dopiero ;-) bo pisanie pod każdym rozdziałem że Cię kocham było by nudne ;-) przez Ciebie zaniedbałam swój blog :-P od rana tylko czytam i czytam :-P zazdroszczę talentu piszesz jak prawdziwy pisarz. Nie ma się do czego przyczepić. Dodam że czytałam wiele blogow ale żaden nie spodobał mi się tak jak twój. Pożeram go wręcz :-P życzę weny :-*:-*:-*
OdpowiedzUsuń