Wielkie dzięki moi drodzy czytelnicy za to, że jesteście ze mną. Dzięki wam, na liczniku odwiedzin wypadła liczba powyżej 10 000. Bardzo Wam za to jestem wdzięczna, dlatego też w tym rozdziale chciałam wyróżnić kilku czytelników :
Anthony - za to, że jej komentarze doprowadzają mnie do niekontrolowanego śmiechu.
Natalia Stanisz - za pomysły to, że wysłuchuje moich gderań na temat fabuły, nawet o północy.
Gisia - za to, że nigdy nie opuściła skomentowania rozdziału.
Jaenelle - za to, że jest bardzo wnikliwym i spostrzegawczym czytelnikiem.
Gatito - za to, że od dawna czyta moje dziwactwa.
I want you - za miniaturki, którymi rozpala moją wyobraźnię.
Jane Dumbledore - za jej Severusa, który przyprawia mnie o łzy śmiechu.
Panna M. - za obdarzenie Severusa taką samą sympatią, jaką pała do Baryki.
Sonmi Rayson - za wyczerpujące skomentowanie każdego zaległego rozdziału.
Ania Magierska - za przyjemną współpracę.
Fantasya vel Yukiko - za przywołanie wspomnień Lorda Shahbandara.
Miona - za czas, który poświęca na poprawę moich rozdzialików.
Oczywiście, dziękuję także wszystkim innym czytelnikom, który odwiedzają mojego bloga. Nie przedłużając... zapraszam na kolejny rozdział. Miłego czytania.
Umysł mężczyzny działał na najwyższych obrotach. Mocno zacisnął dłoń na różdżce, aż poczuł jak smukły kawałek drewna wbija mu się w skórę. Rozluźnił uścisk i zaczął liczyć do dziesięciu. Słyszał każdy nawet najmniejszy dźwięk i dostrzegał nawet najdrobniejszy ruch. Czuł jak jego serce uderza o żebra, jakby chciało się wyrwać klatki piersiowej i uciec w te jak najdalej. Kropla zimnego potu spłynęła mu po ciele wzdłuż kręgosłupa. Wziął głęboki oddech i napiął wszystkie mięśnie, gotowy do walki. Kątem oka spojrzał na dziewczynę, która wyraźnie zbladła i coś nerwowo mamrotała pod nosem. Szybko odwrócił wzrok, by nie palnąć jakiegoś głupstwa w stylu: „będzie dobrze”. O nie. Co to, to nie. Severus nigdy nikogo nie pocieszał, więc nie ma mowy, by ta sytuacja nagle uległa zmianie? Niby, z jakiego powodu? Przerażonej Gryfonki, której odwaga w tym momencie, przypominała bardziej tą, którą reprezentowali Ślizgoni? Ani mi się waż Severusie!
Hermiona czuła, jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa, a ręka, w której trzymała swoją różdżkę drętwieje. Nie miała pojęcia ile czasu upłynęło odkąd przybrała postawę do ataku, ale wydawało jej się, że trwali w tej ciszy i napięciu całą wieczność. Jak mantrę powtarzała wszystkie zaklęcia, jakie tylko przyszły jej na myśl, mając nadzieję, że któreś nada się do rozbrojenia przeciwników. Zacisnęła mocniej wargi, czując falę gorąca, która przeszła po jej ciele. Oderwała wzrok od drzwi i spojrzała w górę na Mistrza Eliksirów, który wydawał się być tym zdarzeniem w ogóle nie przejęty. Mocno zaciśnięta szczęka, skupiony i bezwzględny wyraz twarzy, ciemne oczy przepełnione nienawiścią i rządzą mordu, a do tego ten spokój, cierpliwość i wytrwałość. Jednak nie miała pojęcia, że w rzeczywistości, Snape przeżywa to samo, co ona.
Coś było nie tak i Severus czuł to całym sobą. Być może te siedemnaście lat szpiegostwa, wytworzyło w nim coś na kształt szóstego zmysłu, albo ciągle postępującą paranoję. Świetnie na żarty ci się zebrało Smarku, warknął w myślach, specjalnie używając znienawidzonego przez siebie przezwiska, jakim raczyli go Huncwoci przez cały okres nauki w Hogwarcie. To go mobilizowało i sprawiało, że automatycznie pozbył się myśli, których w żaden sposób nie powinien do siebie dopuszczać.
- Coś nie tak profesorze? – zapytała Hermiona, najwidoczniej widząc po jego minie, że coś go gnębi. Powinienem się bardziej pilnować, pomyślał i przybrał znów swój obojętny wyraz twarzy.
- Granger, oni tu nie wejdą – szepnął i wskazał kiwnięciem głowy, na jej rodziców – Z tyłu domu jest tylne wyjście, zabierzesz stąd swoich mugolskich bliskich i uciekajcie stąd jak najdalej…
- Nigdzie się nie ruszam – warknęła i mocniej zacisnęła palce na różdżce.
- Czy swój mózg zostawiłaś razem z podręcznikami?! – syknął.
- Nie pójdziemy bez pana – spojrzała na niego nieustępliwie.
- Nie czas na dziecinne kłótnie Granger – obrzucił ją palącym wzrokiem, ale nic sobie z tego nie zrobiła.
- Więc niech pan ustąpi!
- Ja nie ustępuję Granger!
- Ja też nie mam zamiaru. To, co pan robi jest….
- Jak najbardziej słuszne – dokończył za nią i chwycił ją za ramię, ciągnąc w stronę, jej rodziców, którzy patrzyli na tą scenę z przerażeniem. Severus widział w ich oczach panikę. Chcieli jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie tak jak ich uparta córeczka.
- Co pan…
- Ciii – przyłożył palec do ust i przebiegł wzrokiem po suficie. Hermiona podświadomie wstrzymała oddech i również spojrzała w tym samym kierunku, ale niczego oprócz paru pęknięć i dziwnego pochodzenia plam nie zauważyła. Reszta zdarzeń potoczyła się w mgnieniu oka. Severus odepchnął ją od siebie. Poczuła jak upada na twardą podłogę. Czyjeś ciepłe dłonie złapały ją pod ramiona i podniosły. Chciała krzyknąć, ale Snape był szybszy. Machnięciem różdżki wypchnął ich z domu. Znów upadła, ale tym razem nikt jej nie pomógł wstać. Skrzywiła się z bólu. Poszukała wzrokiem swoich rodziców, którzy leżeli kilka metrów od niej. Podbiegła do nich i pomogła im wstać. Szumiało jej w uszach. Świat zwolnił. Nie wiedziała, czemu wszystko wydawało jej się tak odległe. Usłyszała czyjś śmiech, który wdarł się do jej uszu, niczym nieproszony gość. Rozejrzała się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Spojrzała na matkę, która wskazała na dom, w którym zaledwie sekundy temu kłóciła się z nauczycielem. Krzyknęła i już chciała biec, ale silne dłonie ojca, przytrzymały ją w miejscu. Zaczęła się szarpać, gdy na jej oczach rodzinny domek na Spinner’s End zawalił się niczym domek z kart, pochłaniany przez jadowite płomienie.
- Merlinie, tylko nie to – szepnęła i osunęła się w objęcia ojca, ciągle wpatrując się w zgliszcza, mając nadzieję, że go ujrzy. Minuty mijały, a obłąkany śmiech Śmierciożerców ciągle trwał, nadając temu widowisku przerażającego wyrazu. Zostawiła go. Pozwoliła mu zginąć. Wielka gula w gardle uniemożliwiła jej wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Nagle ciemna postać w masce, wyłoniła się na końcu uliczki. Hermiona objęła mocniej ojca, jednocześnie szukając różdżki. Postać stała nieruchomo i patrzyła w ich stronę, a jej palce nadal nie natrafiły na kawałek drewienka. Śmierciożerca ruszył powoli w ich kierunku. Hermiona rozglądnęła się po ziemi i ujrzała swoją różdżkę niespełna trzy metry dalej. Nie spuszczając wzroku z postaci, która nadal zmierzała w ich stronę, o dziwo nie atakując, zaczęła przemieszczać się po swoją broń. Czuła jak serce podchodzi jej do gardła. Wiedziała, że w starciu ze Śmierciożercą nie będzie miała szans. Czy tak właśnie miała zginąć? Szybko odtrąciła od siebie złe myśli. Powinna walczyć. W końcu jest Gryfonką i będzie się bronić do ostatniej kropli krwi. Dystans między ich trójką, a sługą Voldemorta zmniejszył się o połowę. Czemu do jasnej cholery nie atakował? Czyżby miał dostarczyć nas żywych? Zamarła, gdy zza rogu wyjawiła się druga postać.
- Yaxley!
- Czego?! – Śmierciożerca odwrócił się w kierunku swojego młodszego przyjaciela. Czemu oni rozmawiali, jak gdyby nigdy nic?
- Spacerki sobie urządzasz?
- Szukam tych mugoli – warknął starszy mężczyzna i zaczął się od nich oddalać.
- W pustej uliczce? – zakpił Śmierciożerca – Chodź... pewnie leżą, pod gruzami tego żałosnego domu – prychnął.
- Pewnie masz rację. Należy nam się coś mocniejszego na dzisiejszy wieczór.
Gdy dwie czarne sylwetki zniknęły za rogiem budynku, Hermiona dopiero wtedy odzyskała oddech. Oparła się o zimny mur i ciężko westchnęła.
- Skarbie, czemu nas nie zaatakowali? – zapytała Michelle podchodząc do córki i obejmując ją. Gryfonka wtuliła się w ciepłe ciało matki i pokręciła głową. Nie miała pojęcia, jak to się stało, że cudem uniknęli śmierci.
- Michelle to nie jest ważne… istotne jest to, że żyjemy – wtrącił Ian, krzyżując ręce na piersiach. Na to stwierdzenie Hermiona zaczęła szlochać. Jej matka obrzuciła męża wściekłym spojrzeniem i pocałowała córeczkę w czubek jej czupryny.
- Och… - mężczyzna dopiero teraz zrozumiał swoją nietaktowność – Mionka… profesor Snape nie chciałby żebyś się tak mazała, prawda? – zapytał ,starając się ratować jakoś sytuację. Dziewczyna otarła rękawem policzki i przytaknęła. Przed oczami wyobraźni stanął jej Severus warczący, by przestała zachowywać się jak rozhisteryzowana nastolatka. Mimowolnie się uśmiechnęła i wyswobodziła z objęć matki.
- Racja… musimy iść – rzekła stanowczo, patrząc na swoich rodziców.
- Dokąd?
- Przed siebie? – zapytała i wzruszyła ramionami w geście bezradności. Severus miał plan, a ona? Nic. Nawet nie miała pojęcia, w którą stronę powinni ruszyć. Rozejrzała się, a oczy znów zaszły jej łzami, co nie uszło uwadze jej mamy.
- Nie płacz Hermiono, może udało mu się uciec…
- Ta.. znając jego pewnie teraz krąży gdzieś wokół niewidzialny i szyderczo się z nas śmieje… - rzekł Ian chichocząc pod nosem.
- Co powiedziałeś? – Hermiona spojrzała na ojca zszokowana. Mężczyzna wyglądał na wyraźnie zdezorientowanego.
- Że szyderczo się z nas śmieje? – zapytał niepewnie.
- Wcześniej – ponagliła go córka.
- Krąży gdzieś wokół niewidzialny…
- Właśnie!!! Czemu o tym wcześniej nie pomyślałam – pokręciła głową i zaśmiała się przez łzy nad swoją głupotą. Wykonała zgrabny ruch różdżką i po chwili wszystko było już jasne.
- Już wiem, czemu nas nie zaatakowali… - szepnęła, zagryzając dolną wargę. – Profesor Snape nałożył na nas zaklęcie maskujące, jeszcze zanim wyrzucił nas ze swojego domu.
Miny rodziców wyrażały podziw i zaskoczenie. Michelle uściskała córkę, a Ian musiał przyznać przed samym sobą, że nauczyciel urósł nieznacznie w jego oczach.
- Chronił nas do samego końca – rzekła jej matka i poklepała męża po ramieniu. – I, co teraz… widzę po twojej minie, że troszkę ci głupio.
Ian machnął ręką.
- Tak… to dość specyficzny człowiek, ale potrafi myśleć.
- To geniusz, tato – rzekła pewnie i stanowczo Hermiona.
- Panno Granger, gdybym nie był sobą pewnie bym się zarumienił – jedwabisty, niski głos rozległ się gdzieś za plecami dziewczyny, która momentalnie odwróciła się w stronę, z której dobiegał. Severus Snape we własnej osobie, ze swoim firmowym uśmieszkiem stał metr od niej i przyglądał się całej ich trójce uważnie. Wcale nie wyglądał na rannego, ani nawet na obolałego. – Niestety przeżyliście, a to znaczy, że musimy iść dalej – na te słowa odwrócił się na pięcie i ruszył wzdłuż wąskiej uliczki. Hermiona nie mogła powstrzymać uśmiechu. Szybko zrównała swój krok z nauczycielem, co najwyraźniej mu nie pasowało, gdyż przyspieszył, wobec czego ona musiała, co chwilę podbiegać, by dorównać mu tempa.
- Myślałam, że pan nie żyje – rzekła, uważnie obserwując jego minę. Żadnej zmiany jednak nie zauważyła.
- I mam rozumieć, że niezwykle cię rozczarowałem? – spojrzał na nią przenikliwie. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Skapitulowała jako pierwsza.
- Oczywiście, że nie – mruknęła oburzona. – Jak pan mógł tak pomyśleć?
- Granger, uczniowie na mój widok moczą się w szaty i z pewnością dopłaciliby tym Śmierciożercą, by mnie zlikwidowali, wnioski nasuwają się same.
- Lubi pan odstraszać wszystkich wokół siebie. Dlaczego?
- Myślisz, że odpowiem? – prychnął. Czemu ona nie może się odczepić i zrównać kroku ze swoimi rodzicami, zamiast suszyć mi tu głowę.
- Tak.
- W takim razie jesteś głupia, jeśli tak pomyślałaś – warknął. Hermiona zacisnęła dłonie w pięści. Musiała trzymać nerwy na wodzy. Wiedziała, że mężczyzna robi to specjalnie, by ją odstraszyć. Ale ona tak łatwo się nie da.
- Może zmieńmy temat – zaproponowała.
- Granger!
- No, co chciałam po prostu porozmawiać. Nie wszyscy są tacy jak pan i nie czują potrzeby kontaktu z innymi ludźmi.
Granger, nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz, rzekł w myślach.
- Kolejny komplement? – uniósł brew. – Nie stronię od ludzi panno Granger, po prostu unikam towarzystwa, w którym czuję się nie komfortowo.
- A to nie to samo? – zmrużyła oczy.
- Nie! Zrozumiałaś Panno-Uprzykrzę- Każdemu-Życie- Swoimi- Pytaniami moją sugestię?! – warknął. Gryfonka wiedząc, że już nic z niego nie wyciągnie, zwolniła tempa i już po chwili maszerowała ramię w ramię z rodzicami. Była z siebie dumna, w końcu odniosła sukces. Zmusiła Snape’a, by się przed nią otworzył. Nie miała pojęcia czy to, co mówił, faktycznie było prawdą, ale wszystko da się zrobić metodą małych kroczków.
Wędrówka, wydawała się nie mieć końca. Opuszczenie Londynu zajęło im niecałe trzy godziny piechotą. Ukryci dzięki zaklęciu kameleona, poruszając się najmniej uczęszczanymi uliczkami, w końcu dotarli na teren, który pokrywał gęsty las. Hermiona nie miała pojęcia ile jeszcze mil pozostało im do siedziby Zakonu, ale im dłużej szli, tym coraz bardziej czuła się zmęczona. Podejrzewała, że nie pokonali nawet połowy drogi, ale nie chciała o tym wspominać, by nie zniechęcić swoich rodziców, którzy też mieli już dość. Jedyną osobą, która najwyraźniej była robotem, był Mistrz Eliksirów, po którym nawet nie było widać zmęczenia. Szedł hardo do przodu, nawet się za siebie nie oglądając, wobec czego musieli, co chwilę wskrzeszać ostatki sił i dorównywać mu kroku. Czarna szata powiewała za nim i dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że faktycznie przypomina skrzydła nietoperza. Uśmiechnęła się lekko i poczuła, że tęskni za swoimi przyjaciółmi. Czy martwili się o nią? Czy nic im nie jest? Nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś się im stało. Zasługiwali na taką samą ochronę jak ona.
Słońce zaczęło powoli znikać za horyzontem, co sprawiało, że wędrówka przez las stawała się coraz bardziej nieprzyjemna. W półmroku znacznie trudniej było dostrzec wystające korzenie, pnie i inne przeszkody, wobec czego często potykała się o coś wystającego z ziemi, co tylko spotykało się z prychnięciami Snape’a. Od momentu ich ostatniej rozmowy nie odezwał się ani słowem, co było w sumie bardzo normalne. Hermiona obserwowała jego sylwetkę i musiała przyznać, że nie tylko podczas ważenia eliksirów poruszał się z gracją. Nie wiedziała jak to możliwe, ale Mistrz Eliksirów nie potknął się ani razu, co nie można było powiedzieć o ich trójce, z której, co chwila ktoś lądował na zimnej i wilgotnej ściółce. Kolejną rzeczą, którą zauważyła, było to, że mężczyzna, co chwila pocierał swoje lewe przedramię, rozglądając się przy tym nerwowo na boki, jakby czegoś się spodziewał.
Po siedmiu godzinach marszu, które były dla Gryfonki katorgą, dotarli w końcu do pustej polany, otoczonej zewsząd wielkimi drzewami. Severus zatrzymał się i odwrócił w ich stronę z uśmiechem satysfakcji patrząc jak ledwo idą.
- Tu rozbijemy namioty i przeczekamy noc – rzekł suchym głosem. – Nie chce mieć trzech ofiar zawału serca – uśmiechnął się ironicznie i wyciągnął różdżkę.
- Będziemy spać na tym pustkowiu? – zapytał Ian, ledwo łapiąc oddech. – Będziemy przecież doskonale widoczni.
- Granger wytłumacz swojemu ojcu, że namiotów nie da rozłożyć się między drzewami – warknął Snape i przeszedł na brzeg polany, by nałożyć na ten teren zaklęcia ochronne. Tymczasem Hermiona spojrzała na ojca błagalnym wzrokiem.
- Nie odzywaj się lepiej tato. On jest niczym chodzący wulkan. Lepiej go nie denerwować.
Mężczyzna tylko coś mruknął i już po chwili pomógł córce rozkładać namioty, które wcześniej znalazły się w tym miejscu jak za dotknięciem różdżki. Nie użyła do tego magii, gdyż już dawno stęskniła się za zwykłymi czynnościami, które tak bardzo uwielbiała. Michelle, za to zabrała się za zbieranie suchych patyczków, dzięki którym zamierzała rozpalić ognisko, by było im cieplej. Nie minęło piętnaści minut, gdy każdy skończył swoje zadanie.
- Jakim sposobem cztery osoby zmieszczą się w takich małych namiotach – Ian zmarszczył brwi i wskazał na dwa przenośne domki. Snape przewrócił oczami, a Hermiona parsknęła śmiechem.
- Są magiczne. Wejdź do jednego z nich, a się przekonasz – odsunęła zamek, zapraszając ojca do środka. Przez chwilę słychać było dźwięki zachwytu i zdziwienia, a po chwili Ian, znów wyszedł na zewnątrz.
- Niesamowite – zdołał tylko wykrztusić, gdyż resztę przerwał mu lodowaty głos czarnookiego mężczyzny.
- W nocy będziemy mieć warty… po trzy godziny każdy. Nie możemy ryzykować, że ktoś się tu zjawi, podczas gdy będziemy sobie smacznie spali – skrzywił się na samo określenie „smacznie”, którego nie powinien używać i kontynuował dalej. – Namioty są na dwie osoby, więc musimy się podzielić. Jedzeniem zajmie się Granger, chociaż wątpię w to, by przygotowała coś, co nie przypominałoby w smaku wywaru z goblina.
- Pił pan wywar z goblina? – zdziwiła się w zamian za co otrzymała piorunujące spojrzenie, co spowodowało, że zrezygnowała z ciągnięcia tego tematu. – Oczywiście, że zajmę się kolacją – rzekła posłusznie i usiadła przy ognisku, zaczynając czarować. Ian i Michelle zajęli miejsca obok niej i już po chwili do uszu Severusa dotarły rozbawione głosy i przyciszone śmiechy. Czarodziej nie miał ochoty na jedzenie, dlatego zajął miejsce jak najbardziej oddalone od tego hałaśliwego zbiorowiska. Usiadł, opierając się plecami o dość pokaźny pień i wyciągnął z kieszeni mały woreczek, z którego wysupłał starą księgę i zanurzył się w niej, nie interesując się niczym innym.
Hermiona kątem oka obserwowała swojego nauczyciela, który wydawał się być pochłonięty książką bez końca. Dobrze znała ten stan. Też uwielbiała zapomnieć o całym świecie, a księgi nadawały się do tego doskonale. Widocznie nie była jedyna. Uśmiechnęła się lekko, gdy mężczyzna potarł nasadę nosa, najwyraźniej nad czymś się zastanawiając. Zamyślony i pogrążony we własnych myślach, w żadnym wypadku nie przypominał sarkastycznego Postrachu Hogwartu. Wydawał się bardziej ludzki.
- Hermiono… Mionka… – poczuła, jak ktoś szturcha ją w bok. Otrząsnęła się z rozmyślań i spojrzała na rodziców, którzy mieli wyjątkowo głupie miny. Michelle była ucieszona, a Ian zdegustowany.
- Co? – zapytała. – Zamyśliłam się.
- Twój nauczyciel działa z zasadą „lekceważ wszystkich, a wszyscy będą cię podziwiać” – rzekła jej matka, puszczając do niej oczko. – I to najwyraźniej działa.
- Mamo.. co ty…
- Mionka mnie nie oszukasz… zawsze jak na niego patrzysz robisz takie maślane oczy.
- Mamo?! Lepiej już idź się połóż, bo gadasz bzdury – szepnęła i podświadomie się zarumieniła. Powinnam się bardziej pilnować, bo niedługo wyjdę na targaną hormonami nastolatkę.
- Masz rację… Ian, chodźmy już do namiotu – wstała i pociągnęła za sobą męża. Hermiona i jej ojciec otworzyli usta ze zdziwieniem.
- Chcesz jej pozwolić spać w jednym namiocie z tym facetem?! – syknął Ian, któremu ta sytuacja zaczęła się już coraz mniej podobać.
- Nie zrobi jej krzywdy, przecież to jej nauczyciel – rzekła stanowczo Michelle, uśmiechając się szeroko do córki.
Po kilku minutach ciszy i poszukiwaniu stosownych argumentów ojciec Hermiony ugiął się i poszedł za swoją żoną. Zanim jeszcze wszedł do namiotu, odwrócił się i rzekł bezgłośnie:
- Jak coś to krzycz.
Resurgere and Grinmir-stock
Bardzo dzięki kuje za dedykacje. Masz racje wysłuchiwanie fabuły o północy jest naprawdę męczące, ale teraz przejdźmy do sedna sprawy, czyli nowy rozdział. Jak wiesz twój blog nigdy mi się nie znudzi, a Severus nigdy nie zawodzi. Przestraszyłem się że Snape nie ujdzie z życiem, ale potem by nie było fajnie gdyby najważniejsza, najseksowniejsza osoba w tym opowiadaniu tak poprostu zginęła. Sama rzuciłabym się na te gruzy w poszukiwaniu mojej miłości. Przemyślenia Hermiony i rodzine którzy widzą że Granger zakochała się w Nietoperzu. Potem to pole namiotowe mam nadzieje że wydarzy się tam coś nietypowego.... Kocham twojego bloga, kocham twojego Severusa i wszystko.
OdpowiedzUsuńJesteś boska
Pozdrawiam
Cześć, cześć, cześć!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję bardzo za dedykację!
Ha.wpędzisz mnie do grobu, kobieto! Tak się śmieję, że chyba się kiedyś uduszę. Ale nie ważne, do rzeczy!
Rozdział cudowny! Już myślałam, że Hermiona uściska Snape'a jak zobaczy, że żyje. Naprawdę XD I znowu razem śpią, haha. "Jak coś to krzycz" - the best forever!
Życzę weny, ściskam, pozdrawiam!
P. S. Kocham cię!!!
Po pierwsze to dziękuje bardzo za dedykację! Czyż Alan nie jest genialny? (jako aktor, ale też i mężczyzna ^.^)
OdpowiedzUsuńPo drugie, to rozdział jak zawsze świetny i żałuję, że tak szybko się skończył...
Po trzecie to dzielić namiot z Sevem to by chyba każda kobieta chciała, a mama Hermiony to super kobieta!
Więc pozdrawiam i czekam na next! :*
Ojeju jeju jak ja cie kocham ! Cudowny rozdział !"Jak coś to krzycz"wyprowadziło mnie ze złego humoru więc ide pisać :) Dziękuje bardzo za dedykacje ! Mój Sev jest aż taki rozbrajający ? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia weny
Jane
Dziękuję za dedykację :-) Rozdział super!! Kocham takiego Severusa :-) Dobrze, że udało im się uciec!! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!!
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńPod koniec po prostu padłam! "Jak coś to krzycz.". Jeszcze teraz śmieję się do rozpuku patrząc na te cztery słowa. Od razu zobaczyłam jak Ian wyobraża sobie ohydnego Snape'a kładącego swoje brudne łapska na jego córeczce i oblizującego się długaśnym jęzorem z uciechy jak wilk na widok owcy. Ale dlaczego to zobaczyłam, pozostanie na zawsze tajemnicą.
Przez chwilę zwątpiłam, wybacz mi. Przez ułamek sekundy przez mój mózg przemknęła myśl, że Severus już nie wyjdzie spod gruzów, że zakończy życie aktem troski i odwagi. Zdajesz sobie sprawę z tego jak bawisz się uczuciami czytelników?! Przynajmniej moimi. Przecież to absurd. Jeden z głównych bohaterów nie może zginąć już w trzynastym rozdziale, a mimo że jest to oczywista oczywistość, to umysł przez moment jakby nie działa, serce całkowicie poddaje się uczuciom. Idealnie wykorzystujesz moją empatię dla bohaterów i za to cię podziwiam. Jesteś w stanie doprowadzić mnie do złości, do łez i do śmiechu.
A to jest bardzo piękne...
Nitij
Jej, dedykacja. Nie spodziewałam się tego, ale bardzo dziękuję :D
OdpowiedzUsuńOczywiście, jak zwykle najlepszy Ian "jak coś to krzycz". hahah xd on jest epicki, ale i tak nie pobije naszego kochanego Sevcia. To jak czytał zamyślony książkę. Super. Aż mam taką wizję przed oczami xd
Co do samego rozdziału, to chyba muszę stwierdzić, że jest jednym z lepszych dotychczas. Spodziewałam się szczerze mówiąc krwawej bitwy i kilku zabitych przez Sevcia, ale takie rozwiązanie o wiele bardziej mi się podobało :D Bardziej humanitarne.
Oczywiście wiedziałam, że Sevciowi nic nie jest... ale to jak Hermiona sie o niego martwiła było słodkie. Albo jak stwierdziła, że jest geniuszem.. Cóż... w końcu miała 100% racje, nie?
Tak więc rozdział jest genialny, tylko pozazdrościć. Jeszcze raz dziękuję za dedykację. :D
Pozdrawiam :)
Jak to miło znaleźć się wśród wyróżnionych czytelników. :) To ja Ci powinnam podziękować za to, że piszesz tak wspaniałe opowiadanie i jest co czytać. :)
OdpowiedzUsuńOoo... Hermiona i Snape w jednym namiocie. Czemu mam dziwne wrażenie, że jej matka specjalnie tak podzieliła całą czwórkę? Przecież mogła spać z córką, a zostawiła ją ze Snape'm. Zauważyła, że coś się dzieje, ale... ale chyba nie chce ich wyswatać, prawda? W końcu to nauczyciel Hermiony. ;d Myślałam, że trudniej pójdzie im ze Śmierciożercami, ale na szczęście dali radę. Snape miał dobry pomysł z tym zaklęciem niewidzialności. Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału... Wspólny namiot, hyhy. :D
Hejka! Dopiero teraz miałam czas zajrzeć na twojego bloga, za co przepraszam. Twoja historia jest naprawdę świetna! Nie powielasz znanych scenariuszy, postacie są ciekawe, i aż chce się czytać :D Hermiona i Severus w jednym namiocie; będzie ciekawie :3 Michelle po prostu wymiata! Albo mi się wydaje, albo ona coś knuje... albo mam urojenia :D Z pewnością będę często pojawiać się na tym blogu. Pozdrowionka :)
OdpowiedzUsuńNie twierdzę oczywiście, że się rozczarowałam, ale szczerze powiedziawszy spodziewałam się czegoś innego. A konkretnie zaciętej i zapierającej w piersiach dech walki na śmierć i życie... I dopiero teraz nasunęło mi się też inne pytanie. Domyślam się, że Harry, Ron i Ginny są bezpieczni, ale co z zamkiem i resztą uczniów?
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna czy mogę Ci zaśmiecać tak pod najnowszym postem, ale chciałam Cię zaprosić do mnie na nowy rozdział.
Usuńhttp://wspomnienie-przeszlosci.blogspot.com/
Życzę przyjemnego czytania i Pozdrawiam ;)
Zapraszam na: http://wiezienie-przeszlosci.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że komentarz doda się jak należy, bo skończył mi się transfer i internet tak chodzi, że nie chodzi.
OdpowiedzUsuńNo ale wracając do rozdziału. Przede wszystkim dziękuję za dedykację :)
Natomiast co do samej treści, to spodziewałam się jednak jakiegoś pojedynku, a tu się okazało, że Snape sprytnie wykiwał śmierciożerców ;) Zarówno przy ochronie Grangerów (w tamtym momencie naprawdę myślałam, że Hermiona będzie musiała stanąć do walki w obronie rodziców), czyniąc ich niewidzialnym, a potem w kwestii własnej osoby. Akurat w jego śmierć nie uwierzyłam i spodziewałam się, że żyje (ewentualnie, że Grangerowie znajdą go rannego, ale nadal żywego). Zastanawiam się jednak, jakie wnioski wyciągną śmierciożercy. Czy przyjmą za fakt śmierć Snape, czy może nadal zaciekle będą deptać im po piętach? Zapewne w kolejnych rozdziałach wszystko okaże się jasne.
Może to i drobny szczegół, ale spodobało mi się to, że Snape także rodziców Hermiony zaangażował w stanie na warcie, mimo że są mugolami. Zazwyczaj spotykałam się ze stawianiem niemagicznych na gorszej pozycji, a tu taka miła i przyjemna odmiana.
Pozdrawiam serdecznie :)
" Jak coś to krzycz." Dobre :) A Michell jest po prostu niemożliwa, z początku myślałam, że ona podobnie jak jej córka leci na Pana Profesora. Teraz już wiem, że tak nie jest i szczerze nie wiem co mam o tym sądzić. Ona pcha córkę do Snapciowego łóżka ( tu namiotu) Ja się pytam,która NORMALNA matka się tak zachowuje? "Mionka" Nie wiem dlaczego, ale strasznie mnie bawi to zdrobnienie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dzięki za wyróżnienie :) Jest mi bardzo miło, choć szczerze powiedziawszy nie wiem czym sobie na nie zasłużyłam. Owszem lubię S,S ale moje wizyty tutaj nie są regularne, no ale w sumie to trochę moja, a trochę nie moja wina.
UsuńJeszcze raz dzięki bardzo :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńumm... bo ja ten... nie mam pojęcia jak usprawiedliwić mą nieobecność. może jedynie lenistwem, bo wykręcanie się nauką jest passé. na wstępie muszę powiedzieć, że tą dedykacją po prostu sprawiłaś, że kolejny dzień chodziłam cała w skowronkach, a znajomym chwaliłam się, że dostałam wyróżnienie. ♥
OdpowiedzUsuńta akcja mi dała w twarz, jednak przedtem wylała na mnie kubeł wody. już myślałam, że Snape'owi coś się stanie! tego bym nie przeżyła ;x. wiadomo, Sev geniusz - najpierw inni, potem on. a mówią, że jest tchórzem, zgredem, zUy jest... wiadomo.
uśmiałam się jak nigdy, gdy przeczytałam, że Snape jest robotem. to brzmi tak epicko, że nie mogę się przestać śmiać, mimo iż czytam drugi raz ;3. nie, nigdy mi się nie znudzi <3.
jak ja dobrze wiem, co czuje Herma i Sev. gdy czytają nic się nie liczy.. (uwaga, duża ilość cukru) mam tak, gdy czytam Twoje opowiadanie, a zwłaszcza tak piękne kawałki o ludzkim Snape'ie, który pociera nasadę nosa. to takie słodkie <3. ale naprawdę, gdy zaczytam się w Twoje rozdziały, to reszta się nie liczy. uwielbiam chłonąć każde zdanie tego ff'a!
jest już późno, a mi w takich godzinach włącza się zboczeniec, więc wybacz, ale muszę to napisać, bo kusi niesamowicie:
"Zanim jeszcze wszedł do namiotu, odwrócił się i rzekł bezgłośnie:
- Jak coś to krzycz."
oj Herma na pewno będzie krzyczeć, ale z zupełnie innego powodu ;33. (jaka ja niedojrzała ;p)
rozdział cudoowny - jak zwykle zresztą, ale to wiesz. przepraszam bardzo za zwłokę, jednak jeszcze nigdy nie miałam takiego zastoju weny w rozdziałach, jak i komentarzach. mam nadzieję jednak, że Cię tym nie uraziłam ;c. jeszcze raz bardzo przepraszam! Pozdrawiam ciepło ☺.
Mama Miony chyba chce ich zesfatać ;) "Jak coś to krzycz" heh, dobre.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Dominika