niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 19 „Śmierć jest łatwa, prosta, życie jest trudniejsze.”



Siwobrody mężczyzna po raz kolejny spojrzał na twarze tych, którzy stali przed nim, wpatrzeni w jego postać, jak w obrazek. Uczniowie nerwowo przytupywali w sali, która od niedawna zaczęła służyć Zakonowi, jako miejsce do spotkań. Mimo powietrza, które przesycone było zapachem krwi i potu, nikt z zebranych nawet się nie skarżył, ani nie rozglądał na boki. Przerażone twarze, w skupieniu zwrócone były w kierunku człowieka, któremu zawdzięczali życie.

Albus spojrzał na McGonagall, która towarzyszyła mu podczas tego spotkania i uśmiechnął się pokrzepiająco. Wiedział, że nauczycielka Transmutacji podziela wszystkie jego obawy, ale nie mógł pozwolić, by wśród członków Zakonu wybuchła panika, która równałaby się zgubie. Minęło dwadzieścia cztery godziny, odkąd wraz z innymi czarodziejami i Aurorami udało im się wyswobodzić część uczniów z łapsk Śmierciożerców, którzy rezydowali w Hogwarcie Część… Dumbledore doskonale zdawał sobie sprawę, że wychowankowie jego szkoły, którzy przed nim stali okazali się wielkimi szczęściarzami. Widział jak giną młodzi ludzie, którzy powinni w dalszym ciągu cieszyć się życiem i stać w tej sali wraz ze swoimi rówieśnikami. Widział rozpacz, malującą się na ich twarzach. Słyszał ich wołanie o pomoc, przerywane za każdym razem zielonym błyskiem.

– Wojna to ofiary – rzekł, gdy po minucie ciszy, jaką uczcili pamięć poległych, nadeszła pora na krótką przemowę. Banał, parę słów, kolejne dyrdymały, które w rzeczywistości na nic się nie zdawały, ale potrafiły wskrzesić w niejednym sercu iskierkę nadziei na lepsze jutro. – To walka z przeciwnikiem, który najczęściej jest silniejszy, gdyż stosuje bardziej radykalne i niemoralne zasady gry – zrobił pauzę i skierował swój wzrok na Harrego, który stał w pierwszym rzędzie. – Jednak najważniejsze jest to, by pamiętać, że wojna to przede wszystkim walka z samym sobą. Walka ze swoimi słabościami, ze swoją drugą naturą, ukrytą gdzieś głęboko w każdym z nas. I tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy, którą chciałem wam przekazać. Każdy tutaj obecny, był świadkiem bestialskich i jakże nieludzkich zachowań w zawirowaniach wojennych. Nasi koledzy, przyjaciele, ci których uważaliśmy za spokojnych i grzecznych uczniów, w walce o przetrwanie potrafili w ułamku sekundy utracić człowieczeństwo – chrząknął i już po chwili stanowczy głos ponownie wypełnił cichą salę. – Walka dopiero się rozpoczęła… wyswobodzenie was z Hogwartu było zaledwie małym punktem w planie, który Zakon ma zamiar zrealizować. Niektórzy z was będą zmuszeni ponownie stanąć na placu boju, by walczyć o wolność naszego świata. Jednak pamiętajcie moi drodzy – uniósł palec, ku górze by nadać wagi zdaniu, które miał zamiar wypowiedzieć. – Wojna nie zwalnia od przyzwoitości i litości, a wymaga tego znacznie bardziej niż pokój.

Oklaski, które rozbrzmiały ze wszystkich stron, utwierdziły dyrektora Hogwartu po raz kolejny, że właśnie oto przed nim stoi idealne pokolenie młodych czarodziejów, z którym uda mu się tę wojnę wygrać. Zdawał sobie sprawę, że większość z nich nie będzie już w stanie cieszyć się zwycięstwem, ale nic nie mógł na to poradzić. W tej kwestii był bezsilny. Wielu magów zarzucało mu, że ciągnie za sobą zbyt wiele niewinnych istnień. Ale Albus wiedział, że to jedyne wyjście. Choćby nawet nie wiem jak chciał, nie wygra tej wojny w pojedynkę. Potrzebni są mu ludzie gotowi poświęcić życie w imię wyższych wartości. Jeśli takich zabraknie, będą skazani na klęskę.

***

Zawsze był ciekaw jak wygląda umieranie. Jak każdy rozsądnie myślący człowiek, poświęcał temu zagadnieniu parę samotnych wieczorów, ale nadal nie udawało mu się poznać odpowiedzi. Aż do teraz. Pierwsze, co poczuł to chłód, który omiótł jego ciało niczym perzyna. Jednak nie był to chłód, jaki odczuwa się w trakcie wyjątkowo mroźnego, styczniowego poranka, a chłód, który przynosił ulgę bólowi. Odganiał pieczenie z rany na lewym boku i powodował coś na kształt przyjemnego mrowienia. Gdy chłód powoli pochłaniał jego ciało, wszystkie odgłosy z zewnątrz stawały się coraz mniej słyszalne, powolutku przechodziły w echo. Zniekształcone, nienaturalne i zamazane obrazy jawiły się jego oczom, póki zmęczenie nie nakazało mu zamknąć ciężkich niczym ołów powiek. No właśnie. Zmęczenie, było drugim z kolei uczuciem, jakiego doznał i jakie zdążył zarejestrować póki jego umysł jeszcze rozdzielał to, co rzeczywiste, a to, co nierealne. Zupełnie tak, jak gdyby coś nakazywało mu zasnąć, porzucić wszelkie troski, oddać się chwili i po raz pierwszy w życiu porządnie wypocząć. Słyszał czyjeś nawoływania i prośby by zareagował. Słyszał je, dochodzące z daleka, a mimo to nie chciał ich słuchać. Wpadł w pewnego rodzaju błogostan. Zawisł między bytem i niebytem. Umierał.



***

- Jesteś pewny? – piskliwy głos sprawił, że mężczyzna mimowolnie się skrzywił. Starając się nie zwracać uwagi na postać krążącą wokół niego, kiwnął głową. Zdawał sobie sprawę, że kłamanie w jego sytuacji byłoby przepustką do piekła.

- Tak, panie. Na własne oczy widziałem, jak uchodziło z niego życie – ukłonił się pokornie i oblizał spierzchnięte od suchego powietrza wargi. Kroki mężczyzny zatrzymały się, a czerwone i wąskie oczy uważnie lustrowały oblicze gońca.

- Mam nadzieję. Inaczej już nic na nie, nie ujrzysz – zasyczał i przejechał chudym, zakończonym długim i zżółkniętym paznokciem palcem po twarzy – A szlama?

Posłaniec poczuł, że fala gorąca owiewa jego ciało. Kropla potu spłynęła mu po czole i zatrzymała się dopiero na czubku nosa. Leniwy uśmiech wpełzł na twarz Voldemorta, który w mgnieniu oka znalazł się przy mężczyźnie i wciągnął przez swój szczątkowy nos, zapach potu i strachu.

- Nie masz się, czego bać – rzekł spokojnie przybliżając swoje wargi do ucha donosiciela, który wzdrygnął się, gdy poczuł odór, wydobywający się z ust jaszczura – Nie jestem taki straszny, na jakiego wyglądam – zaśmiał się lekko, ale gońcowi wcale nie było do śmiechu. Coś w tym dziwnym głosie, który wydobywał się właśnie z ust Czarnego Pana, nakazywało mu mieć się na baczności i nie zapominać, że ma do czynienia z szaleńcem. Śmiech ucichł. Mężczyzna poczuł ulgę. Uniósł głowę i spojrzał w czerwone oczy, które były ostatnią rzeczą, jaką ujrzał w życiu.



***

- Dumbledore! – głośne kroki Minerwy ucichły, gdy dogoniła w końcu wysoką, chudą postać. Albus spojrzał na kobietę, jak gdyby nie miał ochoty na żadne rozmowy, co zbiło ją z tropu. Tym razem nie patrzyły na nią pogodne, niebieskie tęczówki, ale oczy człowieka, który niósł na barkach zbyt duży ciężar jak na jedną osobę.

- Minerwo na dworze jest piękna pogoda, a ty ciągle krzątasz się po tych zatęchłych korytarzach – rzekł spokojnie, znów ruszając w swoim kierunku, tym razem z kobietą u swego boku.

- Dumbledore, to nie pora na…

- Zawsze jest pora na oderwanie się od problemów, których mamy aż nadto pani profesor – uśmiechnął się pobłażliwie i wyciągnął z kieszeni pudełeczko mugolskich cukierków.

- Nie każdy może patrzeć na to, co się dzieje, a następnie cieszyć się pogodą – rzekła surowo, zatrzymując się niespodziewanie. Albus spojrzał na nią z troską, po czym poczęstował się cukierkiem i schował pudełeczko do kieszeni w swojej szacie.

- Widzę, że coś cię trapi – rzekł, na co kobieta jedynie przewróciła oczami.

- Kazałeś mi utrzymywać kontakt z Laurencję Blade, choć wiedziałeś, że nie mam na to ochoty.

- Wiem, że nigdy jej nie lubiłaś, ale…

- Teraz zmieniłam, co do tego zdanie – rzekła prędko. – I właśnie otrzymałam od niej wiadomość.

Oczy dyrektora błysnęły niebezpiecznie, a zmiana jaka zaszła na jego twarzy sprawiła, że McGonagall poczuła, że coś jest nie tak. Sama Laurencja nie powiedziała, o co chodzi, jedynie poprosiła o szybkie i pilne skontaktowanie się z Albusem. To między innymi, dlatego Minerwa niezbyt przychylnie odnosiła się do byłej uczennicy, która wydawała się być bardziej zaangażowana w niektóre sprawy niż ona sama, co było rzeczą nie do pomyślenia. Pamiętała jak dziś, gdy głosowała przeciwko włączenia w działania Laurencji, ale była w mniejszości. Za nią głosował nawet Snape, co było do przewidzenia. Przecież niegdyś łączył ich płomienny romans.

Dumbledore z prędkością, której pozazdrościłby mu nie jeden czarodziej w jego wieku, gdyby tylko taki osiągnął, ruszył w przeciwnym kierunku niż dotychczas zmierzał. Jego fiołkowa szata powiewała przy tym zamaszyście.

- Albusie! Powiedz wreszcie, o co chodzi – zrezygnowana Minerwa podążyła za nim, starając się nie zwracać uwagi na obolałe już od tego ciągłego biegania za dyrektorem nogi.

- Wiedziałem, że Severus wstąpi z wizytą do rezydencji jej rodziców, więc kazałem pannie Blade zgłosić się, gdyby tylko coś złego się stało – rzekł poważnie i wpadł do pomieszczenia, które od czasu opuszczenia szkoły służyło mu jako gabinet. Minerwa jedynie jęknęła, zdając sobie sprawę, że musiało stać się coś naprawdę poważnego. Gdy pośpieszyła za mężczyzną, ten już wchodził do kominka, by po chwili zniknąć za osłoną dymu. Czarownica osunęła się na krzesło i przetarła skrawkiem rękawa szkiełka swoich okularów. Zdenerwowana zaistniałą sytuacją wyczarowała sobie szklankę zimnej wody, którą popiła mugolskie tabletki na uspokojenie. Zerknęła na słoiczek, przypominając sobie, że gdy tylko zażywała je w obecności Severusa ten prychał i przewracał oczami, komentując jej głupotę i naiwność. Może i nie działały tak jak jego cudowne eliksiry, ale przynajmniej powodowały, że czuła się spokojniej, gdy tylko wyczuła pod palcami tą drobną buteleczkę, którą nosiła zawsze przy sobie.

***

Hermiona nie mogła uwierzyć w to, co rozgrywało się przed jej oczami. Mężczyzna, z którym nie tak dawno prowadziła walkę na śmierć i życie padł przed nią martwy, ugodzony śmiertelnym zaklęciem. Tak po prostu. Światełko życia w jego oczach zgasło w ułamku sekundy, twarz stężała, a ciało bezwładne niczym kukła, osunęło się na ziemię. Zmęczona odgarnęła kosmyk włosów, który pot przylepił jej do czoła i zamarła.

Poczuła jak nogi same się pod nią uginały, gdy uklęknęła na trawie, obok nauczyciela, który był mocno ranny. Jego czarne szaty całkowicie przesiąkły krwią, a materiał podarł się w wielu miejscach ukazując bladą skórę, w której paskudne zaklęcie uwieczniło głębokie rany, z których ciągle sączyła się ciemnoczerwona ciecz.

- Panie profesorze! – krzyknęła i dotknęła różdżką rany, chcąc choć na chwilę zastopować krwawienie. – Czy pan mnie słyszy?!

Spojrzała w ciemne tęczówki, które złagodniały i nie miały już tego surowego, hardego wyrazu, co zawsze. Patrzył na nią, ale jej nie widział. Poczuła jak łzy spływają jej po policzkach. Patrzenie na człowieka, który powoli opuszcza świat i to z pełną zgodą, sprawiło, że jej serce ścisnął niewyobrażalny żal. Wyrzuty sumienia, że to przez nią ten człowiek tyle razy narażał się na niebezpieczeństwo spowodowały, że miała ochotę wstać i krzyczeć. Stan, w jakim się znalazła, stres i panika, które ją ogarnęły sprawiły, że nawet nie usłyszała jak tuż za nią znalazła się Laurencja i jej rodzice, którzy przybiegli tu zaalarmowani krzykiem i odgłosami walki. Już po chwili matczyne ramiona objęły ją mocno. Poczuła zapach, który od dziecka dodawał jej otuchy i uspokajał. Zamknęła oczy i pozwoliła emocjom znaleźć swoje ujście w postaci łez.

- Zabierzcie ją do środka, powinna wziąć coś na uspokojenie – rzekła Laurencja, która klęczała przy ciele Severusa. – Za chwilę zjawi się tu Dumbledore i zabierzemy was wszystkich do siedziby Zakonu – poleciła stanowczo i nachyliła się nad mężczyzną, szepcząc tajemnicze inkantacje. Hermiona słysząc nazwisko, otworzyła szeroko oczy i wyrwała się z objęć matki.

- On tu jest?! – zapytała z niedowierzaniem.

- Nie, ale mamy połączenie z kominkiem siedziby, więc zjawi się tu lada moment – głos Laurencji był spokojny, co nie można było powiedzieć o Gryfonce, która wręcz kipiała ze złości.

- Chcesz mi powiedzieć, że od dwóch dni, mogliśmy siedzieć bezpiecznie w kwaterze Zakonu?

- Hermiona – Michelle odezwała się niepewnie, chcąc zapobiec niepotrzebnej kłótni. Laurencja pokiwała głową w jej stronę i zwróciła się cierpliwie do dziewczyny.

- Mogliśmy, ale Dumbledore nakazał…. – przerwała, gdy ujrzała wysoką postać w fiołkowej szacie wybiegającą z rezydencji i zmierzającą w ich kierunku. Czarodziej ominął ich trójkę i znalazł się przy ciele swojego podwładnego w ciągu kilku sekund. Hermiona już chciała dokończyć dyskusję, jednak stanowczy głos nakazał jej zamknąć usta, zaraz po tym jak je otworzyła.

- Panno Laurencjo… proszę zabrać państwa Granger i ich córkę do Kwatery Zakonu w trybie natychmiastowym.

- Oczywiście Albusie, a co z..

- Poradzę sobie. Zobaczymy się na miejscu – obrzucił ich wszystkich bacznym spojrzeniem, dłużej zatrzymując się na Hermionie, która mogłaby przysiąc, że przez ten krótki kontakt wzrokowy poznał jej wszystkie odczucia i emocje, które w niej buzowały.

- Co pan z nim zrobi? – zapytała. – Trzeba go ratować!! On jeszcze żyje! – krzyknęła przez łzy. Dumbledore uśmiechnął się pogodnie, co jeszcze bardziej doprowadziło ją do szału. Znienawidziła tego człowieka w jednej sekundzie.

- Panno Granger, obawiam się, że to już moja w tym głowa. Proszę napić się herbaty i zjeść kawałek czekolady. Dobrze to pani zrobi.


***

W Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa została otoczona nadopiekuńczością nie tylko ze strony swojej matki, ale również od strony Molly Weasley i o dziwo Minerwy McGonagall. Surowa nauczycielka, jaką starała się być w szkole, gdzieś się ulotniła, a jej miejsce zajęła miła i łagodna kobieta, której jak dotąd nie znała. Chociaż od zawsze podejrzewała ją o takie skłonności.

Siedząc przy wielkim stole i spoglądając na uczniów, których pamiętała ze szkoły, a przede wszystkim spoglądając na Harrego i Rona poczuła się jak w domu. Tułaczka po nieznanych jej miejscach, z dala od przyjaciół, z którymi zdążyła się już przez te siedem lat zżyć była czymś, co od teraz mogła jedynie wspominać. Jakiś pierwszoroczny poprosił ją o podanie talerza z sałatką. Uśmiechnęła się do niego i spełniła prośbę, przy okazji przypominając sobie o swojej porcji ciepłego posiłku na talerzu. Wciągnęła nosem kuszący zapach, złocistego kurczaka, ale go nie tknęła. Nie była głodna. W przeciwieństwie do Rona, który obżerał się już trzecim. Miała na głowie inne problemy niż pusty żołądek. Obserwując uśmiechniętych biesiadników, wśród których byli nie tylko uczniowie, ale także nauczyciele i paru innych, zupełnie obcych jej ludzi, ciągle krążyła myślami wokół jednej osoby. Na samo wspomnienie jego ironicznego uśmieszku, głębokiego głosu i nonszalanckiego sposobu bycia, czuła kłucie tuż za mostkiem. Przy stole ciągle brakowało Dumbledore’a, ale nikt nie wydawał się być tym zaniepokojony. Wszyscy wydawali się nie zwracać uwagi na brak dwóch najważniejszych osób, zupełnie jakby nie istniały. Poczuła irytację i rozejrzała się po twarzach obecnych na sali, napotykając uspokajające spojrzenie Laurencji. Kiwnęła lekko głową i spuściła wzrok na talerz, powracając ze świata własnych myśli do rzeczywistości.

- … a wtedy Minister powiedział, że nie pozwoli, by naród został opanowany przez tego Jaszczura – rzekł Ron wycierając skrawkiem rękawa usta, co spowodowało, że parę osób popatrzyło na niego ze zdziwieniem. Harry przewrócił oczami i spojrzał na Hermionę.

- A ty, co o tym myślisz? – zapytał, na co dziewczyna otrząsnęła się i uśmiechnęła przepraszająco.

- Wybacz, ale się zamyśliłam – przeprosiła. Chłopcy wymienili ze sobą zdziwione spojrzenia.

- Hermiona, odkąd tu jesteś, wydajesz się być ciągle… – podkreślił ten wyraz - dziwnie zamyślona. Coś się stało?

- Nie, skądże – wymamrotała i wysiliła się na kolejny uśmiech, który chyba jej nie wyszedł, gdyż przyjaciele nie wyglądali na przekonanych. - Jestem po prostu szczęśliwa, że ta cała ucieczka dobiegła końca i że jesteście bezpieczni. Tęskniłam za wami.

- My za tobą też… myśleliśmy, że ten Nietoperz cię porwał i zabrał prosto do Voldemorta, ale później w gazetach…

- W gazetach? – spojrzała na niego zdziwiona, zapominając, że powinna go upomnieć, by zwracał się do Mistrza Eliksirów z należytym szacunkiem.

- Po tym jak zniknęłaś w Proroku Codziennym ukazały się zdjęcia wszystkich tych, którzy zostali oznaczeni, jako zdrajcy…

- Więc wiedzieliśmy, że masz się dobrze i jesteś bezpieczna.

- Jestem… przynajmniej ja…

- Przynajmniej ty? – Ron spojrzał na nią z zaciekawieniem. – O czym ty mówisz?

Hermiona przegryzła dolną wargę i przez chwilę milczała, zastanawiając się czy powiedzieć chłopcom całą historię, wraz z wszystkimi szczegółami. Już miała otwierać usta, by zacząć swoją opowieść, gdy drzwi otworzyły się zamaszyście, uderzając o ścianę.

***

5 godzin wcześniej

- Czyś ty zwariował! – donośny baryton wypełnił pusty salon w rezydencji Laurencji.

- Nie bądź dziecinny – odezwał się drugi, tym razem z nutką rozbawienia.

- Dziecinny? To nie ja objadam się cukierkami i nie ja noszę fiołkową szatę w księżyce.

- Severusie czy ktoś powiedział ci, że masz miłe usposobienie do świata?

- Tak… dostanę kiedyś za to medal – czarnooki mężczyzna skrzywił się malowniczo. – A tymczasem, póki jeszcze nikt nie zgłosił mojej kandydatury do tytułu najbardziej milusińskiego czarodzieja na świecie, pozwolisz, że sam uleczę pozostałe rany.

Dumbledore uśmiechnął się pogodnie i uniósł ręce ku górze, dając za wygraną. Snape wykrzywił się triumfalnie nad swoim małym zwycięstwem i przyłożył różdżkę do jednej z ran na ramieniu, czując jak przyjemna fala ciepła rozchodzi się po całej ręce, sklepiając z niesamowitą precyzją każde, nawet najmniejsze zadraśnięcie.

- Nie zostaną blizny? – zapytała Dumbledore, zaciekawiony zdolnościami magicznymi swojego podwładnego.

- Nie – odrzekł cicho i wyprostował się dumnie, gdy dokończył leczenie. Temat uznał za skończony. Albus uśmiechnął się pogodnie do Severusa.

- Świetnie widzieć cię wśród żywych. Swoją drogą nieźle nas wystraszyłeś.

Prychnięcie było jedyną odpowiedzią czarodzieja, który wcale nie czuł ulgi faktem, że jednak żyje, a w pewnym sensie czuł swego rodzaju rozczarowanie. Osłonił się szczelniej peleryną i zmierzył siwobrodego staruszka wzrokiem.

- Czy Granger i jej banda – mówiąc banda, miał na myśli jej rodziców, za którymi w dalszym ciągu nie przepadał – są bezpieczni?

- Tak, jak najbardziej. Nimi już nie musisz się martwić.

- A co z przysięgą? Nie będę mógł walczyć i równocześnie ich pilnować – Albus kiwnął, głową przyznając mu rację i zdjął z niego przysięgę, od tak, pstryknięciem palcami. Uśmiechnął się widząc zdziwioną minę młodszego czarodzieja.

- Po twojej minie sądzę, że spodziewałeś się kłótni, dyskusji i mojego oporu.

- Zawsze pozbawiasz mnie tego najprzyjemniejszego – warknął, ale był zadowolony, gdy ciężar i odpowiedzialność, jaką ponosił za całą rodzinę nieznośnej Granger, została z niego zdjęta.

- Severusie wiem, ile poświeciłeś…

- Znowu umoralniająca paplanina? – mężczyzna jęknął i westchnął ciężko. Albus zachichotał cicho.

- I kto tu zachowuje się dziecinnie?

- Mówiłem, że nie…

- Już dobrze – Dumbledore powstrzymał go przed kolejnym wybuchem i nagle spoważniał. Severus przyglądał się mu bacznie, nie mając pojęcia, co znów wymyśli ten zakręcony staruszek. – Myślę, że po raz pierwszy w historii musimy skorzystać z Magii Założycieli.


I w tym momencie Albus pierwszy raz w życiu ujrzał Severusa, któremu zabrakło słów.

23 komentarze:

  1. Świetny rozdział ;)) już od jakiegoś czasu zaglądam na twój blog - piszesz niesamowicie... po prostu .... nie wiem co powiedzieć....
    BOSKOOO <33
    życzę weny i z niecierpliwością xD czekam na następną notkę ;***
    Pozdrawiam ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza!!!!! Witaj kochana! Powiem ci że mnie nieźle nastraszylas na początku.... Jejku myślałam że nasz kochany sevcio odszedł...myślałam też że to może być dumbel ale cieszę się że obaj panowie żyją! Wogóle przemowa albusa na początku wymiata naprawdę jak ci wielcy nasi historyczni przywódcy normalnie!!! I za to właśnie też kocham członków zakonu - odważni i waleczni do końca!!! Mam nadzieję że severus wróci szybko do zdrowia i że jego miłość x hermiona nabierze rozpędu ciekawi mnie też co na to jej przyjaciele bo już zauważyli że hermiona jest myślami zupełnie gdzie indziej:))) pozdrawiam cię kochana napisz coś szybciutko bo ciekawość mnie zezre:)) blyskotka-ligota:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A jednak ktoś mnie już ubiegl z komenta:) chyba pisaliśmy w tym samym czasie pozdrawiam raz deszcze!błyskotka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam ,że pojawiam się dopiero teraz, ale mam pewne problemy techniczne co się łączy z ograniczeniami czasowymi. Na razie chciałam dać znać, że w ogóle żyję. Postaram się skomentować te pięć odcinków o, które jestem w plecy jak najszybciej choć nie jestem w stanie powiedzieć kiedy dokładnie.
    Tak po prawdzie, tylko się oczywiście nie obraź bo to nie przeciwko Tobie, ale bardzo szybko dodajesz nowy odcinków i nie zawsze nadążam...

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Łał ... naprawdę się bałam o Snape'a! Cieszę się że wszytko ok :) Super rozdział !! Czekam z niecierpliwością na kolejny!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Łehehej ! O tak, oł je kolejny rozdział Jane jest szczęśliwa :D Nie zawiodłaś mnie .Szkoda tylko ,że nie wiadomo o co chodzi ale mam dziwne wrażenie ,że Hermajni zostanie wykorzystana do tej dziwnej magi założycieli :)
    Loffam to twoje opowiadanko :)
    Pozdrowienia ,weny
    Jane

    OdpowiedzUsuń
  7. Skomentowałabym i rozdział 18, ale (nie wiem dlaczego i jakim prawem) nie mogłam. Po prostu się nie dało. Wkurzyło mnie to tak, że byłam pewna, iż mój laptop wyląduje za murem. Naprawdę. Nareszcie jednak mogę znów wyrazić swoje zdanie. ^^
    Krótko do osiemnastki: o cholera!
    Do dziewiętnastki: zastanawia mnie czym jest magia założycieli. I Severus, któremu zabrakło słów! To musiał być widok! Najbardziej wygadany czarodziej świata, który nie może wydobyć z siebie ani słowa. Biedna Hermiona, tak strasznie się bała o milusińskiego... Muszę przyznać, że podobało mi się to.
    Jak zwykle rzuciłaś mnie na kolana swoim stylem. ;)
    Nitij

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie! Dlaczego?! Popełniłaś jeden, jedyny błąd, który doprowadza mnie do szału równie mocno jak zamiast św. Mung to piszą św Mungo, a mianowicie imię Pottera! Jego imię piszę się z apostrofem w m.in. dopełniaczu czyli nie Harrego, tylko Harry'ego kochana! Wybacz, że się wtrącam, ale chyba rozumiesz czemu mnie to drażni?
    A poza tym rozdział świetny. Sev dzięki Merlinowi jest cały i zdrowy! Trochę dziwnie się poczułam czytając wątki z Harrym i Ronem po tylu rozdziałach samej Hermiony i Severusa ^^.
    Ale to nic, zastanawiam się o co chodzi Albusowi z tą magią i czemu Sevowi zabrakło słów? :).
    Czekam na więcej! Niech Wen będzie z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj ;)
    Kurcze, mowa Albusa jak zwykle chwyta za serducho ;)
    Powtarzam sie, ale bardzo podoba mi sie to co piszesz ;))
    Ciesze sie, ze wszystko jest ok.
    Zycze Ci duzo weny, wybacz ze tak krotko ale komentuje z komorki
    Zapraszam rowniez do mnie na nn;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć :)
    Jak zwykle nie mogłam się doczekać rozdziału, lecz oto jest!
    Boże, ja tak się przestraszyłam... myślałam, że Severus naprawdę umrze :'( Biedna Hermiona, biedna :(
    Rozumiem, że to Severus wszedł do Kwatery Zakonu? ;)
    I to o Severusie, któremu zabrakło słów... Boskie, boskie, boskie!
    Ja chcę Severusa i Hermionę ♥
    Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze wiesz, że uwielbiam Twojego bloga, jednak ten rozdział spowodował, że zaczęłam go ubóstwiać. Pisałaś tak pięknym językiem, że na jakiś czas zatraciłam się...
    Przemowa Dumbledore'a była taka... dająca nadzieję. Wszystko opisałaś na tyle prawdziwie i z emocjami, że przez chwilę rozumiałam naszego dyrektora. Byłam z nim sercem i duszą! Jak rozmyślał nad istotą wojny i ginących ludzi. Szczególnie podobał mi się ten fragment: "Choćby nawet nie wiem jak chciał, nie wygra tej wojny w pojedynkę. Potrzebni są mu ludzie gotowi poświęcić życie w imię wyższych wartości. Jeśli takich zabraknie, będą skazani na klęskę." - Dumbledore trafił w dziesiątkę.

    Jeśli chodzi o Severusa, to oczywiście wiedziałam, że nie umarł, więc nie skupiałam się na jego śmierci samej w sobie. Znowu zachwyciły mnie opisy, które były rzecz jasna w poprzednich rozdziałach, jednak dopiero teraz były zachwycająco piękne? Prawdziwe? Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi xd

    To jak Hermiona przejmowała się losem Severusa było ujmujące. Aż złość mnie brała na myśl o jej bezsilności i tego, że inni w ogóle nie przejmują się, co takiego dalej będzie ze Snape'em... Ugh!

    Podsumowując, ten rozdział był najlepszy ze wszystkich. Gratuluję :D
    Życzę Ci oczywiście ogromnych pokładów weny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  14. cudowna niedziela - najpierw Władca Pierścieni, potem Harry Potter... i myśleć, że lepiej już być nie może, gdy nagle... wowki! Twój rozdział! no ja w niebie jestem ;3
    Dropss. Nareszcie jakaś zmiana! mamy tu do czynienia z potężnym czarodziejem w feszyn szatach, a nie jakimś kochanym dziadziusiem.. miła odmiana ;). no ale w ogóle.. z jednej strony to fajnie, że wreszcie wszyscy są razem, że wiemy co tam się dzieje u innych, a z drugiej zaś dópa ;x. bo przedtem tylko Severus i Herma, sami, razem, all time - czyli tak, jak powinno być ;d. no dobrze, może nie... już czekam na reakcje Harry'ego i Ronałki na wieść, że Herma jednak lubi Nietoperka (noom, bo to takie dziwne, że ktoś lubi człowieka, jakim jest Snape..).
    wow, Magia Założycieli, wow. lubię takie oderwania - dzieje się! no kto nie lubi akcji? coś czuję, że będzie to naprawdę świetne w Twoim wykonaniu, chociaż patrząc na poprzednie wątki, jestem tego pewna!
    wiedziałam, że Snape'owi nic się nie stanie.. no proszę, on nie jest palcem robiony i nie z takich tarapatów wychodził cało. czytając ten fragment o umieraniu poczułam się meega śpiąca. czo ta bezsenność robi z człowiekiem.. chcesz iść spać po wykańczającym dniu, a gdy już się położysz w łóżku... BOO! łapka w dół.
    no więc (tak się zaczyna zdań, zła ja) ten rozdział był miłą odskocznią i zapowiada się prawdziwa bomba! dziękuję, teraz nie będę mogła zasnąć podwójnie XD. pozdrawiam i życzę weny na kilogramy, a także wielu butelek ognistej whisky i kilka paczek fasolek wszystkich smaków, a co. ;3. ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Jesteś mistrzynią! Nie umiem inaczej opisać Twojego talentu :3 Czytając mi jako czytelniczce zabiera dech w piersi, bo robisz to tak niesamowicie. Bardzo, bardzo ale to bardzo mi się podobało ^^ Znalazło się teraz kilka błędów ale każdy je robi, więc spokojnie :3 No Drops! Sev ledwo żywy leży a on każe Hermionie napić się Herbatki?! :o Ale jak Hermiona tak stała tzn klęczała przy nim... i się martwiła to było to takie słodkie *.* Opis stanu Severusa kiedy tal leżał, a chłód otaczał jego ciało było niesamowite! Oj... nie dostałam powiadomienia znów :__:
    gdfd
    Czekam na NN skarbie! ^^
    Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Magia założycieli? Co miał na myśli? Chyba to poważne, bardzo, skoro Severusowi zabrakło słów. Czyli teraz nie musi chronić Hermiony, ale wydaje mi się, że jeśli znajdą się znów w sytuacji zagrażającej jej życiu, to Severus się dla niej poświęci. Nie rozumiem, czemu od razu nie trafili do Zakonu... O co chodziło? Dumbledore chciał, żeby doszło do tego starcia?

    OdpowiedzUsuń
  17. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Czytam kilka blogów sevmione ale twój jest moim ulubionym. Dużo weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kilka osob poinformowalo mnie, ze zaistnialy pewne niedogodnosci jesli chodzi o wejscie na mojego bloga. W razie czego, nastapila zmiana adresu na ;
    http://eliksir-odrodzenia.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;)
    P.s. wszelkie bledy wybacz - tel.

    OdpowiedzUsuń
  19. Two Steps From Hell! Cóż, śledzę Twoje opowiadanie od dłuższego czasu, ale dopiero teraz zdobywam się na komentarz. Nie będzie on długi, bo ja sama talentu nie posiadam, ale wiedz, że Cię podziwiam i mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać ;) Mam jedno pytanie i byłam niezmiernie wdzięczna za odpowiedź - na ile mniej-więcej rozdziałów planujesz opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze?? Nie mam pojęcia. Jak na razie piszę spontanicznie i nie mam określonej liczby rozdziałów.

      Usuń
  20. Wspaniały blog, chyba się uzależniłam. Niecierpliwie czekam na nn i zapraszam cię na mojego pierwszego bloga SS/HG. Pierwszy rozdział pewnie nie jest ciekawy, ale raczej będzie się działo. Zapraszam i całuję :* https://hgxss.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. Ciekawe co to za magia Założycieli? :)
    Dominika

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów
Resurgere and Grinmir-stock