piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 32 " Rozdarłeś mnie na strzępy. Równie dobrze mógłbyś mnie zasztyletować."

- Dumbledore – niedowierzenie i dziwna pustka w głosie Severusa, spowodowała, że Hermiona poczuła ucisk w sercu.

Starzec odwrócił wzrok.

- Przykro mi, ale liczy się ogół, Severusie… nie zachcianki pojedynczych jednostek.

- Zachcianki?! – młodszy czarodziej zbliżył się do Albusa – tyle ci poświęciłem, tyle byś mógł prowadzić tą swoją walkę…

- I jestem Ci za to ogromnie wdzięczny. Gdyby nie ty nie zaszlibyśmy tak daleko, ale sprawy najwidoczniej się skomplikowały, a ja nie mogę sobie pozwolić na zaprzepaszczenie tego wszystkiego, na co tak skrzętnie pracowaliśmy.

Mistrz Eliksirów z wściekłością zmieszaną z ogromnym żalem, jaki żywił właśnie do tego, który niegdyś był dla niego niczym ojciec, acisnął dłonie w pięści.

- Wysyłasz mnie na pewną śmierć Dumbledore, mam nadzieję, że dociera to do twojej starej łepetyny – warknął siląc się na ostatki sarkazmu. W rzeczywistości nie był w ogóle w humorze do zgryźliwych przytyków. Miał ochotę zostać sam. Zaszyć się gdzieś w jaskini i płakać. Z dala od ludzi, którzy podawali się za jego przyjaciół. Z dala od ich dwulicowości.

- Nie pierwszy raz Severusie – rzekł mężczyzna, a jego błękitne oczy poszarzały i utraciły swój blask. Wyglądał o wiele starzej – Poradzisz sobie i tym razem, a gdy wszystko się wyjaśni..

- Nie wrócę już – rzekł stanowczo, a jego puste oczy krzyczały z rozpaczy, jednak nikt tego nie widział.

Lupin wycofał się, by nie przeszkadzać w rozmowie dwóch czarodziei, która zaczęła przybierać nieoczekiwany obrót. Dumbledore spojrzał na czarnookiego i westchnął ciężko.

- Będziesz teraz mi robić na przekór?

- Nie. Tu już nie chodzi o ciebie – uderzył pięścią o barierkę, która zadygotała hałaśliwie – Mam dość ciągłego porzucania i przygarniania mnie, kiedy tylko jestem ci potrzebny! Nie jestem cholernym skrzatem, który przyleci na każde twoje zawołanie – wycedził – Wyrzucasz mnie, więc niech to będzie twoje ostatnie słowo. Obyś w porę zorientował się jak ważnego sprzymierzeńca straciłeś.

Albus dzielnie wytrzymał palące spojrzenie obsydianowych oczu Mistrza Eliksirów. Czy postąpił słusznie? Przed niespełna pięcioma minutami tak też się mu wydawało, jednak teraz nie był już tego taki pewny. Już nie było odwrotu. Wielka machina została puszczona w ruch i nic nie mogło jej zatrzymać.

- Życzę ci, abyś osiągnął to, do czego tak uparcie dążysz – rzekł opadnięty z sił – Byłeś mi jak ojciec. Kochałem cię jak ojca, a ty właśnie mnie zniszczyłeś. Rozdarłeś mnie na strzępy. Równie dobrze mógłbyś mnie zasztyletować.

Severus sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej pierścień, Przez chwilę mu się przyglądał, po czym rzucił go na stół, nie bacząc na to, że sturlał się on po chwili na podłogę. Lekko skinął głową starszemu czarodziejowi i z towarzyszącym mu trzepotem szat ruszył w kierunku wyjścia. Z głową wysoko uniesioną ku górze kroczył korytarzem, którymi spacerował niezliczoną ilość razy. Tym razem miała to być jego ostatnia chwila w tym miejscu. Miejscu, które było dla niego domem, schronieniem i w którym mimo tego, że nigdy nie powiedział tego na głos, spędził najlepsze chwile swojego życia. Schodami w dół zszedł do głównego hollu, gdzie zgromadzili się członkowie Zakonu z Lupinem na czele, który wydawał się być usatysfakcjonowany decyzją Dumbledore’a.

Zatrzymał się. Chwilowe zawahanie pozwoliło mu dostrzec obrzydzenie na twarzach członków Zakonu Feniksa. Grymasy zawodu były tak częste jak uśmiechy satysfakcji. Przebiegł po nich wzrokiem, szukając chociażby jednej osoby, która byłaby dla niego światłem w tunelu, kimś, kto pozostał przy nim w tej trudnej chwili. Nikogo takiego nie ujrzał. Nie zdziwiło go to, choć jak każdy w takim położeniu miał malutki płomyczek nadziei w sercu, że może jednak…, ale nigdy nikt go nie lubił. Nie tylko dlatego, że nie dawał im ku temu powodów. Po prostu tak jak Potter był skazany na bycie Wybrańcem, tak on był skazany na życie w odosobnieniu. Samotny do końca.

Westchnął ciężko i ruszył na przód w kierunku głównych drzwi. Tym razem nie potrafił być na tyle silny by trzymać głowę wysoko, dlatego też wbił wzrok w ziemię i pod ciężarem oskarżycielskich spojrzeń powoli zbliżał się do zakończenia pewnego etapu w swoim życiu. Szepty wdzierały się w jego umysł. Nie mógł pozostać na nie głuchy.

- Zawsze twierdziłem, że Snape nas zdradzi.

- Dumbledore w końcu przejrzał na oczy.

- Biedny Moody, gdyby nie on ciągle byłby tu z nami.

- Pewnie znów powróci do Voldemorta.

Severus pchnął ciężkie drzwi, które zaskrzypiały głośno i rozwarły się przed nim. Z maską, pod którą krył swój ogromny ból przekroczył próg zamku, zostawiając fałszywych przyjaciół za sobą. Każde ze słów, które usłyszał raniły jego serce niczym kieł Bazyliszka. Raz po raz. Krocząc pewniej w stronę muru, za którym już nie będzie odwrotu, zaczął przyspieszać. Miał ochotę biec, by jak najszybciej uciec od bólu. Jeszcze tylko kilka metrów i już nie będzie powrotu.

Dwa metry. Brama z głośnym skrzypnięciem zaczęła się unosić, by wypuścić zdrajcę, który mieszkał w jej murach, zbyt długo.

Światło księżyca padało prosto na wyjście, jakby nawet sama natura chciała się go pozbyć..

Metr. Tyle już dzieliło go od zdania się na łaskę samego losu. Na samotną tułaczkę, której miał nadzieję nigdy nie rozpocząć.

Niespełna dwa kroki.

- Severus!

- Granger - skrzywił się. Nie miał ochoty na pożegnanie. Nie był na to przygotowany i absolutnie nie miał pojęcia, co mógłby jej powiedzieć. A może ona też mu nie wierzyła i chciała mu wygarnąć, jakim dupkiem i zdrajcą jest, był i będzie? Mimo tego, że za wszelką cenę nie chciał z nią rozmawiać, bojąc się, że zupełnie się rozklei, zatrzymał się i odwrócił.

- Severus, czy to prawda? To wszystko, co mówią? Zabiłeś Szalonookiego? – brązowe oczy wpatrywały się w niego z taką nadzieją, że zaprzeczy temu wszystkiemu, że aż poczuł jak robi mu się niedobrze. Zerknął ponad jej ramię. Członkowie Zakonu obserwowali ich uważnie. W końcu nikt nie wiedział o ich związku i zapewne zastanawiali się, co takiego młoda Gryfonka ma do powiedzenia zdrajcy.

- Tak Granger, zabiłem Szalonookiego – rzekł sucho. Dziewczyna podciągnęła nosem.

- Czy on naprawdę był...

- Pod zaklęciem Imperius? Nie wiem zapytaj Lupina – zadrwił – W końcu to on najlepiej wszystko wie – spojrzał na Gryfonkę z mieszanymi uczuciami.

- Pytam ciebie! – fuknęła zła.

Severus zerknął na bramę, po czym znów utkwił w niej swoje spojrzenie.

- Tak. Wiele razy towarzysząc Czarnemu Panu widziałem ludzi pod wpływem tej klątwy. Potrafię ją rozpoznać.

- Może się pomyliłeś, może…

- Ja. Się. Nie. Mylę. Granger. – warknął – Jeśli wolisz wierzyć w to co jest prostsze do zrozumienia muszę cofnąć mój osąd o tobie, jako osobie inteligentnej.

- Wiem, że to dla ciebie trudne…

- Tak? – zadrwił – Obawiam się, że nawet nie masz pojęcia o tym, co się teraz stanie – wycedził.

Dziewczyna zbliżyła się do niego. Przez chwilę się nie odzywali, wpatrzeni jedno w drugie, jakby to miało być ich ostatnie spotkanie.

- Powinieneś zostać tu gdzie twoje miejsce – szepnęła, a pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Severus otarł ją rąbkiem swojego rękawa.

- Wiesz, że to…

- Nie jest koncert życzeń – dokończyła za niego i uśmiechnęła się lekko przez łzy. – Tak wiem. Spróbuję porozmawiać z Dumbledorem jakoś może go przekonam…

- Nie Granger. Zajmij się sobą. Nie mną. Wojna się jeszcze nie skończyła. Ciągle grozi wam wielkie niebezpieczeństwo – urwał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie miał pewności czy powinien. Dziewczyna zauważyła to od razu.

- Co jest? – zapytała cicho.

- Nie sądziłem, że kiedyś to powiem Granger, ale trzymaj się z Potterem i rudą rodzinką. Tylko im ufaj – kucnął i złapał ją za ramiona – Zrozumiałaś?

Kiwnęła szybko głową, podciągając nosem. Czyżby Severus widział coś, co dotyczyło się kogoś z członków Zakonu Feniksa?

- Obiecałeś mi, że będziesz ciągle przy mnie. Że będziesz mnie chronił…

Mężczyzna westchnął i uścisnął nasadę swojego nosa. Miał ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że życie faktycznie jest niesprawiedliwe i że nic nie poradzi na to, jak los ułożył wobec niego plany, jednak zdawał sobie sprawę, że to może być ich ostatnie spotkanie, więc postanowił być delikatny.

- Będę. W jakiś sposób postaram się, żebyś była bezpieczna, ale musisz mi pomóc.

- Jak? – oplotła ramiona wokół jego szyi.

- Nie pakuj się w kłopoty i nie zgrywaj bohaterki, bo inaczej zginiesz, a ja będę musiał zawracać sobie głowę twoim ponownym wskrzeszaniem i kolejnym morderstwem – Hermiona zaśmiała się i pogładziła mężczyznę po policzku.

- I kto to mówi? – zapytała – Czarodziej, który poświęcił wszystko by zgrywać bohatera.

- Ja Granger, mogę trochę więcej – pokręcił głową. Zerknął na ludzi, stojących w drzwiach Hogwartu – Wracaj do zamku. Na mnie już czas – rzekł usiłując powstrzymać jakiekolwiek drżenie głosu.

Hermiona uścisnęła go mocno, nie chcąc wypuścić z ramion. Czując ciepło jego ciała, silne ramiona oplatające ją w pasie była szczęśliwa. Zacisnęła powieki i po raz ostatni wciągnęła jego zapach, by jak najdłużej zapadł jej w pamięć. Wiedziała, że grozi mu niebezpieczeństwo poza murami Hogwartu. Voldemort tylko na niego czyhał z chęcią ukarania zdrajcy. Mężczyzna gładził ją po plecach. Z łzami, których już nie mógł powstrzymać wplótł jedną dłoń w jej gęste włosy, które tak uwielbiał. Czuł, że coś traci. Nieubłaganie wyślizguje mu się z rąk, by już nigdy nie powrócić. Chrząknął i przytulił ją mocniej.

Nie tak dawno dane im było dopiero wyjawić uczucia wobec drugiej połówki, a teraz znów muszą zapomnieć o sobie. Ciągle dławić to uczucie, aż do utraty tchu.

Hermiona odsunęła się od niego, by po chwili przywrzeć własnymi ustami do jego i złączyć ich w ostatnim namiętnym pocałunku, przepełnionym bólem po utracie kogoś bliskiego. Oderwał się od niej. Puste oczy znów ukryły jego uczucia. Chciał coś powiedzieć i nawet otworzył już usta, ale zrezygnował. Pogładził ją po policzku i jednym krokiem pokonał granicę, za którą był bezpieczny.

Hermiona wybuchła histerycznym płaczem, gdy brama zamknęła się na dobre, a czarna postać zniknęła z widoku zaraz po tym. Osunęła się na ziemię i szlochała, nie potrafią się powstrzymać. Nie rozumiała decyzji Dumbledore’a, stracił w jej oczach, skazał jedynego mężczyznę, którego kochała na śmierć. Przejechała dłonią po trawie, a kolejny spazm płaczu spowodował, że zaczęła kaszleć, dławiąc się własnymi łzami.

- Hermiono – głos Harry’ego spowodował, że spróbowała się uspokoić, ale łzy ciągle spływały jej po policzkach, skapując na źdźbła trawy. Tak bardzo go potrzebowała. Tak bardzo chciała znów z nim porozmawiać i znów poczuć jego dotyk.

- Zostaw mnie – szepnęła słaba. Ręka przyjaciela powędrowała na jej ramię.

- Powinnaś wrócić do zamku. Robi się coraz chłodniej.

- Słyszałeś?! Zostaw mnie! Chce być sama! – krzyknęła, a Ron, który obserwował to wszystko z dystansu skinął na przyjaciela, by dał jej spokój. Przez chwile jeszcze stali obok niej, wsłuchując się w jej cichy szloch i słaby głos szepczący imię ich nauczyciela, po czym powoli ruszyli kierunku zamku, zostawiając przyjaciółkę samą.

Nie chciała z nikim rozmawiać, dlatego też, gdy zrobił się już naprawdę zimno i ciemno, bez zaglądania do Wielkiej Sali, ruszyła prosto do swojego małego pokoju, który niegdyś był salą, w której uczyła się Starożytnych Run. Usiadła na łóżku i wpatrzona w jeden punkt za oknem, próbowała wmówić sobie, że wszystko dobrze się skończy. Z czasem nie była tego już taka pewna. Molly próbowała namówić ją do jedzenia, ale na próżno. Gryfonka nawet nie chciała o tym słyszeć. Uparcie milczała i zastanawiała się gdzie teraz jest Severus i czy jeszcze nie wpadł w żadne kłopoty. Wiedziała, że da sobie radę, ale zdawała sobie sprawę, że nadejdzie taki czas, gdy będzie zmęczony, mniej czujny i słaby, a wtedy?

Nie chciała nawet o tym myśleć, jednak umysł jakby specjalnie podsyłał jej różne przerażające obrazy.

Zasnęła dopiero nad ranem, wyczerpana emocjami, których miała jak na jeden dzień za dużo.



- Nie uważasz, że podjąłeś pochopną decyzję Albusie? – Minerwa odwróciła się do dyrektora i z zaciśniętymi ustami wyczekiwała odpowiedzi.

- Każda decyzja niesie za sobą ryzyko i wątpliwości Minerwo – odrzekł i przyłożył różdżkę do skroni. Nauczycielka obserwowała jak wąska, przeźroczysta nitka wyłania się z głowy dyrektora i znika w płaskiej misce, wśród setek innych jej podobnych.

- To, czemu podjąłeś ją tak rychło? Wybacz, ale nie rozumiem.

- Wierzyłem, że Moody został potraktowany zaklęciem Imperius. Severus nie miał powodów go zabijać, a tym bardziej wymyślać tak zmyślnej historyjki. Zresztą nie on zgłosił się na poszukiwanie Szaloonokiego, ale wybrał go do tego Lupin. Nie mógł, więc tego zaplanować.

- Wygnałeś niewinnego? – szok na twarzy Minerwy pogłębił jej zmarszczki i sprawił, że wyglądała o wiele starzej.

- Może nam się przydać w inny sposób. Pomyśl, co jeśli Voldemort będzie chciał go z powrotem w swoich szeregach? – oczy Albusa zabłyszczały.

- Tego nie możesz przewidzieć. Równie dobrze może go zabić! – podniosła głos zbulwersowana.

- Kiedy już znów wbije się w jego łaski, może zacząć pracować dla nas jako szpieg po raz drugi – dokończył i zamknął Myśloodsiewnię.

- Manipulujesz sprawami, które mogą w każdej chwili wymknąć ci się z rąk Albusie – rzekła zdenerwowana Minerwa – co jeśli zginie, albo jeszcze gorzej: jeśli nie będzie już chciał wrócić na naszą stronę? Zbyt często go poświęcasz dla dobra sprawy. Uważaj, żeby nie obrócił się przeciwko tobie, bo jeśli tak się stanie będziesz miał poważnego przeciwnika do pokonania i jeśli tak dalej pójdzie obawiam się, że będziesz musiał walczyć z nim sam.

********************************************************************
Oto za Wami punkt kulminacyjny mojego opowiadania. Kiedy będzie następny rozdział nie umiem powiedzieć, może uda mi się coś naskrobać w weekend majowy. Tymczasem maturzystom życzę powodzenia na egzaminach :-)

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 31 „Stałem u progu dorosłości niedojrzały, zagubiony, odrzucony i miałem żal do samego siebie, iż wszystko co dobre mnie ominęło.” R. Gong

Gdy tylko Longbottom wspomniał coś o Śmierciożercach i Granger, Severus poczuł jak cała krew zamarza mu w żyłach. Hogsmeade? Jak mogli być tak nieodpowiedzialni? Po? jaką cholerę wybrali się do tej wioski skoro wiedzieli, że słudzy Czarnego Pana ciągle czyhali na ich nieuważny krok. Ruszył w kierunku bramy, by jak najszybciej wydostać się poza teren antyteleportacyjny. Nikt nie stanął mu na drodze. Czarna szata powiewała na wietrze, gdy biegiem przekroczył teren Hogwartu. Zamknął oczy, wziął głęboki wdech i szepcząc pod nosem inkantacje poczuł jak jego ciało traci kontakt z podłożem. Poczuł sie lekki, by po chwili zmaterializować sie w miejscu oddalonym o kilka mil. Wylądował miękko na ziemi z różdżką wyciągniętą przed sobą. Wyostrzył wszystkie zmysły, ale słyszał jedynie ciszę.

Zaczęło padać.

Krople deszczu osiadały na jego czarnej pelerynie i nim wsiąknęły w materiał przez chwilę utrzymywały się na jego powierzchni. Obrócił sie wokół własnej osi, nasłuchując uważnie odgłosów już dawno opuszczonej wioski.

Jego klatka piersiowa unosiła się w spokojnym rytmie.

Wykonał kilka kroków w stronę głównej uliczki, przez którą jeszcze nie tak dawno przechodziły tłumy uczniów, gotowych wydać swoje marne kieszonkowe na całe góry ohydnych słodyczy.

Kobiecy krzyk rozdarł ciszę.

Wygłuszony przez dudnienie deszczu o dachówki i tak dotarł do wyczulonego słuchu Severusa.

Ruszył z miejsca niczym dzikie zwierzę. Wiedziony echem wrzasku, skręcił w lewo tuż za podupadłą karczmą. Gruz ze zburzonych kamienic chrzęścił pod jego stopami. Zielony płomień gdzieś niedaleko rozjaśnił niebo. Poczuł pot spływający po kręgosłupie. Był zbyt wolny.

Przyspieszył.

Wiatr zaszumiał mu w uszach, gdy wskoczył na porzuconą skrzynię, odbił sie od niej prawą nogą i zawisł w powietrzu, by po chwili zmienić się w czarny dym. Wzbił się w górę. Stad miał dobry widok. Rozejrzał się. Kolejny błysk rozświetlił przestrzeń gdzieś w obrębie Wrzeszczącej Chaty. Skierował lot w tamtą stronę. Z coraz większą prędkością zbliżał się w kierunku ziemi. Z ciemności zaczęły wyłaniać się drobne postaci. Zauważył burzę włosów Hermiony i szpiczastą czapkę McGonagall. Resztę stanowiły osoby w czarnych szatach i kapturach na głowach. Gdzie do cholery był Moody?

Zbliżył się do ziemi. W ułamku sekundy odzyskał swoją materialną postać. Uderzył stopami o ziemię nawet się nie chwiejąc i skierował różdżkę w kierunku Śmierciożercy:

- Avada Kedavra! –ryknął, a postać zamarła, by paść na ziemię martwa.

Chwilę zajęło nim inni zorientowali się, co się stało. Mistrz Eliksirów korzystając z tego odwrócił sie do Minerwy i Hermiony.

- Łapcie za różdżki do jasnej cholery - krzyknął odpierając zaklęcia, które ciskali w niego już w pełni rozeznani w sytuacji przeciwnicy.

Hermiona skinęła szybko głową i jednym susem podskoczyła do czarnookiego czarodzieja. Walczyli ramię w ramię. Dziewczyna, co jakiś czas zerkała na mężczyznę zaniepokojona grymasem bólu malującego się na jego twarzy. Czerwony promień ugodził ją prosto w klatkę piersiową, właśnie w tym momencie, gdy obserwowała walczącego obok Mistrza Eliksirów. Nie zdążyła nawet zbesztać się w myślach za głupotę gdyż w ułamku sekundy jej mięśnie sparaliżowała ta sama siła, która chwile potem wyrzuciła ją kilka metrów dalej, tuż pod nogi walczącej McGonagall.

Severus zaklął i jednym potężnym zaklęciem pozbył się trzech Śmierciożerców, którzy rozpadli się w drobny mak niczym porcelanowe naczynia.

- Panno Granger! - zawołała przerażona nauczycielka i kucnęła przy uczennicy - Słyszy mnie pani?

- Jasne - rzekła kaszląc i próbując wstać.

- Nie ruszaj sie - schyliła głowę, gdy promień?, którego Severus nie zdążył zatrzymać przeleciał nad jej głową. Trzęsącymi się rękami i zaciśniętym ustami powoli przeciągnęła dziewczynę w bezpieczne miejsce.

-Zaraz cię uleczę – rzekła, patrząc na nią niespokojnie

- Proszą pomóc Severusowi... Ja sobie dam radę - szepnęła przygryzając wargę, by powstrzymać ból palący jej ciało. Nauczycielka przez chwilę wahała się. - Proszę...

- Masz się stąd nie ruszać - pokiwała palcem i prędko pobiegła do mężczyzny, który jak tylko mógł blokował dostęp sługusów Czarnego Pana do rannej dziewczyny.

- Zdążyłaś przeczytać całego Proroka Codziennego Minerwo?! - warknął zirytowany i z głośnym stęknięciem odbił zaklęcie, które uderzyło jego przeciwnika. Kobieta stanęła po jego lewej stronie.

- Ciągle masz siłę na przytyki? - żółty promień? wyleciał z jej różdżki, ale chybił i obrócił w proch starą beczkę.

-Zawsze mam na nie siłę. Zawsze -uśmiechnął się złośliwie.

***

Hermiona ostrożnie wysunęła głowę zza winkla i próbując skupić sie na czymś innym niż ból, obserwowała dwójkę potężnych czarodziei walczących ramię w ramię przeciwko Śmierciożercom. Skupiła wzrok na Severusie, który walcząc poruszał sie z wielka gracją. Zwinnie i szybko, mimo że co chwila marszczył czoło i przymykał na dłużej powieki, jak gdyby coś mu doskwierało. Podziwiała jeszcze przez chwilę czary, które wychodziły spod jego różdżki, a o których nie miała najmniejszego pojęcia.

Wkrótce na pomoc przyszły posiłki i już po chwili na placu boju pozostali jedynie członkowie Zakonu i kilka trupów.

- Hermiona! - Harry i Ron znaleźli się przy niej. Weasley użyczył jej swojego ramienia na którym się wsparła i z niemałą trudnością ruszyła w kierunku Pomfrey, która przybyła na miejsce razem z Lupinem.

- Nie jest źle...- rzekła pielęgniarka uważnie patrząc na dziewczynę - jednak musze ją zbadać.

- Powinniśmy wrócić do zamku, o ile nie chcecie zostać napadnięci po raz drugi - rzekł Snape swoim grobowym głosem. Jego obecność, a co z tym sie wiązało i władczość spowodowała, że nikt nie zakwestionował jego słusznej uwagi.

- A co z profesorem Moodym? - spytała Ginny. Członkowie Zakonu popatrzyli po sobie.

- Ktoś go widział? - spytał Lupin, a Snape stanął obok przysłuchując się rozmowie i co chwila dyskretnie zerkając na Gryfonkę.

- Był z nami do czasu napadu... - zaczęła wolno Hermiona.

- Widziałam jak walczył z Greybackiem - szepnęła McGonagall, a Severus skrzywił się malowniczo.

- Co za idioci wybierają się do Hogsmeade w takim czasie - mruknął Snape.

- Niczego już nie zmienimy - przerwał mu Lupin - następnym razem...

- Nie będzie następnego razu - dodał czarnooki.

- Chciałem powiedzieć, że następnym razem nie dopuścimy do takiego czegoś - wycedził Remus i odwrócił się do McGonagall - Musimy znaleźć Alastora. Weź uczniów i wracajcie do Hogwartu. Ja z Severusem zajmiemy sie poszukiwaniami.

Mistrz Eliksirów, nie czekając na mężczyznę ruszył w głąb miasteczka. Hermiona jeszcze przez chwile obserwowała jego sylwetkę niknącą w ciemnościach.

***

- Nigdy nie popełniłeś błędu Severusie? - spytał Lupin dołączając do kolegi, który chyba nie był z tego zbyt zadowolony, czego nie omieszkał zobrazować malowniczym, pełnym cierpienia grymasem.

- Nigdy tego nie powiedziałem - mruknął i odsunął różdżki od twarzy by światło padało nie na jego twarz, ale na uliczkę, po której szli.

- Mimo to nie byłeś dla nich wyrozumiały. W pełni się zgadzam, z tym, że nie przemyśleli tej decyzji, ale w końcu mieli przy sobie Minerwę, która…

- Ma już swoje lata - zakończył ostro i skręcił w stronę Miodowego Królestwa - Najwidoczniej jej zdolność racjonalnego myślenia niedługo osiągnie poziom godny Dumbledore'a.

- Czy ty szanujesz kogokolwiek Severusie, oprócz siebie? -zirytowany Lupin kopnął puszkę po napoju.

- Szacunek nie ma nic wspólnego z wytykaniem błędów – mruknął -a to właśnie robię. Wytykam błędy.

- Jednak nie tolerujesz, kiedy ktoś się myli, chociaż sam...

Nie zdążył dokończyć, gdyż w ułamku sekundy znalazł się przygnieciony plecami do zarośniętego mchem muru z różdżką przy gardle.

- Świetnie wiem Lupin, że popełniłem błąd i to nie jeden w swoim życiu, ale nikt oprócz mnie przez to nie cierpiał – warknął, a jego oczy niebezpiecznie zabłysnęły - i jeśli byś przestał ciągle traktować mnie jak jednego z nich, to może w końcu zrozumiałbyś, że robię to wszystko tylko po to, by żaden idiota nie popełnił moich błędów! - wypuścił szatę czarodzieja z rąk i odsunął sie od niego obrzydzony własnym zachowaniem.

- Wybacz. Mało, kto potrafi zachowywać sie tak jak Dumbledore. Przebaczać w mgnieniu oka - mruknął Remus i strzasnął z szaty niewidzialny pyłek.

- Nie stój tak - warknął ruszając przodem - nie chcę przegapić kolacji.

- Rozdzielmy się - zaproponował czarodziej - Będzie szybciej..

- I o wiele przyjemniej, gdy pozbędę się twojej obecności - prychnął i zatrzymał się.

- Cóż w takim razie ja pójdę... - Remus zerknął w prawo, potem w lewo, jakby nie mógł się zdecydować. W końcu wyciągnął z kieszeni monetę. Snape nie wytrzymał i ruszył w prawo klnąc pod nosem, z jakimi to durniami musi pracować. Czarodziej spojrzał za nim i zakłopotany wymamrotał.

-W lewo. I tak miałem iść w lewo - uśmiechnął się słabo i po chwili zniknął wśród budynków.

***

Mistrz Eliksirów słyszał jedynie stukot własnych butów o brukowana alejkę. Wątpił w obecność Moody'ego w tym miejscu, ale z poczucia obowiązku musiał to jeszcze sprawdzić. Nie żeby mu zależało na odnalezieniu tego paranoika. Robił po prostu to, co musiał. Odgarnął kosmyk włosów za ucho i kopnął szklaną butelkę. Coś przemknęło po lewej stronie tuż za budynkiem. Rzucił zaklęcie identyfikujące, by po chwili przekonać się, że to coś było jedynie porzucony i zapchlonym kotem. Jak na dziś zbyt wiele emocji, pomyślał przypominając sobie Hermionę ugodzona łagodnym zaklęciem. Tysiące emocji przemknęło wtedy przez jego umysł i ciało, a mimo to furia i strach przeważały. Gdyby coś jej się stało....

- Snape!

Zamarł. Głos dobiegł za jego plecami.

- Alastorze, wszyscy cię szukają - warknął, czując, że coś jest nie tak. Stukot protezy brzmiał coraz głośniej, gdy postać zbliżała się do niego.

- Mało skutecznie. Chyba zgubiłem drogę.

Severus odwrócił się i stanął oko w oko ze szklanym okiem Alastora, które kręciło się niespokojnie na wszystkie strony.

- Czyżby? - spytał leniwie i odsunął się od czarodzieja.

- Obawiam się, że to mało uczęszczane miejsce - głos Moody'ego brzmiał dość dziwnie. Brakowało w nim tego zniecierpliwienia, mocnego tonu. Severus przytaknął i uważnie zanalizował każdy cal twarzy mężczyzny, by wywnioskować coś z jego mimiki.

-W rzeczy samej. Jesteśmy tu sami. Lupin szuka cię w zachodniej części - wzrok Mistrza Eliksirów spoczął na dłoni Szalonookiego, która powoli wędrowała do kieszeni płaszcza.

- Coś nie tak Snape?

- Zabierz łapę od kieszeni! - rozkazał i wycelował w mężczyznę różdżkę. Moody zaśmiał się sztucznie. Ręka jednak nie wykonała polecenia. Przez ułamek sekundy Severus zrozumiał w jak trudnym położeniu się znalazł. Moody nie był Moodym. Co prawda ciało należało do Alastora jednak zupełnie nie słuchało swojego pierwotnego właściciela. Zmysł obserwatora, który Severus w sobie rozwijał przez kilkanaście lat pracy, jako szpieg pozwoliły mu zaobserwować minimalne odchyły od normy w zachowaniu Szalonookiego.

- Zaklęcie Imperius - zdołał tylko zauważyć, gdyż w tym samym momencie zielony promień pomknął w jego kierunku, nie zdołał odpowiednio zareagować, więc zamiast odbić zaklęcie uskoczył w bok uciekając tym samym od pewnej śmierci. Lewe ramię zawyło z bólu, gdy spoczął na nim cały ciężar ciała czarodzieja.

- Obawiam się, że już dawno wypadłeś z gry - zaśmiał się Moody i podszedł do Severusa, który już podnosił się z ziemi .

- Nie jesteś sobą Alastorze nie chcę zrobić ci krzywdy - z różdżka przed sobą uważnie obserwował jak Szalonooki obchodzi go wokół niczym zwierzynę. Poczuł jak włosy na karku stają mu dęba, gdy ten zaśmiał się piskliwie i rzucił się na niego z różdżką skierowaną prosto w pierś. Upadli na ziemię. Różdżki wypadły im z rąk i poturlały się w przeciwne strony, poza ich zasięg. Severus poczuł dłoń na swoim gardle, zaciskającą się coraz mocniej. Z trudem łapał oddech. Próbował zarzucić z siebie napastnika pchnięciem kolanami, ale ten skutecznie blokował jego ruchy.

W jednym momencie pomyśleli o tym samym. Różdżki przywołane niewerbalnie spoczęły w ich dłoniach.

- Avada Kedavra - krzyknęli prawie w tym samym momencie, ale jak się później okazało Severus wykazał się znacznie szybszym refleksem. Poczuł jak ciężar ciała przygniótł go do ziemi. Zsunął z siebie martwego kolegę i ciągle głośno oddychając podniósł się z ziemi. Serce zabiło mu mocniej, gdy zdał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił.

- Severusie?

Szybko odwrócił głowę w kierunku Lupina, który patrzył na ciało oszołomiony, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi.

- Moody..

- Nie mnie się będziesz tłumaczył - Remus rzekł grobowym głosem.

Severus wypuścił powietrze z ust i przeczesał włosy swoimi dłońmi.

***

Hermiona wytarła ostatnią ze szklanek i uśmiechnęła się zadowolona z pracy jaką wykonała. Molly przemknęła przez Wielką Salę, by jeszcze raz sprawdzić czy niczego nie brakuje. Odkąd odbili zamek, sala, w której uczniowie rozpoczynali wystawną ucztą rok szkolny, zmieniła się w wielki salon, w którym ocalali zbierali się w wolnym czasie i wspólnie jedli posiłki.

- Ginny zanieś jeszcze te sztućce... George, nie baw się tym obrusem.. Nie te kochanie.. Te srebrne..

- Jestem Fred, a nie George -rzekł jeden z bliźniaków.

-Jest ich za mało - odkrzyknęła dziewczyna, trzymając w dłoni komplet noży i widelców.

Wrzawa trwała, a Gryfonka z wyczekiwaniem zerkała na zegar, oczekując powrotu Severusa. Ich ostatnie spotkanie nie zakończyło się w sposób, w jaki oboje oczekiwali, więc tym bardziej chciała spędzić z nim więcej czasu. Ostatnio rzadko ze sobą rozmawiali i dziewczynę zaczęło już to martwić. Uwielbiała jego towarzystwo i choć mało mówił to lubiła patrzeć na jego skupioną twarz, gdy nad czymś rozmyślał, bądź coś czytał. Gdy jednak już coś mówił, a parę razy zdarzyło sie, że opowiadał jej ciekawe historie, udając że robi to z przymusu, wsłuchiwała się w jego głęboki głos i pragnęła, by taki stan trwał i trwał.

- Ktoś przyszedł…

- Pewnie Lupin i Snape - ktoś szepnął - ciekawe czy znaleźli Moody'ego?

Hermiona spojrzała w kierunku drzwi i faktycznie ujrzała przechodzących przez hol nauczycieli, jednak bez Szalonookiego. Severus zniknął za rogiem zaś Remus wszedł na salę i ignorując pytania podszedł do Dumbledore'a, nachylił się nad nim i szepnął parę słów. Hermiona, i nie tylko ona, zauważyła zmianę na twarzy dyrektora Hogwartu. Coś na kształt smutku, a może zawodu?

- Molly, zacznijcie bez nas - napomknął Albus łapiąc matkę Rona za dłoń.

- Ale jak to? Stygnie kurczak - rzekła zawiedziona.

- Innym razem - Dumbledore uśmiechnął się pogodnie i podreptał szybko za Lupinem.

- No, na co czekacie? - Molly oparła dłonie na biodrach - Jedzcie.

- Zaraz wrócę Molly - rzekła Hermiona przepraszająco i wstała od stołu.

- A ty gdzie moja droga panno - westchnęła pani Weasley - Zupa sama się nie zje.

- Z pewnością jest pyszna, ale muszę... do toalety - rzekła wymijająco i szybko wyszła, podążając w kierunku, dokąd udał się Dumbledore wraz z Lupinem.

- Miona gdzie lecisz?

Odwróciła się szybko i spojrzała na dwójkę przyjaciół, którzy dołączyli do niej, wyraźnie zaciekawieni.

- Mówiłam, że idę do łazienki - skłamała, co ich wcale nie przekonało.

- Dobra.. Interesuje mnie co takiego profesor Lupin przekazał dyrektorowi - rzekła, znów ukrywając przed nimi całą prawdę. W rzeczywistości chciała spotkać Severusa, a miała przeczucie, że cokolwiek sie stało miało to z nim związek.

- Od kiedy to jesteś taka ciekawska? - zapytał Ron.

- Odkąd należę do Zakonu Ronaldzie - napuszyła sie i wsparła dłonie na biodrach - uważam, że powinniśmy być na bieżąco informowani o wszystkim.

- Dlatego chcesz podsłuchać rozmowę? - zapytał Harry i skrzyżował ręce na piersiach.

- Coś w tym stylu - burknęła i zarumieniła się.

- Kim jesteś i co zrobiłaś z naszą Hermioną?

Wzruszyła ramionami i przygryzła wargę. Fakt faktem, ale obcowanie z Severusem sprawiło, że zaczęła patrzeć na życie pod innym kątem

- Lepiej się pośpieszmy nim znikną nam w którejś z sal.

Skradając się najciszej jak tylko potrafili, dotarli do na szczyt Wieży Astronomicznej. Schowani pod schodami tak by nikt ich nie zauważył wstrzymali oddech i wytężyli słuch.

- Zabił go Dumbledore! Moody nie żyje! – Hermiona zakryła ust dłonią. Harry pocieszająco poklepał ją po plecach. Lubili tego przewrażliwionego na punkcie bezpieczeństwa czarodzieja.

- Severusie…

- Dumbledore, chyba nie sądzisz, że zrobiłbym to gdyby było inne wyjście – wycedził Mistrz Eliksirów, ale w jego głosie nie było już słychać jadu, którym zazwyczaj tak chętnie się posługiwał. – Moody był pod wpływem…

- Zaklęcia Imperius – przerwał mu nerwowym i zniecierpliwionym głosem Lupin – Świetnie sobie to wymyśliłeś Snape.

- Remusie może dasz dokończyć Severusowi opowiedzenie tego, co zaszło z jego perspektywy? – spytał spokojnie Dumbledore. Trójka przyjaciół popatrzyła na siebie w zdumieniu, nic z tego nie rozumiejąc, albo nie chcąc zrozumieć.

- Ale co tu tłumaczyć? Obaj dobrze wiemy Albusie, że tego czy ktoś był pod wpływem tego zaklęcia nie da się udowodnić – tu mężczyzna zwrócił się w kierunku postaci w czarnej szacie, która stała nieruchomo przy barierce – świetna bajka… i jeszcze ta Wieczysta Przysięga.

- Wyciągasz zbyt pochopne wniosku Lupin – warknął.

- Tak? To dziwny zbieg okoliczności, że tuż po tym jak Dumbledore ściąga z ciebie przysięgę ginie członek Zakonu i to z twoich rąk. Wcześniej przecież nie mógłbyś tego zrobić, gdyż oprócz posłuszeństwa obiecałeś też zapewnienie ochrony wszystkim należącym do Zakonu, a co za tym idzie, nie mogłeś ich skrzywdzić.

Postać w czarnej szacie zgarbiła się.

- Dobrze, wiem co przysięgałem! – krzyknął – Nie jestem mordercą!

- Tego niestety już nie jestem pewien – Remus pokręcił głową i spojrzał na Albusa – Co o tym sądzisz?

- Mam nadzieję, że jest tak jak mówisz Severusie – mruknął posępnie.

- Oczywiście, że tak – obruszył się Snape.

- Jest tylko jeden sposób by to sprawdzić. Eliksir…

- Nie mam już go w zapasie – Severus przejechał dłonią po balustradzie.

- Jakżeby inaczej – prychnął Lupin – Zapewne okres jego ważenia jest bardzo długi..

- 2 miesiące – sprostował Dumbledore – Obawiam się Severusie, że do tego czasu musisz usunąć się z Hogwartu. Nie mogę pozwolić na wewnętrzne konflikty w Zakonie w takim czasie.

Severus odwrócił się w stronę dyrektora, dzięki czemu uczniowie schowani pod podłogę, mogli bardzo dobrze dostrzec twarz nauczyciela Eliksirów. Po raz pierwszy bez maski. Po raz pierwszy tak pełnej przerażenia.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 30 "Znalazłam go martwego. Jego spojrzenie i kształt ust mówiły, że czuł się opuszczony." J. Lynch

Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą. Powróciła do nas, po długiej przerwie Misae, którą możecie złapać na blogu klikając TUTAJ. Polecam i zapraszam do czytania rozdziału poniżej :-) 

Czarna peleryna osunęła się na podłogę z cichym szelestem. Po chwili dołączyła do niej inna, mniejsza i z czerwoną obwódką na brzegach. Właściciele nie zwrócili na nie uwagi, nawet gdy jedno z nich przez przypadek nadepnęło na materiał, pozostawiając na nim zakurzony odcisk buta. W pomieszczeniu zapłonęła jedna świeca, ukazując niewielkie pomieszczenie, zachowane w dobrym stanie. Wystrój? Kto wie. W końcu nikt nie zaprzątał sobie nim głowy.

Mężczyzna i kobieta byli zbyt zajęci sobą, żeby zastanawiać się, z czego zostały wykonane obicia na staromodnych fotelach. Nikt nie zachwycił się nawet nad okazałą szafką, staranie wykonaną z dębowego drewna i zapełnioną po brzegi książkami. Kogo obchodził również czerwono zielony dywan z dziwacznym herbem?

Gryfonka zrobiła parę kroków w tył, ciągnąc za sobą za czarną szatę Severusa, którego oczy pałały pożądaniem. Gdy poczuła za sobą łóżko opadła na nie z pełnym miłości spojrzeniem. Mebel zaskrzypiała, gdy mężczyzna dołączył do niej, lekko napierając na nią swoim ciałem. Ich usta po raz kolejny w tak krótkim czasie złączyły się w namiętnym pocałunku. Kobieta wsunęła dłonie w kruczoczarne włosy Severusa i cicho jęknęła, gdy przegryzł jej dolną wargę, pieszczotliwie mrucząc, jak bardzo ją kocha. Zjechała dłońmi po jego karku, powodując tym samym dreszcze na całym jego ciele. Ich języki złączyły się w szalonym tańcu, wyrażającym ból, tęsknotę, pożądanie i pragnienie czegoś, co tak niedawno wydawało im się niemożliwe.

Zaczął obdarowywać ją pocałunkami po szyi schodząc coraz niżej, aż po dekolt zwyczajnej i nieciekawej bluzki, pod którą kryły się piękne, pełne piersi, z których właśnie delikatnie ściskał jedną z nich swoją wprawioną dłonią. Westchnęła i podążyła własnymi dłońmi do guzików surduta.

- Nie – mruknął i szybko się wycofał, co zbiło ją z tropu. Odsunął się i przejechał dłonią po karku. Hermiona spojrzała na niego niepewnie.

- Zrobiłam coś nie tak? – zapytała niepewnie – Nigdy tego nie robiłam, więc…

- Nie o to chodzi – zaprzeczył i wstał z łóżka, dopiero teraz zwrócił uwagę na miejsce, w którym się znaleźli – Pokój Życzeń – mruknął i odwrócił się w stronę, z której dobiegł go szelest. Nie zauważył niczego oprócz dużego lustra, którego wcześniej tam nie było.

- Tak – zarumieniła się i podciągnęła nogi pod brodę, obejmując je rękoma. Spojrzała na mężczyznę, który wydawał się być zagubiony. Jego ruchy były jak zwykle wyważone i zaplanowane. Żadnego zawahania. Nawet, gdy nalewał do kubków gorącej czekolady, wyglądał cholernie seksownie. Smukła, elegancka postać. Mimo to coś go gnębiło.

- Pij – rzekł stanowczo i podał jej kubek, który przyjęła z wdzięcznością. Był gorący i szczerze powiedziawszy wolałaby kubeł zimnej wody, gdyż sytuacja, w której nie przed chwilą się znajdowali rozpaliła ją wystarczająco. Mimo to zanurzyła wargi w słodkim i lepkim napoju.

- Pycha – uśmiechnęła się miło. Mężczyzna skinął głową i zajął fotel naprzeciwko łóżka, skąd miał na nią dobry widok.

- Kto nie lubi czekolady? – prychnął.

Przytaknęła i zeszła z łóżka by po chwili wdrapać się na jego kolana. Zdziwiło go to, na co wskazywały szeroko otwarte oczy. Zaplotła ręce wokół jego szyi i spojrzała w czarne tęczówki.

- Czego się boisz Severusie? – spytała.

- Granger ja się niczego nie boję – warknął trochę zły, co wcale jej nie zniechęciło.

- Boisz się dotyku… relacji międzyludzkich. Codziennie stajesz oko w oko z najniebezpieczniejszym czarodziejem na świecie, walczysz ze Śmierciożercami, a boisz się nawiązać bliższego kontaktu.

Westchnął ciężko i ucisnął nasadę nosa. Pocałowała go w policzek.

- Czemu to robisz? Jesteś z kimś, od kogo wszyscy stronią – mruknął ciągle nie rozumiejąc.

- Bo jesteś wyjątkowy – pogłaskała go po głownie niczym matka synka.

- Co do tego mam wątpliwości. Jestem zwyczajnym człowiekiem o zwyczajnych myślach i wiodłem zwyczajne życie. Moje imię szybko pójdzie w zapomnienie, chyba, że postawią pomnik, który będzie straszył niesfornych uczniów – zakpił, a ona parsknęła śmiechem.

- Granger co cię tak bawi? – uniósł brew i dopił ostatni łyk czekolady, która zdążyła już nieco ostygnąć.

- Ty.

- Ja?

- Jeśli tylko wyjdzie taka inicjatywa sama zasponsoruje taki pomnik – otarła łzę i wzięła głęboki oddech, starając się pohamować śmiech.

- Granger minus… - zaczął, ale nie dokończył, gdyż skradła mu pocałunek. Zdołał jedynie zamruczeć w geście oburzenia, co zostało przez nią zignorowane.

- Kocham Cię Severusie Snape i chcę tylko, żebyś wiedział, że jesteś wyjątkowy.

Kącik jego ust lekko zadrgał. Przytulił ją do siebie i pokręcił głową.

- A teraz grzecznie mi powiesz, czemu tak zareagowałeś – złapała go za rękę i spojrzała prosto w oczy. Mężczyzna zdjął ją z siebie i wstał z fotela. Czując suchość w gardle podszedł do lustra i spojrzał na swoje odbicie, a potem na nią. Była młoda, piękna, a on? Wrak człowieka. Czy miał prawo by zabierać jej możliwość spotykania się z kimś lepszym od niego? Nie.

- Gdy 17 lat temu wstąpiłem w szeregi Czarnego Pana za każde nieposłuszeństwo byłem srogo karany. Żadne słowne upomnienia – przeniósł wzrok na swój haczykowaty nos – Żadne „ Nic się nie stało. Pamiętaj by następnym razem niczego nie spieprzyć” – chrząknął i z elegancją przemaszerował przez pokój, by nie stać bezczynnie w jednym miejscu – Każda kara zostawiła na mnie swój ślad. Blizny i rany zdobią moje ciało. Są czymś, co codziennie przypomina mi moją osobistą porażkę. Nie chcę żebyś je widziała – mruknął i oparł się o filar łóżka wpatrując się nieprzytomnie gdzieś w jakiś nieuchwytny punkt.

Hermiona milczała, nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy wcześniej nie rozmawiała z nim bez żadnych obraźliwych słów. Bez docinków i złośliwych uwag. Teraz odkrył przed nią część swojego prawdziwego ja, które tak skrzętnie ukrywał przed całym światem. Powoli podniosła się z miejsca i ruszyła w jego stronę.

- Czemu częściej nie mówisz o tym, co czujesz? – zapytała i dotknęła dłonią jego policzka.

- Bo nie lubię rozmawiać z bandą idiotów – prychnął.

- Znów mi pochlebiasz – zaśmiała się, a on z niedowierzeniem na nią popatrzył, po czym przyłożył dłoń do jej czoła, cmokając przy tym z podziwem.

- Masz gorączkę. Stąd pewnie te halucynacje – zaśmiała się, a on po raz pierwszy razem z nią. Popatrzyła na niego z uwielbieniem.

- Powinieneś robić to częściej.

- Gadać z bandą idiotów? Wykluczone – szybko zaprzeczył.

- Śmiać się Severusie – pokręciła głową i usiadła na brzegu łóżka – Widzę cię dziś z tej strony, z której zapewne sam Dumbledore cię nie zna. To bardzo wiele dla mnie znaczy.

- Dzięki? – zmarszczył brwi, co znów wprawiło ją w rozbawienie.

- Czy to słowo nie psuje twojego imagu?

- Cholera Granger zepsułem go przez ciebie przez tą godzinę chyba z milion razy – rzekł sarkastycznie – Jego odbudowa pochłonie kolejną połowę mojego życia.

- Chce je zobaczyć. Blizny. – rzekła szybko, na co mężczyzna się spiął. Uśmiech zniknął z jego twarzy, a maska niedostępności znów zakryła jego prawdziwą twarz. Miły nastrój gdzieś wyparował.

- Wybij sobie to z głowy Granger – warknął niezadowolony z obrotu spraw.

- Tchórzysz? – rzekła wyzywająco, ale nim zorientowała się, że postąpiła głupio, mężczyzna chwycił ją za brzeg szaty i uniósł na swoją wysokość. Ich oczy spotkały się i Gryfonce nie spodobał się to, co zobaczyła w czarnych oczach.

- Nie. Nazywaj. Mnie. Tchórzem. Granger! – krzyknął – Jeśli myślisz, że możesz w jeden dzień przestawić cały mój świat do góry nogami to bardzo się mylisz – wycedził i puścił jej szatę. Odsunęła się od niego przerażona.

- Przepraszam Severusie…

- Ja… - spojrzał na swoje odbicie w lustrze i wybiegł z pomieszczenia. Ból w nodze dawał mu się we znaki, ale miał to gdzieś. Nie zapanował nad sobą. Przez chwilę miał ochotę… Nie. Musiał się wziąć w garść. Zawrócił. Tylko kilka kroków dzieliło go od drzwi do Pokoju Życzeń. Chwycił za klamkę. Ustąpiła. Jednak jak wielkie było jego zdziwienie, gdy zamiast przytulnego pokoju, znalazł się w wielkiej sali pełnej luster.

Zawahał się, po czym zrobił krok do środka. Drzwi zatrzasnęły się za nim. Przełknął ślinę i wyostrzył wszystkie zmysły. Słuchając echa własnych kroków powoli dotarł na środek pomieszczenia. Zatrzymał się i rozejrzał wokół. Nic. Tylko ogromne tafle lustra, w których widział…

Siebie. Jednak każde zwierciadło pokazywało mu coś zupełnie innego. Wziął głęboki wdech i podszedł do tego, któro znajdowało się najbliżej. Podniósł wzrok i spojrzał w czarne opętane nienawiścią oczy, które wręcz pałały chęcią mordu. Ten sam haczykowaty nos, ta sama chuda sylwetka. Czarne szaty. Jednak mężczyzna z odbicia wydawał się o wiele młodszy. Poruszył się. Jego odbicie pozostało niewzruszone. Przyglądało się mu z wyższością. Zamknął oczy, a gdy je otworzył twarz postaci zakryła srebrna maska Śmierciożercy, spod której dobiegł go stłumiony, jego własny głos.

- „Nauczyli mnie zabijać, tłumacząc, że w ten sposób będę mógł ratować. To było wielkie kłamstwo.”

Odwrócił wzrok i z bijącym sercem oraz suchością w gardle ruszył w głąb labiryntu luster, a każde z odbić, które napotykał wydawało się być podobne do poprzedniego, a jednak czuł między nimi jakąś różnicę. Jedno z nich szczególnie przykuło jego uwagę, gdyż było zupełną przeciwnością tego, co widział jako pierwsze. Odbicie Severusa Snape’a uśmiechało się szeroko do kogoś spoza ramy lustra. Brak obłędu w oczach, brak furii, złości, nienawiści. Podszedł bliżej i dotknął dłonią chłodnej tafli. Nagle stało się coś, czego się nie spodziewał. Jego odbicie zamarło. Spojrzało na niego i zbliżyło się do niego. Mistrz Eliksirów cofnął się o krok.

- „Mówią, że najpiękniejszy uśmiech ma ten, który wiele wycierpiał.”

Severus poczuł jak kręci mu się w głowie. Jego odbicia zaczęły mamrotać coś, każde w innym tonie i co innego. Zawrócił do drzwi i szybko pchnął je by wypaść z pomieszczenia jakby goniło go stado goblinów. Zatrzasnął je za sobą i oparł się o nie plecami, czując zimny dreszcz na ciele. Było ich zbyt wiele, a żadne nie było prawdziwe. Każde odbicie, które widział przedstawiało jedynie marny wytwór, które tworzył, aby nie pokazywać, kim tak naprawdę jest.

- Kim więc jestem? – mruknął do siebie, zagubiony.

- Profesorze Snape! Profesorze Snape! – zdyszany Neville znalazł się przed nim i próbował coś powiedzieć, ale nie mógł złapać oddechu.

- Longbottom tu fajtłapo! Jestem zajęty i wydaje mi się, że wyraziłem się jasno, gdy oznajmiłem wszystkim zainteresowanym, że nie mam ochoty nikogo widzieć przez resztę dnia! – krzyknął. Neville pobladł ze strachu, a nogi zaczęły mu się jeszcze bardziej trząść, co wywołało złośliwy uśmiech na twarzy mężczyzny.

- Wioska Hogsmeade… - zaczął urywanym głosem – McGonagall, Harry i…

- Wybacz, ale nie mam ochoty na kremowe piwo – zadrwił i odwrócił się na pięcie, ruszając w stronę Wielkiej Sali.

- Moody i Hermiona…

Severus zamarł i poczuł, że traci grunt pod nogami. Neville kontynuował.

- Śmierciożercy ich napadli… potrzebują pomocy – wykasłał i spojrzał w stronę, gdzie przed chwilą stał budzący w nim grozę nauczyciel. Jednak jego już nie było.

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 29 " Umarłem tysiąc razy, Dumbledore"

- A więc słucham Severusie – nie spuszczając wzroku z mężczyzny, który sprawiał wrażenie rozdartego, zbił gońcem czarną figurkę. Wieża potoczyła się po szachownicy i upadła na posadzkę, odbijając się od niej z głuchym echem.

- Czemu mugolskie? – wskazał na szachy.

- Chyba zbyt długo napatrzyłem się dziś na przemoc – uśmiechnął się – Zresztą czy jest coś lepszego niż nieruchome figurki. Zastygnięte w jednej pozie…

Czarnooki czarodziej uniósł brew i ledwo powstrzymał się od prychnięcia. Przez chwilę grali, milcząc i skupiając się na grze, starając się przewidzieć ruchy przeciwnika. W końcu Mistrz Eliksirów jednym zamaszystym ruchem dłoni, strącił staranie wyrzeźbione w drewnie postaci z planszy.

- Czasami czuję się jak taka figurka Dumbledore – warknął.

Staruszek milczał. Snape podniósł się z krzesła i odszedł pośpiesznie do okna. Jego czarne szaty falowały przy każdym, chociaż najmniejszym ruchu ciała. Albus spojrzał na na postać przy oknie i musiał przyznać, że mimo zmęczenia, które widać było po lekko zgarbionej sylwetce, czarodziej ciągle imponował władczością i chłodną obojętnością, która nie wiedzieć czemu sprawiała, że był dla ludzi interesujący.

- Chcesz mi o czymś powiedzieć Severusie? – zapytał ostrożnie.

- Ile lat już Ci służę?

- Będzie jakieś 18. Nadal jednak nie rozumiem, w czym rzecz.

- Chcę żebyś zdjął ze mnie Wieczystą Przysięgę – stanowcze spojrzenie czarnych tęczówek napotkało niebieskie.

Albus podniósł się z krzesła i jednym ruchem różdżki ułożył ponownie figurki na szachownicy.

- Zdecydowanie lepiej prezentują się na swoim miejscu. Nie uważasz?

Severus milczał.

- Muszą wiedzieć gdzie ich miejsce. Gdyby nie było reguł, które ustalił pierwszy wynalazca tej jakże zajmującej gry, na szachownicy za każdym razem panowałby chaos.

- Trzymasz mnie ciągle na smyczy – mruknął – Nie ufasz mi. Po tym, co zrobiłem dla ciebie i dla dobra Pottera. Ciągle mi nie ufasz.

- Tak jak pionki na szachownicy, Severusie, tak i ty musisz wiedzieć, do czego jesteś stworzony.

Czarnooki uderzył pięścią w stolik.

- Nie masz zielnego pojęcia, do czego jestem stworzony!

- Ależ mam – dodał Albus, pogodnie się uśmiechając – Z pewnością nie jest to służba u Czarnego Pana. Dopóki jesteś związany Wieczystą Przysięgą, jesteś bezpieczny.

- Pamiętaj jeszcze o tym – podciągnął lewy rękaw koszuli ukazując Mroczny Znak, który ciągle był doskonale widoczny na jego bladej skórze. Oczy mężczyzny błysnęły niebezpiecznie. Dumbledore opadł ciężko na krzesło. Coś uległo zdecydowanej zmianie od czasu, gdy po raz ostatni się widzieli.

- Mroczny Znak w żaden sposób nie szufladkuje cię do worka ze złymi ludźmi. Nie wiem czemu ciągle tak do nich lgniesz Severusie. Jesteś dobrym człowiekiem.

- Nie. Ja jestem tylko trochę mniej zły od innych – zapiął mankiet surduta i dumnie się wyprostował.

- Co zaszło po tym jak wystrzeliłeś znak Severusie?

- Umarłem tysiąc razy Dumbledore – rzekł poważnie i wrócił myślami do jednej z godzin, która była najgorszą w życiu.

Smak krwi w ustach.

Czyjaś pięść uderzająca go w brzuch.

Niewidzialne liny oplatające jego ciało. Brak możliwości obrony.

Crucio. Kolejne zdecydowanie silniejsze od poprzednich. Ból nie do zniesienia. Czyjeś macki w jego umyśle. Penetrujące każdy zakamarek jego rodzinnych wspomnień.

Nie złamią go. Wszelkie tajemnice ukrył głęboko w swojej podświadomości, by pozostały bezpieczne, aż do końca.

Zwymiotował.

Zabrali mu różdżkę. Poniżyli. Czyjaś ślina na jego twarzy.

Zamglony wzrok. Ledwo widoczne kontury postaci poruszające się nad jego ciałem niczym sępy gotowe na żer. Coś krzyczeli, ale jego umysł nie rejestrował już niczego poza bólem, który z każdym kopnięciem, z każdym Crucio powodował, że przekraczał granicę, zza której nigdy nie powinien już wrócić.

Ktoś nadepnął mu na nogę. Trzask kości, a po nich krzyk. Bolało go gardło. Już więcej nie potrafił. Chciał odejść, ale za każdym razem, gdy wydawało mu się, że w końcu dozna ulgi i spokojnie odpłynie gdziekolwiek w wieczność, tortury stawały się mniej intensywne byle by utrzymać go przy marnym życiu.

Nie widział ich twarzy. Nie słyszał Czarnego Pana, ale był pewny, że tak właśnie każą zdrajców. Sam niegdyś też tak się zabawiał. Tyle, że bycie po zupełnie innej stronie jest mniej przyjemne, niż bierne obserwowanie.

Kolejny kopniak zmasakrował jego nos, z którego polał się strumyczek krwi, wprost na wargi. Nie mógł zahamować krwotoku. Zaklęcie niewerbalne wymagał zbyt dużego nakładu sił, którymi nie dysponował. Próbował odczołgać się od napastników, ale węzły na nadgarstkach i kostkach powodowały, że przesunął się o jedynie kilka centymetrów, przy towarzyszącej mu salwie śmiechów.

Kolejne Crucio zaatakowało, jego ciało z siłą, jakiej nigdy wcześniej przeciwko niemu nie użyto. Ból był nie do opisania. Wydawało mu się, że jego głowa za chwilę eksploduje. Poczuł, że odpływa.

Szybki stukot czegoś o ziemię, wzburzenie wśród Śmierciożerców.

To chyba tętent kopyt. Jęknął. Z ogromnym trudem uniósł lekko głowę i zużył wszystkie swoje siły byleby tylko ujrzeć w pełnej krasie stado stworzeń zmierzających w ich stronę..

-Centaury to istoty z honorem. Nie pomogłyby ci, gdybyś nie był tego wart – Albus pozwolił sobie zauważyć – Przykro mi słyszeć, przez co przeszedłeś. Czuję się za to winny, jednak w dalszym ciągu nie rozumiem, co do tego ma Wieczysta Przysięga?

- Kiedy wszystko wokół się zmienia, dowiadujemy się, jacy naprawdę jesteśmy. Poznajemy nasze prawdziwe pragnienia, odkrywamy prawdę. Jeszcze przed tą walką nie stałem po żadnej stronie Dumbledore, chce żebyś o tym wiedział. Służyłem tobie, bo poniekąd zmusiłeś mnie do tego, służyłem Czarnemu Panu, bo mi kazałeś i dlatego, że też na mnie to wymógł – skinął na swoje lewe przedramię.

- Wybrałeś dobrą drogę Severusie.

- Nie wybrałem żadnej. Ciągle żyłem na rozdrożu, bo wiedziałem, że którąkolwiek drogę bym obrał, doszedłbym do nikąd – mruknął swoim niskim głosem i postawił nogę za nogę – Teraz jednak w pełni zrozumiałem gdzie należę – dodał – dlatego musisz ściągnąć ze mnie tą cholerną przysięgę – warknął zirytowany.

***

Severus nonszalancko usadowił się wygniecionym fotelu, który jako jeden z nielicznych mebli przetrwał walkę i zmęczonym wzrokiem powiódł po tych, którzy zdołali jakoś przetrwać ten zaledwie początek piekła, który dziś miał miejsce. Spojrzał na swoje dłonie, które jeszcze ledwie zauważalnie drgały z wysiłku i zmęczenia. Rozmowa z Dumbledorem wcale go nie uspokoiła. Wieczysta Przysięga została zdjęta, a mimo to wcale nie czuł się szczęśliwy. Ciężar nie spadł z jego ramion, a wręcz przeciwnie. Przygniótł go z podwojoną siłą.

Usłyszał szloch Minerwy, która płakała nad ciałami uczniów, których on w ogóle nie pamiętał. Prychnął. Czego innego się spodziewali wysyłając dzieci na front? Nie mógł patrzeć na twarze pełne bólu i grymasów, więc ociężale wstał z fotela i ruszył do lochów, co chwilę pokonując dużym krokiem odłamki murów.

- Odnowa tego miejsca zajmie nam resztę życia – mruknął do siebie, gdy zatrzymał się przed blokującymi wejście do lochów głazami. Mógłby je usunąć kilkoma zaklęciami, ale był na to zbyt wyczerpany, jak na dzisiejszy dzień.

- Samotny jak zwykle – cichutki głosik dobiegł go zza pleców. Odwrócił się szybko i od razu tego pożałował. Ciało zaprotestowało bólem

- Granger… wielka szkoda, że w walce nie oberwałaś zaklęciem golącym głowę. Twoje włosy wyglądają jeszcze gorzej niż wtedy, kiedy ostatnio cię widziałem – mruknął znudzony i wyminął ją ruszając w poszukiwaniu jakiegoś innego, bardziej spokojnego miejsca na kontemplację.

Dziewczyna ruszyła za nim.

- Dziękuję, że się o mnie martwiłeś – rzekła, a w jej głosie wyczuł zmęczenie. Każdy powinien teraz odpocząć, stwierdził i zatrzymał się tak nagle, że omal na niego nie wpadła.

- Ja? – prychnął i pokręcił głową – Uderzyłaś się w coś?

Zachichotała.

- Może – podeszła bliżej – ja też się o ciebie martwiłam. Gdzie byłeś przez tyle czasu? Wszyscy myśleli, że już…

- Umarłem? – zakpił – Złego diabli nie biorą – mruknął i uważnie otaksował ją swoim wzrokiem – Walczyłem, tyle że w innym miejscu – rzekł powoli, kłamiąc jej w żywe oczy. Nie mógłby się przed nią przyznać, że gdyby nie śmieszne istoty z lasu, nie byłoby go tutaj. Był na to zbyt dumny.

- Robisz wiele dobrego dla tej sprawy Severusie. Nie chcę jednak, żebyś myślał, że odpychając mnie i raniąc słowami będę bezpieczniejsza – rzekła stanowczo, a ogniki zapłonęły w jej brązowych oczach, które teraz z wnikliwością wpatrywały się w czarne i nieprzeniknione oczy Snape’a – Chcę walczyć u twego boku, bo tylko tak będę się czuła bezpieczniej i pewniej. Widząc cię nie myślę o tym, że jestem zdana tylko na siebie, ale że w każdej chwili będziesz gotów mi pomóc. Za wszelką cenę.

Snape już otworzył usta, ale nie dała mu dojść do słowa.

- Nie jestem głupia i wiem, że to, co działo się dziś to jedynie początek. Wiem, że będzie o wiele gorzej, ale nic nie poprawia mi humoru jak myśl, że będę mogła przeżyć to wszystko razem z tobą.

Umilkła. Severus uniósł jedną brew i skrzyżował ręce na piersi. Przez chwilę milczeli. Jedno zawstydzone tym, co przed chwilą powiedziało, a drugie pod ogromnym wrażeniem.

- Moja lwica – mruknął i przytulił ją mocno do siebie. Zbyt długo brakowało mu obecności drugiej osoby w jego życiu, które odkąd wstąpił do szeregów Czarnego Pana było wypełnione cierpieniem i bólem. Hermiona ciągle w szoku po tym, co usłyszała po kilku minutach doszła do siebie i objęła mężczyznę w pasie, czując łzy ulgi na policzkach.

- Skąd taka zmiana? – zapytała wdychając jego zapach.

- Jestem po prostu zmęczony – rzekł obojętnie i pocałował ją w usta.

- Więc odpocznij… Molly przygotowała łóżka…

Przyłożył palec do jej ust i uśmiechnął się pobłażliwie.

- Nie fizycznie Granger – westchnął i otarł łzę z jej policzka – Nie chcę już udawać, że jesteś idiotką, której nie kocham. To zbyt męczące.

Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy dziewczyny, która rozpromieniona jak nigdy, gdy po raz kolejny wąskie usta złączyły się w namiętnym pocałunku z jej ustami. Zarzuciła mu dłonie na szyję i nie chciała puścić. Poczuł jak jej delikatne i kruche ciało przylega do niego, emanując kojącym ciepłem. Westchnął cicho przypierając ją do ściany. Z lubością wsunęła język do jego ust, by po chwili poczuć to przyjemne uczucie. Oderwał się od niej i wlepił w nią swój pusty wzrok, w którym wydało jej się, że dostrzegła jakieś uczucie.

- Nie łudź się jednak, że porzucę dla ciebie sarkazm i mój dotychczasowy image – zamruczał jej do ucha.

- Nawet bym cię o to nie prosiła Severusie – przeciągnęła jego imię w taki sposób, że aż poczuł przyjemny dreszcz na ciele – Ale będziesz się do mnie zwracał po imieniu?

Czarodziej uniósł brew wysoko i parsknął.

- Granger, to nie jest koncert życzeń.

- Warto było spróbować – zachichotała i wtuliła się w niego. Dopiero teraz w pełni poczuła radość z dnia. Zwycięstwo nie miało takiego smaku bez niego. On uważał tak samo, ale nigdy nie przyznałby się do czegoś takiego.

- Jasne Grangerrr – zamruczał i odsunął się od niej – A teraz wracaj do rudzielców. Z pewnością potrzebują twojej obecności – niechętnie skinęła głową. Miał rację. Była im potrzebna. Szczególnie Ginny. Wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek. Znów jednak przybrał maskę obojętności i stał się niedostępny. Odwróciła się i ruszyła w stronę Wielkiej Sali.

- Chociaż ja potrzebuję cię teraz bardziej – rzekł na tyle głośno by usłyszała. Przystanęła i z szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia odwróciła się do niego. Uśmiechnął się cwaniakowato.

- Oferujesz mi wspólną noc? – zapytała nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się dzieje. Serce zaczęło bić jej mocno. Policzki zapłonęły rumieńcem.

- 10 punktów dla Gryffindoru za dedukcję Granger – zironizował i przewrócił oczami. Po chwili oboje, niezauważalnie prześlizgnęli się do mniej zniszczonej części zamku, by odpocząć w swojej obecności po wrażeniach z ostatnich dni.
© Agata | WioskaSzablonów
Resurgere and Grinmir-stock